Jarosław Klebaniuk: Jaśniejsza strona polityki

[2012-11-18 20:02:28]

Czy zawodowo czynny komik może zostać burmistrzem dużego miasta? Czy performer może założyć partię, którą po kilku miesiącach kampanii w wyborach poprze jedna trzecia wyborców? Czy politykę można uprawiać prześmiewczo i zabawnie? Widzowie filmu dokumentalnego Gnarr na prezydenta mogą z perspektywy seansu traktować te pytania jako retoryczne, jednak odpowiedź na nie bynajmniej nie wydaje się być wcale oczywistą.

Historia wielkiej polityki zna przykłady byłych hollywoodzkich aktorów wybieranych na najwyższe stanowiska, jednak zarówno Ronald Regan, jak Arnold Schwarzenegger, prowadzili swoje kampanie wyborcze, a później sprawowali rządy w bardzo poważny sposób. Żadnemu zapewne nie przyszło nawet do głowy, aby obietnicą wyborczą uczynić sprowadzenie niedźwiedzia polarnego do zoo, wybudowanie Disneylandu z darmowym wstępem dla Islandczyków czy też zaoferować nieodpłatny wstęp na basen i ręczniki mieszkańcom stolicy. Absurdalność tych postulatów wyda się mniejsza, gdy poznamy ich kontekst. Niedźwiedź został zastrzelony przez policję, gdy ta widać wyczerpała inne możliwości, pył wulkaniczny wiosną 2010 roku uniemożliwił obcokrajowcom odlot i rozrywka bardzo by im się przydała, a rosnące bezrobocie sprawiło, że krajanie Gnarra nagle zaczęli dysponować większą ilością czasu wolnego, mniejszą zaś pieniędzy, więc darmowe spławianie się stało się atrakcyjną opcją.

Film pokazuje przebieg kampanii wyborczej, a jej główny bohater właściwie przez cały czas jest w kadrze. Widzimy go, gdy występuje jako komik przed kameralną widownią, układa wraz z członkiniami i członkami swojego sztabu nowe, szokujące punkty programu, ostentacyjnie wychodzi z nieciekawego panelu dyskusyjnego, podróżuje psującym się samochodem, pozdrawia zwolenników, nabija się z kostycznego stroju postaci na pomniku czy kiczowatych elementów miejskiej architektury. Gdy udziela wywiadów, bywa poważny, ale nigdy nie wiadomo, kiedy złamie tę konwencję i rozpocznie kolejny absurdalny zwrot. Jako jeden z faworytów, już pod koniec kampanii wyborczej, zapowiedział, że zamierza rozmawiać o koalicji tylko z tymi politykami, którzy obejrzeli jego ulubiony serial. Obiecanie rolnikom hotelowego noclegu „dwa w jednym” z owcą lub innym zwierzęciem gratis było dosyć ekstremalne, ale czy na granicy politycznej poprawności nie ulokowalibyśmy pomysłu sprowadzenia do Islandii Żydów z Ameryki, żeby dzięki nim ciągnąć zyski i ożywić gospodarkę?

Atmosfera nieustannego happeningu, która panowała podczas kampanii przyciągała uwagę mediów. Zaadaptowana do islandzkiego kontekstu politycznego piosenka Tiny Turner Simply the Best nawiązująca tytułem do nazwy ugrupowania Jóna Gnarra - Besti flokkurinn (Najlepsza Partia), śpiewana przez niego samego i pomagających mu artystów, miała cechy przeboju, a melodii, która swego czasu zawojowała listy, towarzyszył zbuntowany tekst. Uliczne występy wokalistek z innym repertuarem i opowiadanie surrealnych skeczy przez lidera („Co powiedział pingwin do niedźwiedzia polarnego?”) wytwarzały wokół partii aurę nieco artystowskiej, choć niepretensjonalnej zabawy, która budziła zachwyt znudzonych siermiężną polityką inteligentnych rejkiawiczan.

Pozyskiwanie poparcia wyborców poprzez zjadliwą krytykę politycznego establishmentu było łatwe nie tylko dzięki charyzmie i komediowemu talentowi przywódcy. Kryzys finansowy, który w 2008 roku doprowadził do niewypłacalności największe islandzkie banki, omal nie spowodował bankructwa kraju. Bezrobocie, zawsze niskie, skoczyło do wartości niemal dwucyfrowych, a państwo dobrobytu nie uległo demontażowi jedynie dzięki determinacji polityków świadomych oczekiwań społecznych. Inaczej niż niemal wszystkie większe kraje licząca zaledwie trzysta tysięcy mieszkańców (większość w stolicy) Islandia nie poszła drogą oszczędności budżetowych i zaciskania pasa, dzięki czemu z trudnościami ekonomicznymi poradziła sobie całkiem dobrze. Jednak niezadowolenie z doprowadzenia do kryzysu nie widzianego tutaj od czasów sprzed drugiej wojny światowej było tak duże, że nawet premier został – rzecz bez precedensu w historii – postawiony przed Trybunałem, istniejącym od 1905 roku jedynie na papierze. Sądzono go za zaniechania. Chciałbym, aby kultura polityczna w Polsce kiedyś osiągnęła taki poziom, aby rządzący byli rozliczani z tego, czego nie zrobili, chociaż powinni byli.

