Mateusz Pietryka: Nacjonalizm, czyli spokojny sen elit

[2015-04-25 11:39:38]

Pół miliona dzieci niedojadających z powodu ubóstwa. Ponad dwa miliony osób żyjących poniżej minimum egzystencji, tyle samo na emigracji, głównie zarobkowej. 30% spośród wszystkich zatrudnionych pracuje na umowach śmieciowych. Do kilkunastu lat oczekiwania na operację, kurcząca się w szybkim tempie pula usług publicznych, kilkadziesiąt tysięcy rodzin zagrożonych eksmisją oraz państwo przyzwalające obcym służbom na tortury na swoim własnym terytorium. Przepełnione więzienia, prawo pracy wracające do realiów XIX wieku, niepokojąco wysokie bezrobocie wśród młodych. Kapitalistyczna gospodarka wkraczająca w szczytową fazę rozwoju oraz potężny, społeczny ruch oporu przeciwko… komunizmowi. To nie Stany Zjednoczone z czasu Zimnej Wojny ani scenariusz thrillera political fiction. To tylko III Rzeczpospolita A.D. 2014, niedoszły Tygrys Europy w ćwierć wieku po upadku ZSRR.

W tym pół­‑peryferyjnym, jak nazwałby go Wallerstein, kraju, występuje pewna paradoksalna prawidłowość – im bardziej degeneruje się rynek pracy, łamane są podstawowe prawa pracownicze, postępuje prywatyzacja i szereg innych antyspołecznych zjawisk, tym silniej wybucha wulkan antylewicowej krucjaty, zwanej też antykomunizmem, walką z lewactwem, a przez bardziej wyrafinowanych i dobrze sytuowanych dżentelmenów, walką „o cywilizację białego człowieka”. Przybiera ona skrajnie różne formy, od notorycznego podpalania warszawskiej Tęczy, przez uniwersyteckie burdy nacjonalistów, po nadaktywne rekonstruowanie historii w niezgłębionych murach IPNu. Najważniejszy jest punkt wspólny wszystkich tych działań prawicy, a mianowicie wróg, w którego wymierzone jest ostrze krytyki (w przypadku panów od białej rasy, jest to po prostu ostrze) – komunista, lewak, brudas, feministka, genderowiec, Żyd lub, jak to ujmuje były poseł Artur Zawisza, „TO COŚ”, uosobienie nieczystości, zła, degeneracji. Skonstruowane na zasadzie kontrastu do heteronormatywnej, tradycyjnej, białej, patriotycznej rodziny – lub, jak głosi antropologia spod znaku Mary Douglas, skonstruowanej jako brud, który służy budowaniu własnej tożsamości, vide czystości, polskości i czystości w polskości.

