Pilawski: Oni nie chcieli kapitalizmu

[2005-09-09 20:00:10]

W okresie kryzysu wszystko widzi się bardziej jaskrawie, wyraziście i przejrzyście. Tak jest z obchodami 25. rocznicy „Solidarności“. Stały się one, przede wszystkim, świętem zwycięzców przemiany ustrojowej po 1989 roku: wielkiego biznesu i obsługujących go elit. Od partyjnych do dziennikarskich. Zwycięzcy zamknęli się w klimatyzowanych salach konferencyjno-bankietowych, odgrodzili od tłumu szpalerem rządowych ochroniarzy oraz abstrakcyjnymi dla ludzi pracy pojęciami. Tym, którzy chcieliby naruszyć ich rocznicową celebrę, „Solidarność“ zagroziła wyrzuceniem ze związku.

Zwycięzcy mówią o drodze od „Solidarności“ do wolności. Ale jaka może być wolność dla milionów bezrobotnych i ludzi pracy najemnej, którym kapitaliści dyktują warunki gry? Nie zgadzam się ze sprowadzeniem Sierpnia do - jak to uczynił prof. Bronisław Geremek - „polskiej drogi do wolności“. Sądzę, że trafniejsze byłoby dawne sformułowanie Władysława Gomułki o polskiej drodze do socjalizmu. I przywołanie wielkiej mistyfikacji dokonanej w 1989 roku, wspieranej przez Bronisława Geremka i jego środowisko.

Ale że chodzi ci o kapitalizm, tego głośno nie powiedziałeś - wyrzucała Leszkowi Balcerowiczowi w wywiadzie opublikowanym w zbiorze „Oni“ Teresa Torańska. Odpowiedział:
- Mówiłem o gospodarce typu zachodniego, używając takich zastępczych określeń. Być może wynikało to z przeświadczenia, że słowo „kapitalizm“ wywołuje emocjonalne, negatywne reakcje nawet u ludzi, którzy są przeciwko socjalizmowi (...) w programie wyraźnie zostało powiedziane, że opanowujemy hiperinflację, wprowadzamy wymienialność złotówki, prywatyzujemy gospodarkę i generalnie zmierzamy w kierunku kapitalizmu.
Leszek! Ale wbrew „Solidarności“, która przez 9 lat walczyła o socjalizm z ludzka twarzą, prawda?
- Trzeba odpowiedzieć sobie na pytanie: w jakiej mierze program „Solidarności“ (...) wynikał z autentycznego przekonania, że jakiś odpowiednio zreformowany socjalizm jest per saldo lepszy od kapitalizmu, a w jakiej z samoograniczeń politycznych, opartych na świadomości, że ze względów ustrojowych konkurencyjny kapitalizm nie wchodzi w rachubę, jest w Polsce wykluczony.
I wbrew „Sieci“ wielkich przedsiębiorstw państwowych, w której sam uczestniczyłeś, bo „Sieć“ walczyła przecież o samorząd pracowniczy.
- Zgadza się. Ja i część ówczesnych ekonomistów poszukiwaliśmy takich zmian w systemie gospodarczym, które do maksimum wykorzystałyby istniejący wąski margines wolności. Samorząd pracowniczy był po pierwsze: formą ucieczki od centralnego planowania; po drugie: z trudem, ale mieścił się w ramach ustrojowych niezmienników, a raczej ustrojowych ograniczeń, więc istniały - według nas - polityczne szanse na jego wprowadzenie i po trzecie: był systemem gospodarczo sprawniejszym niż centralne planowanie, choć do dzisiaj sądzę, że tylko trochę.
I wbrew społeczeństwu, które - Leszku! - wcale nie chciało kapitalizmu.
- Wiesz, to takie upraszczające, a więc błędne dziennikarskie stwierdzenie, bo co to jest społeczeństwo? (...) Jedni chcieli, inni nie chcieli, jeszcze inni nie wiedzieli, czego chcieć.

(...) W utajnionym przez Instytut Pamięci Narodowej programie NSZZ „Solidarność“ uchwalonym na I krajowym Zjeździe Delegatów w 1981 roku , w którym są także efekty ówczesnej pracy prof. Leona Kieresa, związkowcy zapisali, że kluczem reformy jest samorządność: „Domagamy się wprowadzenia reformy samorządowej i demokratycznej na wszystkich szczeblach zarządzania, nowego ładu społeczno-gospodarczego, który skojarzy plan, samorząd i rynek (...). Należy zerwać służbową zależność dyrektorów przedsiębiorstw od ministrów oraz znieść nominacje oparte na nomenklaturze partyjnej. Reforma zostanie zrealizowana tylko wtedy, gdy będzie masowym ruchem załóg. Przykładem takiego ruchu jest Sieć Organizacji Zakładowych NSZZ »Solidarność«, wiodących zakładów pracy. Działalność Sieci zapoczątkowała szeroki ruch samorządowy. Należy zbudować nową strukturę organizacyjną gospodarki. Podstawową jednostką gospodarki powinno stać się przedsiębiorstwo społeczne, którym zarządza załoga reprezentowana przez radę pracowniczą, a operatywnie kieruje dyrektor, powoływany drogą konkursu przez radę i przez nią też odwoływany. Przedsiębiorstwo społeczne będzie dysponować powierzonym mu mieniem ogólnonarodowym w interesie społeczeństwa i własnej załogi. Prowadzić będzie samodzielną działalność na zasadach rachunku ekonomicznego“.

