Michał Siermiński: Obóz Polska
[2015-07-05 01:02:55]
Jest piątek, 28 października 1938 roku, około godziny 20:30. W dżdżysty i mroźny wieczór, w trakcie rutynowego patrolu polska policja dostrzega – w odległości około kilometra od „zielonej granicy” z III Rzeszą – grupę 654 przerażonych i wycieńczonych osób. Funkcjonariusze są zaskoczeni – wielokrotnie zdarzało im się wyłapywać drobnych przemytników papierosów czy sacharyny, ale nigdy nie spotkali kilkusetosobowego tłumu objuczonych bagażami ludzi. Chwilę później okazuje się, że zatrzymani są Żydami, obywatelami Polski wypchniętymi przez Niemców zza zachodniej granicy. Padają pierwsze rozkazy: ktoś podejmuje decyzję, by cofnąć Żydów do linii granicznej i otoczyć ich zwartym kordonem strażników. W pobliskim Zbąszyniu, maleńkim, najbardziej wysuniętym na zachód miasteczku okręgu poznańskiego, Komitet Straży Granicznej ogłasza alarm. Około godziny 21 policja otrzymuje jeszcze jeden niepokojący sygnał. Ktoś donosi, że wzdłuż torów łączących polską i niemiecką stronę granicy, w kierunku stacji kolejowej w Zbąszyniu maszeruje zwarta grupa około 300 Żydów. Chwilę po godzinie 22 na miejscową stację wjeżdża niemiecki pociąg, ciasno wyładowany kolejnymi „uchodźcami”. W następnych minutach do Polski wciąż napływają przerażeni Żydzi – jedni w pociągach, inni wypychani zza niemieckiej granicy przez krzyki żołnierzy i bagnety nasadzone na ich karabiny. Wielu Żydów zostaje dotkliwie pobitych przez niemieckich żołnierzy; także zdezorientowani strażnicy polscy stosują przemoc i trzymają wypędzonych ludzi na celownikach karabinów. Joseph Cysner w swoim pamiętniku opisał marsz przez granicę: „Dzieci nie były już w stanie iść dalej, osoby starsze upadały po drodze… Nawet pod groźbą ciosu bagnetem odmawiały kontynuowania marszu. […] Żołnierze wykrzykiwali rozkazy, stali w grupach, gotowi bagnetami nakłonić nas do przejścia przez granicę… Zagrozili, że zabiją każdego, kto spróbuje ucieczki… Po drugiej stronie z łatwością mogliśmy dostrzec polskich pograniczników uzbrojonych w karabiny. Nie mieliśmy innego wyjścia, jak tylko przekroczyć polską granicę, jednak nikt nie śmiał ruszyć się między dwoma rzędami bagnetów. Ludzka ściana przesuwała się do przodu i do tyłu, a przeraźliwe krzyki wypełniały powietrze. Szept modlitw rozlegał się w tej godzinie niebezpieczeństwa. Niemcy zaczęli silniej naciskać… Nagle Polacy chwycili za broń. Kazano nam się położyć, a następnie wstać… Minuty tego oczekiwania wydawały się godzinami”[1]. Równie dramatyczna jest relacja pewnego żydowskiego małżeństwa, wyrzuconego z niemieckiej Altony: „jeśli ktoś nie mógł nieść swego bagażu lub pozostawał w tyle, temu pakunki odbierano i wyrzucano. Kto nie nadążał, był bity”[2]. Po polskiej stronie najprawdopodobniej nikt nie rozumie, co się dzieje. Nie ma instrukcji, jak postępować z wygnańcami, których liczba rośnie z godziny na godzinę. Pogranicznicy nie wiedzą, czy wolno im wpuścić Żydów do Polski – wysyłają więc telegramy do swoich przełożonych w Warszawie i Poznaniu. Żaden z nich nie spodziewa się, że to dopiero początek dziesięciomiesięcznego dramatu, którego sceną stanie się spokojny dotychczas Zbąszyń. Obóz II Rzeczpospolita Antysemityzm polskiego społeczeństwa, choć silny przez całe międzywojnie, stał się szczególnie zaciekły w trzeciej dekadzie XX wieku. Żydzi byli stałym obiektem agresji prawicowej prasy, która bez skrępowania nawoływała Polaków do pogromów i bojkotu gospodarczego. Prasa endecka nie kryła też podziwu dla drastycznych rozwiązań wymierzonych przeciwko Żydom w III Rzeszy. Jeden z ważniejszych ideologów Stronnictwa Narodowego, Jędrzej Giertych, w 1937 roku pisał: „Faszyzm, hitleryzm i inne ruchy narodowe zagraniczne obserwujemy bardzo pilnie, bo uważamy, że wiele możemy się od nich nauczyć. Staramy się wyciągać nauki z ich doświadczeń, skorzystać z ich szczęśliwych pomysłów, zaczerpnąć od nich wszystko, co wytworzyli pozytywnego”[3]. Lider