Maciej Dariusz Ociepka: Co się wydarzyło 5 września przy Hożej 1?

[2012-09-07 12:05:54]

W roku 2004 kamienicę przy ulicy Hożej 1 w Warszawie przejęła spółka „Dore”. Od chwili przejęcia – jak twierdzą lokatorzy i środowiska samopomocy lokatorskiej – mieszkańcy byli nieustannie nękani i zastraszani przez pracowników spółki „Dore” oraz wynajętych ochroniarzy. Między innymi, którejś nocy został podłożony ogień w części parterowej klatki schodowej, innym razem ktoś zakręcił wodę, później gaz (lokatorzy zgodnie twierdzili, co później potwierdziły odpowiednie instytucje, że opłaty uiszczane były bez opóźnień).

Okazało się również, że spółka naliczała fikcyjnie zadłużenie (lokatorzy sukcesywnie opłacali czynsz zgodnie z umową w całościowej a nie częściowej wysokości należności), jednak po interwencji jednej z lokatorek -pani Iwony - sąd orzekł, że długi są fikcyjne i umorzył jakiekolwiek roszczenia finansowe spółki „Dore” wobec pani Iwony.

Pani Iwona za radą prawnika przyznanego z urzędu, nie chcąc już dłużej być nękaną i szykanowaną, postanowiła pójść na ugodę z właścicielem kamienicy, występując o przyznanie lokalu socjalnego. Został on przyznany, a sąd orzekł eksmisję, pomimo faktu, iż ówcześnie odrzucił wszelkie roszczenia finansowe właściciela kamienicy.

Jednak jak się okazało, lokal przyznany przez dzielnicę Śródmieście okazał się nie spełniać podstawowych standardów. Standardów w sytuacji, kiedy mamy do czynienia z osobą II grupy inwalidzkiej mającej problem z poruszaniem się, wymagającej ciągłych zabiegów. Kawalerka o powierzchni mieszkalnej 15m/2 bez możliwości przedzielenia jej na dwa pomieszczenia (pani Iwona mieszka wraz z 22letnim synem, który się nią opiekuje), w istocie nie spełniał podstawowych warunków – w tej trudnej sytuacji życiowej.

Pani Iwona postanowiła więc złożyć odwołanie od decyzji zarządu dzielnicy w sądzie administracyjnym. Niestety, dla pani Iwony wydawałoby się naturalny i w pełni logiczny tryb administracyjny, nie okazał się być sprzężony z sądowym komornikiem, który nie czekając na wyrok sądu przystąpił do egzekucji wyroku.

25 kwietnia 2012 roku, komornik postanowił przystąpić do czynności eksmisyjnych lokalu pani Iwony. Tego dnia, ówcześnie zaalarmowane przez panią Iwonę środowiska lokatorskie, sympatycy, przyjaciele, ówcześnie eksmitowani z kamienic sąsiadujących byli lokatorzy oraz szerokiej gamy aktywiści polityki społecznej stawili się tłumnie w kamienicy przy ulicy Hożej 1. Stosując tzw. „bierny opór” i tzw. „siting” nie dopuścili komornika do wykonania egzekucji. Prosząc w międzyczasie by ten odstąpił od wykonania czynności, wykazując tym samym zrozumienie dla zaistniałej trudnej sytuacji i spokojnie poczekał na wyrok sądu administracyjnego. Komornik okazał się być głuchym na apel osób protestujących i wezwał policję, która w liczbie około 20 jednostek służb prewencji stawiła się na wezwanie rzeczonego. Po kilkudziesięciu minutach pertraktacji, słownych utarczek, lekkich przepychanek, kilku ewidentnych prowokacji - policja konstatując, że nie ma szans by komornik dokonał czynności eksmisyjnych wycofała się, koncentrując wszystkie swoje siły na zewnątrz budynku. Znamiennym jest fakt, że tego dnia w środku budynku znajdowało się kilku parlamentarzystów którzy swoją aktywną obecnością postanowili wesprzeć rację pani Iwony. Nie bez znaczenia dla wydarzeń późniejszych jest również to, że wszystkie stołeczne media były obecne w środku kamienicy. Po godzinie od wycofania się policji komornik po dalszych naleganiach i prośbach protestujących uległ i odstąpił od czynności eksmisyjnych.

