Rolicki: Millera pocałunek śmierci

[2002-07-07 23:55:30]

Wygląda na to, że premier Leszek Miller przy okazji podpisania porozumienia wyborczego z Unią Pracy złożył na czole Józefa Oleksego pocałunek śmierci. Przed kamerami telewizji publicznej, zwrócił się on do byłego premiera, aby stanął na starcie wyścigu wyborczego do posady prezydenta Warszawy. Sposób, w jaki zrobił to premier, jest tak niekonwencjonalny, że musi wzbudzać co najmniej zaciekawienie. Wydaje się, że w zaciszu gabinetów, przy kawce i koniaczku Józef Oleksy za nic nie dał się jak dotąd wmanewrować w ten kiepski dla niego interes. Jeszcze nie tak dawno zapewniał mnie, że nie da się przy okazji nowej ordynacji wyborczej wykopać na aut. A tu prawdziwa, wbrew pozorom przykra i zręczna ze strony premiera siurpryza.

Kulisy SLD-owskich zapasów

Aby odsłonić nieco kulisy dzisiejszych SLD-owskich zapasów, należy nieco cofnąć się w czasie. Od lat stosunki między byłym premierem Oleksym i aktualnym Millerem - nie są najlepsze. Jak wszyscy liderzy lewicy niby się przyjaźnią, niby są solidarni, a naprawdę za sobą wręcz nie przepadają. Jawny konflikt wybuchł na początku lat 90. Było to wtedy, gdy Aleksander Kwaśniewski przymierzał się do roli Mojżesza postpezetpeerowskiej lewicy, a Leszek Miller - jeszcze nawet nie poseł - sekundował mu na stanowisku sekretarza generalnego SdRP. Wówczas to w szeregach lewicowych posłów zawrotną karierę zaczynał robić Józef Oleksy. Dzięki elokwencji i talentom towarzyskim w Sejmie jeszcze kontraktowym zdobył nawet wśród posłów "Solidarności" miano arbiter elegantiarum. Zawsze skłonny do rozmowy z dziennikarzami, sypiący bon motami szybko stał się jedną z najbardziej znaczących postaci medialnych lewicy. Jego siłą był brak zacietrzewienia i wrodzona koncyliacyjność.

Na tle partyjnego kolegi Leszek Miller - utożsamiany z partyjnym betonem, naznaczony piętnem sekretarza KC PZPR i funkcją członka Biura Politycznego - wydawał się figurą skazaną na porażkę w świecie polityki. Jako sekretarz SdRP nie mógł brylować w Sejmie, lecz musiał zajmować się sprzątaniem po partii-matce - PZPR. A było to zajęcie, można dziś powiedzieć, niewdzięczne, a nawet brudzące. Wtedy to pojawiły się na politycznym rynku dziś już wyblakłe pojęcia - moskiewskiej pożyczki i pezetpeerowskich pieniędzy.

Oleksy bryluje, Miller w tarapatach

Sytuacja ta spowodowała, że Miller stanął wówczas w szeregu, cokolwiek by to pojęcie znaczyło, polityków o brudnych rękach, a Oleksy należał do tych, którzy zabiegali o czystość hipoteki nowej partii. Pewnego też razu obaj starli się na posiedzeniu prezydium Rady Naczelnej SdRP. Od słowa do słowa wdali się w awanturę, która zakończyła się trzaśnięciem drzwiami przez Oleksego i wieczorną wizytą Millera z kwiatami w mieszkaniu zebraniowego antagonisty. Mimo że Miller drogę do Oleksego miał niedaleką, obaj bowiem mieszkali w tak zwanej zatoce świń - jak barwnie tamto prominenckie osiedle w Wilanowie nazwał Jerzy Urban - ta Canossa, znając kompleksy dzisiejszego premiera, musiała mu zapaść głęboko w pamięć.

Dla dobra partii obaj podążali we wspólnym kierunku, z tym że Oleksy stale był krok, dwa przed Millerem. On to bowiem po zwycięstwie Sojuszu w 1993 r. objął wielce honorowe posady marszałka Sejmu, a następnie premiera, natomiast Miller po wygraniu wyborów w Łodzi miał kłopoty we własnych partyjnych szeregach. Wtedy to partyjni prominenci na czele z Włodzimierzem Cimoszewiczem, ale bez Oleksego, sprzeciwiali się złożeniu przez Millera ślubowania poselskiego. Z wolna jednak dzięki lojalności chyba głównie Aleksandra Kwaśniewskiego tarapaty Millera się skończyły. Jego upór, twardość i polityczną - godną podziwu - zręczność zwieńczyła w końcu posada ministra pracy w rządzie Waldemara Pawlaka!

Gdy powodzenie Józefa Oleksego przerwała afera "Olina", poczucie zagrożenia towarzyszące wówczas całej formacji eseldowskiej zmusiło wszystkich do stania u jego boku. Wyraźny wyraz znalazło to w dniu wyboru zdymisjonowanego premiera na przewodniczącego SdRP - stanowisko opuszczone przez Aleksandra Kwaśniewskiego. Leszek Miller, mimo że był naturalnym konkurentem do tej funkcji, zrezygnował z kontrkandydowania. Już wtedy jednak chyba zdawał sobie sprawę, że to ustępstwo jest jedynie chwilowe.