endecji Roman Dmowski, wielbiciel ustaw norymberskich i całej antyżydowskiej polityki Hitlera, zapytany, „czy Żydów zasymilować, czy wypędzić, czy wymordować?”, ubolewał: „żadne z tych rozwiązań nie leżałoby w naszej mocy, chociażby było najbardziej pożądane”[4]. Antysemickie głosy pojawiały się także z mniej radykalnej strony, np. w Polityce Jerzego Giedroycia, zwolennika syjonizmu i bliskiego przyjaciela Żabotyńskiego. W miastach polskich – zalanych antyżydowskimi plakatami – prawicowa młodzież kolportowała nawołujące do pogromów ulotki. Do „etnicznej czystki” doszło także w Polskim Radiu, z którego ze względu na swoje „semickie” pochodzenie wyrzucony został Janusz Korczak. Na uniwersytetach – gdzie od końca lat 30. obowiązywały getta ławkowe i zasada numerus clausus – swoje rasistowskie teorie wykładali gościnnie prominentni krzewiciele nazistowskiej „nauki”, między innymi Hans Frank czy dr Joseph Goebbels. Wśród słuchaczy nie brakowało przedstawicieli polskich władz i innych notabli. W kampanię nienawiści aktywnie włączał się Kościół katolicki, niejednokrotnie występujący w roli inspiratora przemocy. 29 lutego 1936 roku prymas Polski August Hlond ogłosił list pasterski[5], w którym pisał: „Problem żydowski istnieć będzie, dopóki Żydzi będą Żydami. […] Faktem jest, że Żydzi walczą z Kościołem katolickim, tkwią w wolnomyślicielstwie, stanowią awangardę bezbożnictwa, ruchu bolszewickiego i akcji wywrotowej. Faktem jest, że wpływ żydowski na obyczajność jest zgubny, a ich zakłady wydawnicze propagują pornografię. Prawdą jest, że w szkołach wpływ młodzieży żydowskiej na katolicką jest na ogół pod względem religijnym i etycznym ujemny”[6]. Wspomnijmy, że o liście prymasa Hlonda z wielkim entuzjazmem wypowiadał się redaktor Ateneum Kapłańskiego, późniejszy „prymas tysiąclecia”, ks. Stefan Wyszyński. To ideologiczne przesłanie przynosiło jak najbardziej materialne owoce, głównie w postaci pogromów: „tylko w latach 1935–1937 doszło w Polsce do ok. 100 większych wystąpień antyżydowskich, w wyniku których raniono ok. 2 tys. osób, a kilkanaście zabito”[7]. Sytuacja polskich Żydów była tym gorsza, że ich prześladowania wspierał rządzący obóz sanacyjny, wychodzący w ten sposób naprzeciw oczekiwaniom społeczeństwa. Po przewrocie majowym uchwalono wiele ustaw wymierzonych w Polaków pochodzenia żydowskiego: nie wolno im było (bądź ściśle im to ograniczano) kupować ziemi, uprawiać pewnych zawodów, studiować czy służyć w wojsku. „Posłowie związani z rządzącym Obozem Zjednoczenia Narodowego przesyłali do laski marszałkowskiej projekty ustaw wzorowane na ustawodawstwie obowiązującym w III Rzeszy. Jeden z nich dotyczył odebrania obywatelstwa polskiego 600 tys. Żydów mieszkających we wschodniej Polsce; jeszcze inny zobowiązywał Żydów do zgłaszania w ciągu jednego miesiąca w urzędach skarbowych informacji o posiadanym mieniu, które od tej chwili miało pozostać w dyspozycji władz skarbowych, niezgłoszone zaś miało przepaść na rzecz państwa”[8]. Rząd polski popierał też ideę przymusowej emigracji Żydów polskich do Afryki, a 10 stycznia 1939 roku oficjalnie zadekretował plan ich wyrzucenia na Madagaskar. Władze polskie konsultowały się w tej sprawie z kanclerzem III Rzeszy. „Józef Lipski, polski ambasador w Berlinie, raportował po spotkaniu z Hitlerem w 1938 r., że führer przedstawił mu swoje pomysły na rozwiązanie kwestii żydowskiej w Europie Środkowo-Wschodniej poprzez ich emigrację do kolonii. Lipski zapewnił Hitlera, że jeśli zrealizuje ten plan, to Polacy »wzniosą mu piękny pomnik w Warszawie«”[9]. W latach 30. „życiu Żydów w Polsce […] nierzadko towarzyszyło przygnębiające poczucie braku perspektyw, braku własnego miejsca i nadziei”[10]. Otaczająca ich nienawiść i wymierzona przeciwko nim polityka władz sprawiała, że Polska, kraj, w którym się urodzili i wychowali, stawała się dla nich piekłem na ziemi. Co więcej, jak zauważa brytyjski historyk Bernard Wasserstein, owego piekła nie