Wydawać by się mogło, że sprawa za chwilę znajdzie swój szczęśliwy finał. Procedura swoje musi trwać, więc pani Iwona może sobie mieszkać wraz z synem do czasu ogłoszenia wyroku sądu administracyjnego w sprawie dotyczącej apelacji. Po niedługim czasie okazać się miało jak bardzo byliśmy w błędzie.

Sąd administracyjny wyznaczył rozprawę na grudzień 2012 roku. I znów nie czekając wynik rozprawy, ten sam komornik postanowił być nadgorliwcem, a może działał na polecenie sił zewnętrznych, tego nie wiem -wyznaczył eksmisję na 5 września 2012 roku. 16 sierpnia jeden aktywista „Komitetu Obrony Lokatorów” poinformował za pośrednictwem dostępnych mu wszelkich środków o spodziewanej kolejnej eksmisji lokalu pani Iwony. Postanowiliśmy działać, skrzyknęliśmy się na jednym z portali internetowych i rozpoczęliśmy przygotowania do kolejnej blokady nielegalnej eksmisji.

5:15 rano 5 września 2012



Pojawiłem się o godzinie 5:15 pod drzwiami do kamienicy przy ulicy Hożej 1. Ucieszyłem się widząc, że pomimo tak wczesnej godziny na miejscu zjawiła się dość liczna grupa rozlicznych społecznych aktywistów i aktywistek. Niestety odwracając głowę w prawo zauważyłem też 5 wozów policyjnych i grupę policjantów służb prewencji dyskutujących dość głośno nie dalej jak 50 metrów od kamienicy. Po zorientowaniu się w sytuacji, doszedłem do wniosku, że czas odwiedzić panią Iwonę i rozpytać o postęp w sprawie sądowej oraz wszelkich innych kwestiach dotyczących samej eksmisji. Jakież było moje zaskoczenie, gdy po wpisaniu kodu – drzwi nie otworzyły się. Zapytałem zgromadzonych czy ktoś coś wie na temat zmiany kodu, uzyskałem odpowiedź przeczącą. Coś mnie tknęło, by pchnąć lekko drzwi po wpisaniu kodu i to był strzał w dziesiątkę. Drzwi nie ustąpiły, gdyż okazało się, że coś je trzyma, blokuje od wewnętrznej strony. Szybka narada w grupie osób wyłoniła decyzję o próbie pozbycia się blokady. Na początku siłowo. Po wpisaniu ponownie kodu pchnęliśmy drzwi silniej, aż rozległ się odgłos czegoś upadającego na ziemię, co się później okazało, był to źle zamontowany łańcuch blokujący drzwi, który założyli ochroniarze wynajęci przez spółkę „Dore”. To była prowizorka mająca nas odstraszyć, a przede wszystkim uniemożliwić nam wejście na klatkę schodową i rozpoczęcie przygotowań do blokady. Na odgłos upadającego łańcucha na ziemię podbiegli policjanci „wzywając do zaprzestania niszczenia mienia”. Odpowiedziałem, nadbiegającemu policjantowi, że jestem umówiony z panią Iwoną ( co było prawdą), ale nie mogę się dostać do środka bo coś bądź ktoś blokuje drzwi. I bardzo proszę o umożliwienie mi wejścia do środka, gdyż nie ma żadnej absolutnie