Strzępkę i Demirskiego nie interesuje rekonstrukcja historyczna, zastanawiają się nad znaczeniem historycznego wydarzenia we współczesnej, oficjalnej wersji historii. Dzięki rabacji powraca temat chłopskiego pochodzenia społeczeństwa. Nawiązując do nazwy sezonu teatralnego w wałbrzyskim Teatrze Dramatycznym, można powiedzieć: „znamy, znamy” do kwadratu, ale tym razem temat ten pojawia się on w niewygodny sposób, w aurze horroru.
Strzępka i Demirski nie chcą jednak stawiać się w pozycji ofiar – rok 1846 jest niewygodną dla XIX wieku datą rozdzielającą dwa powstania. Rabacji towarzyszyły nie wzniosłe ideały narodowe, lecz interes ekonomiczny i chęć osobistej zemsty. Można powiedzieć, że ich projekt jest czymś w rodzaju Niesamowitej Słowiańszczyzny – o ile Janion próbowała opowiedzieć alternatywną historię Polski „skolonizowanej” przez pryzmat pogańskiej Słowiańszczyzny, Strzępka i Demirski szukają na innym polu – zaanektowanym przez mesjanistyczną dumę i narrację o wyjątkowych cierpieniach i zasługach wynikających ciągle z kompleksów wobec Zachodu.
Na scenie dominuje metalowa konstrukcja – solidna, ale kanciasta, całkiem niepraktyczna. Z jednej strony leżą ułożone w stos stare krzesła biurowe, z drugiej resztki ścianek z drzwiami. Na środku ustawiony stary drewniany stół, z tyłu rozwalająca się kanapa, łóżko i lodówka. Śnieg zalegający na całej scenie usiany niebieskimi banknotami euro średniego nominału. Jeszcze tylko trochę folii, zwisające z sufitu krwistoczerwone kotary i sztuczna mgła, żeby spotęgować nastrój grozy.
Akcja przemieszcza się swobodnie między rokiem 1846, 1848 (zniesienie pańszczyzny w zaborze austriackim), 2012 i 2021. Jakub Szela spotyka na scenie Howarda Wagnera ze Śmierci komiwojażera, arystokratkę z wbitymi w plecy widłami, zwolnionego właśnie z pracy dyrektora marketingu, parę artystów starających się o kredyt. Aktorzy przechodzą płynnie z jednej roli w drugą. Językowi, którym się posługują najbliżej chyba do Dnia świra z charakterystycznymi inwersjami, powtórzeniami, pomyłkami i kliszami (czasem tylko przechodzi on w stylizowaną chłopską mowę). Podobnie jak w przypadku filmu Koterskiego podstawą są zjawiskowe teksty, które nadają się od razu do cytowania; żart jest celny i nie omija nikogo, zaś tonacja serio niebezpiecznie przeziera zza gagów.
Strzępka i Demirski nie idealizują Jakuba Szeli – nie łagodzą jego okrucieństwa, starają się jednak polemizować z obrazem rabacji jako nieukierunkowanej eksplozji przemocy, zainspirowanej przez władze austriackie, a której celem była tylko prywatna zemsta. Przyczyna tkwiła głębiej – w patologii systemu.
Cel tych zabiegów jest prosty – żeby Szela nie kojarzył się wyłącznie z widmem z Wesela, ale z Jasieńskim (chociażby): „Gdyby nawet Szela historyczny nie istniał, to, w interesie o cały świat świadomości klasowej wzbogaconej kultury polskiej, należałoby go wymyślić. Gdyby Szela istniejący nie był bohaterem, to i wówczas, w imię męczeńskiej epopei krzywdy chłopskiej, należałoby go dźwignąć na wyżyny heroizmu. Tym bardziej, skoro istniał i skoro posiada wszystkie cechy bohaterstwa, obowiązkiem naszym jest go ożywić. Niechaj i tym razem uczyni to poezja, od wieków do tego powołana” . U Demirskiego Szela nie jest do końca heroiczną postacią – jego życiorys wpisany jest w schemat pasji ze stacjami oznaczającymi upadki bohatera. Jej zwieńczeniem jest ostra mowa pogrzebowa skierowana wprost do premiera i widowni.
Perspektywa historyczna jest ciągle przez realizatorów przybliżana. Pańszczyzna została przetłumaczona na zobowiązania kredytowe. W artykule Andrzeja Lubowskiego Te krochmalone kołnierzyki z jednego wrześniowych numerów „Polityki” zachęcający do przeczytania nagłówek brzmiał: Banki są jak wampiry? . Zwraca uwagę znana retoryka przywołująca figurę krwiopijcy – Strzępka i Demirski podpisaliby się pod tym stwierdzeniem (zamieniając znak zapytania na wykrzyknik), jak i refleksją o chorobie systemu bankowego (będącej symptomem większych problemów), na który nie ma lekarstwa.
Jest inna recepta na ten nierozwiązywalny problem – przemoc (żeby nie brzmiało to abstrakcyjnie, warto przytoczyć cytat z Lubowskiego: „Oczywiście, Grecja nie wypowie Niemcom wojny, ale w którymś momencie, niekoniecznie odległym, społeczne koszty zaciskania pasa – a póki co, wyłącznie o takich się mówi jako remedium na kryzys – wywołać mogą społeczny gniew i opór na skalę większą niż ateńskie demonstracje”). Spektakl Strzępki i Demirskiego wpisuje się w rozważania na temat możliwości stosowania bezpośredniej siły w warunkach demokracji. Przywołuje to na myśl rozważania Žižka z komentarzy do pism Robespierreʼa, który stara się dać nową wykładnię historyczną, gdzie terror jakobiński był niezbędnym etapem kształtowania się demokracji . Žižek pyta, czy nie potrzeba współcześnie takiej emancypacyjnej logiki. Podobnie radykalni są Strzępka i Demirski. Nie wystarczy wpisać w kalendarz świąteczny dzień upamiętniający rabację – teatralne egzorcyzmy nie zmienią Szeli w Scroogeʼa. Patrząc z tej perspektywy można – na wyrost – powiedzieć, że rabacja jest polskim odpowiednikiem Rewolucji Francuskiej, aktem fundującym demokrację.
Strzępka i Demirski są świadomi niewielkiej bezpośredniej siły oddziaływania teatru – podkreślają umowność konwencji, autoironię, konwencję buffo; to, co próbują zrobić, to pokazać alternatywę wobec dominującego języka, którym mówi się nie tylko o polityce historycznej, ale i współczesnej sytuacji politycznej i ekonomicznej.
Może zatem Jakub Szela nie jest nawiedzającym nas złym duchem, ale może to my jesteśmy koszmarem, który nawet nie śnił się Szeli?
Tak czy inaczej, spektakl Strzępki i Demirskiego to rodzaj teatru agitacyjnego – pytanie, czy ta Opowieść wigilijna (W imię Marksa), jak chciałoby się powiedzieć, przywołując rozważania Althussera, nie okaże się mieć siły rażenia przedstawienia jasełkowego. Żeby nie wylać dziecka z kąpielą – energia całego zespołu aktorskiego przypomina wałbrzyskie spektakle, zaś pytania stawiane przez Strzępkę i Demirskiego są równie niewygodne.
„W imię Jakuba S.” Pawła Demirskiego; reżyseria: Monika Strzępka; scenografia: Michał Korchowiec. Teatr Łaźnia Nowa, Teatr Dramatyczny. Premiera warszawska: 18 grudnia 2011.
Marcin Bogucki
Recenzja ukazała się na stronie internetowej pisma "Res Publica Nowa" (www.publica.pl).
Fot. Bartłomiej Sowa