Na pogrzebie Jacka Kuronia w 2004 roku, Karol Modzelewski (to on zaproponował nadanie związkowi nazwy „Solidarność“) swoje wystąpienie zaczął od słów: „Ja może na początku powiem, że ciężko chory jest Lechosław Goździk, który i dla Jacka, i dla mnie był, pewnie pierwszym w życiu, napotkanym autentycznym przywódcą robotniczym i który jest legendą Października 56 roku i Leszek mnie prosił, żebym pożegnał Jacka także i w jego imieniu“.

Kuroń i Modzelewski nazywali sami siebie uczniami Goździka. Lechosław Goździk, w 1956 roku, 25-letni szef organizacji PZPR w Fabryce Samochodów Osobowych, to sztandarowa postać Października. Lider tworzonych wówczas rad robotniczych, które miały być formą uspołecznienia państwowych zakładów pracy.

Prof. Jan Szczepański zwrócił uwagę na istotną sprzeczność w PRL: „Napływający do fabryk robotnicy wchodzą nominalnie do klasy dominującej, podstawowej klasy nowego ustroju. Zdrugiej jednak strony są oni poddani surowej dyscyplinie pracy, wymagającej od nich przede wszystkim szybkiego i sprawnego wykonywania planów“. Na podwójną rolę robotników w socjalizmie wskazywała też prof. Maria Jarosz: „...są oni formalnie współwłaścicielami środków produkcji, a jednocześnie pracownikami najemnymi, zatrudnionymi na podstawie umowy o pracę“. Rady robotnicze - jako forma samorządności wytwórców - miały tę sprzeczność rozwiązać.

19 listopada 1956 roku powstała pierwsza w PRL ustawa o samorządzie robotniczym. W styczniu 1957 roku w Polsce było około pięciuset rad, a w maju - ponad 3300. „Traktowano je jako symbol demokracji, siły klasy robotniczej i jako sposób przezwyciężenia rozmaitych trudnych problemów ekonomicznych, społecznych i politycznych“ - pisała prof. Maria Jarosz w książce „Samorządność pracownicza. Aspiracje i rzeczywistość“. Rady pracownicze miały związać pracownika z zakładem pracy, znieść alienację (wyobcowanie) pracy, sprzyjać podniesieniu wydajności, bo pracuje się „na swoim“. Miały wyeliminować władzę aparatu biurokratycznego. Miały wykazać wyższość demokracji socjalistycznej (robotniczej) nad demokracją formalną (burżuazyjną czyli parlamentarną), bo w rządzeniu bierze udział nie grupa wybranych, lecz miliony bezpośrednich wytwórców. Same rady miały być szkołą rządzenia.

Wraz z wyhamowywaniem zmian po Październiku, samorządność pracowniczą wypierała znowu centralnie kierowana gospodarka. W 1959 r. liczba wskaźników obowiązujących przedsiębiorstwa wzrosła z 8 do 16, pod koniec lat sześćdziesiątych ich liczba zbliżała się do 100. „Brak samodzielności (...) hamował działania rad“ - pisała prof. Maria Jarosz.

Po zmianie ekipy, w wyniku strajków na Wybrzeżu w 1970 roku, nie wrócono do idei samorządów pracowniczych. Edward Gierek stawiał na „nowoczesne zarządzanie“, socjalistycznych menedżerów. Ukształtował się tzw. aktyw partyjnogospodarczy skutecznie zabijający inicjatywę pracowniczą.

W 1980 roku problem ten stał się jednym z kluczowych dla nowego ruchu. Pod naciskiem „Solidarności“ Sejm uchwalił w 1981 roku nową ustawę o samorządzie załogi przedsiębiorstwa państwowego. Opierała się ona na równowadze sił między dyrektorem a samorządem, przy zachowaniu dużych pełnomocnictw dla organu założycielskiego przedsiębiorstwa. Po ogłoszeniu stanu wojennego działalność samorządów zawieszono, a ich kompetencje przekazano dyrektorom. Ograniczenie roli samorządu przypieczętowała ustawa z 21 lipca 1983 roku. Mimo to, na przełomie 1986 i 1987 roku, samorządy działały w 6400 przedsiębiorstwach zatrudniających ponad sześć milionów pracowników. Wśród nich było trzy czwarte robotników. W skład rad pracowniczych wchodziło ponad 137 tys. osób. Połowę z nich stanowili robotnicy. Wśród samorządowców było wielu działaczy zdelegalizowanej „Solidarności“.