żadnej przesłanki świadczącej o tym, że nie mogę tego zrobić – słowem nie jest to zakazane prawem. Usłyszałem, że mogę zaraz zostać posądzony o niszczenie mienia i żebym się cofnął. Cofnąłem się. Rozpoczęła się dyskusja. Wykorzystując nieuwagę policji jakimś cudem, komuś udało się otworzyć drzwi i jak na hasło o pospolitym ruszeniu wdarliśmy się do środka biegnąc ile sił w nogach do lokalu pani Iwony widząc kątem oka jak za nami reszta aktywistów i zwykłych przechodniów którzy postanowili nam pomóc jest łapana i wyprowadzana na zewnątrz. Po chwili w lokalu pani Iwony, która słysząc że nadbiegamy otworzyła drzwi do swojego mieszkania, znalazło się 16 aktywistów i aktywistek. Natychmiast je zamknęliśmy na wszelkie możliwe spusty. Wyglądając przez okno zauważyliśmy, że policja odgradza kamienicę od ulicy taśmą policyjną i ustawia kordon. Wtedy zrozumieliśmy, że to skrzętnie przygotowana akcja policyjna a nie przypadek. Policja bowiem powinna pojawić się na wyraźne wezwanie komornika gdyby się okazało iż nastąpiła niemożność przeprowadzenia czynności egzekucyjnej, a nie przybyć przed nim. Widząc przez okno, że nadciągają kolejne posiłki służb prewencji policji, postanowiliśmy zabarykadować się w środku. Wykorzystaliśmy ciężką, masywną szafę i wszelkie ciężkie przedmioty do barykady po uprzednim uzyskaniu przyzwolenia od pani Iwony. Barykada wydała nam się na tyle solidna, że spokojnie opuściliśmy przedpokój i udaliśmy się do małego pokoju w głębi korytarza skąd mogliśmy obserwować sytuacje na zewnątrz. Ku naszemu zadowoleniu, z chwili na chwilę pomimo wczesnej pory przybywało coraz więcej aktywistów i aktywistek z transparentami, przechodniów, zwykłych gapiów. Po szybkiej naradzie co robić dalej postanowiliśmy w pełni zgodni, że absolutnie nie będziemy używać żadnej przemocy, jedynie stosować bierny opór. Podczas tej narady zamontowaliśmy megafon na parapecie i rozwiesiliśmy transparent z hasłem „miasto to nie firma”. Za pośrednictwem mikrofonu i tuby zaczęliśmy informować zgromadzonych przed kamienicą o sytuacji prawnej pani Iwony. Tłum aktywistów ale też zwykłych przechodniów zaczął skandować „odstąpcie!” , „odstąpcie!” Poszerzyliśmy naszą kampanię informacyjną o sytuacje analogiczne w innych punktach Warszawy, które całkiem niedawno miały swój tragiczny finał. Jedna z wyeksmitowanych lokatorek z ulicy Sempołowskiej w drodze do noclegowni została potrącona przez TIR’a co skończyło się amputacją nogi. Widząc, że rozliczne media, które przybyły na miejsce nie są wpuszczane do środka kamienicy, postanowiliśmy również na bieżąco informować o sytuacji w środku kamienicy i wydarzeniach w lokalu pani Iwony.