mogli w żaden sposób opuścić, kolejne kraje zamykały bowiem przed uciekinierami swoje granice[11]. Z tej perspektywy Polska była jednym wielkim obozem koncentracyjnym, przynajmniej dla wielu zamieszkujących ją Żydów. Jeden z nich, Janusz Korczak, tak komentował lata 30. w II Rzeczypospolitej: „Podłe, haniebne lata – rozkładowe, nikczemne. Przedwojenne, kłamliwe, zakłamane. Przeklęte. Nie chciało się żyć. Błoto, cuchnące błoto”[12]. Obywatel Żyd Już w 1936 roku w polskim Ministerstwie Spraw Zagranicznych powstał projekt pozbawienia części osób przebywających poza krajem obywatelstwa i uniemożliwienia im powrotu do Polski. Stosowna ustawa została uchwalona przez Sejm, a następnie podpisana przez prezydenta Mościckiego i premiera Składkowskiego 31 marca 1938 roku[13]. Dokument umożliwiał odebranie paszportu każdemu obywatelowi polskiemu, który przebywał poza granicami kraju oraz „działał za granicą na szkodę Państwa Polskiego lub, przebywając nieprzerwanie za granicą co najmniej przez lat 5 po powstaniu Państwa Polskiego, utracił łączność z państwowością polską”[14]. Dekret zakładał również, że „utrata obywatelstwa polskiego męża rozciąga się na żonę, zaś ojca – na jego dzieci w wieku do lat 18”[15]. Decyzja o pozbawieniu obywatelstwa miała być wydawana przez ministra spraw wewnętrznych na wniosek ministra spraw zagranicznych. Jak pisano, „orzeczenie to nie wymaga uzasadnienia i jest natychmiast wykonywane”[16]. Przewidziano również karę pięciu lat więzienia dla osób, które po odebraniu obywatelstwa bezprawnie przebywają na terenie państwa polskiego. Specjalna instrukcja nakazała konsulom, by procedury te dotyczyły zwłaszcza polskich Żydów z Niemiec i Austrii (około 70 000 osób) i komunistów oraz… zalecała dyskrecję. Wkrótce „zaniepokojona” ambasada niemiecka w Warszawie zwróciła się z prośbą o bliższe informacje; „odpowiedź była wymijająca i umocniła podejrzenia, że celem ustawy jest »podrzucenie« Żydów polskich państwom, w których się znajdowali”[17]. Ponieważ procedura przewidziana w ustawie była powolna, w połowie 1938 roku wprowadzono dodatkowe rozporządzenie, które nakazywało obywatelom przebywającym poza krajem poddanie swoich paszportów kontroli w konsulatach. Konsulom dano instrukcję, by w przypadku osób, którym chcą odebrać obywatelstwo, a więc w szczególności Żydów, zatrzymywać dokumenty „do sprawdzenia”. „Paszporty bez stempla konsulatu traciły ważność 30 października. W Berlinie i innych stolicach bez trudu zrozumiano cel »kontroli«. Nota niemiecka złożona w Warszawie 26 października żądała cofnięcia rozporządzenia, grożąc wydaleniem obywateli polskich”[18]. Ponieważ strona polska zlekceważyła to pismo, władze niemieckie wydały polskim Żydom przebywającym na terenie Niemiec nakaz opuszczenia Rzeszy. 26 października o 22 Ministerstwo Spraw Zagranicznych otrzymało od Ambasady Polskiej w Berlinie wiadomość, w której ostrzegano, że „istnieje możliwość, iż jutro i pojutrze na granicy naszej zjawi się około kilka tysięcy wydalonych. Na razie Ambasada nie jest w stanie określić cyfry dokładnej, jednakże można przewidzieć od 2 do 3 tysięcy”[19]. Autor depeszy pomylił się w swoich przewidywaniach. W ciągu kilku następnych dni – celowo przed upływem terminu ważności polskich dokumentów – Niemcy, w ramach planu „Polenaktion”, wydalili z Rzeszy około 17 000 obywateli polskich żydowskiego pochodzenia[20], z których każdemu pozwolono zabrać tylko najniezbędniejsze rzeczy i dziesięć marek[21]. Chociaż rankiem 28 października MSZ otrzymało informację, że z Niemiec ku granicy polskiej ciągną pociągi z kilkoma tysiącami polskich obywateli, nie przedsięwzięto żadnych kroków, by przygotować się na przyjęcie tych ludzi; nie ostrzeżono nawet polskich pograniczników. Zdecydowana większość wyrzuconych Żydów trafiła w okolice Zbąszynia, co sprawiło, że liczba mieszkańców tego maleńkiego miasteczka niemal się potroiła. Tylko nie do Polski Żydów, którzy przyjechali do Zbąszynia