Pod względem humoru i delikatności już pierwszy numer „Prosiacka”, z grudnia 1990 roku, zaskakuje na tle innych ówczesnych zinów punkowej proweniencji. Bo swoich bliskich związków z subkulturą punk Owedyk nigdy nie krył i nie zerwał, choć niewątpliwie z biegiem lat je rozluźnił. Punkowe komiksy z początku lat dziewięćdziesiątych, drukowane w nielegalnych lub półlegalnych fanzinach, obok recenzji koncertów, manifestów różnych odłamów anarchizmu, fotoreportaży i fotomontaży, wywiadów z muzykami i aktywistami, tworzyły dosyć spójny, łatwo uchwytny typ. Były to zwykle pojedyncze rysunki lub złożone z kilku okienek paski, rzadziej – rozbudowane do kilkunastu „kadrów” historyjki. Obrazki były schematyczne, czarno-białe, o niewyrafinowanej kresce. Warstwie wizualnej towarzyszyły dymki z wypowiedziami postaci, bardzo często też pojawiał się narracyjny komentarz, wyjaśniający czytelnikowi i tak dosyć prostą fabułę, a niekiedy moralizujący w podsumowaniu opowiastki. Takie uproszczenia formalne wynikały po części z niewielkich możliwości technicznych, jakie dawał chałupniczy druk na powielaczu lub kserowanie po uprzejmości w domach kultury i innych, nielicznych instytucjach zaopatrzonych podówczas w kserokopiarki – jakość wydruku była tak niska, że nie było sensu dopieszczać estetycznie swojej twórczości (nawet tekst z trudem dawało się odczytać). Po części jednak prymitywny poziom wynikał z braku umiejętności autorów, na ogół młodych ludzi, amatorów bez wykształcenia artystycznego, postępujących odważnie w myśl punkowej zasady „zrób to sam”. Warstwa tematyczna także była ograniczona. Najczęstsze w niej tematy to antagonizmy między subkulutrami (najczęściej punkami a skinheadami), przemoc policji, klerykalizacja życia publicznego, afery polityczne i gospodarcze, globalne konflikty. Te tematy dobrze oddawały główne zainteresowania subkulturowej młodzieży, zdezorientowanej zachodzącymi w Polsce zmianami i poszukującej swojej tożsamości w więziach rówieśniczych i podobnym stylu bycia. Często były to manichejskie wizje rzeczywistości, absurdalnie wyostrzające kontrasty i konflikty. Ich tonacja wahała się od typowo punkowego katastrofizmu do idealizmu wyrażającego się w poszukiwaniach nowych sposobów życia, dróg ekspresji, niezszarganych polityką wartości.
Wszystko to można znaleźć też w kolejnych „Prosiackach”, ale stopniowo w coraz mniejszych porcjach. Najstarsze numery zdominowane są w zasadzie przez dwa zagadnienia. Pierwsze z nich to codzienne problemy punków z rodziną, szkołą, policją i innymi grupami młodzieżowymi. „Prosiak” bardziej niż inni autorzy wrażliwy był na psychologiczne aspekty wkraczania w dorosłość: poczucie wyobcowania, potrzeba znalezienia oparcia w przyjaciołach są tutaj dostrzegane i artykułowane. Bohaterami są nastolatkowie: samotni, nieśmiali, zagubieni, podatni na wpływy innych. Ich głos wciąż zagłuszają mass media, rodzice, kościół, politycy. Są też postacie zgoła odmienne: bezmyślni załoganci spod znaku jabol punka, bijący się z równie bezmyślnymi skinami i metalami o prymat na ulicy. Postać punka przygłupa, charakterystyczna dla krytyki wysuwanej ze strony dojrzalszych aktywistów, dbających o poziom intelektualny kultury alternatywnej, nie jest jednak wyszydzana; „Prosiak” raczej żartobliwie odsłania ideową pustkę ukrytą pod obowiązkowym punkowym mundurkiem. Wydaje się, że dla rysownika ważniejsze było esencjalistyczne poszukiwanie prawdy o człowieku, psychologiczne zrozumienie jego natury niż przywiązanie do muzycznych i stylistycznych emblematów. Zauważyć to można chociażby w komiksie, w którym „Prosiak” odwraca porządek kulturowych rejestrów: widzimy matkę, zatroskaną o los swego syna, który dziwnie się ubiera, spędza czas w podejrzanym towarzystwie, ciągle chodzi na koncerty i za nic ma matczyne wyrzuty. Jednakże to matka jest starą punkówą, podsuwającą synowi albumy radykalnych kapel. Tymczasem chłopak należy do subkultury „szopenistów” (taki tytuł nosi też ten komiks), chodzi do filharmonii, opowiada sobie z kolegami intelektualne anegdoty. Punkowe uniformy zastąpione zostały przez stroje stylizowane na osiemnasto- i dziewiętnastowieczne, z naszywkami w stylu „Bach not dead”.
