Krzysztof Pacyński: Zmagania z hydraulikami

[2013-07-24 01:36:19]

W dobie wszechobecnego internetu oraz działających dwadzieścia cztery godziny na dobę mediów stosunkowo łatwo jest udostępnić pokaźne dawki informacji milionom odbiorców na całym świecie. Gdyby było inaczej, wielkie wycieki ściśle tajnych informacji, jak ujawnienie dyplomatycznych depesz przez portal WikiLeaks, czy wciąż bardzo aktualna sprawa rewelacji Edwarda Snowdena, nie spotkałyby się z tak wielkim odzewem.

Możliwość opublikowania w kilka minut tysięcy stron dokumentów niezmiernie ułatwiła zadanie ”ujawniaczom” pilnie strzeżonych sekretów rządów i korporacji. I odwrotnie: z każdą podobną sprawą rośnie – dyktowana przez pogłębiające się poczucie bezsilności – wściekłość samych zainteresowanych.

O ile bez internetu nie byłoby np. WikiLeaks, o tyle błędem byłoby uważać, iż ujawnianie tajnych informacji na wielką skalę pojawiło się wraz z narodzinami globalnej wioski. Właśnie upłynęła 42. rocznica opublikowania tak zwanych „Pentagon Papers”. Wydarzenie to, stanowiące kamień milowy w walce o prawo dostępu obywateli do determinujących politykę państwa informacji, warto dziś przypomnieć z uwagi na uderzające podobieństwa do obecnych perypetii Snowdena, a także dlatego, iż znakomicie obrazuje postęp, jaki od tamtego czasu dokonał się w tejże dziedzinie.

Stany Zjednoczone były wówczas, mimo wzrastającej opozycji i przedwyborczych obietnic prezydenta Nixona, wciąż głęboko uwikłane w wojnę w Wietnamie. Do powiększającej się z dnia na dzień rzeszy przeciwników militarnego zaangażowania w Azji Południowo-Wschodniej zaliczał się między innymi czterdziestoletni były analityk Pentagonu (w owym czasie już zatrudniony w sektorze prywatnym), Daniel Ellsberg. Dzięki swej profesji, podobnie jak cztery dekady później Snowden, Ellsberg miał dostęp do wielu tajnych lub poufnych informacji, w tym rozsławionych dzięki niemu, a ku wściekłości dawnych pracodawców, „The Pentagon Papers”.

Gruby raport – oficjalnie obdarzony nudnym tytułem: „Relacje amerykańsko-wietnamskie, 1947-1967. Studium przygotowane dla Departamentu Obrony” – powstał w 1967 roku na zlecenie ówczesnego sekretarza obrony Roberta McNamary. Miał być w założeniu „encyklopedyczną historią militarnego zaangażowania w Wietnamie”. Owa „encyklopedia” rozrosła się 47. tomów zawierających trzy tysiące stron tekstu analitycznego, oraz cztery tysiące stron oryginalnych dokumentów. Pentagon traktował projekt jako sprawę ściśle wewnętrzną. Wglądu w tekst nie uzyskał nawet Biały Dom, co było zresztą charakterystyczne dla relacji między cywilnymi organami zwierzchnimi a wojskiem w czasach prezydentury Lyndona Johnsona.

Te grube tomy zawierały prawdziwą bombę. Analitycy Departamentu Obrony, ufni, iż sprawa na zawsze pozostanie „w domu”, otwarcie opisywali serię militarnych prowokacji, kłamstw skleconych na użytek opinii publicznej, faktyczny rozmiar zaangażowania i, co mogło by najbardziej zainteresować opinię publiczną, rzeczywiste koszty, w tym ludzkie, ciągnącej się wojny. Co ciekawe, raport nie został obdarzony najwyższą klauzulą tajności. Sklasyfikowano go jako „delikatny”, co oznaczało, że w razie ujawnienia informacje mogą postawić Pentagon w złym świetle. Klasyfikacja okazała się prorocza.

Samo wejście w posiadania tej wielotomowej bomby było niewspółmiernie łatwiejsze, niż podzielenie się odkryciem z opinią publiczną. Ellsberg nie miał, jak Assange, możliwości wrzucenia materiału do sieci, a tradycyjne media, choć już wtedy obecne w każdym domu, dopiero raczkowały w porównaniu do tego, co znamy dzisiaj. Jedynym wyjściem wydawało się opublikowanie wybranych ważniejszych fragmentów. Wybór padł na liberalny New York Times.