Ostatnie kilka lat upłynęło w kraju nad Wisłą pod znakiem wściekłości, lecz jak to określili pewni anarchiści, mamy do czynienia ze „wściekłością po polsku”[1]. Jej źródła sięgają transformacji ustrojowej i wewnętrznej scysji dawnej opozycji, która prowadziła do postępującej radykalizacji jednej ze stron. Ostatnie dwa dziesięciolecia to cykliczne odradzanie się środowisk skrajnie prawicowych, w coraz bardziej ekstremalnej formie. Ich najnowszą i najsilniejszą odsłoną jest Ruch Narodowy, organizator znanych już w całej Polsce corocznych Marszów Niepodległości 11 listopada, które obecnie należą do najliczniejszych społecznych mobilizacji, ustępując tylko marszom o charakterze religijnym i rzadziej demonstracjom związkowym (zazwyczaj tym zaczynanym również od religijnych pozdrowień). Liczba ludzi sympatyzujących z narodowcami jest tym bardziej imponująca jeśli uświadomimy sobie, że ten niewątpliwy sukces osiągnęli w zaledwie dwa lata. Jeszcze w 2009 roku, skrajnie prawicowe i neofaszystowskie ugrupowania stojące za listopadowymi pochodami liczyły nie więcej niż kilkaset osób i były dla mediów z lewej i prawej strony tylko ekstremistycznym marginesem. Jednak już w 2011 roku Plac Konstytucji na wezwanie Młodzieży Wszechpolskiej i Obozu Narodowo­‑Radykalnego pękał w szwach. W kolejnym roku byli już w stanie wypełnić kilka takich placów. Na taki stan rzeczy wpłynęło wiele czynników społecznych, zazwyczaj będących zupełnym zaskoczeniem dla samych narodowców, których aktywność ograniczyła się do sprawnego rozgrywania sytuacji. Wśród czynników tych należałoby wymienić katastrofę smoleńską, która na jakiś czas popchnęła największą partię opozycyjną wraz z jej silnymi mediami w objęcia nacjonalistów (w imię zasady: kto przeciw Tuskowi ten z nami). Kolejną przyczyną byłby niespodziewany konflikt władzy z kibicami, ostatecznie prowadzący do skrajnego upolitycznienia trybun jako frontu walki z rządem i dołączenia potężnego ruchu kibicowskiego do protestów skrajnej prawicy – dziś w całej Polsce to kibice często stoją na czele narodowo­‑radykalnych manifestacji. Wreszcie, nie można zapominać o blokadach antyfaszystowskich, które po początkowych sukcesach znalazły się pod druzgocącą krytyką mediów – święcie oburzonych tym, że ktoś śmie podnosić rękę na demokratyczne prawo neofaszystów do walki z demokracją. Te same media już wkrótce nawoływały do ich zamykania na widok płonących wozów transmisyjnych z własnym logiem i ubolewały, że nie 11 listopada nie ma alternatywy dla skrajnej prawicy. Rzekomo „antynarodowi” dziennikarze wywołali ogólnokrajową, ksenofobiczną aferę, gdy do Warszawy przybyli niemieccy antyfaszyści, jednak od kilku lat zgodnie milczą na temat kilkudziesięciu organizacji neofaszystowskich i neonazistowskich z całej Europy, które zjeżdżają się na Marsze Niepodległości: od węgierskiego Jobbiku, przez włoską Fourza Nova, hiszpańską Democracia Nacional, serbskie SNP 1389, po brunatnych, rosyjskich Autonomicznych Nacjonalistów czy szwedzki SMR mający na sumieniu trzy zabójstwa i niezliczoną ilość pobić i zranień.

Bez względu czy mówimy o bratających się z narodowcami politykach PiSu, (pseudo)kibicach czy radykalizującej się młodzieży, wszystkie te grupy posiadają jeden punkt odniesienia, który pozwolił im stanąć w jednym szeregu z Ruchem Narodowym, a jest nim deklarowana antysystemowość. Gdy w 2010 roku polski backlash nabierał wiatru w żagle, systemowym wrogiem był rząd Platformy Obywatelskiej z premierem na czele. Dziś, gdy okręty wojenne antylewicowej krucjaty pędzą już z pełną prędkością, kategorie uległy przewartościowaniu. Statek Tuska to tylko jeden z wielu przeciwników na całym ocenia lewicy; wszak dla każdego narodowca i prawicowca jasne jest, że PO jest „lewackie”. Podobnie „lewakami” są ekolodzy protestujący przeciwko globalnemu ociepleniu, roszczeniowi bezrobotni, performerki feministyczne, aktorzy teatralni od spektaklu Golgota, neoliberałowie z partii Janusza Palikota, obrońcy tęczy, zwolennicy sprawiedliwości społecznej, czy aktywiści wspierający imigrantów. Popularny portal Narodowcy.net zarzucił nawet „lewackość” skrajnie prawicowej, brytyjskiej English Defense League (bo popiera laickość państwa i ma sekcję żydowską)[2]. Pojęciem tym szafuje się dziś zupełnie swobodnie i bez problemu funkcjonuje ono w politycznym mainstreamie. W sierpniu, gdy po raz kolejny podpalono instalację artystyczną Tęcza, ogólnopolskie polskie media obiegł wpis związanej z PiSem Magdaleny Żuraw, która obiecywała „najlepszą szkocką Whisky każdemu, kto podpali komunistyczną tęczę na Placu Zbawiciela”[3]. Na pytanie dlaczego właściwie zachęca do jej podpalenia, pani Żuraw odpisuje beztrosko „Bo zasłania Kościół, postawili ją sodomici i można wkurzyć lewactwo”. To słowo­‑klucz dziś zastąpiło dla polskiej prawicy mitycznego „Żyda” lub „żydokomunistę”. Choć w ostatnich latach powszechne jest relatywizowanie zbrodni Hitlera w zestawieniu do złowieszczego komunizmu[4], antysemityzm pozostaje drażliwym tematem i (skrajna) prawica formalnie się od niego odżegnuje. W zamian za to skonstruowano nowego wroga, którego definicję można rozciągnąć na każdego, kto według „prawdziwych Polaków” zagraża lub chociaż podważa wartości Narodu, tradycję, jedyne słuszne interpretacje historyczne. Jak głośno krzyczał Artur Zawisza na jednym z protestów Ruchu Narodowego, „»Vox populi, vox Dei – Głos ludu jest głosem Boga« i widzę tam na transparencie znakomity głos ludu »Zero tolerancji dla pedalstwa i kurewstwa« – To piękne hasło i chętnie je powtórzę, zero tolerancji dla pedalstwa i kurewstwa! Nie czerwona, nie tęczowa, tylko Polska Narodowa!”. Liderzy prawicy, i tej skrajnej i dotychczas centrowej, zdołali pobudzić w milionach Polaków i Polek syndrom oblężonej twierdzy, przeświadczenie, że na ich życie, moralność i portfele czyha złowrogi System. I tak też jest, z tą różnicą, że nie ma nic wspólnego z lewicą, „ideologią gender”, imigrantami, Żydami i skłotersami i nazywa się „kapitalizm”.