Wojna i podstęp

Do jawnej wojny między oboma naturalnymi rywalami doszło po przegranej wyborczej SLD jesienią 1997 r. Mimo że wina szefa SdRP za przegraną, lecz nie klęskę, była doprawdy znikoma, powinien za nią zapłacić szef partii. Rzecz w tym, że Józef Oleksy za boga nie chciał się pogodzić z tą rolą. Ani nie podawał się do dymisji, ani też nie zapowiadał rezygnacji z kandydowania na szefa partii na zbliżającym się kongresie. Wciąż był bowiem popularny, wciąż aktyw partii zdawał sobie sprawę ze zrobionej mu krzywdy, dlatego też jego wizyty w terenie przemieniały się w fety czynione prezesowi. I wtedy Leszek Miller zaprezentował cały swój kunszt. Po pierwsze, zapewnił sobie poparcie prezydenta, a po drugie, zgromadził grupę polityków wierzących w potrzebę zmian. Warunkiem sukcesu było skłonienie ekspremiera do niewystawiania swej kandydatury w wyborach partyjnych. Ponieważ z tym było najgorzej, Leszek Miller rzucił więc hasło odmłodzenia kadr kierowniczych SdRP i oświadczył, że sam nie będzie kandydował do władz.

Nie wiadomo, jak zakończyłaby się ta walka o wpływy, gdyby nie interwencja prezydenta, przekonanego o potrzebie zmian. I tak w przeddzień zjazdu Oleksy w końcu zgodził się nie zgłaszać swej kandydatury. Tymczasem Miller (starszy od Oleksego o miesiąc, co Oleksy podkreślał z upodobaniem) nie zrezygnował jednak z kandydowania i stał się nie tylko nowym szefem, lecz symbolem młodości SdRP.

Teraz Oleksy dreptał za Millerem w partyjnym orszaku. Odsunięty w cień zagubiłby się pewnie jak wielu jego poprzedników, gdyby nie dar medialności. Oto tajemnica sukcesu Józefa Oleksego, sekret jego wysokiej wciąż pozycji politycznej. Stale jest bowiem w świetle jupiterów i tym samym za nic nie daje się postawić jak świątek w kącie.

Mimo że jest tylko członkiem trzydziestoosobowego prezydium partii, stale - zdaniem opinii publicznej - jest mocnym jej baronem. Popularność pań Wańkowej, Sierakowskiej może przemijać, a Oleksy jak one odsunięty, wciąż wydaje się być gotowy do skoku...

Lęk przed starciem

Józef Oleksy od 1997 r. lekko dystansuje się wobec swego przewodniczącego, a dziś dodatkowo premiera. W mediach, a i na posiedzeniach stale ostrzega kolegów przed zawrotem głowy od sukcesów, zwraca uwagę na tradycyjne wartości lewicy, domaga się wyrazistszej polityki społecznej. W ten sposób stara się pretendować do roli lewicowego sumienia partii. Z racji swej ostrożności i wrodzonego kunktatorstwa nigdy nie posuwa się za daleko w swych krytykach i nigdy nie dystansuje wyraźnie wobec linii partii, ale stara się, aby było wiadomo, że z nim u steru SLD byłby inny. Należy się liczyć z tym, że mimo iż do dziś Oleksy nie sformułował programu wyraziście różniącego się od linii millerowskiej, wraz ze spodziewanym spadkiem popularności SLD jego krytycyzm będzie się pogłębiał. Nie sądzę, aby Oleksy rzucił kiedyś ostentacyjnie rękawicę Millerowi, ale każdy w partii już chyba wie, że stanowi on naturalną alternatywę dla Leszka.

Z zagrożenia, jakie stanowi Oleksy dla przywództwa Millera w SLD, premier zdaje sobie doskonale sprawę. Stąd zamknięcie Oleksemu drogi do ważniejszych ministerstw w obecnym rządzie, a także próba wypchnięcia go do Brukseli na atrakcyjną - ale tylko finansowo - posadę. Byłemu premierowi trzeba oddać sprawiedliwość, że nigdy nie chciał pełnić funkcji atrapy - nawet za wielkie pieniądze. Gdy jemu - doktorowi ekonomii - prezydent zaproponował na przykład w 1997 r. posadę w banku EBOiR w Londynie, odmówił i wolał pozostać szeregowym członkiem SdRP.

Ale tam, gdzie jest prawdziwa władza, z woli premiera, nie ma miejsca dla Oleksego. Dlatego też kilka miesięcy temu obserwowaliśmy prawdziwą komedię pomyłek. Były nią poszukiwania właściwej z punktu widzenia premiera kandydatury na szefa Klubu Parlamentarnego SLD. Chociaż były premier Oleksy był naturalnym z racji doświadczenia kandydatem, na prośbę Leszka Millera szefem klubu został znacznie mniej barwny Jerzy Jaskiernia. Znamienne też, że po apelu szefa partii o głosowanie na Jaskiernię Oleksy nie zgłosił już swej kandydatury. Górę w nim raz jeszcze wzięło kunktatorstwo, a także lęk przed wyborczym klubowym testem prawdy.

