Kilka tygodni temu rozpoczął się nowy rozdział w historii litewskiej socjaldemokracji. Po paru latach eksperymentów z przywództwem polityka młodego pokolenia, 41-letniego Gintautasa Paluckasa, po raz pierwszy kierowanie partią powierzono kobiecie. Jest nią Vilija Blinkevičiūtė. Nowa liderka daje szansę na wzrost poparcia i lepszy wynik w wyborach w 2024 r. Pod warunkiem jednak, że partia weźmie się w garść i zacznie prezentować wyborcom klarowny przekaz.
Podczas kongresu Litewskiej Partii Socjaldemokratycznej (LSDP), który odbył się 9 maja, w szranki stanęło dwoje kandydatów: wieloletni minister obrony w rządach lewicy Juozas Olekas oraz była minister pracy i opieki społecznej Vilija Blinkevičiūtė. Na Olekasa padło 44% głosów, a na Blinkevičiūtė – 56%. Warto podkreślić, że LSDP to jedyna siła antyrządowa na Litwie, w której są wewnętrzne wybory. Pozostałe ugrupowania opozycyjne wobec centroprawicowego gabinetu Ingridy Šimonytė rządzone są twardą ręką. Mowa tutaj zarówno o Związku Chłopów i Zielonych, który w latach 2016-2020 rządził Litwą, jak i o Partii Pracy (ugrupowaniu współrządzącym z socjaldemokratami w latach 2012-2016). Także polska partia AWPL-ZChR, dowodzona przez Waldemara Tomaszewskiego, jest ugrupowaniem autorytarnym. Przywódcy lewicy mówią, że nie chcą brać z tych ugrupowań przykładu. Niejako bowiem w DNA socjaldemokracji wpisane są debaty wewnętrzne, co jednak czasem sprawia, że partia wydaje się zbyt mało zdecydowana co do kierunku działań.
Chłopi dominują lewą flankę
Kłopoty litewskiej socjaldemokracji, przez lata regularnie wymieniającej się władzą z konserwatystami, zaczęły się jesienią 2016 r., gdy Związek Chłopów i Zielonych, którym kieruje oligarcha i wielki właściciel ziemski Ramūnas Karbauskis, wygrał wybory parlamentarne i zepchnął lewicę na trzecie miejsce, odbierając jej wizerunek największej siły prospołecznej. Partia, której jeszcze na parę tygodni przed wyborami wróżono zachowanie dominującej pozycji w przyszłej koalicji, musiała się zadowolić stanowiskami trzech ministrów w „chłopskim” rządzie Sauliusa Skvernelisa.
Po paru miesiącach współrządzenia LSDP zdecydowała się wyjść z koalicji. Powodem była chęć odnowy lewicy przez młodsze pokolenie. Opuszczenie rządu doprowadziło do powstania konkurencyjnego ugrupowania lewicowego – Litewskiej Socjaldemokratycznej Partii Pracy (LSDDP), na czele której stanął były premier Gediminas Kirkilas. Partię tę, skupiającą działaczy starszego pokolenia, przezwano w mediach bobrami. LSDDP, która pozostała w rządzie Skvernelisa, uznano za partię bezideową, reprezentującą lewicę znaną może z lat 90., natomiast na pewno nieodpowiadającą na wyzwania współczesnego świata.
W tym czasie na czele Litewskiej Partii Socjaldemokratycznej, która skupiła ludzi młodszego pokolenia i ustawiła się w jednoznacznej opozycji wobec rządów „chłopskich”, stanął wicemer Wilna Gintauas Paluckas. To on zarządził, zgodnie z oczekiwaniami dużej części bazy partyjnej, zwrot w lewo. Ogłoszono wtedy manifest socjaldemokratyczny, który miał przybliżyć partię do korzeni. Byłego premiera Algirdasa Butkevičiusa (2012-2016) oskarżano o zbytnie przesunięcie partii w stronę centrum, wypominano mu chęć nowelizacji kodeksu pracy, która miała zaspokajać potrzeby przedsiębiorców. Między innymi w tym upatrywano przyczyn wyborczej porażki w 2016 r.
Nowa twarz lewicy
Wielu młodych ludzi, zwłaszcza mieszkających w miastach, zachwyciło się nową drogą proponowaną przez Paluckasa. Partia zajęła jasne stanowisko w sprawach światopoglądowych, opowiadając się za konwencją stambulską i związkami partnerskimi dla osób LGBT, o których nie chciał słyszeć Butkevičius. Również w sprawach gospodarczych ugrupowanie starało się przedstawić jednoznacznie lewicowy program, odrzucając kompromisy z neoliberałami. W 2018 r. wsparło głośny strajk nauczycieli wymierzony w rząd Skvernelisa.
Nowe otwarcie miało pozwolić lewicy wrócić do gry i znów stać się ugrupowaniem rządzącym. Jednak zimny prysznic przyszedł już wiosną 2019 r. podczas wyborów samorządowych. Choć lewica zdobyła najwięcej stanowisk merów, to jednak wypadła z samorządów największych miast: Wilna, Kowna i Kłajpedy. Sam Paluckas w wyborach na mera Wilna uzyskał zaledwie 2,67% głosów. Również w wyborach prezydenckich w tym samym roku lewica poniosła porażkę. Jej kandydat Vytenis Andriukaitis, komisarz Unii Europejskiej ds. zdrowia, zdobył jedynie 4,77%. Jesienią 2020 r. przyszło kolejne rozczarowanie. Ugrupowanie, które marzyło o własnym szefie rządu (z tego błędu nie wyprowadzały go skądinąd sondaże), uzyskało zaledwie 9,25% głosów i 13 ze 141 mandatów do Sejmu. Tego było już za wiele dla działaczy partyjnych, zresztą sam Paluckas podał się do dymisji. Na parę miesięcy przewodnictwo LSDP objął Mindaugas Sinkevičius, mer Jonawy, były minister gospodarki w rządzach „chłopów”.