O tym jednak nawet nie zająknie się żaden przedstawiciel prawej strony. Narodowcy, a za nimi cała „antysystemowa” prawica, od Prawa i Sprawiedliwości po rosnące rzesze zwolenników Janusza Korwin­‑Mikkego, pełnią dziś rolę pożytecznych idiotów systemu. Gdy przyjrzymy się ich postulatom, zdecydowana większość z nich dokładnie pokrywa się z obowiązującymi dyskursami społeczno­‑ekonomicznymi. Setki tysięcy młodych ludzi, którzy poszli za Ruchem Narodowym i Kongresem Nowej Prawicy, wierzy, że postawą antysystemową jest dziś wyznawanie katolicyzmu w skrajnie katolickim kraju. Są przekonani, że antysystemowe jest zwalczanie imigracji, w kraju gdzie imigrantów niemal wcale nie ma, a ci nieliczni są zamykani w ośrodkach o zaostrzonym rygorze lub deportowani do krajów pochodzenia, czasem na pewną śmierć. W ramach swojej antysystemowości czczą tzw. „żołnierzy wyklętych”, wśród nich morderców cywili, choć ich kult jest ustawowy, zresztą przegłosowany przez posłów PO (sic!). Popularnym przejawem „antysystemowości” jest także walka z „pedalstwem” oraz aborcją – w kraju, gdzie rząd z automatu odrzuca a kolejne ustawy o związkach partnerskich, a prawa aborcyjne należy do najostrzejszych w Europie. Wreszcie, najmodniejszy obecnie „antysystemowy” temat, czyli żądanie militaryzacji narodu, gdy władza deklaruje wydanie ponad 100 miliardów złotych na zbrojenia. Czy jakikolwiek System mógł sobie wymarzyć lepszych przeciwników? Radykalna, prawa strona polskiej sceny politycznej realizuje politykę tego, co Alhtusser nazwał aparatami ideologicznymi państwa. Według francuskiego filozofa, są to wszelkie praktyki, wartości, organizacje i instytucje, które umożliwiają społeczną reprodukcję i podtrzymywanie istnienia systemu[5]. Tysiące wściekłych, młodych ludzi na ulicach doskonale realizuje te cele. W obliczu gospodarczego krachu i topnienia klasy średniej, skrzętnie konstruuje coraz nowszych wrogów, którzy istnieją tylko w ich wyobraźni – a w dodatku zaciekle zwalcza te mityczne, genderowo­‑komunistyczne potwory. Gdy ich rówieśnicy na całym świecie wypisują na sztandarach redystrybucję i walkę klas, narodowo­‑KNPowskie szeregi wyklinają złodziejski ZUS okradający pracodawców i międzynarodowy, antypolski spisek, który dał pierwsze miejsce na Eurowizji zdegenerowanej babie z brodą.