Wykop na aut

Jak wobec tego patrzeć na ostatnią propozycję Leszka Millera? Gdyby to była rozgrywka szachowa, można by ją porównać do wspaniałego gambitu premiera. Patrząc z oddalenia, można ją natomiast uważać za wspaniałomyślny gest premiera, który swemu odwiecznemu rywalowi proponuje czwarte-piąte stanowisko w kraju. Rzecz w tym, że proponując Oleksemu posadę pierwszego w stołecznym ratuszu, premier, moim zdaniem, niczym pan Zagłoba ofiarowuje mu Niderlandy.

Józef Oleksy nigdy nie kandydował do Sejmu w Warszawie. Od lat jest z dobrym wynikiem posłem siedleckim. Gdyby premier miał wobec niego zamiary naprawdę poważne, to w zeszłorocznych wyborach parlamentarnych, zamiast ściągać w roli tzw. lokomotywy z Piły do stolicy Marka Borowskiego, wykonałby ten ruch z Oleksym. Borowski uzyskał najwięcej głosów w kraju (149 tys.), ale po piętach niespodziewanie deptał mu Jarosław Kaczyński, który zdobył tych głosów zaledwie o 5 tys. mniej. W sumie Sojusz mimo historycznego sukcesu w wyborach uzyskał w Warszawie wynik gorszy niż w kraju. Nie zbliżył się do swej średniej ogólnopolskiej wynoszącej 41 proc.

Trzeba pamiętać, że dziś prognozy przedwyborcze Sojuszu zapowiadają wynik zdecydowanie gorszy. Według badań przeprowadzonych na zlecenie "Rzeczpospolitej" Sojusz może liczyć na 25 proc. głosów. Można więc śmiało powiedzieć, że Józef Oleksy w żaden sposób nie może oczekiwać zwycięstwa wyborczego w Warszawie. Lokując się w wielkiej trójce - obok Lecha Kaczyńskiego i Andrzeja Olechowskiego - nie będzie pewny miejsca w balotażu. Zresztą nawet pierwsze miejsce w pierwszej turze nie daje żadnych szans na zwycięstwo w wyścigu do posady prezydenta miasta. Oleksy w drugiej turze mógłby bowiem liczyć, mówiąc serio, jedynie na głosy SLD - wobec słabości w stolicy tak PSL, jak i Samoobrony nie wchodziłby bowiem w rachubę nawet teoretyczny alians z którąś z tych partii. Nieunikniona przegrana w stolicy niezmiernie by Oleksego osłabiła i w rezultacie przestałby być nawet hipotetycznym rywalem dzisiejszego premiera.

Czy jednak w tej trudnej dla partii sytuacji Oleksy może odmówić swej pomocy. Czy może okazać się człowiekiem, który przedkłada prywatę nad los swej formacji. Przecież zwycięstwo Kaczyńskiego może oznaczać nie tylko utratę władzy w Warszawie, lecz także stratę siedziby SLD przy ul. Rozbrat. W tej sytuacji warto się zastanowić, czy rejterada Oleksego, a więc odmówienie premierowi wsparcia, o które prosił go tak ładnie publicznie i telewizyjnie, nie oznacza tego samego co przegrana - wypadnięcia z kręgu baronów SLD? Jakkolwiek by więc patrzeć, Leszek Miller oddał tym razem strzał przewyborny. Dowiódł tym samym, że w partyjnych przepychankach jest graczem wyśmienitym. Gdyby to tylko wystarczyło do rządzenia krajem, pierwszy bym do niego pobiegł z gratulacjami.

Janusz Rolicki




Powyższy tekst ukazał się w zeszłotygodniowej „Gazecie Wyborczej”.

Janusz Rolicki jest publicystą, był redaktorem naczelnym "Trybuny"

drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca

Więcej ogłoszeń...


23 listopada:

1831 - Szwajcarski pastor Alexandre Vinet w swym artykule na łamach "Le Semeur" użył terminu "socialisme".

1883 - Urodził się José Clemente Orozco, meksykański malarz, autor murali i litograf.

1906 - Grupa stanowiąca mniejszość na IX zjeździe PPS utworzyła PPS Frakcję Rewolucyjną.

1918 - Dekret o 8-godzinnym dniu pracy i 46-godzinnym tygodniu pracy.

1924 - Urodził się Aleksander Małachowski, działacz Unii Pracy. W latach 1993-97 wicemarszałek Sejmu RP, 1997-2003 prezes PCK.

1930 - II tura wyborów parlamentarnych w sanacyjnej Polsce. Mimo unieważnienia 11 list Centrolewu uzyskał on 17% poparcia.

1937 - Urodził się Karol Modzelewski, historyk, lewicowy działacz polityczny.

1995 - Benjamin Mkapa z lewicowej Partii Rewolucji (CCM) został prezydentem Tanzanii.

2002 - Zmarł John Rawls, amerykański filozof polityczny, jeden z najbardziej wpływowych myślicieli XX wieku.


?
Lewica.pl na Facebooku