Kilka miesięcy bezkrólewia pozwoliło lewicy na refleksję. Mało kto miał ochotę na kolejne eksperymenty z przywództwem młodych. Najpierw swoją kandydaturę na stanowisko szefa wystawił europoseł i były minister obrony, 65-letni Juozas Olekas, później zgłosiła się o pięć lat młodsza była minister pracy Vilija Blinkevičiūtė. O ile wynik wyborów był wyrównany, o tyle na pierwszego kandydata zagłosowali głównie starsi i bardziej konserwatywni członkowie partii, natomiast na Blinkevičiūtė partyjna młodzież.
Nowa przewodnicząca powstałej w 1896 r. partii, z wykształcenia prawniczka, karierę zaczynała jeszcze jako pracowniczka Ministerstwa Pracy i Opieki Społecznej w Litewskiej SRR. Już w wolnej Litwie została jego szefową, by pełnić tę funkcję przez dwie kadencje w latach 2000-2008. W wyborach prezydenckich w 2004 r. uzyskała 16,5% głosów. Dwa lata później oficjalnie przystąpiła do Litewskiej Partii Socjaldemokratycznej, a w 2009 r. została posłanką do Parlamentu Europejskiego. Obecnie jest wiceprzewodniczącą Komisji Zatrudnienia i Spraw Socjalnych, zasiada także w Komisji Praw Kobiet i Równouprawnienia. Moi rozmówcy twierdzą, że w Brukseli nabrała jeszcze bardziej nowoczesnego, progresywnego sznytu.
Według ostatniego sondażu nowa szefowa partii cieszy się poparciem 50% ankietowanych, przeciwko niej występuje zaledwie 18% wyborców. Tym samym jest drugim po prezydencie Gitanasie Nausėdzie politykiem pod względem zaufania społecznego. Pamięta się jej, że jako minister w rządzie Algirdasa Brazauskasa podwyższyła emerytury. W ostatnim sondażu poparcie dla lewicy skoczyło aż o cztery punkty procentowe. Laurynas Šedvydis, młody działacz lewicy z Kowna, mówi PRZEGLĄDOWI: – Blinkevičiūtė cieszy się naturalną popularnością. W 2024 r. może być kandydatką praktycznie we wszystkich wyborach, może znów startować do europarlamentu, startować na premierkę lub prezydentkę, musi tylko zdecydować się na którąś z opcji.
Szansę na wykorzystanie popularności Blinkevičiūtė widzi także polski radny rejonu wileńskiego i nowy wiceprzewodniczący ugrupowania Robert Duchniewicz, który wylicza jej zalety: potrafi łączyć różne pokolenia, umie współpracować, rozmawiać z ludźmi, nie jest konfliktowa.
Jaka socjaldemokracja?
Dr Liutauras Gudžinskas z Uniwersytetu Wileńskiego, wybrany na wiceprzewodniczącego partii, pytany, jaką drogą pójdzie socjaldemokracja, odpowiada: – Na pewno nie wejdziemy do rządu, ale w dziedzinie praw człowieka jest możliwość współpracy z prawicowym gabinetem Ingridy Šimonytė.
To właśnie głosami LSDP przeszedł ostatnio progresywny kandydat na sędziego Sądu Konstytucyjnego. Niestety, pod koniec maja lewica zaliczyła blamaż. Gdy głosowano nad ustawą o związkach partnerskich, wsparła ją zaledwie część jej posłów i korzystny dla osób LGBT projekt przepadł. To pokazuje, jak trudno będzie socjaldemokracji utrzymać nowoczesny wizerunek i ile pracy czeka Blinkevičiūtė. Działacz młodego pokolenia Karolis Dambrauskas już pyta na Facebooku, czy konserwatywni posłowie LSDP nie powinni się przenieść do innej partii, natomiast politolog Mažvydas Jastramskis pokazuje statystyki: za związkami opowiedziało się 66% konserwatystów i 46% posłów lewicy. Politolog Andrzej Pukszto z Uniwersytetu Witolda Wielkiego mówi bez ogródek:
– Elektorat progresywny obyczajowo ukradli lewicy liberałowie, którzy są obecnie częścią prawicowego rządu Ingridy Šimonytė.
Swego czasu feministka, socjaldemokratka Marija Aušrinė Pavilionienė mówiła mi, że partia jest w gruncie rzeczy konserwatywna, bo ma poparcie w małych miejscowościach, gdzie działacze bardziej kierują się zdaniem proboszcza niż lewicową agendą. Pozyskanie młodych, progresywnych z wielkich miast będzie teraz dużym wyzwaniem dla LSDP. Laurynas Šedvydis mówi PRZEGLĄDOWI: – Najbliższym sprawdzianem będą wybory lokalne w 2023 r., musimy wrócić do rad miejskich w Wilnie, w Kownie, w Kłajpedzie.
Czy w realizacji tego celu pomoże Vilija Blinkevičiūtė?
Tekst pochodzi z Tygodnika Przegląd
fot. Parlament Europejski