Olsztyn stoi przed historyczną szansą, by w niedzielę skończyć z latami polskiej hipokryzji. Wybierając oskarżonego o gwałt Czesława Małkowskiego na prezydenta, mieszkańcy Olsztyna w końcu powiedzą wprost coś, co przecież od dawna podejrzewamy: idzie czerń. Coś ciągnie Polskę w otchłań.
Czesław Małkowski stracił fotel prezydenta Olsztyna w 2008 roku. Niemal cały ten rok przesiedział w areszcie, ponieważ prokuratura, idąc tropem informacji prasowych, przedstawiła mu zarzut gwałtu i wykorzystania zależności służbowej. Z przecieków prasowych wiadomo, że wyniki badań DNA są obciążające dla Małkowskiego, który zresztą przyznał się do seksu z urzędniczką.
Może kandydować dlatego, że minęło sześć lat, a proces pozostaje nierozstrzygnięty. Małkowski nie usłyszał wyroku nawet w pierwszej instancji. Prawo zakazuje sprawowania urzędów osobom skazanym prawomocnym wyrokiem sądu, ale opieszałość wymiaru sprawiedliwości nakazuje, by zgodnie z domniemaniem niewinności, Małkowskiego wciąż traktować jak osobę niewinną.
Barbarzyńcy moralności
Pytanie brzmi: co trzeba mieć w głowie, żeby dopuścić możliwość głosowania na człowieka, który jest sądzony o molestowanie seksualne podwładnych i gwałt na ciężarnej?
Trzeba mieć w głowie sprawę Bogdana Chazana, który skazał matkę uszkodzonego płodu na cierpienie noszenia w brzuchu dziecka, które „nie ma połowy głowy, ma mózg na wierzchu, ma wiszącą gałkę oczną, ma rozszczep całej twarzy, nie ma mózgu w środku”.
Trzeba mieć w pamięci, że ciężarna katechetka z Krakowa została zwolniona z pracy – choć podobno nie wolno zwalniać ciężarnych – ponieważ kuria postanowiła cofnąć jej zgodę na prowadzenie lekcji religii za niemoralne prowadzenie się, polegające na zajściu w ciążę po rozwodzie, oraz braku zgody na podzielenie się etatem z księdzem.
Trzeba z tyłu głowy mieć słowa Janusza Korwin-Mikkego, który mówił, że „zawsze się troszeczkę gwałci”, Rafała Ziemkiewicza, który proponuje, by ten, „kto nigdy nie wykorzystał nietrzeźwej, pierwszy rzucił kamieniem” i arcybiskupa Michalika, który źródeł pedofilskich zachowań księży dopatrywał się w tym, że dziecko z rozbitej rodziny „szuka miłości. Ono lgnie, ono szuka. I zagubi się samo i jeszcze drugiego człowieka wciąga”.
Trzeba przyjąć do wiadomości, że Polska w 1997 roku podpisała Konwencję o przeciwdziałaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej – prosty dokument, którego jedynym celem jest wprowadzenie w Polsce standardów przeciwdziałania krwawemu piekłu, w którym żyją w Polsce setki tysięcy kobiet i dzieci. Trzeba przyjąć do wiadomości, że nikogo to nie obchodzi.
Trzeba mieć przed oczami widok płonącej na Placu Zbawiciela tęczy i zdjęcia zakrwawionych płodów, stojące przed przedszkolem, na terenie parafii Najświętszej Maryi Panny w Gdyni.
Żeby głosować na Czesława Małkowskiego, trzeba się bać. Wiedzieć, że się jest za słabym, żeby uciec, żeby coś zmienić. Trzeba mieć przekonanie, że nie jest się w stanie nikogo ochronić – kobiet, dzieci, słabszych – że można tylko ratować własną skórę, skamląc przed najsilniejszym.
A Małkowski jest najsilniejszy. Używa władzy, używa kobiet, i nikt mu nie podskoczy. Minęło sześć lat, a on wyszedł z aresztu, stoi na mównicy i opowiada o przyszłości miasta. Trudno się nie przestraszyć, a stąd już tylko krok do jego zwycięstwa.
Boże igrzysko
Jeżeli Małkowski wygra wybory na prezydenta Olsztyna, skończy się epoka polskiej hipokryzji. Dziesiątki strumyków i potoków, które tylko podejrzewaliśmy o to, że wzięły się z tego samego deszczu, na naszych oczach połączą się w rzekę, w której tonie polskie marzenie o nowoczesności.
Wszyscy ci, którym jeszcze bliskie jest marzenie o kraju, który nie tylko autostradą, ale głową dotrze na Zachód, powinni wtedy skierować swoje oczy i uszy na Olsztyn. Trzeba tam wysłać socjologów, antropologów, kryminologów, stworzyć portret upadłego miasta, w którym przegrała już nawet hipokryzja.
Powinniśmy poznać to miasto, w którym prawda jest naga – bo to, co dziś wybija w Olsztynie, gotuje się w studzienkach kanalizacyjnych całej Polski.
Stanisław Skarżyński
Artykuł pochodzi z portalu Res Publica Nowa.