— Mamy 200 miejsc, a obecnie przebywa tu 48 osób — opowiada szefowa ośrodka Violetta Kędzierska. Pokoje są przeważnie 4-osobowe, ale często mieszka w nich dwoje czy troje ludzi; rodzin się nie rozdziela ani nie dokwaterowuje się do nich osób obcych. — Chcemy im stworzyć namiastkę domowego ogniska, choć czasem powoduje to problemy. Trudno nam sprawdzać, co się dzieje za zamkniętymi drzwiami ich pokoi. A przecież nie możemy się godzić, by w imię odmiennego modelu rodziny akceptować przemoc wobec kobiet czy dzieci — tłumaczy Kędzierska.
Za drutem kolczastym
Mukaczewo: Pilnie strzeżony obóz dla mężczyzn |
Ośrodek dla mężczyzn położony jest w lesie, kilka kilometrów za Mukaczewem. Robi przygnębiające wrażenie i budzi jak najgorsze skojarzenia. Przy bramie stróżówka z potężnym reflektorem i powiewającymi na wietrze flagami Ukrainy. Wysoki betonowy płot zwieńczony drutem kolczastym, dalej w górę strzelają blaszane wieżyczki, na nich uzbrojeni pogranicznicy. Pośrodku piętrowy murowany barak, przed każdym wejściem strażnik w mundurze, szyby w oknach pociemniałe od przyklejonych do nich twarzy. Widać kilka psich bud, ale ich lokatorzy najwyraźniej zostali ukryci przed dziennikarskim okiem — wściekły jazgot dobiega zza jakiejś drewnianej budki.
Tu mieszkają "nielegalni" |
Dwie prawdy
W Lublinie szczególną troską otaczane są dzieci, bo to one mają największą szansę na skuteczną integrację. Te, które zdołają w wystarczającym stopniu opanować polski, mogą chodzić do szkoły publicznej. — Chcąc zamieszkać w naszym kraju, powinni poznać jego kulturę, obyczaje, język — wylicza Kędzierska. — Tłumaczymy, że rodzina nie jest prywatną własnością mężczyzny, staramy się zapobiegać konfliktom na tle religijnym i narodowościowym — dodaje. Jej zdaniem, żeby skutecznie promować tolerancję między imigrantami, samemu trzeba świecić przykładem, okazywać otwarcie na drugiego człowieka i zrozumienie jego potrzeb. Dlatego w stołówce nie podaje się wieprzowiny zakazanej przez islam, wyznawany przez Czeczenów, stanowiących większość mieszkańców ośrodka.
Jeden z wartowników |
— Oni często opowiadają niestworzone rzeczy, nie należy w to bezkrytycznie wierzyć — uprzedza tuż przed przekroczeniem bramy obozu pod Mukaczewem jego komendant. — Box! Box! — wykrzykuje Chińczyk, uderzając się po brzuchu pięściami. Nigdy się nie dowiem, co chciał przez to powiedzieć, bo nie ma języka, w którym moglibyśmy się porozumieć. Biją go? A jeśli tak, to kto? Strażnicy? Współwięźniowie? A jednak starszy Irańczyk, który ku utrapieniu mundurowych rozmawia w farsi z władającą tym językiem dziennikarką kijowskiego Radia Swoboda, nie skarży się na przemoc, lecz na warunki, w których przyszło mu tu mieszkać. Te zaś widać gołym okiem, nie trzeba się nawet specjalnie rozglądać. Największy luksus uwięzionych to "pokój kulturalno-oświatowy": źle nastrojony czarno-biały telewizor, dwie kupki broszur i starych kolorowych magazynów i stary dywan rzucony wprost na betonową posadzkę.
