Jarosław Klebaniuk: Dlaczego Grodzka i Nowicka nie zebrały podpisów?

[2015-03-29 01:03:26]

Wyborcy o lewicowych poglądach po raz pierwszy od długiego czasu stanęli przed perspektywą wyboru kandydatki na prezydenta o wyrazistym prospołecznym i egalitarnym programie. Nikt wprawdzie chyba nie wierzył, by popierana przez Partię Zielonych Anna Grodzka czy przez Unię Pracy i kilka mniejszych lewicowych ugrupowań Wanda Nowicka miały realne szanse powalczyć o fotel z Bronisławem Komorowskim czy Andrzejem Dudą, ale każda z nich mogła stanowić alternatywę dla probiznesowej i prokościelnej Magdaleny Ogórek wysuniętej przez SLD.

Zebranie 100 tysięcy podpisów poparcia dla kandydatury nie wydawało się zbyt trudne. Udało się to tak egzotycznym kandydatom, jak nacjonalista Marian Kowalski, który zadbał nawet o końcówkę 88, stanowiącą w neonazistowskich środowiskach ksywkę liter HH, czy Paweł Tanajno, szerzej nieznany reprezentant Demokracji Bezpośredniej. Tymczasem Wanda Nowicka jest wicemarszałkinią Sejmu, zaś Anna Grodzka bardzo aktywną propracowniczą posłanką, zyskującą jednak medialne zainteresowanie raczej z powodu swojego transseksualizmu i atakom skrajnych konserwatystów, niż ze względu na egalitarne poglądy.


Wiele wskazywało więc na to, że będzie dobrze, jednak pierwszej zabrakło 9, a drugiej – 15 tysięcy podpisów, aby móc wystartować w wyborach prezydenckich. Oznacza to utratę możliwości publicznego głoszenia swoich racji, docierania do nowych odbiorców, przekonywania potencjalnych wyborców. Rodzi też pytania o przyczynę takiej porażki.

Powtarzające się w lewicowych gremiach wyjaśnienie głosi, że poparcie zostało podzielone pomiędzy zbyt dużą liczbę kandydatek. Gdyby była jedna, a nie dwie, czy nawet trzy, bo dodaje się tu Iwonę Piątek wysuniętą przez Partię Kobiet, to te niemal dwieście tysięcy podpisów miałoby zasilić listy jednego Komitetu. Jednak wcale tak nie musiałoby być, gdyż zarówno programy, jak osobowości kandydatek się różnią, a środowiska są częściowo skłócone. Sam fakt, że nie uzgodniono jednej kandydatury dobitnie o tym świadczy. Z drugiej strony znam przypadki – tak był na przykład we Wrocławiu – że te same organizacje jednocześnie zbierały podpisy dla kandydatek Zielonych, PPS i SLD. Tak więc dodawanie do siebie głosów poparcia nie zawsze jest zasadne, skoro udzielały ich te same osoby.

Niekiedy zapomina się, że lata medialnej – prorynkowej, probiznesowej i prokościelnej – propagandy spowodowały zmiany w świadomości ludzi. Znacznie więcej z nich identyfikuje się obecnie z szeroko pojmowaną prawicą: kulturową (PiS i satelici), ekonomiczną (TR, SLD) czy jedną i drugą (KNP i KORWiN, PO). Partie lewicowe kulturowo (Zieloni, Unia Pracy), ekonomicznie (PPP, ostatnio – Razem) czy pod każdym względem (PPS, RSS) mają marginalne poparcie i praktycznie nie liczą się w wyborach na jakimkolwiek szczeblu. Po prostu są ignorowane lub niekorzystnie prezentowane przez media głównego nurtu (PPS, Zieloni), albo też, choć bywają sporadycznie obecne w mediach, zamykają się w stosunkowo wąskich środowiskach (UP, PPP, RSS). Jednak ten szerszy problem niedoreprezentowania wyborców o egalitarnych poglądach, zainteresowanych opiekuńczymi funkcjami państwa, akurat w wyborach prezydenckich nie musiał być decydujący.

