Radosław S. Czarnecki: Źle ma się (nasz) kraj

[2012-05-21 09:53:26]

Czyli polskie refleksje nad testamentem Tony’go Judta



Społeczeństwa podzielone skrajną nierównością są też niestabilne
Tony Judt



Kiedy można rzec, że „źle ma się kraj”? (to udana i adekwatna do sytuacji dzisiejszej Polski moim zdaniem parafraza tytułu bestselleru z 2011 r. anglosaskiego intelektualisty Tony’ego Judta „Źle ma się kraj”). Czy alienacja władzy ze społeczeństwa, elit od „gawiedzi”, merytokracji w stosunku do ludu jest dostatecznym powodem dla takiego stwierdzenia? A czy to jest nad Wisłą i Odrą problem społeczny? Pewnie tak. Ale to efekt określonych decyzji podjętych przez rządzących nami polityków, jak również klimatu medialnego stworzonego przez gros polskiego mainstreamu. Co prawda apogeum arogancji władzy (czy - elity rządzącej Polską) miało miejsce w czasach umownie zwanych IV RP, ale tak prawdę mówiąc to po 1989 r. prawie wszystkie ekipy pracowały usilnie w tym temacie – w przedmiocie rozerwania łączności i typowej alienacji elit od reszty społeczeństwa, w budowie modelu pouczania społeczeństwa ex cathedra przez… No właśnie, przez kogo i z jakiego tytułu?

Stosunek dzisiejszej ekipy rządzącej Polską i Polakami do „ludu” w materii zmian w systemie emerytalnym jest zasadniczym przykładem na arogancję, paternalizm, alienację władzy ze społeczeństwa. To klasyczne potwierdzenie wyżej sformułowanej tezy.

Najlepiej oddaje ów problem – i efekty tego procesu – powiedzenie znakomitego przedstawiciela elit i kontestatora rzeczywistości PRL-u, reżysera K.Kieślowskiego, konkludujące iż „…. osiągnęliśmy wszystko, ale widzę iż nasze osiągnięcia zamieniły marzenia w satyrę”. I na pewno – chodzi o kontekst tej wypowiedzi – nie miał On na myśli za przyczynę takiego stanu rzeczy brak sekowania i eliminacji prawdziwych (bądź rzekomych) komunistów z życia publicznego.

Transformacyjne sprawowanie rządów to przede wszystkim zastosowanie zasady, że ten wygrywa wybory (i ten rządzi) kto ma TV (pośrednio – przychylne media). Równoprawny i partnerski dialog ze społeczeństwem nigdy nie istniał, nie było go, a jak próbowano tę demokratyczną oraz obywatelską zasadę zastosować w praktyce to sprowadzał się on do formy kazania z ambony (tak jak w polskim Kościele katolickim: proboszcz mówi – wierny słucha – zwykła, tutejsza, kultywowana i wynoszona pod niebiosa tradycja). Tym elitom to pasuje – oświecony Pan mówi, ciemny lud słucha. Czysty feudalizm.

Ale przypadków takiego zaprzaństwa, takiego oderwania elity od zamiarów i marzeń ludu, który je wyniósł do władzy zgodnie z nośnymi hasłami głoszonymi przez owe elity (dla owego ludu), takiej hipokryzji, kabotyństwa i faryzeizmu było w dziejach Zachodu bez liku: to w zasadzie – rzec by można –standard. To nie tylko polska przypadłość i współczesna rzeczywistość. To np. Thomas Jefferson (1743-1826), trzeci Prezydent USA i jeden z twórców Deklaracji Niepodległości (projekt jego autorstwa – został ostatecznie wykreślony – zakładał potępienie niewolnictwa) i jego 200 niewolników (pozostających w poddaństwie do ostatnich godzin życia Jeffersona), a był on przecież fanatycznym zwolennikiem idei Oświecenia i jego podstawowej dewizy „liberte, fraternite, egalite !”: to Jacques-Nicholas Billaud-Varenne (1756-1819) jakobin, lewicowy radykał, zwolennik Robespierre’a i... Termidorian, deputowany do Konwentu i członek Komitetu Ocalenia publicznego, deportowany później do Gujany za ekstremizm. Jak zauważa J.Ziegler („Nienawiść do Zachodu” – szwajcarski dyplomata i publicysta – Billaud-Varenne jako komisarz ds. kolonii kazał gilotynować opornych plantatorów, którzy nie chcieli wyzwolić swych niewolników. Po 1803 roku (przywrócenie niewolnictwa przez Napoleona) zakupił w Gujanie hacjendę Orvillers z wielkimi obszarami pól uprawnych – trzcina cukrowa – by żyć z wyzysku …… niewolniczej pracy Afrykanów sprowadzonych z Czarnego Lądu do Nowego Świata (znany był z licznych gwałtów na czarnoskórych kobietach, będących - jak uważał - jego własnością): kolejnym przykładem „… zdrady własnych ideałów może być inny reprezentant Konwentu na Antylach Victor Hughes”. W imieniu Konwentu zmuszał plantatorów do uwalniania niewolników - liczne wyroki śmierci wobec opornych – gdy „jednak Rewolucja upadla, a niewolnictwo zostało przywrócone również Hughes zmienił poglądy. Powrócił na Gwadelupę (…) by kupić posiadłość ziemską z niewolnikami”. Do śmierci - jako arcybogaty haciendado – zarządzał olbrzymim majtkiem i wielką ilością niewolników.