Choć program narodowców jest pełen sprzeczności, można zrozumieć jego twórców. Po latach ciężkiej pracy dostali prezent od losu w postaci serii nieoczekiwanych wydarzeń, które popchnęły w ich szeregi rzesze nowych zwolenników. W krótkim czasie zdołali zbudować pewien kapitał społeczny, który obecnie próbują przekuć w polityczny. Aby to osiągnąć, potrzebują przede wszystkim jasno określić swoją tożsamość, w przejrzysty sposób wiążąc ją z panującymi realiami politycznymi. Jak głoszą klasycy antropologii[6], pierwszym punktem do zbudowania własnej identyfikacji jest nazwanie tego, co znajduje się na zewnątrz, a najlepiej naprzeciw niej. Tego co „nieczyste”, „obce”, „groźne”, nie mieszczące się w sztywnych ramach narodowo­‑radykalnych paradygmatów. Powiedzieliśmy już sobie, że w tym wypadku będą to anarchiści, komuniści, liberałowie, feministki, ekolodzy, homoseksualiści, imigranci i wiele innych symbolicznych postaci, które mogą nie mieć ze sobą nic wspólnego, lecz znajdują się pod parasolowym pojęciem „lewaka” lub „komunizmu”, słowami­‑kluczami, które otwierają wszystkie zamki. Wystarczy poczytać pierwszy lepszy felieton lidera narodowców, Roberta Winnickiego: „Zbrodniczy system komunistyczny musi zostać zakwestionowany w życiu publicznym. Nierozliczeni SB­‑cy, cała komuna, Bauman na uczelniach, »Krytyka Polityczna« wydająca dzieła Lenina z komentarzem Slavoja Żiżka – to wszystko się ze sobą łączy”[7]. Przeprowadzając swoje werbalne i fizyczne ataki, nacjonaliści dokonują racjonalnego aktu wskazania potężnego przeciwnika, tworzącego rozbudowane, śmiertelnie niebezpieczne sieci powiązań, od Palikota po aktywistów lokatorskich. Im wróg silniejszy tym lepiej – tym wyraźniejsza staje się własna tożsamość, jeszcze bardziej umocniona mobilizującym poczuciem oblężonej twierdzy. O ile więc paradygmaty przywódców Ruchu Narodowego mogą wydawać się logicznie sprzeczne, mają konkretny, racjonalny cel więc możemy zwolnić je od kategorii logiki. Co jednak z tłumami, które ślepo im ufają? Wszak nie można odmówić autentyzmu tysiącom gimnazjalistów, licealistów i studentów, którzy z determinacją stawiają się na liczne nacjonalistyczne protesty, dają się zamykać w aresztach, blokują odbudowę „pedalskiej tęczy” i wydają ciężko zarobione pieniądze swoje lub swoich rodziców na antykomunistyczne skarpety, ostatni hit prężnie rozwijających się, patriotycznych sklepów.

Podobne rozważania snuje amerykański publicysta Thomas Frank, autor słynnej książki Co z tym Kansas?. Przez kilka lat zadawał sobie pytanie, jak doszło do tego, że klasa niższa i część klasy średniej w krótkim czasie przeszły ideową transformację, porzuciły obóz demokratyczny i stanęły murem za Partią Republikańską, w oczywisty sposób działającą wbrew ich interesom. Odpowiedzią na te pytanie jest backlash, którego najbliższy odpowiednik w języku polskim to reakcja. Jak dowiadujemy się we wstępie do książki, „backlash jest grą o sumie zerowej – kulturową krucjatą, której istotą „jestkulturowa krucjata, a celem władza polityczna i ekonomiczna”[8]. Postronny obserwator musi stwierdzić, że backlash sam w sobie jest pozbawiony sensu – bowiem ciężko doszukiwać się logiki w zaciętej walce ubogiego robotnika o niższe podatki dla swojego zamożnego pracodawcy, czy zachęcać do podpalania tęczy w celu uzdrowienia gospodarki. Backlashowe teorie „nie trzymają się kupy, ich książki są pełne błędów, przeoczeń i absurdalnych interpretacji. A jednak backlashowym czytelnikom to nie przeszkadza. Wolą politykę dogłębnie osobistą, dotykającą frustracji i upokorzeń codziennego życia od naukowego rygoru czy obiektywnych materialnych interesów. Backlashowi myśliciele to rozumieją i rozwinęli teoretyczny system generujący gniew”. Te działania stają się zrozumiałe dopiero w momencie poznania ich funkcji z lokalnym i globalnym systemie. Ale najpierw przyjrzyjmy się jak backlash działa.