Rzecz jasna opublikowanie całego raportu, na czym, z uwagi na całokształt zawartości, szczególnie zależało Ellsbergowi, byłoby zadaniem ponad siły nawet największej gazety. Sposobem na trwałe upublicznienie raportu było pozyskanie do współpracy członka Kongresu, który, korzystając z przywilejów proceduralnych, mógłby zwyczajnie za jednym zamachem umieścić wszystkie 47 tomów w ogólnie dostępnych archiwach Kongresu, gdzie senatorzy i reprezentanci zwykli wciskać praktycznie wszystko, od wycinków z gazet lokalnych po fragmenty osobistych listów.

Przez długie miesiące Ellsberg próbował zainteresować odkryciem szereg antywojennie nastawionych członków amerykańskiego parlamentu, w tym takie tuzy jak senatorowie J. William Fulbright, przewodniczący komisji spraw zagranicznych, George McGovern, który miał zostać następnym kandydatem Partii Demokratycznej na prezydenta, czy Charles Matthias, umiarkowany republikanin. Jednak żaden z nich nie zdecydował się na współpracę. Ellsberg zwrócił się nawet do doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego prezydenta Nixona, Henry'ego Kissingera, który miał na pieńku z biurokratyczną machiną Pentagonu. Ten również odmówił, a tymczasem zabiegi Ellsberga ściągnęły nań uwagę służb specjalnych.

Upragnionym senatorem okazał się w końcu mało znany nowicjusz z Alaski, Mike Gravel, który rok przedtem bezskutecznie usiłował zablokować przedłużenie poboru. Przekazanie grubych tomów do bezpiecznych biur senatora przypominało akcję rodem z filmu szpiegowskiego: podrzucane walizki, spotkania w zaciszu garaży.

13 czerwca 1971 Times opublikował pierwsze dziewięć fragmentów raportu. Reakcja Białego Domu była błyskawiczna. Prokurator generalny John Mitchell, uzyskał wstrzymanie dalszych publikacji (teraz były już zainteresowane wszystkie większe gazety) na 15 dni. 29 czerwca do akcji przystąpił Gravel, przesyłając raport do archiwum... podkomisji publicznego budownictwa i gruntów, gdzie mógł go przeczytać każdy. Coup de grâce wysiłkom powstrzymania lawiny przez administrację zadał następnego dnia Sąd Najwyższy, uchylając zakaz dalszych publikacji.

Publikacja raportu spowodowała ogromny wzrost i tak już silnych nastrojów antywojennych. Ujawnione szczegóły były nie tylko „kłopotliwe” dla poprzedników Nixona: Kennedy'ego i Johnsona, ale i dla jego własnej polityki przeciągania konfliktu.

Celebrowany przez wielu jako bohater, Ellsberg został przez sojuszników prezydenta okrzyknięty zdrajcą, który naraża życie Amerykanów przez ujawnianie tajnych informacji (podczas gdy skompletowany cztery lata wcześniej raport nie zawierał żadnych danych, mogących zagrozić aktualnie prowadzonym operacjom). Departament Sprawiedliwości bezskutecznie próbował pociągnąć go do odpowiedzialności karnej.

Co prawda minęło jeszcze półtora roku, zanim amerykańskie siły opuściły Wietnam, jednakże efektu, jaki ujawnienie raportu miało na skrócenie zaangażowania militarnego, nie sposób przecenić. Nie sposób też przecenić ogromnego wkładu, jaki wniósł Ellsberg w dziedzinę publicznej jawności działań rządu. Niestety, dodajmy, wciąż za małej.

Bezpośrednim skutkiem publikacji „Pentagon Papers” było utworzenie przez Biały Dom tajnej jednostki tropiących przecieki „hydraulików”. Konsekwencją tych działań była afera Watergate i odejście Nixona z urzędu, co też ograniczyło, niestety i tu w niedostatecznym stopniu, zakres „imperialnej” władzy prezydenckiej.

Innym, długofalowym efektem tej pasjonującej historii jest też większa ostrożność wojskowo-politycznego establishmentu. Nie, żeby wśród decydentów obudziło się sumienie. Po prostu coraz bardziej, z każdego przecieku na przeciek, starają się uniknąć powtórzenia tak poważnej kompromitacji.

Nam pozostaje żywić nadzieję, że wzrost możliwości ujawniania skandalicznych sekretów zrównoważy wysiłki współczesnych hydraulików.

Krzysztof Pacyński



Artykuł ukazał się w "Dzienniku Trybunie".

drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca

Więcej ogłoszeń...


24 listopada:

1957 - Zmarł Diego Rivera, meksykański malarz, komunista, mąż Fridy Kahlo.

1984 - Powstało Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych (OPZZ).

2000 - Kazuo Shii został liderem Japońskiej Partii Komunistycznej.

2017 - Sooronbaj Dżeenbekow (SDPK) objął stanowiso prezydenta Kirgistanu.


?
Lewica.pl na Facebooku