Kędziora: Polska jako okupant

[2003-07-08 20:35:23]

Po konferencji w Poczdamie miał Churchill wypowiedzieć słynne, choć raczej mało pochlebne zdanie o Polakach: „there are few virtues which the Poles do not possess and there are few errors they have ever avoided”. Znaczy ono mniej więcej tyle, że Polacy są poczciwi, ale w tej swojej poczciwości niezmiernie głupi. Pamiętając o naszej historii trudno odmówić racji brytyjskiemu premierowi. Na nasze dzieje składają się prawie same momenty spektakularne, a dokładniej rzecz ujmując niemalże same momenty spektakularnych klęsk.

Na udzielenie przez polski rząd czynnego poparcia Stanom Zjednoczonym i Wielkiej Brytanii w ich pokojowej misji w Iraku spojrzeć można jak na próbę polemicznego ustosunkowania się do zastanej opinii o naszym narodzie. Być może było tak, żeśmy cnotliwi, ale i głupi, lecz teraz ciężko doświadczeni przez historię pokażemy światu, że można być i cnotliwym, i mądrym jednocześnie. Nie tylko zrobiliśmy to, co słusznie należało zrobić, ale i z tego będziemy potrafić wyciągnąć korzyści.

Prezentowane uzasadnienia naszego udziału w wojnie z Irakiem zmieniały się zawsze tak, aby pozostawały w zgodzie z wojenną linią partii w Waszyngtonie. Mimo całej zmienności prezentowanych racji za wojną można z naszego stanowiska wydobyć pewien „moralny rdzeń” - zespół wartości, do których nie tylko chętnie się odwoływaliśmy, ale które, jak staraliśmy się to pokazać światu, określają naszą narodową tożsamość. Są to oddanie się sprawie wolności i demokracji, odwaga, lojalność wobec sojuszników. Wartości te nie tylko składają się na swoistą postawę moralnego pryncypializmu, ale i przenikają naszą historię, kulturę, narodową świadomość i tożsamość. Czyż wielcy bojowcy naszych dziejów, nie tylko za naszą, ale i za innych nie walczyli wolność? Czyż to nie „Solidarność” i Papież Polak nie zadali śmiertelnego ciosu komunizmowi, dając tym samym świadectwo swego przywiązania do demokracji? Czyż we wszystkim tym nie manifestowała się polska odwaga, która „męczennikom wolności” kazała bez mrugnięcia okiem oddawać się w objęcia śmierci? Czyż w końcu nie powinniśmy trwać przy naszym jedynym lojalnym sojuszniku?

Jednak w tym przypadku nie tylko potwierdziliśmy nasyconą wartościami tożsamość narodową, co jak wiemy w czasach moralnego relatywizmu i permisywizmu nie jest czymś często spotykanym, ale i wykazaliśmy się daleko idącą roztropnością polityczną.

Ale po kolei.

Moralność

Postępowanie państw, wbrew temu co utrzymują zwolennicy „realizmu”, oceniać można w kategoriach moralnych. Oznacza to, trywializując nieco rzecz, że postępowanie danego państwa oceniać należy nie tylko przez pryzmat tego, czy było ono dlań „korzystne”, ale przede wszystkim czy było ono moralnie słuszne.

Można więc zapytać się, czy wojna w Iraku była moralnie usprawiedliwiona. Odpowiedź jest dla większości zdrowo myślących ludzi oczywista. Ta wojna nie była wojną sprawiedliwą. Istnieją jednak tacy, i nie powinniśmy się śpieszyć się z określaniem ich mianem „niezdrowo” myślących, którzy uważają, że tę właśnie wojnę uznać można za sprawiedliwą. Zastanówmy się, być może mają oni rację.

Sformułujmy, za teoretykami wojny sprawiedliwej, zasady jus ad bellum. Kiedy państwo ma prawo do prowadzenia wojny? Zazwyczaj wymienia się sześć warunków, które muszą być spełnione, aby wojnę można było uznać za usprawiedliwioną. Co ważne, wszystkie sześć warunków musi być razem spełnione, nie zaś tylko poszczególne z nich. Wymieńmy je.

1. Słuszne racje. Jedyną uzasadnioną racją za wszczęciem wojny wydaje się być obrona przed agresją. Przy czym rozumieć można to szeroko. Z jednej strony jako obronę przed atakiem z zewnątrz. Z drugiej strony, oznaczać to może wzięcie w obronę niewinnych. Przykładem tego może być to, co czasami określa się mianem „humanitarnej interwencji”. Jej celem jest zapobieżenie „poważnym” naruszeniom praw człowieka.