Jak mówi czołowy przedstawiciel liberalizmu europejskiego – w klasycznym stylu – I.Berlin („Dwie koncepcje wolności”), najgorszą niewolą jest paternalizm …. A on zazwyczaj stanowi genezę takich zachowań, takich postaw, takiego myślenia, takiej zaprzańskiej, obłudnej i faryzejskiej elity.

„Wolność jest zawsze wolnością” – pisze T.Judt. Jednak jeśli moja wolność nie zatrzyma się pół kroku przed wolnością drugiego człowieka będziemy mieli do czynienia z nieuzasadnionym wtargnięciem do wnętrza „Innego”, z podeptaniem jego godności. A tą wolnością jest przede wszystkim pluralizm poglądów. Wyznawanych i dostępnych jednostce. Gdzie są (i czy są w ogóle) granice wolności – ten dylemat lewicy z „młodego Marksa” (ale także z F.Engelsa – „Pochodzenie rodziny, własności i państwa”) dotyczy wszystkich uczestników demokratycznego życia publicznego bez względu na zasługi, pozycję i minione intelektualne przewagi. Elity, merytokracja, autorytety, samo dzierżawni i auto-kreatywni rządcy dusz - oni winni wszyscy to bezwzględnie wiedzieć. Zwłaszcza z tytułu i w imię haseł – tych od moralności, etyki, wolności, demokracji, swobód jednostki – które drzewiej głosili owemu ludowi. I które mają niby stanowić rudymenty kultury i cywilizacji Zachodu.

U nas w Polsce miejsce elit wyznaczała zazwyczaj idea „opiekuna spolegliwego” autorstwa prof. T.Kotarbińskiego – tyle, że to norma i przypadek tyle co zapomniane jak i skrzętnie dziś przemilczane, z różnych zresztą, najczęściej cynicznych i serwilistycznych, pobudek. Warto do tej idei i pomysłów wybitnego polskiego uczonego sięgnąć. Ale ateizm tak jak i lewicowość są dziś w naszym kraju, wśród owych elit, passe.

I jeszcze raz T.Judt: „Prawdziwy problem przed którym stanęliśmy po roku 1989 nie polega na tym co myśleć o komunizmie. Wizja totalnej organizacji społecznej – fantazja ożywiająca utopistów od Sidneya Webba do Lenina, od Robespierre’a do Le Corbusiera – legła gruzach. Jednak pytanie jak mamy się zorganizować dla wspólnego dobra wciąż pozostaje równie ważna”.

Lekcja która wynika z roku 1989 brzmi następująco: nic nie jest trwałe ani konieczne, nic nie jest nieuniknione i dogmatyczne. To samo więc – jak ideologię komunistyczną – spotka dzisiejsze paradygmaty neoliberalnego chowu i zachłyśnięcie się (jak zawsze u nowo-nawróconych czy konwertytów różnej maści) polskich elit mainstreamowych chicagowską szkoła ekonomiczną (i wszystkim w życiu społecznym co z niej wynika), prostackimi rozwiązaniami organizacji społeczeństwa wyciągniętymi (jak królik z kapelusza prestidigitatora) z torebki Margaret Thatcher czy myślą polityczną o korzeniach hollywoodzkich i z epoki makkartyzmu a’la Ronald Reagan. A są to dogmaty na miarę kościelnych – i na ich miarę są głoszone ludowi jako prawdy niezmienne (lud jest katolicki od wieków, a na dodatek nie przeszedł klasycznej Reformacji i Oświecenia w stylu zachodnim, tym łacniej jest podatny na taką prostą i bezrefleksyjną argumentację, na takie „pranie mózgów”).