pociągami, przetrzymywano początkowo w ciasnych wagonach. Niektórzy trafili też do budynków dworcowych lub stajni przy dawnych koszarach kawaleryjskich. Jednak największa część wygnańców mimo deszczu i mrozu na pierwsze rozkazy polskich władz czekała pod gołym niebem. Tak pierwsze chwile w Zbąszyniu opisywał jeden z przetrzymywanych Żydów: „Koszary były zajęte przez tłum zdesperowanych ludzi. Gdzieniegdzie leżały skrzynie i koce. Głodni i spragnieni chodziliśmy w poszukiwaniu przyjaciół po całym zamkniętym placu, wypytując o miasta, z których ludzie pochodzą… Po całym tym miejscu bólu i cierpienia kilku lokalnych Żydów roznosiło herbatę i jedzenie”[22]. Decyzje z Warszawy nadeszły dopiero następnego dnia, 29 października około południa. Zezwolono na wpuszczenie Żydów do Polski. Przez pierwsze dwa dni Żydzi, po tym jak zostali zarejestrowani przez przygranicznych urzędników, mogli swobodnie opuszczać Zbąszyń. Niewielu z nich miało jednak pieniądze na dalszą podróż. Ponadto kasa dworcowa nie była wyposażona w maszynę drukującą, więc kasjer musiał wypisywać bilety ręcznie. Tym samym cała procedura trwała bardzo długo i w głąb Polski zdołało wyjechać tylko 2336 osób. 31 października około godziny 15:30 do lokalnych władz dotarła decyzja o natychmiastowym zamknięciu dróg wyjazdowych ze Zbąszynia i otoczeniu miasta przez patrole policji. Było to całkowite zaskoczenie dla przebywających przy granicy wygnańców – Zbąszyń zamieniono w gigantyczny obóz internowania dla tych obywateli Polski, którzy popełnili tylko jedno „przestępstwo” – byli Żydami. Sanacyjne władze nie tylko – sprzecznie z konstytucją kwietniową, głoszącą równość wszystkich obywateli wobec prawa – zamieniły przygraniczną miejscowość w wielkie więzienie, lecz także nie interesowały się losami przetrzymywanych w nim Żydów. Nie dostarczono żadnej aprowizacji, nie zapewniono opieki medycznej, nie zadbano też o skromne chociażby warunki sanitarne. Zamiast tego polski rząd robił wszystko, żeby zawrócić nieproszonych gości. Aby wywrzeć presję na stronę niemiecką, przeprowadzono akcję odwetową: z Polski wydalono 45 „aryjskich” i kilkudziesięciu „semickich” obywateli niemieckich. Jak łatwo się domyślić, niemieccy Żydzi nie zostali wpuszczeni do Rzeszy i zostali po polskiej stronie granicy. Dyplomata amerykański Herbert Pell, na gorąco oceniający postawę polskich władz, powiedział niemieckiemu dziennikarzowi: „polityka rządu polskiego podczas ostatnich tygodni spotkała się ogólnie z najwyższym niezadowoleniem zarówno rządu brytyjskiego, jak i amerykańskiego”[23]. Pell przestrzegał również, że pewnego dnia rząd polski gorzko pożałuje swojego postępowania – jeśli dojdzie do konfliktu niemiecko-polskiego, nikt nie zdobędzie się na najmniejszy wysiłek, by poprzeć Polskę. Obóz Zbąszyń W Zbąszyniu tymczasem zbliżała się zima, przez co sytuacja stawała się coraz bardziej dramatyczna. Wielu przetrzymywanych – aby zabezpieczyć ich przed wyziębieniem – skierowano do nieczynnego pięciopiętrowego młyna, należącego do miejscowego Żyda. W młynie ustawiono drewniane prycze, a twarde betonowe podłogi pokryto mokrą słomą, na której ludzie spali w ubraniach, stłoczeni jak sardynki. Innych skierowano do opuszczonego budynku gimnazjum przy pl. Wolności (sic!) lub do starej synagogi. Żydzi, którzy mieli najmniej szczęścia (pieniędzy?), zimę musieli spędzić w wilgotnych i nieogrzewanych stajniach, bez dostępu do sanitariatów, a nawet wody. W jednym z pamiętników zachowała się relacja, która daje wyobrażenie o panujących w obozie warunkach: „spaliśmy w opuszczonych koszarach jak zwierzęta, stłoczeni w końskich boksach, leżąc na słomie, jedząc odrobiny chleba z masłem. Przechadzałem się po obozie, przesuwając leżące ciała, potykając się o kufry. Zaczerpnąłem nieco świeżego powietrza i przechodziłem obok dworca, gdzie tłumy Żydów starały się ogrzać, leżąc w jego salach. Trudno było przejść przez dworzec, tak ciasno ci nieszczęśnicy byli