2. Słuszna intencja. Wojna może być prowadzona tylko ze względu na słuszne racje. To, że istnieje powód do rozpoczęcia wojny (np. państwo, przeciwko któremu prowadzona jest wojna, rzeczywiście w sposób niedopuszczalny narusza prawa człowieka) nie wystarczy, wojna musi być prowadzona tylko ze względu na tę rację, a nie ze względu na inne (np. spodziewane zyski)

3. Wojna podjęta musi być w zgodzie z należytymi procedurami i zaakceptowana przez należyte instytucje, o ile takie istnieją.

4. Wojnę można rozpocząć dopiero wówczas, gdy inne środki zawiodły.

5. Wojnę można rozpocząć wówczas, gdy są widome szanse na to, że poprawi ona sytuację, dla której poprawienia wojna została przedsięwzięta.

6. Wojnę można rozpocząć wówczas, gdy „korzyści” z niej odniesione przeważą nad jej kosztami (ofiary cywilne, etc.).

Zgoda, część tych warunków jest dyskusyjna. Na przykład kwestia „humanitarnej interwencji” może budzić kontrowersje wśród tych, którzy uważają prawa człowieka za wymysł zachodniej kultury lub wśród tych, którzy suwerenności państwowej przypisują większą wartość niż prawom człowieka. Wydaje mi się jednak, że zasady te zdają się być rozsądnym punktem wyjścia dla oceny zasadności wojny w Iraku.

Czy Stany Zjednoczone miały słuszny powód, aby tę wojnę rozpocząć? Nie. Nie zostały przez Irak napadnięte. Nie mieliśmy więc do czynienia z bezpośrednią agresją. Nie ma też przekonywujących dowodów na to, że Irak stanowił pośrednie zagrożenie dla USA. Piszę „przekonywujących”, choć, jak sądzę, nie ma żadnych na to dowodów. Nie udowodniono powiązań Iraku z „międzynarodowym terroryzmem” (abstrahuję tutaj od oczywistej niejasności tego terminu). Nie udowodniono również istnienia broni masowego rażenia (abstrahuję znów od tego, że samo jej istnienie nie dawałoby podstaw do tego, aby uznać je za zagrożenie). Z drugiej strony, nikt nigdy nie zaprzeczał, że reżim Saddama Husajna był reżimem niesprawiedliwym i obrzydliwym i lepiej byłoby, gdyby go nie było. Ale czy były to praktyki na tyle „barbarzyńskie”, aby należało położyć im kres przez zbrojną interwencję? To kwestia dyskusyjna. Zgódźmy się jednak, że były to działania na tyle „barbarzyńskie”, że zasługiwały na to, by położyć im kres.

To stawia nas wobec kwestii poruszonej w punkcie 4. Czy rzeczywiście inne środki zawiodły? Jednak należałoby tutaj podnieść dwie kwestie. Jak pamiętamy, prowojenna argumentacja przebiegała w dwóch głównych kierunkach i dotyczyła albo kwestii broni masowego rażenia i konieczności rozbrojenia Iraku, który stanowić miał zagrożenie dla wspólnoty międzynarodowej, albo „zmiany reżimu”, demokratyzacji, ochrony społeczeństwa irackiego przed jego rządem, etc.

Jeśli chodzi o rzecz pierwszą, to pytanie, czy istniały inne środki niż wojna, które umożliwiały osiągnięcie zamierzonego celu, tj. rozbrojenie Iraku, jest pytaniem czysto teoretycznym. Okazało się bowiem, że nie bardzo było co rozbrajać.

Jeśli chodzi o rzecz drugą, którą umownie można byłoby określić mianem „problemu demokratyzacji Iraku” (dla uproszczenia przyjmuję, że jest to pojęcie dość szerokie na tyle, aby obejmowało np. kwestię „zmiany reżimu”, który jest „nieakceptowalny”, poprawę sytuacji, jeśli chodzi o przestrzeganie praw człowieka, itp.). Tu kilka słów należy powiedzieć. Stara, konserwatywna zasada mówi, że nie należy ingerować zbyt silnie w społeczną tkankę, o ile się nie chce, aby obumarła. Innymi słowy, są granice tego, co społeczeństwu można zaimplementować (niech mi rewolucjoniści wybaczą, ale nie jestem rewolucjonistą m.in. z tego właśnie powodu. Proszę nie wyciągać również zbyt pochopnego wniosku jakoby byłbym konserwatystą). Nie można przyjechać czołgami i zaprowadzić ot tak sobie demokracji. Historia demokratyzacji zachodnich społeczeństw pokazuje, że jest to proces trwający pokolenia, obfitujący w społeczne konflikty. (Przywoływany przykład demokratyzacji faszystowskich Niemiec po II wojnie światowej nie jest przekonywujący. Po pierwsze, był to kraj z tradycjami demokratycznymi, słabymi, ale zawsze. Po drugie, powojenna historia Niemiec też nie jest wolna od napięć społecznych i trudności).