Najeść się za dwa dolary
Stołówka w Mukaczewie |
Dzienna racja żywieniowa na osobę wynosi podobno równowartość dwóch dolarów. Zbliżona stawka — 9 złotych — obowiązuje w Lublinie. Mimo znacznie wyższych cen, starcza na przyzwoity dwudaniowy obiad. Ale i tu trudno mówić o kulinarnym zbytku — kolacyjna norma to chleb z masłem i herbata z cytryną. Dodatkowo mieszkańcy dostają 50 złotych kieszonkowego miesięcznie, prócz tego niewielki ekwiwalent na środki czystości. Oficjalnie nie mogą pracować, więc nie stać by ich było nawet na papierosy. Dlatego czasami próbują zatrudnić się do jakichś dorywczych robót, zarobić coś na handlu, zdarza się, że kradną. — Poziom świadczeń dostosowany jest do poziomu życia społeczeństwa — mówi Violetta Kędzierska. I choć prawda jest taka, że bez pomocy organizacji pozarządowych nie byłoby opieki lekarza, ubrań, obuwia, Lublin w zestawieniu z Mukaczewem jawi się jako bez mała eldorado.
Zimny prysznic
Pomieszczenie kulturalno-oświatowe |
We wnętrzu baraku panują smród i duchota. Trudno robić zdjęcia, bo po minucie cały obiektyw pokrywa szczelna warstwa skraplającej się pary. Tymczasem więźniowie w całym obozie do dyspozycji mają tylko jeden prysznic, z którego na ogół leci zimna woda. Brakuje mydła, szamponu, proszku do prania. — Strażnicy mówią, że mogą nam je sprzedać, ale skąd mielibyśmy mieć pieniądze? — retorycznie pyta Ali z Iraku. Podobnie jest z telefonem; aparat od niedawna ozdabia jedną ze ścian, ale na ozdabianiu jego rola się kończy — żeby zadzwonić, potrzebna jest karta, a tej za darmo nikt nikomu nie da. Więźniowie usiłują przekazać karteluszki z numerami, wykorzystując chwile, gdy w pobliżu nie ma strażnika. — Phone home — szepczą — phone home...
W jednym pokoju mieszka kilkunastu Chińczyków |
Na Ukrainie uchodźców jest więcej niż w wielu państwach Europy Zachodniej. Granicę z Rosją przebyć nietrudno — to stamtąd napływa 70 proc. ludzi bez stosownych dokumentów — a z drugiej strony Węgry, Słowacja i Polska w ostatnich latach włożyły dużo pracy i pieniędzy w uszczelnienie swoich granic wschodnich w związku z wymogami związanymi z przystąpieniem do EU. Podobnie jak w innych państwach status uchodźcy otrzymuje zaledwie kilka procent spośród ubiegających się o niego.
Uchodźcy chętnie pozują do zdjęć |
W mediach nadzieja
Personel ośrodka w Lublinie zwraca uwagę, że dla wielu z przebywających tam osób, wszelkie publikacje w mediach stanowić mogą zagrożenie ich życia albo niebezpieczeństwo dla rodzin pozostających w ojczyźnie. Robić zdjęcia albo przeprowadzać rozmowy można tylko pod warunkiem uzyskania pisemnej zgody. W lesie pod Mukaczewem nikt się tym nie przejmuje, tylko Irańczycy proszą, żeby ich nie fotografować. Pozostali imigranci sami pchają się przed obiektyw i ochoczo pozują do zdjęć. W ich życiu w obozie to nie lada atrakcja, a do tego mogą liczyć na pewną poprawę warunków.
W ośrodku dla kobiet |
— Europa musi zrozumieć, że uchodźcy i nielegalna imigracja na Ukrainie, to nie tylko nasz problem. To przede wszystkim problem Europy, przecież to tam pragną się dostać ci ludzie. Nie może tak być, że Zachód wydaje pieniądze na uszczelnianie swoich granic, a my mamy ponosić tego koszty. Nas najzwyczajniej na to nie stać — mówi przedstawiciel władz oblasti zakarpackiej na zakończenie konferencji prasowej poświęconej ruchowi transgranicznemu.
* Ten tekst ma ponad rok i nie wiem nawet, na ile jest aktualny. Zdecydowałem się na opublikowanie go na lewica.pl z względu na fakt, że temat uchodźców stał się ostatnio głośny, tak z uwagi na sytuację w Czeczenii, jak i "pomysł" UE, by obozy dla uchodźców lokalizować poza Unią, najlepiej na Ukrainie. Tekst dotąd nie był nigdzie publikowany.
Tekst i zdjęcia
Marek Tobolewski