stłoczeni”[24]. Tylko bardzo nieliczni Żydzi (około 700 osób) – głównie ci, którzy przywieźli ze sobą jakieś kosztowności – zdołali uchronić się przed zimnem, dojmującym brakiem prywatności i higieny osobistej, znaleźli bowiem kwatery w domach prywatnych. Z obozu docierały liczne listy, które dają nam pewien obraz realiów życia internowanych. Jeden z nich zaadresowano do prezydenta Mościckiego: „znajdujemy się w straszliwych, niemożliwych do zniesienia warunkach, osadzeni w starych, drewnianych stajniach o przeciekających dachach. Jesteśmy wraz z dziećmi, starcami i kobietami narażeni na dotkliwe zimno i pozbawieni najprymitywniejszych potrzeb (woda, oświetlenie itp.). [...] W każdej chwili grozi nam wybuch epidemii, która w panujących warunkach może spowodować katastrofę. Zamknięci w barakach i pozbawieni wolności osobistej, nie mamy możliwości komunikowania się ze światem zewnętrznym. [...] W imię naszych praw [...] błagamy cię panie prezydencie o litość nad nami”[25]. Listy do osób mogących wpłynąć na los internowanych Żydów wysyłali również członkowie ich rodzin. Oto podanie zaadresowane do Policji Państwowej w Zbąszynie (pisownia oryginalna): „Niniejszym zwracam się do Policji Państwowej z następującą prośbą. Mąż mój […] dnia 28 października b.r. reptrjiwany do Polski i znajduje się w obozie w Zbąszyniu. Mąż mój jest ciężko ranny jeszcze z wojny światowej. Oprócz tego cierpi on na płuca i właśnie w jesieni – pogoda ta jest dla niego bardzo szkodliwa, gdyż nie może on oddychać i musi zawsze siedzieć w ciepłym mieszkaniu i mieć specjalną pielęgnację. Mąż mój cierpi okropnie w obozie i nie będzie mógł tam dłużej wytrzymać. […] Wobec powyższego błagam usilnie Policję Państwową, aby zezwoliła łaskawie zlitować się nade mną nieszczęśliwą kobietą i zarządzi aby męża mego z obozu zwolniono aby mógł wyjechać do brata […] i poratować swoje zdrowie. Proszę zarządzić aby został on przez lekarza zbadany a lekarz uzna najpewniej że mąż mój musi opuścić obóz. […] Dziękuję z góry najuprzejmiej i spodziewam się, że Policja Państwa przychyli się do mojej prośby”[26]. Katastrofalne warunki w obozie były szczególnie dotkliwe dla osób starszych. Ida Altstädter, staruszka internowana w Zbąszyniu, tak opisywała swoją sytuację w liście do polskiego MSW: „mieszkamy w młynie, gdzie palić nie można. Cierpimy głód, chłód i nędzę, taki stan rzeczy trwa już czwarty tydzień”[27]. Z wielu innych relacji dowiadujemy się, że Żydów gnębiło poczucie niepewności – nie wiedzieli przecież, co ich czeka ani co stało się z ich rodzinami w Niemczech. Wielkim problemem okazywała się również przymusowa bezczynność. Osadzeni, na miarę swoich ograniczonych możliwości, starali się angażować w rozmaite formy usług zaspokajających potrzeby życia codziennego. Nie odwracało to jednak ich uwagi od najbardziej palącej potrzeby – wydostania się z obozu. „Ciągle organizowano jakieś komitety, kolejki, zapisy. Zapisy na wyjazdy do Palestyny, zapisy na wyjazdy do Kolumbii, do innych państw Ameryki Południowej, gdziekolwiek. Każda wiadomość, każda plotka szybko znajdowały wielu słuchaczy, gdyż każdy żył nadzieją, że uda się gdzieś wyjechać”[28]. O ucieczce nie mogło być mowy, jej próby były karane śmiercią[29]. Emanuel Ringelblum, późniejszy kronikarz warszawskiego getta, który przybył do Zbąszynia, by pomagać internowanym, nie mógł wybaczyć Polakom losu zgotowanego Żydom. Zachowały się jego wspomnienia: „Zbąszyń stał się symbolem bezbronności Żydów polskich. Żydzi zostali poniżeni do poziomu trędowatych, obywateli trzeciej klasy, i w rezultacie tego jesteśmy świadkami strasznej tragedii. Zbąszyń stał się ciężkim ciosem moralnym przeciwko ludności żydowskiej w Polsce”[30]. Kryształowa noc W obozie znaleźli się również najbliżsi krewni siedemnastoletniego Herszela Grynszpana, Żyda polskiego pochodzenia. Na początku listopada przebywający w Paryżu Grynszpan otrzymał list, w którym rodzina opisywała mu tragedię rozgrywającą