Oczywiście, demokratyczny świat arabski i muzułmański jest tym, czego wszyscy powinniśmy chcieć. I to nie tylko ze względów pragmatycznych, bo świat ten byłby bezpieczniejszy, ale przede wszystkim dlatego, że demokracja to wielka rzecz. Ale przekonanie, że można to uczynić zrzucając z samolotu marionetkowe rządy i wspierając je siłą oręża jest złudzeniem. Świat ten sam musi się zdemokratyzować, opierając się o swoje własne siły (musimy się wyzbyć pełnego ignorancji i ukrytego rasizmu przekonania, że świat muzułmański jest ze swej istoty totalitarny, opresyjny, antydemokratyczny). Możemy ten proces wspierać, nie zaś go narzucać. Występowanie w roli agresywnych ekspertów od demokracji, nie liczących się z historycznymi, kulturowymi i społecznymi uwarunkowaniami, przynieść może tylko skutek odwrotny do zamierzonego, o ile demokratyzacja jest rzeczywistym celem.

Czy tak było w przypadku wojny z Irakiem? Jeśli tę wojnę mamy uznać za sprawiedliwą (uzasadnioną), to musi być także spełniony punkt 2. Czy Stanom Zjednoczonym przyświecały tylko szlachetne cele, tj. takie które uznać może za uzasadnione? Nikt chyba w to nie wierzy. Demaskowaniu prawdziwych intencji przyświecających tej wojnie poświęcono wiele czasu i uwagi. Nie ma więc powodów, aby powtarzać to, co powszechnie jest znane.

Instytucją władną autoryzować wojnę jest w obecnym porządku prawa międzynarodowego Rada Bezpieczeństwa NZ. Nikomu nie trzeba przypominać, że Stany Zjednoczone i ich sojusznicy takiej autoryzacji nie otrzymały. A dokładniej rzecz ujmując, o taką autoryzację w końcu przestały zabiegać, pewne bowiem było, że jej nie otrzymają. Warto przy tym wspomnieć, że mówienie w tym przypadku o niewydolności ONZ jest niczym więcej aniżeli przejawem bezczelnej hipokryzji. Stany Zjednoczone, które wszelkie wysiłki zmierzające do budowy ładu międzynarodowego i jego wzmocnienia torpedowały, teraz ów ład instytucjonalny oskarżają o niewydolność.

Jeśli natomiast chodzi o warunki, które wymieniają punkty 4. i 5., choć nie łatwo jest ustalić kryteria, które pozwoliłyby na rozstrzygnięcie, czy warunki te zostały spełnione, czy nie, to można, bez większej przesady, powiedzieć, że nie zostały spełnione. Sytuacja w Iraku jest coraz bardziej napięta, a sam kraj wydaje się na dobre pogrążać w partyzanckiej wojnie. Nie znamy żadnych w pełni wiarygodnych danych na temat ofiar tej wojny i chyba nigdy nie poznamy. Wszak stara maksyma mówi, że zwycięzców się nie sądzi.

Czy amerykańska administracja naprawdę wierzyła, że wojska amerykańskie zostaną powitane w Iraku kwiatami, a proces wprowadzania demokracji odbędzie się bez przeszkód? Czy fiasko podobnej misji w Afganistanie niczego ich nie nauczyło? A może było to bez znaczenia?

Konkludując, wojna w Iraku nie spełniła kryteriów, które pozwalałyby uznać ją za wojnę sprawiedliwą (uzasadnioną), co więcej nie spełniła żadnego z tych kryteriów.

Jak to wszystko ma się do polskiego udziału w tej wojnie? Odpowiedź jest prosta. Polska wzięła udział w wojnie niesprawiedliwej, napastniczej, stając się przez to agresorem. Objęcie dowództwa nad jedną ze stref „stabilizujących” w Iraku oznacza nic więcej jak tylko okupację obcego kraju. Tym bardziej jest to moralnie ohydne, o ile zazwyczaj to my byliśmy krajem okupowanym (co nie jest oczywiście szczególnym powodem do chwały), nie zaś okupującym.