Dziwnie milczą te polskie elity i autorytety moralne, publicyści i spece od pouczania mas wobec clou myśli thatcherowskiej ideologii mówiącej, że „coś takiego jak społeczeństwo nie istnieje. Istnieją tylko wolne i przedsiębiorcze jednostki orz rodziny”. Jak związek zawodowy mógł poprzeć w ogóle taką ideologię, taką politykę społeczną, takie rozwiązania? Zwykła aberracja!

Papież Aleksander VII (1655-67) podczas audiencji ambasadora hiszpańskiego rzekł doń, iż „…Zły katolik jest zawsze lepszy od dobrego heretyka”. Zupełnie w analogicznym tonie zabrzmiał 350 lat później, nad Wisłą, schlagwort wypowiedziany autorytatywnie przez jedną z czołowych opozycjonistek z czasów PRL-u i prominentną reprezentantkę środowiska tzw. warszawki (czyli środowisk opiniotwórczo-mainstreamowych) Ewę Milewicz, dziennikarkę „Gazety Wyborczej”, a brzmiący „…że lewicy postkomunistycznej w Polsce mniej wolno”.

Jeżeli jednemu - na dodatek posiadającemu mandat wyborczy, mandat ludzi uczestniczących w demokratycznych wyborach, obywateli Polski - wolno mniej, to tym samym innemu można więcej. To proste i jasne przesłanie wynikające z obu, przedzielonych 3,5 wiekami historii, zacytowanych tu, wypowiedzi. To po co się dziś dziwić nad prawicowym i quasi-faszystowskim wiatrem wiejącym przez polską świadomość kiedy tolerowano je dawniej w imię wydumanych korzyści politycznych, pseudo-narodowej jedności bądź anty-komunizmu?

Większość grzechów leżących u istoty patologii i wypaczeń demokracji w III RP, których współcześnie doświadczamy, leży właśnie u źródeł mentalnych tego schlagwortu oraz w cieniu przytoczonej wypowiedzi barokowego i zarazem kontrreformacyjnego (z tymi pojęciami wiążą się nie tylko estetyczno-religijne ozdobniki, lecz przede wszystkim niesione przez nie intelektualne, kulturowe, polityczne i społeczne konotacje) Ojca Świętego – streścić je można pokrótce w taki oto sposób: głupi opozycjonista z okresu PRL-u (lub ktokolwiek kwalifikowany do takiej kategorii) jest zawsze lepszy a priori od mądrego komunisty...

To przecież jawny trybalizm plemienny, myślenie klanowe, przed którym przestrzega, który gromi oraz ośmiesza sir K.R.Popper w wiekopomnym dziele – które na pewno Ewa Milewicz i jej współtowarzysze walki z komuną wielokrotnie studiowali i na nim się wspierali ideowo – zatytułowanym „Społeczeństwo otwarte i jego wrogowie”.

To również jasna antyteza w stosunku do nauk sir K.R.Poppera o korzeniach totalitarnych ideologii europejskich, wywodzących się jego zdaniem z dorobku Platona, Hegla i Marksa.

Żyję dostatecznie długo aby pamiętać czasy poprzedniego, minionego ustroju. Dzisiejsze nastroje społeczne, stosunek ludu do władzy - pod pojęciem „ludu” rozumiem obywateli nie zaliczanych do merytokracji, do pracowników „korporacyjnych”, do menedżerów bądź rekinów biznesu czy bankowości, ale zatrudnionych w hipermarketach, w powstałych w Polsce jak grzyby po deszczu firmach (i firemkach) ochrony, podmiotach gospodarczych zajmujących się sprzątaniem czy będących najpospolitszym outsorsingiem (najszerzej pojętym) – porównać mogę śmiało do atmosfery końca lat 70-tych: coś wisi w powietrzu, ale jeszcze nie wiadomo co. Społeczeństwo ponownie o „rządzących” mówi „per” – ONI, a to zapowiada zmiany.

Analogię z okresem PRL-u, zwanym „późnym Gierkiem” widzę osobiście jeszcze w jednym aspekcie – po EURO-2012 należy się spodziewać wielu rozpoczętych i nieskończonych (popularnie mówiąc – „rozgrzebanych”) inwestycji. Środki z UE na EURO się skończą, trzeba będzie spłacać kredyty za inwestycje rozpoczęte etc. To również jakaś paralela z II połową lat 70-tych XX wieku w Polsce.