się w Zbąszyniu. Zdruzgotany chłopak zdecydował się na desperacki krok – 7 listopada wszedł do ambasady III Rzeszy we Francji i oddał pięć strzałów w stronę dyplomaty niemieckiego Ernsta von Ratha, który po dwóch dniach zmarł w szpitalu. Wiadomość o śmierci von Ratha była wodą na młyn niemieckiej propagandy. W nocy z 9 na 10 listopada doszło w Niemczech do pogromów na niespotykaną dotąd skalę; później wydarzenia te nazwano „nocą kryształową”. Wiadomości o zamachu i fali pogromów w Niemczech szybko dotarły do Żydów osadzonych w Zbąszyniu. Ktoś zanotował w swoim pamiętniku: „Gazety drukowane w jidysz relacjonowały akcje niszczenia synagog w Niemczech i przeprowadzane obławy mające na celu schwytanie Żydów. Wiedzieliśmy, że nie ma dla nas powrotu”[31]. Na pomoc Pomoc dla internowanych organizowali w przeważającej większości sami Żydzi i ich stowarzyszenia. W Zbąszyniu zjawiła się delegacja JOINT-u i powstała ekspozytura Komitetu Pomocy Uchodźcom Żydowskim z Niemiec, na czele której stanął Ringelblum. Najpilniejszymi potrzebami były oczywiście jedzenie i picie, ale Żydom dostarczano również sienniki oraz koce. Jedzenia jednak wciąż brakowało – uzyskanie posiłku wymagało stania w długich kolejkach na mrozie, co było kłopotliwe dla tych, którzy nie mieli ciepłych ubrań. Lokalne polskie władze – same niemal całkowicie bierne – nieprzychylnie patrzyły na pomoc organizacji proweniencji żydowskiej. Starosta nowotomyski Ignacy Skoczeń przestrzegał w oficjalnym piśmie do wojewody poznańskiego, że organizacje żydowskie, które chcą pomóc internowanym, mają związki z komunizmem i wywiadem niemieckim[32]. Niewiele mogli zrobić lokalni Żydzi – zanim miasto zamieniono w wielki obóz, w Zbąszyniu mieszkało zaledwie dziesięć żydowskich rodzin (52 osoby), w większości bardzo ubogich. Składki na pomoc internowanym płacili również nieliczni przedstawiciele polskiej inteligencji (między innymi Tadeusz Kotarbiński, Zofia Nałkowska, Karol Irzykowski i Maria Kuncewiczowa), za co spotykały ich ostre ataki w prawicowej prasie. Antysemickie gazety nie tylko piętnowały pomoc, lecz także kpiły z uwięzionych i niedożywionych Żydów. Kurier Bydgoski pod jednym ze zdjęć, przedstawiającym czekających na posiłek mężczyzn, zamieścił ironiczny komentarz: „Przy kuchni polowej gromadzą się eleganccy dżentelmeni przyzwyczajeni raczej do kawiarni przy berlińskiej »Unter den Linden«”[33]. Lokalna endecka prasa pisała o „Żydach – bolszewikach” czy „Żydach – wrogach chrześcijaństwa” oraz atakowała tych nielicznych mieszkańców Zbąszynia, którzy przyjaźnie traktowali internowanych lub udzielali im skromnego wsparcia. Tego rodzaju przekaz podsycał antysemickie nastroje lokalnej społeczności polskiej. W wyborach do Rady Miejskiej ze stycznia 1939 roku, którym towarzyszyły antysemickie ekscesy i napady na Żydów, większość zdobyło Stronnictwo Narodowe. Już jedna z pierwszych decyzji nowej Rady była bezpośrednio wymierzona w uwięzionych Żydów: zabroniono im wstępu do niektórych części miasta, np. na miejską plażę. Wkrótce w Zbąszyniu zaczął też grasować niebezpieczny antysemicki gang „Endek”, który gnębił uwięzionych. Po ugodzie Postępowanie polskich władz, które cały czas miały nadzieję „przepchnąć” Żydów na stronę niemiecką, było tyleż bezwzględne, co nieskuteczne. W ostatecznie zawartym porozumieniu nie tylko ustalono, że Żydzi pozostaną po polskiej stronie granicy, ich majątki zaś po stronie niemieckiej, lecz także zarządzono, by do internowanych dołączyli członkowie ich rodzin (około 4000 osób). Tylko nielicznym Żydom przetrzymywanym w Zbąszyniu Niemcy pozwolili na krótki czas wrócić do Rzeszy. Choć negocjacje polsko-niemieckie były zakończone, obóz w Zbąszyniu opróżniał się bardzo powoli. Niektórym Żydom pozwolono wyjechać na początku 1939 roku, ale jeszcze kilka miesięcy później, w czerwcu, w warunkach głodu i nędzy przymusowo przebywało blisko trzy tysiące osób. Ostatnie z nich wypuszczono w przededniu