Zychowicz: Z dziejów lokajstwa w Polsce

[2003-04-10 22:39:52]

Skandale z politycznymi smaczkami i reperkusjami mają równie długotrwałą, co pasjonującą historię. Na chwilę przed wielką rewolucją, we Francji wybucha afera naszyjnika królowej. Napoleon Bonaparte oceniał, że bez tej dworskiej awantury, w której zagubienie czy też potajemne sprezentowanie klejnotu swojej biżuterii przez małżonkę monarchy, dało asumpt do posądzenia jej o niewierność, ulice Paryża, być może, pozostałyby spokojne, a Bastylia - bezpieczna. Skoro nie tylko władają nami absolutnie, to jest według kaprysu, ale i delektują się owocami naszego trudu, niech się przynajmniej nie szlajają po cudzych łóżkach - sądził paryski mieszczanin, z tych pobudek nabierając rewolucyjnego rozpędu.

Ze szlaków wielkiej historii przenieśmy się na moment do jej wstydliwego zakątka: to głównie sprawie Oleksego, której pajęcze nitki splatał partacz do spółki z wariatem, zawdzięczamy kilkuletnie rządy godnych okazów takiej ludzkiej fauny, Alotów i Pałubickich, Kolasińskich i Komołowskich. Pocisk z błota bywa skuteczniejszą bronią nawet od inteligentnej bomby made in USA.

Również na tym bogatym tle, afera Michnika (ewentualnie Rapaczyńskiej lub Niemczyckiego), którą media nieprecyzyjnie nazywają aferą Rywina, ujawnia pewne dość szokujące osobliwości. Nieraz już się zdarzało w historii, że w masce oskarżyciela występował winny. Istnieje hipoteza, że major Henry, który sprokurował fałszywe dowody na to, że kapitan Dreyfus jest szpiegiem, zamierzał tym sposobem odwrócić uwagę od agenturalnych usług, jakie sam oddawał wywiadowi cesarza Wilhelma. Tak czy owak, kiedy fałszerstwo wyszło na jaw, zdobył się na gest honoru i palnął sobie w łeb. Przypominając ten incydent, nie mam oczywiście na celu życzyć niczego złego któremukolwiek spośród niezawodnych autorytetów Rzeczypospolitej. Wiem bowiem, iż nie tylko surowe zasady samurajskiego kodeksu Bushido - czy chociażby naszego Boziewicza - są im obce.

Czym innym wszakże jest zachowanie sprawców, czym innym zaś - reakcje świadków. Choć umysłowa jakość parlamentarnych sędziów śledczych upodobniła ich ślamazarne procedury do występów trupy emerytowanych cyrkowców, to nawet dzięki nim - obojętne, co znajdzie się w końcowym sprawozdaniu - wyszło na jaw wystarczająco wiele. Zanim „Rywin przyszedł do Michnika”, spółka „Agora” przychodziła do wszystkich bodaj osobistości, które znaczą cokolwiek w światku polityki lub mediów, usiłując wymusić rozwiązania ustawowe, zapewniające jej monopol na rynku nadawców prywatnych. Z długiego łańcucha kumoterskich nacisków, propozycji nie do odrzucenia czy wreszcie usiłowań szantażu wybrano potem - na użytek własnej propagandy - jedno, stosunkowo drobne ogniwo. Jeżeli w tej aferalnej imprezie, miało iść - jak sugerują naiwniutkie z pozoru dzieci we mgle, które w rzeczywistości są kute na cztery nogi - o zdrowie życia publicznego, to przecież podejrzenia i obawy powinny zwrócić się w stronę zupełnie odwrotną. Medium, mające aspiracje do rządu dusz w Polsce, systematycznie wywiera zakulisową presję na władzę ustawodawczą i wykonawczą - przecież to stokroć groźniejsze od chciwych zakusów, które przypisano producentowi filmów bez politycznego znaczenia.

Propagandowej mgle, roztaczanej przez „Agorę”, nie udaje się zakryć wszystkich rąbków prawdy. W dziwnych okolicznościach ginie księga wejść i wyjść do gmachu tej spółki, Rapaczyńska i Niemczycki niezbyt wiarygodnie opowiadają o liczbie i okolicznościach swoich spotkań z Rywinem... Trudno się dziwić, że „Agora” pomimo to idzie w zaparte - ale przecież zróżnicowane jakoby co do poglądów i zaplecza kapitałowego gazety czy stacje telewizyjne powinny przy tym pasztecie wyprawić sobie ucztę Lukullusa. I tutaj dopiero zaczyna się prawdziwa afera, która odsłania całą nieapetyczną miazgę salonowych szczytów naszego społeczeństwa.

Zeznając przed sejmową komisją śledczą i udzielając rozlicznych wywiadów, wódz „Agory” odsłonił oryginalną wizję ustroju, który podług niego ma zapanować w Polsce. Złożenie donosu, który uruchomił śledztwo prokuratorskie, spekulacje dziennikarskie i dociekania parlamentarne - to o wiele za mało, jak na możliwości jego wiernych oddziałów. Brakuje do pełnego szczęścia, żeby najemnymi funkcjonariuszami „Agory” - prócz publicystycznych głosów sumienia, które obnażyły bezmiar zła uosobionego w Rywinie i jego protektorach - były dosłownie wszystkie osoby, mające cokolwiek wspólnego z wiadomą aferą. Niech zatem mrożące krew w żyłach historie Rywinowe komentują, jak media długie i szerokie, chwilowo oddelegowani na inną posadę pupilkowie „Agory”: w „Polityce” - Żakowski, w „Przekroju” - Najsztub, w stacji TVN - Olejnik. Mało tego? Przewodniczącym rady nadzorującej radio i telewizję jest, opatrznościowym trafem, Juliusz Braun: funkcjonariusz świętej pamięci Unii Wolności, któremu jedynie łaska wodza może zapewnić polityczne życie po życiu. Cóż zaskakującego, że przed komisją, gdzie zgodnie z prawem i sumieniem winien był mówić samą prawdę - stwierdził, że telewizja ma ostry przechył w lewo, a brudne łapy tej samej opcji majstrowały przy ustawie o mediach, działając na granicy przestępstwa, czyli posłusznie odklepał, co „Agora” wcześniej ogłosiła?

