Połowa ludzi pracy zarabia nie więcej niż wynosi minimum socjalne. A za to minimum trudno jest przeżyć. Wystarczy pójść po zakupy, żeby zrozumieć, że wcale nie żyje się u nas dobrze i dostatnio. Szok jest taki, że ludzie wciąż z niedowierzaniem sprawdzają paragony i dodają pozycja po pozycji, bo mają wrażenie, że kasjerka ich oszukała. Ale okazuje się, że paragony się zgadzają z zawartością wózków — tylko że ceny są astronomiczne w porównaniu z zarobkami.
Pół biedy, jeżeli ktoś ma mieszkanie po krewnym. Wtedy z trudem daje radę. Ale konieczność wynajmowania sprawia, że nawet przy nominalnie niezłych zarobkach trudno jest związać koniec z końcem. O znośnym poziomie życia decyduje nie tylko wysokość pensji, ale także to, czy się posiada mieszkanie, w którym w ramach opłat nie trzeba płacić haraczu w postaci zysku dla właściciela, dewelopera i banku.
Mój przyjaciel budowlaniec buduje teraz wraz z 49 innymi robotnikami budynek mieszkalny. Według jego wyliczeń deweloper uzyska 50% marży. Gdyby zadowolił się niższą marżą zysku i zapłacił więcej 50-osobowej załodze, ci, którzy te mieszkania budują, mogliby sobie też kupić mieszkania.
Bogactwo rodzi się z wyzysku i spekulacji. Bieda, niedostatek biorą się z niskich pensji i coraz wyższych kosztów utrzymania. Rodzi się gniew, frustracja. Ponieważ winni tej sytuacji chciwi i skąpi pracodawcy, jeszcze bardziej chciwi deweloperzy i lichwiarze nie chcą, by ten gniew skierował się przeciwko nim, robią wszystko, by podsunąć wkurzonym obywatelom kozły ofiarne. Wysokie czynsze i niedobór tanich mieszkań pod wynajem to oczywiście wina Ukraińców, którzy rzekomo dostają od gmin mieszkania komunalne. Mało kto zadaje sobie pytanie, skąd się te mieszkania dla Ukraińców miałyby brać, skoro statystyczna gmina w Polsce buduje jedno mieszkanie rocznie.
Bieda mieszkaniowa w Polsce aż piszczy, a w samej Warszawie jest ponad 200 000 pustych mieszkań, które trzyma się w charakterze lokaty i których się nikomu nie wynajmuje. Ta spekulacja, która pozbawia mieszkania ich funkcji mieszkalnej, powoduje, że ceny rosną.
Deweloperzy, którzy na zwyżce cen mieszkań zarabiają gigantyczne pieniądze, sponsorują kampanie wyborcze, by zapewnić sobie, że w Sejmie zawsze będzie większość blokująca jakiekolwiek interwencje państwa w nasz patologiczny rynek mieszkaniowy i budowę mieszkań komunalnych, których pojawienie się na rynku spowodowałoby obniżenie cen. Kto więc te nowo budowane mieszkania kupuje? Spekulanci, którzy kupują je jako znakomite lokaty, skoro cena wciąż rośnie, i zagraniczni inwestorzy. Ostatnio sieć obiegła informacja, że deweloper z Niemiec kupuje 5 tysięcy mieszkań w Polsce. Takich deweloperów są setki, a ponieważ kupują tysiącami i świetnie na tym zarabiają, to oni też przyczyniają się do tego, że przeciętnego Polaka na mieszkanie nie stać. Skoro jednak to niemiecka firma przeprowadza tak dużą transakcję, by na tej sytuacji korzystać, to w odbiorze społecznym Niemcy są współwinni.
Niemieccy deweloperzy, podobnie jak polscy, zarabiają na wysokich cenach mieszkań i lobbują, żeby te ceny wciąż rosły. Krzywdzą w ten sposób ludzi niezamożnych tak w Polsce, jak i w Niemczech, wszędzie tam, gdzie inwestują. A finansując polityków, którzy napuszczają na siebie całe narody, zyskują odwrócenie uwagi od swoich interesów, po to by oni sami, prawdziwi sprawcy nieszczęść, pozostali niezauważeni. Ksenofobia, histeria narodowa, nienawiść do obcych ma zastąpić słuszny gniew klasowy. Bo gdyby w sprawie opodatkowania pustych mieszkań czy budownictwa niezamożna większość przegłosowała spekulantów, problem byłby rozwiązany. Ceny mieszkań by spadły i żaden kapitał, ani polski, ani niemiecki, nie mógłby już czerpać ogromnych zysków ze spekulacji mieszkaniami.
W Berlinie, gdzie samorząd sprzedał funduszom korporacyjnym olbrzymią ilość mieszkań komunalnych, powstał wielki problem społeczny. Wtedy lewicowa Die Linke zorganizowała referendum w sprawie odkupienia od funduszy, po cenie rynkowej, owych mieszkań. Niestety socjaldemokratyczna SPD, mająca większość we władzach miasta, zablokowała realizację planu, który w ramach referendum uchwalili Berlińczycy. Nie tylko w Polsce deweloperzy opłacają polityków i rozdają karty.
W Niemczech, podobnie jak w Polsce, za niesprawiedliwości popełniane przez skorumpowane elity polityczne i ich bogatych sponsorów obwinia się imigrantów. W tym tkwi sekret wzrostu skrajnej prawicy.
Przyzwyczailiśmy się myśleć, że faszyzm może powstawać tylko w warunkach skrajnej biedy. Tymczasem okazuje się, że to nieprawda. Rodzi się również w warunkach skrajnej, wciąż narastającej nierówności. To sprawcy tej nierówności, tego bogacenia się bogatych i biednienia biednych odpowiadają za brunatną falę, która zalewa Europę i Stany Zjednoczone.
W USA, najbogatszym państwie świata, rośnie wciąż liczba ludzi skrajnie biednych. Trump kieruje gniew ludu przeciw imigrantom, których każe ścigać i deportować. Ale nawet jeśli deportuje wszystkich stosunkowo niedawno przybyłych, to Ameryka nie przestanie być bogatym krajem biednych ludzi.
W Polsce jest podobnie. Tylko że u nas biznes wciąż importuje tanią siłę roboczą, bo to świetny interes. Ostatnio Kolumbijczyków i Filipińczyków. Sponsorowane przez pracodawców media chwalą tych imigrantów jako sumiennych i mało wymagających pracowników, podczas gdy sponsorowane przez biznes partie szczują na tych ludzi, nawołując do linczu.
Większość imigrantów zarobkowych w Polsce jest tu legalnie. Zarabiają mniej niż Polacy, mieszkają w strasznych warunkach i są bardzo wydajni. I gdy narastają problemy społeczne, jest na kogo zwalić winę. Kapitał manipuluje opinią publiczną, żeby za jego grzechy płacili ci, których tu sprowadzają w charakterze taniej siły roboczej.
W ramach swoistego danse macabre bogate Niemcy i coraz bogatsza Polska przerzucają ludzi przez granicę w tę i z powrotem, tańcząc jak im rodzimi faszyści zagrają.
Tekst pochodzi ze strony internetowej Dziennika Trybuna
fot.wch