agresji Hitlera na Polskę. Pociąg, którym do Warszawy jechali ostatni „zbąszyńscy” Żydzi, został ostrzelany przez niemieckie bombowce o świcie 1 września 1939 roku. Wiele wskazuje na to, że część Żydów miała jeszcze okazję wrócić do Zbąszynia. To nieszczęsne miasto, które stało się jednym z symboli polskiego i niemieckiego antysemityzmu końca lat 30., od 1941 roku było nazistowskim obozem pracy, w którym przetrzymywano Żydów z Generalnej Guberni. Epilog Wydarzenia w Zbąszyniu, choć nie tak dobrze znane jak inne antyżydowskie ekscesy II Rzeczypospolitej, doczekały się już wielu prób wybielania postawy Polaków wobec swoich żydowskich współobywateli. Znamienny wydaje się tu tekst Piotra Bojarskiego pt. „Zbąszyń ratuje honor Polaków”[34], opublikowany w Gazecie Wyborczej w listopadzie 2012 roku. Autor twierdzi, że w wyniku zbiorowego nieszczęścia, które spotkało Żydów w Zbąszyniu, zniknęły uprzedzenia Polaków, masowo śpieszących uwięzionym na pomoc. Co ciekawe, również polskie władze nie były zdaniem Bojarskiego takie złe: decyzja o internowaniu na dziesięć miesięcy kilku tysięcy osób tłumaczy się chęcią wywarcia presji na stronę niemiecką. Dla dobra samych Żydów, jak powinien się domyślić każdy uważny czytelnik. O ratowaniu honoru Polaków mówi także prof. Jerzy Tomaszewski, autor obszernej monografii poświęconej tamtym wydarzeniom[35]. Tomaszewski pisze: „Mam poważne wątpliwości co do rozsądku i zwykłej przyzwoitości postępowania polskich władz w 1938 r. wobec Żydów obywateli polskich w Niemczech. […] Natomiast jestem p r z e k o n a n y, że obywatele Zbąszynia ratowali wówczas honor Polaków, a zarazem znaleźli jedyną przyzwoitą drogę postępowania w sytuacji wówczas niezwykłej, coraz częstszej w następnych dziesięcioleciach”[36]. Bardzo ciekawą relację z tamtych wydarzeń znajdujemy również w tekście na oficjalnej stronie miasta Zbąszyń. Podkreśla się, że „mieszkańcy byli zszokowani postępowaniem hitlerowców”[37], a „starosta powiatu wezwał mieszkańców do pomocy uchodźcom”[38]. Jak czytamy dalej, „niemal natychmiast zorganizowano dwa ambulatoria, szpital, polowe kuchnie i stołówki. Ciężej chorych przewieziono do okolicznych szpitali. Żydów kwaterowano gdzie tylko się dało. (…) Wkrótce w Zbąszyniu powstał obóz przejściowy dla uchodźców. Krewni i znajomi z całej Polski przyjeżdżali odbierać swoich bliskich. […] Kwitł o obozowe życie. Założono nawet żydowski klub Maccabi, który rozegrał mecz piłki nożnej z drużyną Obra Zbąszyń”[39]. Autorzy tekstu nie wspominają jednak, że to drużyna Maccabi wygrała mecz 3:2, co doprowadziło do fali antysemickich artykułów w lokalnej prasie. Więcej meczów już nie rozegrano. Przypisy: [1] Cytat za: J. Skórzyńska, „Uwięzienie w Zbąszyniu i pamiętnik kantora Josepha Cysnera”, w: J. Skórzyńska, W. Olejniczak, Do zobaczenia za rok w Jerozolimie – deportacje Polskich Żydów w 1938 roku z Niemiec do Zbąszynia, Fundacja TRES, 2012. [2] Cytat za: J. Tomaszewski, „Przystanek Zbąszyń”, w: J. Skórzyńska, W. Olejniczak, Do zobaczenia… [3] Cytat za: S. Zgliczyński, Jak Polacy Niemcom Żydów mordować pomagali, Wydawnictwo Czarna Owca, Warszawa 2013, str. 132. [4] Cytat za: G. Krzywiec, Szowinizm po polsku. Przypadek Romana Dmowskiego (1886–1905), Wydawnictwo Neriton Instytutu Historii PAN, Warszawa 2009, s. 251. [5] List nosił tytuł: O katolickie zasady moralne. [6] Cytat za: S. Zgliczyński, Jak Polacy…, str. 22. Ogólnego przesłania listu nie zmienia fakt, że prymas potępił fizyczną przemoc wobec Żydów. [7] Tamże, str. 21. [8] Tamże, str. 25. [9] Tamże, str. 26. [10] B. Keff, Antysemityzm. Niezamknięta historia, Wydawnictwo Czarna Owca, 2013, str. 162. [11] Rozmowa Macieja Nowickiego z Bernardem Wassersteinem pt. „Żydzi w II RP: Pozwólcie nam być Polakami” opublikowana przez Newsweek. Wywiad dostępny na stronie: http://polska.newsweek.pl/zydzi-w-ii-rp--pozwolcie-nam-byc-polakami,103410,1,1.html . (data dostępu: 13.04.2015) [12] Cytat za: S. Zgliczyński, Jak