Łzy w herbacie
[2001-11-17 20:46:56]
Belgijski sąd handlowy podał siódmego listopada wiadomość, która wielu bardzo zdziwiła. Jedna z najstarszych i największych europejskich linii lotniczych została ogłoszona bankrutem. Światowa opinia publiczna była raczej przygotowana na kłopoty amerykańskich przewoźników, których upadek jawił by się jako nieodzowna konsekwencja wydarzeń z jedenastego września. Tymczasem Europa, a szczególnie Unia Europejska wydawała się być oazą względnego spokoju, która twardo broni się przed chaosem gospodarczym i społecznym wywołanym atakiem na WTC. W Belgii zaś – w samym sercu UE – doszło do finansowej zapaści w przedsiębiorstwie, które nie tylko obracało wielkim kapitałem, ale również ukształtowało pewna tradycję i wypracowało znaczną renomę. Elementem , który czynił to całe wydarzenie egzotycznym dal przeciętnego obserwatora jest fakt, że bankructwo Sabeny nie jest w żadnej mierze następstwem jakiejkolwiek działalności terrorystycznej. Widmo upadłości zajrzało w oczy Sabenie już we wtorek, szóstego września. Wówczas okazało, się że wszystkie próby czy to znalezienia tzw. inwestora strategicznego czy też później desperackich poszukiwań firmy, która skłonna była by wykupić Sabenę w całości - razem z jej kapitałem i długami za stosunkowo bardzo małe pieniądze, zakończyły się fiaskiem. Zarówno rządowi Belgijskiemu, jak i akcjonariuszom Sabeny nie pozostało nic innego jak ogłoszenie klęski i skierowanie do sądu handlowego wniosku o ogłoszenie upadłości przedsiębiorstwa. Już szóstego rzecznik prasowy Sabeny oraz Belgijski minister finansów publicznie ogłosili, iż nie ma możliwości kontynuowania lotów. Tego dnia światło dzienne ujrzały wszystkie kłopoty firmy, które doprowadziły do takiej sytuacji. Okazało się wówczas że przez ostatnie 25 lat linie lotnicze Sabena przynosiły ewidentne straty sięgające ponad 1,5 mld USD oraz długi w wysokości około 2 mld USD. To, że Belgijskie linie lotnicze znalazły się ostatecznie na równi pochyłej spowodowało znaczne wycofanie zarówno budżetowych dotacji jak i ograniczenie wszystkich innych instrumentów rządowej kontroli na rzecz prywatnych inwestorów na początku lat 80-tych. Wprawdzie skarb pastw zachował do dziś większościowy pakiet akcji (50,5%), ale jego możliwości manewru zostały znacznie zredukowane. Tym bardziej stało się to problematyczne, że przez długi czas nie udało się wypracować żadnego projektu długofalowej strategii poprawy kondycji ekonomicznej przedsiębiorstwa. Pozostałe 49,5% akcji należało do szwajcarskiego przewoźnika Swissair, który również od dawna borykał się z problemami finansowymi i praktycznie wstrzymał swoja działalność, także w oczekiwaniu na ogłoszenie upadłości. Wydaje się ze szanse na ratunek nie było żadnej. Niezależnie od tego czy powyższe twierdzenie jest prawdziwe, czy też jest to po prostu medialny manewr wielkiego biznesu od 6 września w Belgii trwa dramat. Nie chodzi tu jednak wcale o zawiedzionych wierzycieli Sabeny, ani bogatych przedsiębiorców, którzy pospóźniają się na swoje konferencje i spotkania. W Brukseli bowiem trwa piekło dwunastu tysięcy pracowników, których jedyną perspektywą nagle stało się zbiorowe zwolnienie. Już we wtorek, po tym jak ostateczna walka uratowanie finansów Sabeny została przegrana setki osób zajmujących się lotniskową obsługą naziemną było wzywanych do biur swoich szefów, gdzie sekretarka rozdawała niewielkie karteczki z prośbą o nie stawianie się już od pracy. Nikt nie mógł w to uwierzyć, nikt nie mógł uwierzyć w to że tak bezczelnie można oszukać tych wszystkich dzięki, którym Sabena stała się jednym z najbardziej cenionych przewoźników lotniczych, dzięki pracy których przedsiębiorstwo to zyskało nie tylko komercyjny rozgłos ale i powszechne zaufanie. Nikt z pracowników Sabeny nie przypuszczał że może zostać potraktowany w tak brutalny sposób. Następnego dnia poproszono pozostały personel o nie przychodzenie do pracy. Gdy pierwsza fala szoku opadła, natychmiast przystąpiono do organizowania defensywy. Na największym Brukselskim lotnisku Zaventem pierwsi pojawili się pracownicy obsługi naziemnej. Oflagowali teren swoich zakładów pracy. Wówczas została wezwana