Renata Bożek: W Polsce coraz więcej się mówi o umowach śmieciowych. Czego one dotyczą?
Piotr Szumlewicz: Umowy śmieciowe odnoszą się do tych rodzajów umów, które nie dają trwałego zatrudnienia, a pracowników można zwolnić bez podania przyczyny z dnia na dzień. W tym kontekście zazwyczaj mówi się o umowach o dzieło i umowach zlecenie. W Polsce na podstawie takich kontraktów rok temu zatrudniony był co piąty pracownik i ten wskaźnik wciąż rośnie.
Ale problem prekariuszy – ludzi pozbawionych stabilnego zatrudnienia – dotyczy coraz większej liczby osób, w tym szczególnie młodych. W Polsce duże korporacje prowadzą coraz więcej staży. Młodzi ludzie za darmo lub pół darmo wykonują ciężką pracę, bez gwarancji, że później zostaną zatrudnieni. Coraz mniej stabilna jest również sytuacja doktorantów. Jeszcze niedawno przez cały okres studiów otrzymywali oni stypendium; teraz cieszą się, gdy nie muszą płacić za studia doktoranckie. Aby godnie żyć, muszą zabiegać o granty, przyznawane selektywnie i na krótki czas.
Brak stabilności dotyczy też ludzi mających umowę na czas określony. Im też trudno spokojnie myśleć o przyszłości. Obecnie w Polsce prawie 30% pracowników, czyli najwięcej w Unii Europejskiej, ma ten typ zatrudnienia. Wreszcie do prekariuszy zalicza się często osoby pracujące w mikroprzedsiębiorstwach, których w Polsce istnieje ponad 1,5 mln.
Jeżeli zsumować wszystkie te grupy, okaże się, że pojęcie prekariatu dotyczy ponad połowy pracujących.
Są też ludzie, którzy cieszą się, że dzięki umowie o dzieło mogą płacić niższe podatki. W kieszeni zostaje więcej.
To pozorna korzyść. Płacą niższe podatki, ale nie mają ubezpieczenia i grozi im głodowa emerytura. Oczywiście, są ludzie, którym odpowiada praca honoraryjna, niemniej jednak dobrze by było, aby ten typ pracy stanowił efekt wyboru, a nie przymusu ekonomicznego. Tymczasem w Polsce jest wysoki odsetek osób, które przechodzą na samozatrudnienie albo inne formy umów śmieciowych z przymusu. Ponadto umowy śmieciowe wiążą się często z opóźnieniami w wypłacie pieniędzy, niskimi stawkami za pracę w nocy czy omijaniem praw pracowniczych.
Ale przecież słyszymy, że „człowiek jest kowalem własnego losu” i jeśli w pracy mu się nie wiedzie, to jego wina.
Od wielu lat w Polsce panuje retoryka przedsiębiorczości i „pracy na swoim”. Tymczasem rzeczywistość ludzi posiadających własne firmy jest znacznie mniej różowa, niż mogłoby się wydawać. Zarobki w mikroprzedsiębiorstwach są o wiele niższe niż w sektorze publicznym i dużych korporacjach prywatnych. Nawet drobne wahania koniunktury albo opóźnienia w dostawie od podwykonawcy mogą doprowadzić taką firmę do bankructwa. Ponadto osoby posiadające własne firmy pracują o wiele dłużej niż inni zatrudnieni, a w sytuacji choroby grozi im bankructwo. W 2007 roku aż 44% samozatrudnionych pracowało ponad 50 godzin tygodniowo, a 24% ponad 60.
W Polsce dominuje ideologia indywidualnego sukcesu. Stabilne zatrudnienie w sektorze publicznym jest przedstawiane jako zbiór nudnych, monotonnych czynności. Praca „u siebie” ma się stać obszarem indywidualnej samorealizacji, miejscem, gdzie można naprawdę „być sobą”. W praktyce jednak przyjęcie tej perspektywy oznacza często akceptację dla niskich zarobków, braku stabilności i poświęcenia życia osobistego dla kariery zawodowej.
Co możemy zrobić? Jakie jest wyjście z tej patowej sytuacji?
Potrzeba nam likwidacji przywilejów fiskalnych, jakie dają pracodawcom pozakodeksowe umowy o pracę. Tylko wprowadzając jednolite oskładkowanie umów o pracę niezależnie od ich formy, przestaniemy karać tych, którzy zatrudniają na etat. Po drugie, trudno będzie cokolwiek zmienić bez wzmocnienia roli związków zawodowych. Potrzebna jest ich presja, aby pracodawcy przestrzegali przepisów. Po trzecie, państwo musi wspierać tych z nas, którym się nie powiodło i dbać o to, aby utrata pracy nie prowadziła natychmiast do ubóstwa. Wreszcie potrzebna jest zmiana postaw społecznych. Ludzie uwewnętrznili indywidualistyczne aspiracje i nawet jeżeli są one źródłem ich frustracji, wstydzą się, że nie potrafią im sprostać. Powinniśmy docenić etatową pracę pielęgniarki, opiekunki dzieci czy urzędnika na poczcie. To bardzo ważne społecznie zawody. Nie powinniśmy też się wstydzić, że bezpieczeństwo zatrudnienia i stabilna płaca są dla nas ważne. Nie każdy musi posiadać własną firmę albo być kreatywnym freelancerem.
W skróconej wersji wywiad ukazał się w grudniowym numerze miesięcznika "Olivia".