Machalica: Punkty za pochodzenie
[2005-08-12 10:37:53]
Jednak cały czas z koncepcją państwa dobrobytu konkurowała stworzona przez liberałów koncepcja państwa minimum (państwa stróża nocnego – jak nazwał pogardliwie pomysł liberałów Ferdynand Lassalle). Zgodnie z tą wizją państwo powinno zajmować się tylko zapewnieniem obywatelom bezpieczeństwa. To czy obywatele są wykształceni, zdrowi i czy mają co włożyć do garnka, zgodnie z tą koncepcją nie powinno interesować władz. Edukacja, czy opieka zdrowotna są towarem jak każdy inny i powinny podlegać prawom rynku. Jeśli kogoś nie stać na zapewnienie swoim dzieciom wykształcenia i opieki zdrowotnej to... jego problem. Państwu nic do tego. Również głodne dzieci nie powinny zaprzątać wg liberałów głowy urzędnikom państwowym. Przecież zawsze byli biedni i bogaci – odpowiadają liberałowie. Obecnie w Polsce mamy do czynienia ze starciem pomiędzy tymi dwoma koncepcjami państwa. Jest to starcie nierównomierne, ponieważ od początku polskich przemian triumfy odnoszą zwolennicy państwa minimum. Liberalne koncepcje zdominowały dyskurs publiczny. To że podatki powinny być jak najniższe uznawane jest za fakt tak oczywisty, że nawet „populista” Lepper chce je obniżać. Koncepcji państwa opiekuńczego nikt na dobrą sprawę nie ma odwagi bronić, dlatego też liberałowie skrupulatnie krok po kroku, niezależnie od tego kto znajduje się przy władzy, realizują swoją koncepcję państwa. Obecnie zaczyna mówić się o tzw. neoliberalnym państwie opiekuńczym, by użyć określenia prof. Tadeusza Kowalika. Oznacza to, że de facto polityka gospodarcza jest w swej istocie dogmatycznie neoliberalna, istnieją natomiast ostatnie bastiony państwa opiekuńczego odziedziczonego po Polsce Ludowej. Obecny modus vivendi jest więc skazany na zagładę. Albo zatriumfuje koncepcja państwa minimum, albo w Polsce zostanie zbudowane państwo opiekuńcze. W tym właśnie kontekście należy rozpatrywać zakusy rządu Marka Belki na zlikwidowanie bezpłatnych studiów. Sam premier, jako członek partii liberalnej jest oczywiście zwolennikiem państwa minimum, w rządzie tym zasiada też wiele osób o poglądach jawnie prawicowych, jak chociażby wiceminister edukacji Anna Radziwiłł. Pełniła ona już tę funkcję w rządzie Tadeusza Mazowieckiego, który wprowadzając plan Balcerowicza dokonał pierwszego uderzenia w strukturę państwa opiekuńczego. Gdy prawica wróciła do władzy, wróciła również Radziwiłł, która sprawowała funkcję doradcy ministra edukacji narodowej. Nic więc dziwnego, że liberał Belka uczynił ją wiceministrem edukacji. Był to resort o tyle newralgiczny, gdyż, jak okazało się, to właśnie na tym polu miał nastąpić kolejny atak na resztki państwa opiekuńczego. 3 sierpnia, w samym środku wakacji ogłoszono rządowy dokument o nazwie „Strategia edukacyjna na lata 2007-2013”. Jednym z najważniejszych założeń tego dokumentu jest zlikwidowanie do roku 2013 bezpłatnych studiów. Rolę głównego obrońcy strategii przyjęła minister Radziwiłł. Główny argument przez nią przytaczany sprowadza się do stwierdzenia, że z bezpłatnych studiów korzystają obecnie głównie dzieci z rodzin inteligenckich. Jest to poniekąd prawdą, jednak wpierw należałoby przeanalizować przyczyny takiego stanu rzeczy. Przede wszystkim należy przywołać w tym miejscu koncepcję neoliberalnego państwa dobrobytu. Neoliberalna polityka gospodarcza skutkuje wzrostem dysproporcji społecznych, co powoduje, że wiele dzieci jest w fatalnej sytuacji majątkowej. Również w fatalnej sytuacji jest polskie szkolnictwo, na które nakłady (zgodnie z koncepcją państwa minimum) są bardzo skromne. Powoduje to, że uczniowie często zmuszeni są korzystać z korepetycji i różnego rodzaju kursów przygotowawczych. Jest to jednak skutkiem niedofinansowania polskiej oświaty. Czyli de facto głównym argumentem liberałów jest stan rzeczy, do którego sami doprowadzili poprzez skromne nakłady na szkolnictwo. Tak powstaje błędne koło. Lekarstwem na tę patologię powinno być zwiększenie nakładów na oświatę. Wtedy dzieci z różnych rodzin będą mogły zdobyć odpowiednie przygotowanie do matury i/lub egzaminów na studia. Taktyka liberałów jest natomiast taka: doprowadzić do powstania ogromnych dysproporcji społecznych, nie dofinansować szkolnictwa, a potem dziwić się, że to dzieci najbogatszych osiągają najlepsze wyniki w nauce, dzięki temu, że korzystają z pozaszkolnych usług oświatowych. Następnie liberałowie stroją się w piórka obrońców najbiedniejszych, którzy nie dostali się na państwowe uczelnie. Taktyka to doprawdy perfidna. Tymczasem likwidować należy przyczynę, a nie skutek. Trzeba doprowadzić do tego, że państwowa szkoła zapewni każdemu uczniowi wiedzę i umiejętności, które pozwolą mu z powodzeniem zdawać na studia. Należy również likwidować dysproporcje społeczne, które powodują, że szanse dzieci z różnych grup społecznych, nawet przy najlepszym systemie oświatowym, nie są równe. Jednym słowem, jeśli chcemy, aby dzieci z biednych rodzin dostawały