Polacy…, str. 28. [13]Warto wspomnieć, że podobne kroki Hitler przedsięwziął dopiero 25 listopada 1941 roku, a więc trzy lata później. [14] Ustawa z dnia 31 marca 1938 r. – O pozbawieniu obywatelstwa, Dz. U. Nr 22, poz. 191. [15] Tamże. [16] Tamże. [17] J. Tomaszewski, „Przystanek…”, w: J. Skórzyńska, W. Olejniczak, Do zobaczenia… [18] Tamże [19] Tamże [20] Wśród wyrzuconych był między innymi późniejszy słynny niemiecki krytyk literacki Marcel Reich-Ranicki. [21] Światowej opinii publicznej propaganda niemiecka przedstawiła „Polenaktion” jako obronę Żydów przed statusem bezpaństwowca. [22] Cytat za: J. Skórzyńska, „Uwięzienie…”, w: J. Skórzyńska, W. Olejniczak, Do zobaczenia… [23]Tamże [24] Cytat za: J. Skórzyńska, W. Olejniczak, Do zobaczenia… [25] Cytat za: http://www.rozbrat.org/historia/33-walki-spoleczne-w-polsce/3675-walizka-historia-zbaszynskich-zydow [data dostępu: 06.05.2015]. [26] Wiele zdjęć z dokumentami i listami, znaleźć można w: J. Skórzyńska, W. Olejniczak, Do zobaczenia… [27] Cytat za: W. Czuchwicki, „Wydalanie Żydów z Niemiec w 1938 roku w okolicach przygranicznego Zbąszynia”, tekst dostępny na stronie: http://www.zck.org.pl/opracowania/czuchwicki.pdf. [data dostępu: 13.04.2015]. [28] Cytat za: J. Skórzyńska, W. Olejniczak, Do zobaczenia… [29] A. Read, D. Fisher, Kristallnacht: Unleashing the Holocaust, London, 1989, s. 50, patrz także: J. Skórzyńska, „Uwięzienie…”, w: J. Skórzyńska, W. Olejniczak, Do zobaczenia… [30] Cytat za: J. Skórzyńska, W. Olejniczak, Do zobaczenia… [31] Cytat za: J. Skórzyńska, W. Olejniczak, Do zobaczenia… [32] W. Czuchwicki, „Wydalanie…” [33] Cytat za: J. Skórzyńska, W. Olejniczak, Do zobaczenia… [34]P. Bojarski, "Zbąszyń ratuje honor Polaków", Gazeta Wyborcza, 18.11.2012. [35] J. Tomaszewski, Preludium zagłady. Wygnanie Żydów Polskich z Niemiec w 1938r., PWN, Warszawa 1998. [36] J. Tomaszewski, „Przystanek…”, w: J. Skórzyńska, W. Olejniczak, Do zobaczenia… [podkreślenie moje]. [37] http://www.zbaszyn.com/historia/zydzi.htm [data dostępu: 06.05.2015]. [38] Tamże. [39] Tamże [podkreślenia moje]. Michał Siermiński Tekst pochodzi z najnowszego numeru (104.) kwartalnika "Bez Dogmatu". |
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Syndrom Pigmaliona i efekt Golema
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Mury, militaryzacja, wsobność.
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Manichejczycy i hipsterzy
- Pod prąd!: Spowiedź Millera
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Wolność wilków oznacza śmierć owiec
- Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
- Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
- od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
- Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
- Kraków
- Socialists/communists in Krakow?
- Krakow
- Poszukuję
- Partia lewicowa na symulatorze politycznym
- Discord
- Teraz
- Historia Czerwona
- Discord Sejm RP
- Polska
- Teraz
- Szukam książki
- Poszukuję książek
- "PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
- Lca
23 listopada:
1831 - Szwajcarski pastor Alexandre Vinet w swym artykule na łamach "Le Semeur" użył terminu "socialisme".
1883 - Urodził się José Clemente Orozco, meksykański malarz, autor murali i litograf.
1906 - Grupa stanowiąca mniejszość na IX zjeździe PPS utworzyła PPS Frakcję Rewolucyjną.
1918 - Dekret o 8-godzinnym dniu pracy i 46-godzinnym tygodniu pracy.
1924 - Urodził się Aleksander Małachowski, działacz Unii Pracy. W latach 1993-97 wicemarszałek Sejmu RP, 1997-2003 prezes PCK.
1930 - II tura wyborów parlamentarnych w sanacyjnej Polsce. Mimo unieważnienia 11 list Centrolewu uzyskał on 17% poparcia.
1937 - Urodził się Karol Modzelewski, historyk, lewicowy działacz polityczny.
1995 - Benjamin Mkapa z lewicowej Partii Rewolucji (CCM) został prezydentem Tanzanii.
2002 - Zmarł John Rawls, amerykański filozof polityczny, jeden z najbardziej wpływowych myślicieli XX wieku.
?