Pierwszym punktem do stworzenia masowego ruchu społecznego „z niczego” jest znalezienie drażliwych kwestii na tle etycznym/kulturowym, które należy ukazać w sposób wymagający nieodzownego opowiedzenia się po jednej ze stron. W przypadku Stanów Zjednoczonych jednym z kluczowych tematów była tu aborcja. Radykalne skrzydło Republikanów uczyniło ją swoim sztandarowym tematem, stawiając sprawę jasno – zwolennicy aborcji to mordercy dzieci, a przeciwnicy, obrońcy życia. Usunięcie z pola widzenia wszelkich wątpliwości i pośrednich stanowisk pozwoliło uczynić ten temat najbardziej palącą kwestią, w końcu każda minuta działania klinik aborcyjnych to potencjalne zagrożenie dla ludzkich istnień. Szybko rozprzestrzeniły się wielotysięczne demonstracje, zbiórki podpisów oraz fizyczne ataki na działaczy pro­‑choice. Kolejnym punktem jest skojarzenie tych przeciwników z mitycznymi „elitami”, co czyni nadaje ruchowi protestu wymiar antysystemowy. Wreszcie, pozostaje pokazanie, że reprezentowane przez protestujących wartości mają wymiar uniwersalny, są głęboko zakorzenione w tradycji i autentyczne, w przeciwieństwie do moralnego rozkładu i degeneracji wroga. „Czerwona Ameryka [kolor Republikanów] to w rzeczywistości prawdziwa Ameryka”, a wszyscy pozostali to „wrogowie normalnych Amerykanów”. Pchają kraj w przepaść, stają po złej stronie historii, nie pozwalają normalnemu, poczciwemu człowiekowi normalnie żyć.

Analogiczne mechanizmy obserwujemy w przypadku polskiego backlashu. Jego korzeni można doszukiwać się jeszcze w transformacji ustrojowej, ale najnowsza odsłona sięga roku 2010, powstania ruchu smoleńskiego i pierwszego masowego Marszu Niepodległości. Swój dotychczasowy punkt kulminacyjny osiągnęła pod koniec 2013 roku wraz z rozpoczęciem walki z nieistniejącą „ideologią gender”[9], po której nastąpiły „deklaracje sumienia” poszczególnych grup zawodowych, nasiliła się lokalna aktywność narodowców, a partia reprezentująca skrajny darwinizm społeczny, niespodziewanie dla wszystkich osiągnęła imponująco wysokie poparcie. Jeszcze kilka lat temu mogło się wydawać szokujące cykliczne podpalanie stolicy, kwestionowanie przez lekarzy obowiązującego prawa, nawoływanie do odebrania praw wyborczych kobietom czy składanie przez prezydenta kwiatów pod pomnikiem Romana Dmowskiego, architekta endeckiego antysemityzmu – dziś staje się to kolejną medialną ciekawostką, a krytyka jest co najwyżej zautomatyzowaną reakcją lub nie występuje wcale. Jednocześnie, na horyzoncie nie widać końca kryzysu ekonomicznego, a tym bardziej protestów społecznych z nim związanych. Jak pisze Frank o sytuacji w Ameryce, „Teraz ciężar niezadowolenia prowadzi tylko w jednym kierunku – na prawo, na prawo i jeszcze raz na prawo” – czy można lepiej scharakteryzować sytuację w kraju nad Wisłą? Jeszcze celniej podsumowała to Joanna Tokarska­‑Bakir: „zabierzcie im pracę, a natychmiast zagłosują przeciw prawu do aborcji. Roztrwońcie ich fundusze, a skierują swój gniew przeciwko homoseksualistom”[10].