No i napięty niesłychanie budżet państwa, rozbudowana biurokracja – to wszystko dziwnie przypomina tamte czasy.

Niech tylko nikt nie argumentuje, iż to czasy demokracji, wolności, suwerenności itd. Niech tylko taka osoba popatrzy ilu Polaków uczestniczy każdorazowo w podstawowym akcie demokracji – akcie wyborczym?!

I to jest clou, esencja, sedno współczesnego polskiego życia publicznego. Bardzo złej zresztą jakości. No i tego klimatu niosącego w sobie zarodniki zasadniczych zmian, znamiona przewartościowań, zapowiedzi przewrotu.

Prawidłowa diagnoza, właściwe opisanie przyczyn takiego stanu rzeczy, dojście do źródeł, a dopiero potem terapia – dekonstrukcja czyli odsłonięcie, do bólu, do bólu – nawet o istocie i dziejach tzw. I-szej >Solidarności< (1980-81) jest koniecznością, gdyż każda demitologizacja jest w gruncie ozdrowieńcza. Mówili (i protestowali, ale ich głos nie był dostatecznie słyszalnym) o tych przykrych i wracający dziś nie tylko echem faktach zarówno A.Małachowski jak i J.J.Lipski, reprezentanci lewicy „solidarnościowej”.

Czy w samej tej rewolucyjnej idei i organizacyjno-strukturalnych rozwiązaniach nie było immanentnego anarchizmu, bigoterii, złej dewocji, romantycznego chaosu wiodących społeczeństwo ku manowcom kontrreformacji (ze wszystkimi patologiami z tym związanymi) oraz efektom społeczno-polityczno-historycznym zaszłymi po niej ? Czy to co dziś panuje nad Odrą, Wisłą i Bugiem nie jest formą kontrreformacji i społecznym zarazem regresem ? I dlatego uważam, że „źle ma się (ten) kraj”. I źle mu można wróżyć. Bo czy w kraju nie-oświeconym, religianckim (właśnie w kontrreformacyjnym stylu), zacofanym, z feudalnymi i ciemnymi elitami może istnieć (i zwyciężać – nie tylko wyborczo, ale przede wszystkim mentalnie, kulturowo i programowo) europejska, nowoczesna, świadoma lewica ? Mocno w to należy wątpić.

T. Judt zauważa, że w „czasach złotego wieku kapitalizmu” (lata 50-te, 60-te i 70-te XX wieku) - określenie ukute przez brytyjskiego historyka Erica Hobsbawma („Wiek skrajności”) - debaty toczono w moralizatorskim stylu. „Bezrobocie – najbardziej paląca kwestia w USA, Wlk.Brytanii i Belgii; inflacja - budząca największy lęk w Europie Środkowej; tak niskie ceny produktów rolnych (Włochy i Francja), że zdesperowani rolnicy opuszczali ziemię zasilali szeregi ekstremistycznych partii – to nie były tylko kwestie gospodarcze. Wszyscy od księży po świeckich intelektualistów widzieli w nich sprawdzian etycznej spójności społeczeństwa”. Po prostu wszyscy wierzyli w państwo. Czyli
w zbiorowość, kolektyw, wspólnotę.

Dziś to pojęcie uosabia stetryczenie, zapóźnienie, zaścianek i samo zło. Tak przynajmniej tę kwestię arbitralnie i dogmatycznie próbują przedstawić rządzące nami elity.

Ale państwo to zbiorowość, wspólnota, bonum communae – to nic innego jak MY: naród, społeczeństwo i obywatele. Człowiek uczłowieczył się z małpy dzięki m.in. społecznemu, kolektywnemu, solidarnemu bytowaniu oraz działaniu. O tym się nad Wisłą i Odrą zapomniało (i o wielu jeszcze rudymentach cywilizacyjno-kulturowych Zachodu) więc dlatego „źle ma się (ten) kraj”.

Radosław S. Czarnecki


drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca

Więcej ogłoszeń...


24 listopada:

1957 - Zmarł Diego Rivera, meksykański malarz, komunista, mąż Fridy Kahlo.

1984 - Powstało Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych (OPZZ).

2000 - Kazuo Shii został liderem Japońskiej Partii Komunistycznej.

2017 - Sooronbaj Dżeenbekow (SDPK) objął stanowiso prezydenta Kirgistanu.


?
Lewica.pl na Facebooku