Paweł Miśkiewicz używa figury ściany, aby opowiedzieć o źródłach wojen i nienawiści niemających końca. Chcąc nie chcąc, wpisuje swój projekt w historię opowiadaną od wieków, w różnych wersjach, tragicznych i komicznych, w formie przypowieści, a niekiedy protest songu. Dość przypomnieć o chińskim murze albo ścianie dzielącej kochanków w amatorskim spektaklu rzemieślników ateńskich w Szekspirowskim „Śnie nocy letniej”.
Wbrew słowom utopijnego songu Jacka Kaczmarskiego „A mury runą, runą…”, mury rosną i krzepną. Dość rozejrzeć się po świecie. W którą stronę nie spojrzeć, ściany: pogranicze amerykańsko-meksykańskie, granica polsko-białoruska, strefa Gazy. Można tak w nieskończoność, zwłaszcza że wokół rojno od murów niewidocznych, a te trzymają się najlepiej.
„Tytułowy „The Wall” – powiada Miśkiewicz w rozmowie z Agnieszką Górnicką – to nie tylko mur separacyjny… Nasz spektakl mógłby się też nazywać „Ściana”, bo jest też o takim momencie „dojścia do ściany”. Tej ściany tak naprawdę, jak się okazuje, nie ma (…)”. Nie ma, ale jednak jest. Tak przynajmniej wynika z czterogodzinnego spektaklu Miśkiewicza, w którym spotykają się i dialogują ze sobą rozmaite warianty separacji, wzajemnego wykluczenia, niechęci aż za grób.
Zaczyna się bez mała niewinnie, choć niewygodnie. Oto oficer emigracyjny na londyńskim lotnisku rozmawia z przybyszem z dalekiego kraju (z Zanzibaru). Rozmawia to pewna przesada, no przybysz nie mówi po angielsku, to znaczy starszy pan (a gra go sam Paweł Miśkiewicz) udaje, że nie mówi, bo dowiedział się, że dzięki temu ma większe szanse na status uchodźcy. Że tak wzbudzi być może współczucie.
Sytuacja jest niezręczna, z jednej strony służbista młokos, z drugiej zagubiony starszy człowiek, który szuka twardego gruntu pod nogami. W dodatku ktoś nie zgasił światła na widowni, a widownia w znacznym stopniu została skrócona o podest wybiegający w stronę zgromadzonych widzów. Dość na tym, że widzowie mogą także uchodzić za niechcianych przybyszów, a przynajmniej niemych świadków dość żenującego przesłuchania na lotnisku, które chciałoby się przerwać, ale jednak konwencja spektaklu krępuje.
Potem światło przygaśnie, ale na scenie będzie groźniej. Pojawi się roztrzęsiona matka (Katarzyna Herman), broniąca rodziny przed polowaniem ze strony ideologicznie rozszalałych polityków. Tym razem nie walczą z uchodźcami, ale ze współplemieńcami, kiedy okazują się nie dość wierni ideałom rządzących. Dystopijny koszmar przedziwnie bliski naszym doświadczeniom.
Potem będzie jeszcze niebezpieczniej, kiedy towarzyszyć będziemy rozpaczy rodziców (Katarzyna Herman i Marcin Bosak) po stracie dziecka, które ginie w wypadku autobusowym podczas szkolnej wycieczki. Tylko dlatego, że pokrętne przepisy, regulaminy, a przede wszystkim etniczna niechęć opóźniła pomoc dla dzieci poszkodowanych w groźnym wypadku. Tu już separacja staje straży selekcji w dosłownym i ostatecznym rozumieniu.
Tę rozwibrowaną emocjonalnie część spektaklu dopełnia monolog Dany Tirza, architekta i pułkownika rezerwy trwającego w zachwycie dla samego siebie, a to z powodu ustanowienia stref podziałów, granic, punktów kontrolnych w Jerozolimie. Uważa się za niedościgłego wynalazcę błogosławionej metody gwarantującej bezpieczną obcość.
Paweł Tomaszewski prezentuje ten wynalazek ze sceniczną brawurą, w uniesienie drze na strzępy mapę swojego epokowego wynalazku, wzbudzając swoim dzikim entuzjazmem prawdziwą grozę. Tak jak grozą wieje od wspomnienia wojennego żołnierzy z Senegalu, wcielanych podczas drugiej wojny światowej do armii francuskiej jako armatnie mięso, traktowanych jednak imperialną wyższością czy zwierzenia amerykańskiego żołnierza, specjalisty od motywowania żołnierzy za pomocą najbardziej obelżywych wyzwisk.
Paweł Miśkiewicz i Joanna Bednarczyk (scenariusz) odwołują się do tekstów sojuszniczych, które wyszły spod pióra noblistów, laureatów Bookera, Pulitzera, Nobla, a przede wszystkim osób otwartych na wojenne traumy, często głęboko ukryte i na pierwszy rzut oka niewidoczne. Przy ich pomocy ukazują na scenie Mur, z którym każda/każdy z przybyłych musi się uporać po swojemu.
Ważne, niepokojące przedstawienie. I niech mi nikt nie mówi, że reżyser opowiada o SPRAWACH, O KTÓRYCH WSZYSCY WIEDZĄ. Naprawdę?
The WALL, reżyseria: Paweł Miśkiewicz, scenariusz, dramaturgia: Joanna Bednarczyk, scenografia: Barbara Hanicka, kostiumy: Hanka Podraza, muzyka: Maja Kleszcz, Wojtek Krzak, wideo, światło: Marek Kozakiewicz, Szymon Kluz, choreografia: Dominika Wiak, operatorzy kamery live: Kamil Siegmund, Piotr Zmitrowicz, inspicjent: Tomasz Karolak, suflerka: Maria Lejman-Kasz, kierowniczka produkcji: Adrianna Gołębiewska, Teatr Dramatyczny m.st. Warszawy im. Gustawa Holoubka, premiera: 10 maja 2025
Twórcy sięgnęli po wydane w ostatnich latach powieści i reportaże, m.in.: „Jeden dzień z życia Abeda Salamy” Nathana Thralla w tłumaczeniu Moniki Bukowskiej (reportaż otrzymał nagrodę Pulitzera w 2024 roku za najlepszą książkę non-fiction), „Drobny szczegół” Adanii Shibli w tłumaczeniu Hanny Jankowskiej (powieść w 2021 roku została nominowana do Międzynarodowego Bookera), „Przerzut” Phila Klaya w tłumaczeniu Krzysztofa Cieślika (autor za tę książkę otrzymał nagrody: National Book Award i National Book Critics Circle John Leonard Prize), „Nad morzem” Abdulrazaka Gurnaha w tłumaczeniu Kai Gucio (kolejna powieść laureata Nagrody Nobla w dziedzinie literatury), „Bratnia dusza” autorstwa Davida Diopa w tłumaczeniu Jacka Giszczaka (książka, która w 2001 roku została nagrodzona Międzynarodowym Bookerem) oraz „Pieśń prorocza” Paula Lyncha w tłumaczeniu Kai Gucio (powieść nagrodzona Nagrodą Bookera w 2023 roku).
Tekst pochodzi ze strony internetowej Dziennika Trybuna
fot. teatrdramatyczny.pl/