Polscy narodowcy prowadzą nader aktywną walkę wykorzystując powszechne niezadowolenie społeczne. Próżno jednak szukać ich na pikietach w obronie praw pracowniczych czy blokadach eksmisji – właściwie przejmują „brudną robotę” od czyścicieli kamienic i policji, cyklicznie starając się pozbyć niechcianych mieszkańców skłotów, których najczęściej nie stać na własne mieszkanie, czego najgłośniejszym przypadkiem był brutalny i dobrze przygotowany atak 11 listopada 2013 roku. Jak stwierdzili później mieszkańcy jednego z napadniętych budynków: „czego nie może zrobić władza – robią w jej imieniu faszyści”[11]. Jednak według nacjonalistów, to tylko i wyłącznie oni są atakowani. Władza świadomie obraża ich stawiając Tęczę, system prześladuje ich kasując profil Marszu Niepodległości na Facebooku za nieregulaminowe treści, uniwersytet blokuje wolność słowa nie pozwalając na propagandowe spotkanie Ruchu Narodowego. Tysiące młodych ludzi wierzących w te narracje, prawidłowo rozpoznaje pogarszającą się sytuację bytową, lecz jest pozbawionych narzędzi do zdiagnozowania jej przyczyn; łatwiej pogodzić im się z myślą, że obecny system gospodarczy jest przedłużeniem realnego socjalizmu, niż pojąć, że generowanie nierówności jest fundamentalnym mechanizmem kapitalizmu. Z chęcią przyjmują skrzętnie skonstruowaną tożsamość prześladowanych, męczenników, współczesnych „żołnierzy wyklętych”. Kultywowanie spuścizny antykomunistycznego podziemia jest zresztą traktowane przez skrajną prawicę bardzo dosłownie; nacjonalistyczny publicysta Jacek Misztal pisze: „postawa »okrągłostołowego« establishmentu, który dzisiejszą patriotyczną młodzież zwalcza przy pomocy dokładnie tych samych metod, jakie sześćdziesiąt lat temu stosowano wobec żołnierzy narodowego, niepodległościowego podziemia. Nic zatem dziwnego, iż młodzi patrioci i narodowcy oskarżani notorycznie o faszyzm, antysemityzm […] dostrzegli we własnej sytuacji wyrazistą paralelę z losami NSZowców, brutalnie niszczonych i zniesławianych przez cała dziesięciolecia PRL­‑u”[12].

Kult powojennego ruchu oporu to zresztą kolejny przykład jak głęboko polski nacjonalizm jest zakorzeniony w systemie. Historyczny rewizjonizm rozpoczął na szeroką skalę prawicowy rząd pod sztandarem IPNu. To za państwowe pieniądze stawia się dziś pomniki wyklętym „bohaterom” o co najmniej dwuznacznej przeszłości, wydaje się komiksy, gry, figurki i koszulki z ich wizerunkami, organizuje się festiwale na ich cześć. Bezkrytyczną adorację zbrojnego podziemia rozpoczętą przez PiS, pełną parą kontynuuje rząd Platformy Obywatelskiej. Choć nie udała się całościowa reforma edukacji byłego prezesa Młodzieży Wszechpolskiej Romana Giertych, nauczanie historii nie zmienia się od 20 lat – wciąż prezentuje martyrologiczny krajobraz z „Chrystusem Narodów” w centrum. „Nowoczesne” muzea pokazują, że wojna jest fajna i znajdzie się na niej miejsce nawet dla najmłodszych. Historyczne seriale telewizyjne sponsorowane z pieniędzy podatników, pokazują nieskazitelnych, przystojnych bohaterów, zawsze działających w słusznej sprawie. Nacjonalizm jest niczym innym jak szansą dla młodzieży, by stać się rycerzem i żołnierzem prześladowanej Rzeczypospolitej tu i teraz. Płonące miasto, tysiące powiewających flag, wojenne okrzyki, gęsty dym policyjnych granatów łzawiących są niczym hiperrzeczywista gra wideo, szczególnie w konfrontacji z całoroczną szarością blokowisk i wyalienowaną, śmiertelnie nudną egzystencją w zamkniętych osiedlach i domkach jednorodzinnych. Tłumione przez lata, gorzko­‑słodkie poczucie z jednej strony nieustającej historycznej zdrady, z drugiej ciągłego moralnego zwycięstwa, wybucha kilka razy do roku na narodowo­‑radykalnych manifestacjach, a potem odbija się echem w postaci ksenofobicznych ataków, rasistowskich wybryków, dewastowania pomników, znakowania miasta krzyżami celtyckimi i koncertów neonazistowskich zespołów, odbywających się oficjalnie i bez żadnej reakcji społecznej.