się na państwowe studia, trzeba zmienić politykę gospodarczą państwa, tak aby zmniejszały się dysproporcje społeczne, a nie rosły, jak to ma miejsce, gdy doktryny neoliberalne uważane są za prawdę objawioną. Zwolennicy likwidacji bezpłatnych studiów często twierdzą, że w zamian studenci otrzymają rozbudowany system stypendialny. Abstrahuję już od tego, w jakim stopniu zaspokoiłby on potrzeby studentów, którzy już teraz studiując na bezpłatnych uczelniach mają problemy z utrzymaniem się w miastach akademickich. Nie będę się też rozwodził nad tym, jakie środki zostaną w pierwszej kolejności zredukowane podczas przyszłych batalii z deficytem budżetowym. Postaram się przeprowadzić natomiast analizę samego pomysłu zastąpienia bezpłatnych studiów systemem stypendiów. Oczywiście stypendiami zostaną objęci najzdolniejsi. W takiej sytuacji może zdarzyć się, że możliwość zdobycia wyższego wykształcenia zostanie zapewniona osobie bardzo zdolnej pochodzącej z ubogiej rodziny. Nie zostanie natomiast zachowana konstytucyjna zasada równości w przypadku osób nie kwalifikujących się do grupy osób szczególnie uzdolnionych. Dobry, lecz nie wybitny uczeń z ubogiej rodziny, który nie będzie mógł liczyć na stypendium zostanie pozbawiony szans na studia wyższe na państwowej uczelni. Uczeń legitymujący się takimi samymi umiejętnościami i wiedzą, lecz pochodzący z bogatej rodziny będzie mógł bez problemu uzyskać wyższe wykształcenie. Rodzice zapłacą. A i konkurencja będzie mniejsza przy naborze na studia, gdyż jego równie zdolni, lecz niezamożni rówieśnicy, nie będą ubiegać się o studia na najbardziej renomowanych uczelniach. Najlepsze uczelnie przy takich nakładach na szkolnictwo w jeszcze większym stopniu zostaną opanowane przez dzieci najbogatszych. Równość będzie zachowana tylko w przypadku prymusów, których jest tylko kilka procent na każdym kierunku. Całą studencką masę na najlepszych państwowych uczelniach będą stanowić dzieci rodziców o najwyższych dochodach. Czyli tak naprawdę obecny problem zbyt małej ilości studentów pochodzących z dołów społecznych zostanie tylko pogłębiony. Oczywiście państwo powinno zapewniać studentom stypendia, ale powinny one stanowić tylko uzupełnienie systemu, którego zasadą jest bezpłatny i powszechny dostęp do edukacji. Jeśli tę zasadę się podważy, niewiele pomoże również wprowadzenie systemu kredytów studenckich. Także one powinny stanowić tylko uzupełnienie systemu bezpłatnej edukacji. Nie do przyjęcia jest sytuacja, gdy młody człowiek już w momencie wejścia w dorosłe życie staje się niewolnikiem systemu, dla którego jedyną wartość stanowi zdobycie środków na spłatę kredytu zaciągniętego, aby zdobyć wyższe wykształcenie. Oczywiście kolejny problem stanowi fakt, że wielu absolwentów, również tych najbardziej renomowanych uczelni, ma problemy ze znalezieniem pracy. Jest to skutek obecnego poziomu bezrobocia, czyli – neoliberalnej polityki gospodarczej. Walka, która toczy się teraz, jest walką o to, jaka koncepcja państwa zatriumfuje. Czy będzie to państwo, w którym będą niwelowane dysproporcje społecznych i zaspokajane potrzeby każdego obywatela. Czy też ostateczne zwycięstwo odniesie wizja państwa minimum, w którym to, że są biedni i bogaci, jest czymś naturalnym i wręcz pożytecznym, zaś zwiększanie się różnic między nimi jest naturalnym procesem społecznym, w który nie wolno nikomu ingerować. Oczywiście, lewica nie powinna zadowolić się li tylko obroną ostatnich szańców neoliberalnego państwa opiekuńczego. Celem lewicy powinna być zamiana polityki gospodarczej na taką, które umożliwi budowę prawdziwego państwa dobrobytu – będącego udziałem każdego obywatela. Artykuł ukazał się w "Impulsie" nr 32 (49), dodatku dziennika "Trybuna" z 11 sierpnia 2005 |
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Nauka o religiach winna łączyć a nie dzielić
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Syndrom Pigmaliona i efekt Golema
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Mury, militaryzacja, wsobność.
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Manichejczycy i hipsterzy
- Pod prąd!: Spowiedź Millera
- Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
- Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
- od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
- Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
- Kraków
- Socialists/communists in Krakow?
- Krakow
- Poszukuję
- Partia lewicowa na symulatorze politycznym
- Discord
- Teraz
- Historia Czerwona
- Discord Sejm RP
- Polska
- Teraz
- Szukam książki
- Poszukuję książek
- "PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
- Lca
24 listopada:
1957 - Zmarł Diego Rivera, meksykański malarz, komunista, mąż Fridy Kahlo.
1984 - Powstało Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych (OPZZ).
2000 - Kazuo Shii został liderem Japońskiej Partii Komunistycznej.
2017 - Sooronbaj Dżeenbekow (SDPK) objął stanowiso prezydenta Kirgistanu.
?