Znacznie bardziej istotną przyczyną niezebrania głosów była wadliwa strategia działania komitetów wyborczych. Założenie, że jakoś uzbiera się te podpisy dzięki działaniu społecznemu kadr partyjnych, bez zaangażowania środowiska sympatyków, okazało się niesłuszne. Z psychologicznego punktu widzenia zabrakło odpowiednich warunków motywacyjnych i związanych z utrzymaniem i kontynuacją samego działania. Jeden z najbardziej użytecznych modeli motywacji wiąże jej siłę z wartościowością celu i prawdopodobieństwem jego osiągnięcia. Jeśli cel jest uznawany za mało atrakcyjny albo uznawany za nieosiągalny czy też, wręcz przeciwnie, pewny, bez względu na włożony wysiłek, siła motywacji spada do zera.

Możemy w przypadku kandydatury Anny Grodzkiej czy Wandy Nowickiej zakładać, że dla zaangażowanych w ich kampanię osób, a także innych, które podzielają poglądy i postawy polityczne tych kandydatek, ich sukces był atrakcyjny. Cel więc był wysoko wartościowany. Na kłopoty z motywacją mógł wpłynąć drugi czynnik iloczynu: postrzegane prawdopodobieństwo sukcesu. Otóż aby je oszacować należy dysponować informacjami do tego niezbędnymi. W większości typowych celów osobistych są one czerpane z ubiegłego doświadczenia. Jeśli w przeszłości nam lub podobnym osobom się udawało osiągać podobne cele, to można oczekiwać, że i tym razem będą możliwe do osiągnięcia. Jednak w przypadku zbierania podpisów na kandydatki, których start w wyborach jeszcze do niedawna nie był pewien, o prawdopodobieństwie zebranie 100 tysięcy trudno wnioskować z przeszłych doświadczeń. Takowych po prostu nie było. Jak więc w takich okolicznościach zmotywować sympatyków?

Otóż akcja zbierania podpisów miała charakter dynamiczny. Codziennie rosła ich liczba i wystarczyło podawać tę liczbę, aby działała motywująco. Dla tych, którzy (niesłusznie) domyślali się, że jest wystarczająco duża, domysły te były demotywujące, bo sądzili, że ich udział nie jest niezbędny. Dla tych natomiast, którzy z braku informacji wyciągali wniosek, że sztaby nie mają się czym pochwalić i musi być bardzo źle, tego typu domysły stanowiły przesłankę do przypuszczeń, że prawdopodobieństwo sukcesu jest bliskie zera. Również byli więc zdemotywowani.

Z perspektywy kilku dni widzimy, że ani jedni, ani drudzy nie mieli racji. Gdyby otrzymali informację, mogliby się zaangażować lub podtrzymać dotychczasowe zaangażowanie. Przecież kilka czy kilkanaście tysięcy podpisów mogłoby być bez dużego wysiłku zebranych przez kilkaset zwolenniczek i zwolenników wśród członków rodziny („tato, siostro, wujku, zrób to dla mnie”) lub najbliższych znajomych („mamy podobne poglądy na...” lub „nie masz przecież nic przeciwko kandydaturze...”). Zabrakło naprawdę niewiele.

Dlaczego tego błędu nie popełnili prawicowi kandydaci i ich komitety? Nie podejrzewam ich o lepszą znajomość psychologii. To, co psychiczne i subiektywne jest raczej domeną lewicy. Zarówno normatywne ideologie, jak autorytarna orientacja odwołują się raczej do religii niż do subiektywnych doznań. Co innego, jak wskazują badania osobowości ludzi o różnej autoidentyfikacji politycznej, może się liczyć przy zbieraniu podpisów czy też w każdej działalności, która wymaga systematyczności i dyscypliny. Otóż lewicowcy, statystycznie rzecz biorąc (co oznacza, że nie musi się to sprawdzać w poszczególnych przypadkach) wykazują wyższą „otwartość na doświadczenie”, niż prawicowcy, natomiast ci ostatni – nieco wyższą „sumienność” niż ci pierwsi (znów, zależność ma charakter statystyczny i nie pozwala przewidywać, jak będzie u konkretnych osób). Celowo podałem nazwy czynników (tu: wieloaspektowych cech) osobowości w cudzysłowie, gdyż oznaczają coś innego niż potocznie.

