Lekarz, który się nim opiekuje, Mohammed Kamel, mówi, że z pomocą odpowiednich leków Hammoudi miałby poważne szanse wygrać z rakiem. Ale – stwierdza – te lekarstwa, w efekcie obowiązywania sankcji, są po prostu niedostępne.
"W końcu wszystkie te dzieci poumierają," mówi dr. Kamel, stojąc przy łóżku Hamoudiego.
Hamoudi jest jednym z tysięcy irackich dzieci, które padły ofiarą nowotworowej epidemii, pustoszącej region od końca wojny w Zatoce Perskiej w 1991 roku. Lekarze w szpitalach twierdzą, że rak to skutek użycia przez Waszyngton pocisków ze zubożonym uranem – a w następstwie skażenia wody i żywności w południowym Iraku.
Dyrektor szpitala pediatrycznego imienia Ibn Gazwana, doktor Nasir, zapowiada, że jeśli będzie wiele ofiar amerykańskiej wojny z Irakiem, to szpital postara się pomóc w rozładowaniu sytuacji. Nasir mówi, że starają się zgromadzić zapasy na tę ewentualność, ale brak im nawet najbardziej podstawowych produktów. Zresztą doktor Nasir ma wystarczająco wiele kłopotów, choćby z tym, jak kontynuować pracę szpitala w warunkach wojny.
"W 1991, Irak miał wiele możliwości, by radzić sobie z rozwiązywaniem kryzysowych sytuacji, ale teraz będzie to dla nas bardzo trudne," mówi Nasir. Lekarze w szpitalu są zdeterminowani, by kontynuować pracę nawet w wypadku wybuchu wojny, ale pracownikom może być trudno dotrzeć do szpitala.
"Jeśli będziemy mieć samochody, dowieziemy ich samochodami. Jeśli nie samochodem, to rowerem. Jeśli nie rowerem, to na piechotę. Jakoś sobie będziemy radzić. Cokolwiek się stanie, trzeba się będzie z tym pogodzić. W obliczu wojny nikt nie zostawi nam wielkiego wyboru" stwiedza iracki lekarz.
Od wojny w Zatoce mieszkańcy wielu dzielnic Basry żyją ze ściekami płynącymi ich ulicami jak kanały. Drogi nie są wybrukowane, więc woda pitna jest często skażona. Niektórzy twierdzą, że to rezultat sankcji i regularnych bombardowań. Inni – że to Saddam każe w ten sposób ludność szyicką, która dominuje w okolicy. Zapewne oba zdania są po części prawdziwe.
W ostatnich miesiącach buldożery i inne maszyny budowlane pojawiły się w dzielnicy Dżumhurrija – rząd w końcu zabrał się za wybrukowanie części ulic. Postępują także prace nad przyłączeniem dzielnicy do miejskiego systemu ściekowego.
W listopadzie zeszłego roku reporter iraqjournal.org odwiedził w domu szyickiego artystę, Madżida, jego żonę i czwórkę dzieci. Wtedy żona Madżida, Karima, opowiedziała nam, jak amerykańskie i brytyjskie samoloty wojskowe wystraszyły ją już tak bardzo, że doznaje załamania nerwowego, kiedy słyszy ich odgłosy w powietrzu.
"Czuję się chora, kiedy słyszę, jak latają nad nami," powiedziała nam Karima. "Płaczę. Jestem w stanie szoku. Nie mogę spać. Słucham radia i się boję. Prosimy Boga tylko o to, aby nas ocalił."
Teraz dowiedzieliśmy się, że niedługo po naszej rozmowie w listopadzie Karima doznała takiego właśnie załamania nerwowego na ulicy, słysząc coś, co wydawało jej się być odgłosem amerykańskich samolotów. Okazało się, że był to odgłos silnika buldożera. Upadając, Karima uderzyła głową w jedną z pracujacych na ulicy maszyn. Rany były tak ciężkie, że wkrótce zmarła.
Jej mąż Madżid, który uwielbiał tworzyć obrazy przedstawiające imama Alego, jedną z najświętszych postaci islamu szyickiego, namalował portret żony, który wisi teraz w ich skromnym domu. Malowidło jest uderzająco żywe - a ci, którzy znali Karimę twierdzą, że dokładnie oddaje, jaka była.
Sąsiedzi mówią, że teraz Karima może w końcu spokojnie odpocząć od odgłosu amerykańskich samolotów. Za to Madżid, jego dzieci i ich sąsiedzi w Basrze muszą stawić czoła bardzo niepewnej przyszłości.
Jeremy Scarhill
Autor jest reporterem niezależnej witryny iraqjournal.org. Obecnie znajduje się w Bagdadzie.