Drugą kwestią, wysuwającą się na czoło najstarszych numerów, jest religia katolicka i kler. Widać to chociażby w kultowych okładkach, w tym chyba najbardziej znanej – numeru drugiego. Prezentuje ona znak zakazu i wyłaniającą się z niego obłą sylwetkę. Jest to oczywiste nawiązanie do logo protagonistów popularnej komedii Pogromcy duchów. Ale w tym wypadku przez ramę znaku wyziera nie zjawa, lecz ksiądz w koloratce. By nie było wątpliwości, rysunek podpisany jest „Priestbusters!”. Faktycznie, wątpliwości nie było – jak wspomina po latach Owedyk, okładka narobiła sporo szumu: „Pokazano ją w tv, przedrukowała ją bodajże «Rzeczpospolita», «Polityka», ludzie nieśli Priestbusters na transparentach podczas demonstracji antyklerykalnych, robili koszulki, ja naszywki, było czadowo”. Ostra była również okładka trzeciego „Prosiacka”, z Matką Boską Częstochowską ze zmniejszonym Wałęsą zamiast Jezusa na rękach. Wreszcie numer szósty przedstawiał odbiornik radiowy ze świńskim ryjem i jęzorem zgarniającym mózgi z koryta. Pod obrazkiem zaś znalazło się miejsce dla małej świnki z zakręconym ogonkiem, mówiącej: „też mam ryja, a się nie chwalę”.
Ewolucja krytyki kościoła idzie od częstego wśród nonkonformistycznej młodzieży początku lat dziewięćdziesiątych wojującego antyklerykalizmu do coraz bardziej śmiałych prób własnych poszukiwań religijnych i metafizycznych. Owedyk szybko zauważył, że piętnowanie obłudy, cynizmu i żądzy władzy księży było jedynie wyrazem zbiorowego oburzenia rozpanoszeniem się kleru w życiu publicznym pierwszych lat III Rzeczypospolitej. Zaczął więc drążyć głębiej, z różnymi rezultatami podejmując motywy biblijne i polemizując z dogmatami. Chyba najpełniej swój punkt widzenia rozwinął w Genesis, fantastycznej wizji stworzenia ziemi przez zadufanego w sobie, narcystycznego osobnika z nieznanej cywilizacji. Metafizyczne zainteresowania Owedyka prowadziły go też w kierunku poezji: na łamach „Prosiacka” pojawiły się wiersze Leopolda Staffa i Bolesława Leśmiana, swoich sił na tym polu próbował też sam „Prosiak”, pisząc pod pseudonimem „Lucy Fear”. Wiersze i komiksy stają się poważniejsze, gdy autor sięga po tematy miłości, śmierci, sensu życia, samopoznania – i przyznaje, że niczego nie jest pewien. Fascynujące jest mieszanie się w „Prosiacku” różnych nastrojów i zagadnień. Na jednej stronie twórca na krzywy ryj występuje przeciwko klerowi, by na następnej oddawać się zagadkowym, surrealistycznym niemal wizjom.
Wreszcie „Prosiacki” zmieniają się bardzo pod względem artystycznym. „Prosiak” krytykował prymitywny styl, dominujący wśród komiksiarzy o punkowym rodowodzie. Korzystał z wzrastających możliwości technicznych, dzięki którym w drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych mógł już publikować dopracowane estetycznie prace. Uwidoczniły się umiejętności Owedyka, absolwenta liceum plastycznego w Katowicach. Pojawiły się nowe motywy, wzbogacające zawartość śmietnika symbolicznego, wedle określenia antropolożki Barbary Fatygi, kreowanego przez wielość wątków i tropów kultury młodzieżowej. Szczególną radość wydaje się sprawiać rysownikowi zabawa przedstawieniami świni – nazwa zina odnosi się wszak parodystycznie do popularnej postaci Prosiaczka. „Prosiacki” pozostają nieśmiałe, lękliwe, marzycielskie i przewrażliwione, ale jednocześnie zyskują zadziorność, punkowy sznyt, przeobrażają się w groźne dzikie świnie. Z kultury popularnej Owedyk sięga też po Muminki, Myszkę Miki, krasnoludki, często wykorzystuje stylistykę science-fiction. Zapożyczeniom nie ma końca, lecz wspólny jest im ironiczny stosunek autora do wyrywanych z kontekstu przestawień czy bohaterów. Oryginalnym cyklem „Prosiaka” są zaś Bajki urłałckie, dowcipnie opowiadane historie o nieraz absurdalnym zakończeniu.
Zbiór przygotowany przez Kulturę Gniewu nie tylko gromadzi wcześniejsze numery. Są tu zebrane także drobne prace – komiksy, rysunki, okładki płyt – jakie wykonał Owedyk dla wielu niszowych pism i dla przyjaciół. Ciekawe klamry tej twórczości nadają wstęp Dariusza „Ex perta” Eckerta, autora zina „Litera”, muzyka Ustawy o Młodzieży i Inkwizycji oraz posłowie Marcina „Martina Edena” Kornaka, autora zina „Kanaloza” i redaktora „Nigdy Więcej”. Obu wiążą z Owedykiem bliskie relacje, obaj wielokrotnie udzielali się na łamach „Prosiacka”, a i „Prosiak” nieraz skrobnął coś do ich gazetek (wspomniane Genesis to dzieło inspirowane właśnie przez „Martina Edena”). Dzięki temu antologia staje się ważnym świadectwem kultury alternatywnej ostatniej dekady XX wieku, a czytelnik poznaje bliżej twórcę komiksów, ukrywającego się za maskami bohaterów i pseudonimami artystycznymi. Trudno nie ulec urokowi tak niecodziennego spotkania.
„Prosiacek 1990–2010”, scenariusz i rysunki Krzysztof „Prosiak” Owedyk. Kultura Gniewu, Warszawa 2010.
Xawery Stańczyk
Tekst ukazał się na stronie internetowej Literatki.com (www.literatki.com).