Otwartość na doświadczenie jest między innymi tendencją do poszukiwania nowych idei naukowych, filozoficznych czy artystycznych, do rozmyślania na abstrakcyjne tematy, lecz również do kontemplowania piękna natury i sztuki oraz do poszukiwania nowych wrażeń estetycznych i zmysłowych. Osoba, która ma tę cechę w znacznym stopniu, będzie bardziej skłonna na przykład do sięgnięcia po nową książkę, udania się w nowe ciekawe miejsce czy też oddania inteligentnej konwersacji na frapujący temat. W takiej sytuacji zbieranie podpisów będzie musiało oczywiście poczekać.

Sumienność z kolei oznacza między innymi wytrwałość w dążeniu do celu, nastawienie na osiągnięcia, zamiłowanie do porządku oraz pracowitość i rzetelne wywiązywanie się ze zobowiązań. Jest więc spore prawdopodobieństwo, że osoba mająca tę cechę w dużym stopniu zbierze więcej podpisów, niż taka, która jej nie posiada.

Różnice mają charakter statystyczny, podkreślę to raz jeszcze, i są stosunkowo niewielkie. Jednak w przypadku, gdy liczy się mobilizacja w krótkim terminie, może okazać się, że te osobowościowe czynniki odegrają jakąś rolę. Na pocieszenie mogę tylko podkreślić, że dwa wymienione „czynniki osobowości” nie wykluczają się wzajemnie, bo są względnie niezależne od siebie. Oznacza to, że można być jednocześnie otwartą na doświadczenie i sumienną. Ponadto, gdy sytuacja tego wymaga, a szczególnie gdy się dysponuje wszystkimi informacjami sprzyjającymi wysokiej motywacji, można się zmobilizować i postępować bardziej zgodnie z wymogami sytuacji, niż z własnymi, względnie stałymi tendencjami do zachowania się w tak a nie inny sposób.

Szanse na przyszłe sukcesy wyborcze lewicowe sztaby z pewnością mają. Warto jednak wyciągać wnioski, także te płynące z analiz na najbardziej ogólnym poziomie: znajomości uwarunkowań motywacji zwolenniczek i zwolenników oraz ich osobowościowej specyfiki.

Na zakończenie chciałbym tylko zapewnić, że nikogo nie obwiniam. Nie znam szczegółów pracy komitatów wyborczych obu kandydatek i współczuję tym wszystkim, których praca nie przyniosła spodziewanych rezultatów.

Pragnę też wyrazić żal, że ja i dziesiątki tysięcy innych wyborców znów będziemy mieli trudny wybór między mniejszym złem a powstrzymaniem się od wyborów. A tak niewiele brakowało, a mielibyśmy przyjemny wybór pomiędzy dwiema znakomitymi kandydatkami. Paniom Annie Grodzkiej i Wandzie Nowickiej życzę jak najlepiej w ich kolejnych próbach wywierania większego wpływu na życie polityczne i – szerzej – publiczne w naszym kraju. Polki i Polacy Was potrzebują, choć niektórzy dopiero się o tym dowiedzą.

Jarosław Klebaniuk



Artykuł ukazał się również na blogu Autora w serwisie NaTemat.pl.

drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca

Więcej ogłoszeń...


23 listopada:

1831 - Szwajcarski pastor Alexandre Vinet w swym artykule na łamach "Le Semeur" użył terminu "socialisme".

1883 - Urodził się José Clemente Orozco, meksykański malarz, autor murali i litograf.

1906 - Grupa stanowiąca mniejszość na IX zjeździe PPS utworzyła PPS Frakcję Rewolucyjną.

1918 - Dekret o 8-godzinnym dniu pracy i 46-godzinnym tygodniu pracy.

1924 - Urodził się Aleksander Małachowski, działacz Unii Pracy. W latach 1993-97 wicemarszałek Sejmu RP, 1997-2003 prezes PCK.

1930 - II tura wyborów parlamentarnych w sanacyjnej Polsce. Mimo unieważnienia 11 list Centrolewu uzyskał on 17% poparcia.

1937 - Urodził się Karol Modzelewski, historyk, lewicowy działacz polityczny.

1995 - Benjamin Mkapa z lewicowej Partii Rewolucji (CCM) został prezydentem Tanzanii.

2002 - Zmarł John Rawls, amerykański filozof polityczny, jeden z najbardziej wpływowych myślicieli XX wieku.


?
Lewica.pl na Facebooku