Nacjonalizm nie ogranicza się oczywiście tylko do sfery obyczajowej. Na potrzeby wyborów europarlamentarnych powstał szkic programu ekonomicznego Ruchu Narodowego, któremu warto się pokrótce przyjrzeć[13]. Zaczyna się on od wezwania „Praca w Polsce dla Polaków” i jest próbą pogodzenia liberalnych narracji o wyzysku pracowników i pracodawców przez państwo z minimalnym, neutralnym klasowo programem socjalnym, „Aby naród mógł być »rodziną z rodzin«”. Nacjonaliści czerpiąc z tradycji solidaryzmu narodowego, przechwytują popularną, neoliberalną teorię skapywania, zamykając ją jednak w granicach państwa narodowego – gdy polskim przedsiębiorcom będzie żyło się lepiej, lepiej będzie nam wszystkim. Nie przypadkiem w radzie decyzyjnej Ruchu Narodowego zasiada prezes Unii Polityki Realnej, a jeden z ulubionych warszawskich lokali narodowców, organizuje spotkania z kamienicznikami. Kolejne postulaty to „polska ziemia w polskich rękach”, „powstrzymanie złodziejstwa” (w domyśle chodzi o reformę urzędów) czy „Europa ojczyzn zamiast eurokołchozu”. W ostatnich miesiącach ważną rolę odgrywa także walka z „ekologiczną pseudoideologią”, czyli europejskim Pakietem Klimatycznym. Krzysztof Bosak stwierdza, że myśl narodowców powinna nawiązywać do niemieckiego ordoliberalizmu, nawołując do likwidacji ZUSu, by „pieniądze trafiały bezpośrednio do Polaków”. Natomiast kolejny lider, Artur Zawisza, mówi wprost o „narodowym kapitalizmie”, co chyba najlepiej oddaje ducha programu ekonomicznego RN; choć powtarza za Robertem Winnickim, że nacjonalizm musi odrzucić liberalizm za promowany przez niego relatywizm (narodowcy nie odróżniają liberalizmu kulturowego i ekonomicznego), zaraz uzupełnia: „Oczywiście daleko od tak rozumianej prawdy jako podstawy życia państwowego do znanych postulatów etatyzmu czy redystrybucyjności”[14].

Jak zauważa Oskar Szwabowski „prawicowy dyskurs postkolonialny koncentrujący się na państwie narodowym zamiast na globalnej strukturze systemu­‑świata; nie tyle stara się wykroczyć poza myślenie kolonialne, co pragnie rekonfiguracji, zmiany układu sił. Maskując konflikt klasowy na rzecz interesu narodowego, który tak naprawdę jest interesem uprzywilejowanych”[15]. Nawet gdy skrajnej prawicy zdarza się wznieść ponad niekończące się dysputy o tęczy i gender, jedyną propozycją jaką są w stanie przedstawić, jest egoistyczna budowa „silnej Polski”, byśmy to My wreszcie znaleźli się na górze i mogli z dumą patrzeć na tych na dole. Tym samym interes przeciętnego bezrobotnego lub pracownika na umowie śmieciowej, staje się identyczny z interesem wpływowych biznesmenów, skutecznie lobbujących za cofnięciem prawa pracy do XIX wieku (prawicowcy spod znaku Nowej Prawicy nawet nie ukrywają, że jest to ideał, do którego dążą). Żadne z żądań wysuwanych przez ruch nacjonalistyczny nie uderza w neoliberalny porządek, ale podtrzymuje go, skutecznie odwracając społeczną uwagę od rzeczywistych problemów. Krótko mówiąc, elity mogą spać spokojnie. Zarówno te biznesowe, jak i polityczne, których jedyne wyzwanie rzucone przez ruch nacjonalistyczny, to wyścig we wzajemnym udowadnianiu swojego patriotyzmu i działania na rzecz „interesu Polski”. Dopóki jedyny masowy ruch społeczny interesuje się podpalaniem tęczy, ściganiem po ulicach czarnoskórych osób i kultem przedwojennych, wojennych i powojennych szmalcowników antysemitów, beneficjenci systemu, z którym w oficjalnej propagandzie walczą, nie mają się czego obawiać. Mogą co najwyżej zacierać ręce i z satysfakcją oglądać w nowoczesnych telewizorach kolejne zamieszki na Marszu Niepodległości, zajadając przy tym przysmaki, których żaden „prawdziwy Polak” w życiu nie posmakuje.