Interesy

Lord Palmerston miał rzec: „Anglia nie ma wiecznych wrogów, ani wiecznych przyjaciół, ma tylko wieczne interesy”. Słowa te odnoszą się w takim samym stopniu do Stanów Zjednoczonych. Deklaracje Busha o przyjaźni do Polski są niczym więcej jak tylko pozbawioną znaczenia dyplomatyczną grą słów. Polska być może zyskała „sojusznika”, straciła coś więcej, mianowicie zaufanie Europy.

Napięć na osi USA - Europa, jakie ujawniła wojna w Iraku, nie da się sprowadzić jedynie do różnicy zdań, co do należytego postępowania wobec pewnego arabskiego państwa. Chodzi o coś o wiele bardziej poważnego, mianowicie o „narodziny” nowego tworu polityczno-gospodarczego, który chce stanowić konkurencję wobec USA. Jego centrum stanowią dwie Europejskie stolice: Paryż i Berlin. Polskiemu rządowi wydaje się, że możliwe jest manewrowanie między USA a Europą. Zapewne deklaracje o budowie pomostu miedzy nimi brzmią atrakcyjnie, lecz w wysoce konkurencyjnym świecie są one pozbawione podstaw.

Trudno jednoznacznie ocenić, czy będzie miało to dalsze, a co istotniejsze, poważne konsekwencje dla Polski. Jedno jest pewnie, że Polska opowiadając się po stronie USA dobrze spełniła swoje zadanie, jakim było, a wobec naszego przystąpienia do UE jest, rozbijanie jedności Europy i powstrzymywanie procesu jej integracji i emancypacji.

Kwestia dobrego smaku

Oglądając w telewizji odlot polskich żołnierzy i słuchając okolicznościowych przemówień, jakimi raczyły nas nasze władze miałem wrażenie, że jestem świadkiem źle wyreżyserowanego, na modłę hollywoodzką, przedstawienia. Płaczące żony i dzieci potęgowały jeszcze to wrażenie. Choć z drugiej strony to być może one miały świadomość, że do „naszych chłopców” także mogą strzelać i ich zabijać, jak zabijają Amerykanów i Brytyjczyków. Tej świadomości brakuje chyba naszym przywódcom.

W polityce, jak i we wszystkim najważniejsze jest poczucie dobrego smaku. Nie można stylizować się na mocarstwo i pouczać innych, tj. Niemców i Francuzów, kiedy to słoma wychodzi z butów. Nie można mówić, że przynosi się wolność i że taki jest nasz obowiązek, skoro jedzie się okupować w roli opłacanych przez Amerykanów najemników. To po prostu nie przystoi.

Krzysztof Kędziora



drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



25 LAT POLSKI W NATO(WSKICH WOJNACH)
Warszawa, ul. Długa 29, I piętro, sala 116 (blisko stacji metra Ratusz)
13 marca 2024 (środa), godz. 18.30
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca
Podpisz apel przeciwko wprowadzeniu klauzuli sumienia w aptekach
https://naszademokracja.pl/petitions/stop-bezprawnemu-ograniczaniu-dostepu-do-antykoncepcji-1
Szukam muzyków, realizatorów dźwięku do wspólnego projektu.
wszędzie
zawsze

Więcej ogłoszeń...


19 kwietnia:

1539 - Na Małym Rynku w Krakowie została spalona na stosie pod zarzutem apostazji 79-letnia Katarzyna Weiglowa.

1882 - W Downe zmarł Karol Darwin, angielski biolog, twórca teorii ewolucji.

1937 - W Meksyku katoliccy powstańcy Cristero napadli, a następnie oblali benzyną i podpalili pociąg mający przewozić pieniądze, w wyniku czego zginęło 51 osób.

1943 - Wybuchło powstanie w getcie warszawskim.

1960 - Powstała najważniejsza namibijska organizacja narodowowyzwoleńcza, lewicowa SWAPO.

1961 - Klęską zakończyła się inwazja uzbrojonych i wspieranych przez CIA sił emigrantów kubańskich w Zatoce Świń.

1993 - W Soweto odbył się pogrzeb zamordowanego lidera Komunistycznej Partii RPA Chrisa Haniego.

1995 - W Oklahoma City w USA miał miejsce zamach bombowy zorganizowany przez prawicowych ekstremistów. Zginęło 168 osób, ponad 680 zostało rannych.

2011 - Fidel Castro zrezygnował z funkcji pierwszego sekretarza Komunistycznej Partii Kuby na rzecz swego brata prezydenta Raúla Castro.

2013 - Nicolás Maduro został zaprzysiężony na urząd prezydenta Wenezueli.


?
Lewica.pl na Facebooku