Około godziny 7:10 pojawił się na miejscu komornik i podszedł do drzwi lokalu pani Iwony. Nie otworzyliśmy drzwi, poprosiliśmy aby odstąpił od czynności egzekucyjnych do czasu wydania wyroku przez sąd administracyjny. Odrzekł, że ma prawomocny nakaz eksmisji i zamierza go tym razem uskutecznić. Widząc, że dalsza dyskusja z komornikiem nie ma sensu, zaniechaliśmy jej, koncentrując się na informowaniu zgromadzonych przed budynkiem o sytuacjach nielegalnych eksmisji do których dochodzi w Polsce coraz częściej. W międzyczasie jeden z aktywistów skontaktował się z panią marszałkinią Wandą Nowicką składając zażalenie na okoliczności eksmisji. Chwilę później dowiedzieliśmy się, że już jest w drodze na miejsce.

Po chwili ktoś krzyknął, że nadciąga straż pożarna. Byliśmy wręcz pewni, że jadą do nas. Nerwowe zastanawianie się narastało „czy będą próbowali wedrzeć się przez okno”, czy może za pomocą ciężkiego sprzętu będą chcieli rozłupać drzwi i blokadę złożoną z mebli”. Narastał strach ale też i determinacja. Po niedługim czasie osoby które stały w oknie zauważyły, że strażacy w asyście około 50 „szturmowców” (policji wyposażonej w tarcze i pałki oraz gaz żelowy) zmierzają ku drzwiom wejściowym do kamienicy. Już wiedzieliśmy co się święci. Po chwili rozległ się pierwszy potworny łomot dochodzący z przedpokoju od strony drzwi wejściowych do lokalu pani Iwony. Rzuciliśmy się w stronę barykady starając się napierać na szafę i przytrzymując resztę przeszkód. Kilku aktywistów wskoczyło na sam szczyt barykady zapierając się o ścianę nogami. Wciąż nadawaliśmy na zewnątrz o sytuacji co się dzieje wewnątrz lokalu. Niektórzy przechodnie zaczęli skandować „ZOMO”, „ZOMO”! Po chwili prawa część drzwi wejściowych do lokalu pani Iwony, pod naporem uderzeń siekier i młotów ustąpiły, ale nie otworzył się na tyle by ktoś mógł się przecisnąć. W tym samym czasie na zewnątrz w proteście wobec brutalnego zachowania policji grupa aktywistów „Samba” zablokowała część jezdni Placu Trzech Krzyży. Strażacy w asyście policji zaczęli jeszcze bardziej zajadle torować drogę, siekiery i młoty o centymetry mijały nogi i ręce oraz głowy siedzących na szafie aktywistów. Kawałki drewna roztrzaskiwanej szafy fruwały w powietrzu. Po 2 minutach rąbanki powstał wyłom na tyle duży, by mógł przecisnąć się człowiek. Po chwili usłyszeliśmy krzyk jednego z aktywistów, którego policjant złapał za nogę i wedle relacji ludzi którzy byli na szczycie barykady, tak nią szarpał i obijał o krawędź drzwi że omal nie doszło do złamania. Tłum zaczął skandować „Zostaw go!” „Zostaw go!” Policjant nie przestawał. Padały niecenzuralne słowa ze strony policjantów. Rozpoczęła się szarpanina, część aktywistów rzuciła się na pomoc siedzącym na szczycie barykady, trzymając ich i nie pozwalając by Ci zostali wyciągnięci. Nikt z aktywistów nie atakował policjantów, stosowali tylko bierny opór. Podczas szarpaniny przy wyłomie jeden z aktywistów, ten któremu nogę próbował złamać policjant, nagle krzyknął z bólu, okazało się że policjant wsadził mu palec w oko. Wedle naocznych świadków zrobił to celowo, zdenerwowany bezskutecznością swoich metod przymusu bezpośredniego. Podczas wydarzeń przy wyłomie ani razu policja nie wezwała do rozejścia się, czy jakiejkolwiek innej komendy pacyfikującej - dającej wybór.

Po 5 minutach ustąpiła kolejna część szafy, aktywista który niedawno oberwał w oko, zniknął mi z pola widzenia. Na barykadę wspięli się dwaj policjanci, bijąc pięściami i pałami, tych co siedzieli na szczycie barykady. Jeden z aktywistów stojący na szczycie barykady, który filmował „wtargnięcie” został gwałtownie popchnięty. Ten zareagował werbalnie, wzywając policjanta do poszanowania jego praw. Policjant wrzasnął „złaź bo Cię zrzucę!” ,aktywista odpowiedział mu „nie masz prawa!”, wtedy policjant się zamachnął ręką wytrącając z równowagi aktywistę, i gdyby nie refleks rzeczonego spadłby z około 2 metrów na sterczące nogi przewróconego taboretu. Nagle zgasło światło. Rozległ się kolejny doniosły trzask, kolejna cześć szafy ustąpiła. Policja już z pałami i tarczami wdarła się do środka bijąc wszystkich których napotykała, bez znaczenia czy to chłopak był czy dziewczyna. Czy siedział czy stał, czy stosował bierny opór czy nie. Wycofaliśmy się do tyłu, siadając na ziemi, złączywszy ręce tworząc tzw. „siting”. Policjanci na chwilę zaprzestali agresywnych zachowań. Jeden z policjantów zauważył megafon, skierował swoje kroki ku niemu. W tym czasie jeden z aktywistów poderwał się z ziemi i wyprzedzając policjanta zasłonił swoim ciałem megafon przywiązany do parapetu okna. Policjant nie wiedząc co robić, chwycił od tyłu za twarz aktywistę raniąc go dotkliwie ochraniaczami na dłoniach. Rozległ się wrzask aktywistów „Zostaw go!”, „Zostaw go!”. Po chwili obezwładniony aktywista został wyprowadzony, a z megafonu zostały wyjęte baterie. Kiedy policjanci upewnili się, że już nic nie możemy przekazać na zewnątrz, za pośrednictwem megafonu.

Wtedy się zaczęło.