Tych wszystkich informacji nie ma jednak w filmie, podobnie jak tego, w jaki sposób nowo powołany burmistrz Rejkiawiku sprawuje rządy. Skądinąd wiadomo, że wciąż wygłupia się na Facebooku, że już jako najważniejsza osoba w stolicy wystąpił na paradzie w przebraniu drag queen, że w jego gabinecie wiszą dzieła Banksy'ego. Jednak uprawia także prawdziwą politykę: obniżył pensje urzędnikom, a ostatnio zaprotestował przeciwko obecności amerykańskich okrętów wojennych u wybrzeży Islandii. Jego popularność po dwóch latach rządów wciąż ustępuje jedynie tej, którą od dawna cieszy się sprawujący urząd już piątą kadencję prezydent kraju.

Film dotyczy wyłącznie kampanii wyborczej. Mimochodem Gnarr wspomina w którejś z radiowych audycji o tym, że jest ojcem pięciorga dzieci, w tym jednego przewlekle chorego, a w czasie wywiadu – że firma, którą współzarządzał, zbankrutowała („Jak to możliwe, skoro spłaciliśmy wszystkie długi?”). Z jego biografii wiemy, że w dzieciństwie podejrzewano u niego ociężałość umysłową, nie udało mu się dostać na żadną wyższą uczelnię, a później pracował między innymi jako robotnik i taksówkarz. W kampanii opowiadał, że jest zainteresowany uzyskaniem jak najwyższej pensji i mieszkania w luksusie. Jednym z punktów programu Najlepszej Partii było niedotrzymanie jakichkolwiek obietnic. Ta totalna negacja politycznego konwenansu oczywiście nie może trwać w niezmienionej postaci po uzyskaniu władzy, jednak zabawa wciąż jest kontynuowana.

Gnarr i jego współpracownicy wyjaśniali, że chcą większej szczerości i ośmieszenia tego, co uważają za niesłuszne. Skoro „polityka to ogromny dowcip, wielki teatr”, to nic dziwnego, że postulat „parlamentu wolnego od narkotyków do 2020” roku mógł być głoszony ze śmiertelną powagą. Przewietrzenie skostniałych schematów, używanie performance’u i niepohamowanego humoru w komunikacji z wyborcami przyniosło rezultat, który trudno byłoby powtórzyć w innym miejscu świata. Pozytywne przyjęcie takiego przekazu wymaga nie tylko zmęczenia dotychczasową stylem uprawiania polityki i jej treścią, lecz także dużej świadomości politycznej i dystansu do siebie. Islandczycy wykazali te cechy, choć warto zwrócić uwagę, że Najlepszej Partii do zwycięstwa w wyborach municypalnych i współrządzenia z lewicą wystarczyło niewiele ponad 20 tysięcy głosów. Utrzymujące się wysokie zaufanie do Gnarra zdaje się jednak świadczyć o tym, że jego oryginalny styl autoprezentacji nie jest jedynie pustą formą, lecz stoją za nim realne treści. O tym jednak siłą rzeczy nie dowiadujemy się z filmu, na którym (życzliwe! żartobliwe!) przekazanie kluczy przez dotychczasową panią burmistrz w zasadzie kończy bieg wypadków.

Dokument Ulfarssona ogląda się dobrze. Kadrowanie w niemal wyłącznie bliskich planach i pełnych światła sceneriach służy zwiększaniu swoistej zażyłości z głównym „aktorem” i wywołuje pogodny nastrój. Tytułowy bohater został przedstawiony z dużą dozą życzliwości: wydaje się sympatyczny, szczery, naturalny, nieprzyjmujący wyreżyserowanych póz, które zazwyczaj znajdujemy u polityków z pierwszych stron gazet. Gnarr to facet, któremu moglibyśmy zaufać i którego nie podejrzewalibyśmy o nieszczerość. Życzymy mu dobrze. Gdy podczas jednego ze spotkań powiedział, że chciał się bawić, a zrobiło się poważnie i nudno, więc zdecydował się wycofać Najlepszą Partię z rywalizacji wyborczej, na sali zapadła pełna napięcia cisza. „Żart”, skomentował z uśmiechem. I ci słuchający go wtedy na żywo, i my na kinowej widowni doświadczyliśmy ulgi.

Gnarra nie tylko przyjemnie się ogląda i słucha. Świadome ośmieszanie nadętego stylu uprawiania polityki, szydercze epatowanie niemożliwymi do spełnienia obietnicami wyborczymi i atak na skorumpowany świat elit w jego wykonaniu były niezwykle atrakcyjne jako oryginalny akt publicznej kontestacji systemu. Jeśli polityka ma jakąś jasną stronę, to, o ile to nie filmowe złudzenie, pokazała ją w Islandii.

Gnarr na prezydenta. Reżyseria: Gaukur Ulfarsson. Film dokumentalny. Produkcja: Islandia 2010.

Jarosław Klebaniuk


drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca

Więcej ogłoszeń...


24 listopada:

1957 - Zmarł Diego Rivera, meksykański malarz, komunista, mąż Fridy Kahlo.

1984 - Powstało Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych (OPZZ).

2000 - Kazuo Shii został liderem Japońskiej Partii Komunistycznej.

2017 - Sooronbaj Dżeenbekow (SDPK) objął stanowiso prezydenta Kirgistanu.


?
Lewica.pl na Facebooku