Niewiele mniej zachęcająco wygląda sytuacja wśród polityków: wiedząc, że „Agora” może ich, wedle życzenia, oszkalować albo wylansować, nie okazali się względem jej ludzi przesadnie dociekliwi. Poseł Kopczyński, na przykład, doskonale wyczuł, że katolickim narodowcem, tępiącym liberałów z „Wyborczej”, może sobie być w parafii, ale w decydującym miejscu i czasie musi przed jej tuzami znać mores. Równie ostrożnie patrzy na sprawę z lewa wicemarszałek Nałęcz. Gdy okazało się, że „Agora” zniszczyła dokumenty istotne dla śledztwa, stwierdził on przed kamerami, że krok ten świadczy o „lekkomyślności” albo „braku rozwagi”. Czyżby wspomnieć o możliwości popełnienia przez „Agorę” zwykłego matactwa nie pozwolił Nałęczowi strach przed jej wodzem?

Monarcha z ulicy Czerskiej niczego bowiem nie przebacza ani nie zapomina. Kto w jakimkolwiek stopniu jest od niego zależny, nie ma co do tego złudzeń - i dlatego posłusznie służy. Pozostają jednak instytucje, których wódz ciągle jeszcze nie kontroluje. Nienawidzi on telewizji publicznej z tych samych powodów, dla których niezbyt chętnie zeznaje w sprawie Rywina przed prokuraturą. I tu, i tam dotąd nie wprowadzono w życie złotej zasady „cała władza w ręce Agory”.

Zdarzały się wielkie skandale, które krok tylko dzielił od puczu. Gdy Dreyfus dopływał do kolonii karnej w Gujanie, w Paryżu chwiał się republikański system rządów. To właśnie budzi prawdziwą grozę: denuncjując Rywina, „Agora” pokazała nawet krótkowidzom, jaka jest i do czego zmierza. Oczywiście, nigdy nie przestanie ona być śmiertelnym wrogiem cenzury. Wystarczy jej w zupełności, że znaczących nadawców zwiążą z nią sieci układów towarzyskich i kapitałowych. Wolne wybory także mogą u niej liczyć na entuzjastyczną aprobatę. Niech tylko kandydaci na posłów, senatorów czy burmistrzów wbiją sobie do głowy, że - aby mieć szansę na sukces - muszą zabiegać o inwestyturę tam, gdzie Rywin przyszedł tylko jeden jedyny raz.

Stawiać opór tym zapędom, dopóki jeszcze można? A fe, cóż to za oszołom tak krzyczy... Rozjaśnieniu stosunków w Polsce bardzo dopomógłby obowiązek noszenia liberii „Agory” przez tych wszystkich, którzy oddają jej jawne lub dyskretne usługi. Do tego zaszczytnego ubioru - skoro wódz sięga po jeszcze więcej władzy i zmiata resztkę wrogich sił - ustawia się długa kolejka spóźnialskich. Piotr Wierzbicki pomagał wodzowi dyskredytować prokuratorów, którzy zirytowali go niewygodnymi pytaniami, a Jerzy Urban dla rozkoszy biesiadowania z nim przy „zającu-biedaczku” poświęcił swych dawnych kumotrów z lewicowego sojuszu. Morał stąd taki, że w III RP nie tylko elegancko, ale i moralnie jest zostać lokajem.

Jacek Zychowicz



Artykuł ukazał się w Nowym Tygodniku Popularnym.


drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca

Więcej ogłoszeń...


23 listopada:

1831 - Szwajcarski pastor Alexandre Vinet w swym artykule na łamach "Le Semeur" użył terminu "socialisme".

1883 - Urodził się José Clemente Orozco, meksykański malarz, autor murali i litograf.

1906 - Grupa stanowiąca mniejszość na IX zjeździe PPS utworzyła PPS Frakcję Rewolucyjną.

1918 - Dekret o 8-godzinnym dniu pracy i 46-godzinnym tygodniu pracy.

1924 - Urodził się Aleksander Małachowski, działacz Unii Pracy. W latach 1993-97 wicemarszałek Sejmu RP, 1997-2003 prezes PCK.

1930 - II tura wyborów parlamentarnych w sanacyjnej Polsce. Mimo unieważnienia 11 list Centrolewu uzyskał on 17% poparcia.

1937 - Urodził się Karol Modzelewski, historyk, lewicowy działacz polityczny.

1995 - Benjamin Mkapa z lewicowej Partii Rewolucji (CCM) został prezydentem Tanzanii.

2002 - Zmarł John Rawls, amerykański filozof polityczny, jeden z najbardziej wpływowych myślicieli XX wieku.


?
Lewica.pl na Facebooku