Przypisy:
[1] P. Urbański, O. Szwabowski, Wściekłość po polsku [LINK] (data dostępu: 23 października 2014).
[2] M.K., Fałszywy antyislamizm [LINK] (data dostępu: 23 października 2014).
[3] jk, Magdalena Żuraw, „Aniołek Kaczyńskiego” wzywa do spalenia tęczy na placu Zbawiciela [LINK] (data dostępu: 23 października 2014).
[4] Popularny nurt wśród prawomyślnych historyków to rozważania na temat sojuszu z hitlerowskimi Niemcami, celem wspólnej walki z komuną (zob. Piotr Zychowicz, Pakt Ribbentrop­‑Beck, Poznań 2012). Temat ten cieszy się też niezbitą popularnością na wszelkich formach internetowych amatorów historii.
[5] L. Althusser, Ideologie i aparaty ideologiczne państwa, tłum. B. Ponikowski, J. Gajda, Warszawa 1983.
[6] Douglas M., Czystość i zmaza, tłum. M. Bucholc, Warszawa 2007
[7] J. Schwertner, Winnicki: Polska (nie) tylko dla Polaków [LINK] (data dostępu: 23 października 2014).
[8] T. Frank, Co z tym Kansas?, tłum. J. Kutyła, Warszawa 2008
[9] Dogłębna analiza źródeł antygenderowej krucjaty: Karty na stole, czyli pożytki poznawcze z ataku na gender, wykład Anny Zawadzkiej, Muzeum Sztuki Nowoczesnej [LINK] (data dostępu: 23 października 2014).
[10] J. Tokarska­‑Bakir, Śrubka w polskiej wyobraźni, czyli jakiego chcemy społeczeństwa [LINK] (data dostępu: 23 października 2014).
[11] Czego nie może zrobić władza – robią w jej imieniu faszyści [LINK] (data dostępu: 23 października 2014).
[12] J. Misztal, Ruch narodowy – współcześni żołnierze wyklęci [LINK] (data dostępu: 23 października 2014).
[13] Postulaty programowe Ruchu Narodowego [LINK] (data dostępu: 23 października 2014).
[14] G. Lepianka, A. Zawisza, Ruch Narodowy stawia postulat polskiego rabatu (wywiad) [LINK] (data dostępu: 23 października 2014).
[15] O. Szwabowski, Postpolityczna prawica, postkolonializm i neoliberalizm [LINK] (data dostępu: 23 października 2014).

Mateusz Pietryka



Artykuł pochodzi z "Recyklingu Idei".

drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca

Więcej ogłoszeń...


28 listopada:

1820 - W Wuppertalu urodził się Fryderyk Engels.

1893 - Nowozelandki jako drugie w świecie - po mieszkankach stanu Wyoming (USA) - mogły zagłosować w wyborach.

1905 - W Irlandii powstała partia Sinn Féin.

1918 - Strajk 12 tys. robotników miejskich w Warszawie; żądania podwyżki płac oraz zwiększenia przydziałów żywności.

1918 - Dekretem Tymczasowego Naczelnika Państwa Józefa Piłsudskiego kobiety w Polsce uzyskały prawa wyborcze.

1942 - Oddział Gwardii Ludowej rozbił obóz pracy przymusowej w Zakrzówku koło Iłży i uwolnił ponad 100 więźniów.

1942 - W Warszawie został zamordowany w niewyjaśnionych okolicznościach I sekretarz KC PPR Marceli Nowotko.

2009 - Urzędujący prezydent Namibii Hifikepunye Pohamba (SWAPO) został wybrany na II kadencję, zdobywając ponad 75% poparcia.

2016 - Duško Marković z socjaldemokratycznej DPS został premierem Czarnogóry.


?
Lewica.pl na Facebooku