Ludzi siedzących w „sitingu”, policja zaczęła bardzo brutalnie wyrywać, bijąc po ramionach i udach pałami. Cześć aktywistów widząc beznadziejną sytuację wstawała, ale nawet wtedy kiedy dobrowolnie chcieli opuścić miejsce blokady, obrywali pałą i byli szarpani. Aktywiści, którzy nie chcieli opuścić blokady i walczyli do końca, byli wywlekani za nogi i wleczeni po ziemi, schodach – jedna z aktywistek zezna później przed kamerą, że wleczona po ziemi, schodach uderzała głową o schody, w wyniku czego doznała wstrząsu mózgu. Byłem tego świadkiem. Na moją reprymendę policjanci tylko się uśmiechnęli, wlekąc półprzytomną aktywistkę jeszcze pół piętra. Wedle relacji reszty uczestników blokady, wcale lepiej się z nimi nie obchodzono. Kiedy mijałem komornika na schodach czekającego by wręczyć nakaz eksmisji i wreszcie wyrzucić panią Iwonę z legalnie zajmowanego przez nią lokum. Zadałem mu pytanie „Czy nie wstyd panu tak postępować z inwalidką?” odrzekł z uśmiechem „niech go ktoś wyprowadzi”- wyraźnie zwracając się do stojących obok policjantów. Dziękowałem wtedy za te wszystkie techniki samokontroli, które uskuteczniałem na treningach sztuk walk.

Kiedy dołączyłem na parterze do reszty zatrzymanych aktywistów. Spostrzegłem, że jeden z nich, ten któremu policjant wsadził palec w oko, wyraźnie domaga się interwencji lekarza, policjanci zdawali się go nie słuchać. Dopiero kiedy wszyscy jak jeden mąż zaczęliśmy się domagać służb medycznych dla kolegi, policjant wezwał podwładnego, który wezwał odpowiednie służby. Drugi aktywista, którego twarz poharatał policjant, gdy ten bronił wolności słowa – zastawiając swoim ciałem megafon, również poprosił o interwencję lekarza, kilu innych również W między czasie pytałem jednego z policjantów, czy pani marszałkini Wanda Nowicka jest już na miejscu. Uzyskałem odpowiedź „nie wiem”. A kiedy zapytałem czy może pan to sprawdzić. Uzyskałem odpowiedź „nie mogę”. Aż dziw mnie wziął, że dopiero kiedy ostatni aktywiści zostali wyprowadzeni z lokalu pani Iwony, i na wyraźne żądanie wszystkich aktywistów zostały wezwane służby medyczne. Później policjant zezna pani marszałkini Wandzie Nowickiej, że lekarze byli od początku w korytarzu na parterze, co nie jest prawdą. Po spisaniu i sprawdzeniu czy nie mamy kradzionych telefonów (sic!) Policja z wolna zaczęła wypuszczać aktywistów na zewnątrz.

To tak w skrócie, dużym skrócie. Jestem jeszcze w szoku. Ale chcę by wszyscy wiedzieli co tam się wtedy wydarzyło. Żeby choć przez chwilę poczuli tę bezsilność wobec tej brutalnej siły, stosowanej przez tych, którzy powinni nas chronić. Którzy egzekwują prawo, łamiąc je.

A oto fragmenty zarejestrowanych wydarzeń z lokalu przy ulicy Hożej 1:
http://www.youtube.com/watch?v=jXrSuTy1ROQ&feature=player_embedded
http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=8y3wkH7PxWI
http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=vSXhZYCsEvM
http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=ZazF0K_2UKY

Maciej Dariusz Ociepka



Tekst pochodzi z bloga autora.

drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca

Więcej ogłoszeń...


25 listopada:

1917 - W Rosji Radzieckiej odbyły się wolne wybory parlamentarne. Eserowcy uzyskali 410, a bolszewicy 175 miejsc na 707.

1947 - USA: Ogłoszono pierwszą czarną listę amerykańskich artystów filmowych podejrzanych o sympatie komunistyczne.

1968 - Zmarł Upton Sinclair, amerykański pisarz o sympatiach socjalistycznych; autor m.in. wstrząsającej powieści "The Jungle" (w Polsce wydanej pt. "Grzęzawisko").

1998 - Brytyjscy lordowie-sędziowie stosunkiem głosów 3:2 uznali, że Pinochetowi nie przysługuje immunitet, wobec czego może być aresztowany i przekazany hiszpańskiemu wymiarowi sprawiedliwości.

2009 - José Mujica zwyciężył w II turze wyborów prezydenckich w Urugwaju.

2016 - W Hawanie zmarł Fidel Castro, przywódca rewolucji kubańskiej.


?
Lewica.pl na Facebooku