policja, która jednak nie zdołała przeszkodzić blisko dwóm tysiącom stewardes, kasjerek, pilotów, bagażowych, mechaników wedrzeć się do budynku i zorganizować wielki protest. Atmosfera była pełna smutku i zażenowania. Wielu przyznawało, że nie bardzo wie jak i w jakim celu protestować. Na powrót do pracy w Sabenie szans nie było, wszyscy zostali o tym wyraźnie zawiadomieni, a gdy sąd ogłosił ostateczną upadłość firmy i przyjął projekty grupowych zwolnień przygnębienie, rozpacz i poczucie ostatecznej bezradności sięgnęły zenitu. Widok płaczących kobiet i mężczyzn pocieszanych przez co bardziej wytrwałych był przerażający. Większość dziennikarzy, którzy odwiedzili protestujących sama przyznaje, że odchodziła bez zadawania żadnych pytań. „Te klika chwil obserwacji, ten obraz wspólnoty ludzkiej tragedii – to mówiło samo za siebie. O co miałem pytać? Dlaczego tak rozpaczają?” napisał brytyjski dziennikarz Bart Crols (Reuters). Bardziej odważny był Francuz, pracujący dla „Le Figaro” Marie-Luise Moller. Usiadł obok jednego z protestujących. Mężczyzna był ubrany w typowy, granatowy mundur cywilnego pilota. Siedział skulony w kącie koło jednego ze stosik wypożyczalni samochodów, patrzył się od dłuższego czasu w ziemię, a w rękach obracał papierowy kubek z herbatą. Gdy zobaczył kucającego obok dziennikarza, podniósł głowę i powiedział tylko jedno zdanie: „Ja i moja żona właśnie straciliśmy pracę, a pracowaliśmy tu prawie 20 lat – mamy pięcioro dzieci; jestem tu tylko po to żeby ktoś wyjaśnił mi jak ja mam im wszystkim powiedzieć, że Święty Mikołaj nie przychodzi do domów, w których rodzice nie mają pieniędzy”. Tyle zdążył powiedzieć prasie II pilot Michel Ronge, zanim zalał się łzami. „O nic więcej nie pytałem, kupiłem mu tylko świeżą herbatę, głupio, żeby pił własne łzy pomyślałem” – zeznał Mollet telewizji TF1. Rozpacz jednak dość szybko zaczęła przeobrażać się w (uzasadnioną notabene) złość. Dziś na lotniskach w Belgii protestują tłumy rozgniewanych i w zasadzie nie mających nic do stracenia byłych pracowników Sabeny. Swoje oskarżenie kierują przede wszystkim w stronę premiera Belgii Guy’a Verhofstadt’a i jego rządu oraz Komisji Europejskiej. Strajkujący personel Sabeny tłumaczy, że te dwie instytucje są odpowiedzialne za dotowanie państwowych firm i niedopuszczanie do takich absurdów, tym bardziej, że po upadku szwajcarskich linii Swissair (właściciela Sabeny w 49,5%) jasnym było dla wszystkich, ze Sabena będzie wymagała o wiele większych nakładów finansowych by móc kontynuować działalność. Szwajcarski przewoźnik miał bowiem przeznaczyć znaczne sumy na inwestycje między innymi w swojej belgijskiej „filii”. Przez jakiś czas pracownicy blokowali odprawy pasażerów, ale odstąpili od tej akcji po apelu związku zawodowego pilotów, miały także miejsce starcia z policją pod rezydencją Verhofstadta w Brukseli. Członek władz związkowych – Joel Gans – apelował cały czas o to by maszerować zamiast okupować lotniska, gdyż powoduje to ogromne starty i nie atakować policjantów, którzy nie są niczemu winni. Gans jest jednocześnie vice prezesem Belgijskiego Stowarzyszenia Kokpitowego i deklaruje, że nie mowy o żadnych zwolnieniach i że pracownicy oraz organizacje ich reprezentujące zrobią wszystko co jest w ich mocy i uratują wszystkie miejsca pracy. Związki zawodowe natychmiast podjęły – trwające ponad 35 godzin – negocjacje jak ocalić choćby część z dwunastu tysięcy miejsc pracy. Jednocześnie minister finansów Belgii – Didier Reynolds – prowadził rokowania z ewentualnymi nowymi inwestorami, nie chciał jednak podać do wiadomości z kim dokładnie. On również został oskarżony przez pracowników Sabeny o totalną nieudolność i obarczony częścią odpowiedzialności za zaistniałą tragedię. Zresztą „polowanie na czarownice” wśród tamtejszego establishmentu politycznego rozgorzało jeszcze przed wyrokiem sądowym. Wszyscy politycy jak jeden mąż stwierdzali, że to smutny dzień dla Belgii jednakże za każdym razem była to wina kogoś innego. Gremium rządowe tonie we wzajemnych oskarżeniach, a jednocześnie stara się zrzucić winę na szwajcarskie linie lotnicze, które już praktycznie nie istnieją. Związki zawodowe z kolei – po klęsce rokowań – domagają się głowy belgijskiego ministra Infrastruktury Publicznej – Rika Daemsa, członka Flamadzkiej Partii Liberalnej dzisiejszego premiera, który sprawuje bezpośrednią pieczę nad przedsiębiorstwami państwowymi. „Nie unikam odpowiedzialności, ale to nie ma znaczenia, jako członek rządu dbam o to by rozwiązać problem w sposób najbardziej rozsądny” – powiedział telewizji VRT wieczorem, szóstego listopada. Najbardziej zatroskany wydaje się być minister pracy Laurette Onkelix, który porównał bankructwo Sabeny z upadkiem przemysłu hutniczego z przełomu lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Obawia się przede wszystkim o rozszerzanie się protestu. Twierdzi, że – jak się wyraził w wywiadzie dla radia RTBF – pracownicy Sabeny „umyślenie buntują”, załogi innych dużych przedsiębiorstw państwowych, przyznaje, że wchodząca w sferę poważnego kryzysu Belgia nie będzie w stanie poradzić sobie z nim „bez współpracy sporej rzeszy społeczeństwa”. Tymczasem rząd powziął decyzję o utworzeniu nowego przedsiębiorstwa lotniczego, przy zastrzyku 200 000 000 Euro ma rozwinąć dochodowa działalność. Prowadzone są negocjacje z Delta Air Transport oraz Virgin Express – „jaki będzie ich ostateczny wynik ciężko przewidzieć” przyznaje Verhofstadt. Już dziś jednak wiadomo, kto na pewno skorzysta na bankructwie Sabeny. Pierwsze zareagowały francuskie linie Air France i już czerpią z tego poważne zyski. Analityk Commerzbank – Chris Tarry – powiedział, że AF zapewniła sobie w ten sposób dodatkowy dochód, dzięki któremu zwiększa swoje szanse na przetrwanie w po jedensto wrześniowych realiach. Skorzysta również THALYS – linie bardzo szybkiej kolei łączącej najważniejsze miasta Belgii, Północnej Francji i Południowo-Zachodnich Niemiec. Do „ofensywy” szykują się również Lufthansa oraz holenderski KLM, które mają nadzieję na zdominowanie usług na trasach łączących Brukselę z regionem Afryki Północnej i Środkowej. W napięciu oczekuje się na reakcję Ryanair Plc, irlandzkiej prywatnej firmy lotniczej, która niedawno otworzyła swoją filie w Belgii w Cherloi. „Wszyscy ostrzą sobie zęby, wyścig szczurów nie będzie taki łatwy”, komentowali przedstawiciele związków zawodowych. Pamiętajmy jednak, że Sabena to nie jedyny, odosobniony przypadek. Ekonomiści na całym świecie przepowiadają upadek wszystkich niedochodowych linii lotniczych. Czarną listę otwierają: irlandzki Aer Lingus i grecki Olymic. Przypomnieć też należy, że na krótko przed Sabeną padł wspominamy kilkakrotnie i bardzo ważny – bo posiadający udziały w większości lotniczych konsorcjów Europy – Swissair. Gdyby nie rządowe zabezpieczenie (czyli pieniądze podatników) LOT również przestałby latać. Jeszcze wcześniej – bo około rok temu – bułgarski sąd handlowy ogłosił upadłość bułgarskich linii lotniczych Balkan, które w tej chwili odradzają się w bólach przy udziale arabskiego kapitału. Ostatni lot Sabeny SN690 przywiózł 266-ciu pasażerów z Cotonou w Benine, dawnej belgijskiej kolonii. |
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Nauka o religiach winna łączyć a nie dzielić
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Syndrom Pigmaliona i efekt Golema
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Mury, militaryzacja, wsobność.
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Manichejczycy i hipsterzy
- Pod prąd!: Spowiedź Millera
- Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
- Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
- od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
- Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
- Kraków
- Socialists/communists in Krakow?
- Krakow
- Poszukuję
- Partia lewicowa na symulatorze politycznym
- Discord
- Teraz
- Historia Czerwona
- Discord Sejm RP
- Polska
- Teraz
- Szukam książki
- Poszukuję książek
- "PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
- Lca
24 listopada:
1957 - Zmarł Diego Rivera, meksykański malarz, komunista, mąż Fridy Kahlo.
1984 - Powstało Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych (OPZZ).
2000 - Kazuo Shii został liderem Japońskiej Partii Komunistycznej.
2017 - Sooronbaj Dżeenbekow (SDPK) objął stanowiso prezydenta Kirgistanu.
?