W porozumieniach Okrągłego Stołu pod naciskiem „Solidarności“ zapisano m.in. „Umocnienie zasad samorządności wymaga: 1. Wycofania zasadniczych bezpośrednich i pośrednich ograniczeń kompetencji samorządów pracowniczych wprowadzonych po 1981 r. (m.in. warunki pracy i płacy dyrektorów będzie ustalać organ powołujący dyrektora) 2. Ustawowego uregulowania, że uprawnienia samorządu do podziału dochodu należy rozumieć jako uprawnienia do decydowania o podziale wartości produkcji czystej w części pozostającej do dyspozycji przedsiębiorstwa. 3. Zmniejszenia co najmniej o połowę, listy przedsiębiorstw o szczególnym znaczeniu gospodarczym, w których dyrektorów powołuje organ założycielski (...) 4. Stworzenia podstaw ustawowych zapewniających załogom autentyczne formy udziału wzarządzaniu jednostkami badawczo-rozwojowymi, przedsiębiorstwami własności komunalnej oraz gospodarstwami leśnymi (...)“.

Po czterech punktach zgodnych następował punkt piąty, do którego strona opozycyjno-solidarnościowa nie zdołała przekonać strony koalicyjno-rządowej: „Umożliwienia ukonstytuowania się ogólnokrajowego przedstawicielstwa samorządów pracowniczych uprawnionego do zgłaszania dezyderatów pod adresem rządu i Sejmu oraz opiniowania z mocy prawa projektów aktów prawnych dot. polityki gospodarczej oraz rozwiązań systemowych. Stworzone zostaną warunki dla swobodnej samoorganizacji ruchu samorządowego. Strona opozycyjno-solidarnościowa wyraża pogląd, że powinna być popierana działalność stowarzyszenia działaczy samorządu pracowniczego na rzecz autentycznej samorządności pracowniczej“.

Mogłoby się wydawać, że po powołaniu rządu Tadeusza Mazowieckiego „Solidarność“ będzie realizowała własny program oparcia gospodarki o przedsiębiorstwa społeczne, wciągnie do zarządzania - poprzez samorządy - setki tysiące robotników.

Tak się jednak nie stało. Główny doradca premiera Mazowieckiego, Waldemar Kuczyński, w latach 60. towarzysz walki Kuronia i Modzelewskiego o socjalizm robotniczy, ściągnął do pracy nad programem gospodarczym Leszka Balcerowicza, którego znał z 1981 roku jako współautora projektu reformy gospodarczej opartej na samorządach pracowniczych. Wąski sztab zasilił prof. Stanisław Gomułka z London School of Economic, który wpołowie lat 60. razem z Kuczyńskim kolportował „List otwarty do partii...“ - dokument Kuronia i Modzelewskiego - żądający przekazania władzy w ręce rad robotniczych. Gomułka miał jako pierwszy użyć pojęcia „terapia szokowa“. Gorącym zwolennikiem takiej terapii był amerykański desant: Jeffrey Sachs i David Lipton. Stąd już była krótka droga do Międzynarodowego Funduszu Walutowego, wówczas rzecznika szoków i wstrząsów w gospodarkach bloku radzieckiego.

Kilkuosobowy sztab ekonomistów od samego początku założył, że reforma ma się rozpocząć 1 stycznia 1990 roku. Chodziło o to, by ludzie nie zdążyli się zorientować, jakie skutki niesie dla nich plan Balcerowicza. Prezentując zarysy programu, jak ognia, unikano słowa kapitalizm. Projektanci nowego ustroju bali się nazywać rzeczy po imieniu.

Wszystko odbywało się w ekspresowym tempie. 17 grudnia 1989 roku pakiet projektów ustaw trafił do Sejmu, a zaraz po Bożym Narodzeniu został uchwalony. Prezydent Wojciech Jaruzelski bez zwłoki go podpisał. 1 stycznia 1990 roku Polacy obudzili się w nowej Polsce. Jej pomniki: rozpacz PGR-ów, pozamykane wielkie fabryki, bezrobocie potęgujące wyzysk pracujących, stoją do dziś.

„... kilku ludzi (główny sztab wicepremiera liczył nie więcej niż 6 osób) przeprowadziło Polaków z socjalizmu do kapitalizmu. Nie pytając nikogo o zdanie“ - zachwycał się redaktor naczelny „Polityki“ Jerzy Baczyński w tekście napisanym z okazji 15-lecia planu Balcerowicza. Karol Modzelewski, jeden z nielicznych, który się sprzeciwiał, porównał przeforsowanie planu Balcerowicza do zamachu stanu. On nie wstąpił do partii liberalno-demokratycznych swoich przyjaciół z opozycji zachowując dystans wobec kapitalizmu. W ubiegłym tygodniu w czasie debaty w hali BHP Stoczi Gdańskiej Modzelewski podkreślał, że „za kapitalizm nie siedziałby ani ośmiu lat, ani nawet miesiąca w więzieniu - po prostu uważałbym, że nie warto.

Krzysztof Pilawski


Artykuł ukazał się w dzienniku "Trybuna" z 31 sierpnia 2005 r.

drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca

Więcej ogłoszeń...


26 listopada:

1942 - W Bihaciu w Bośni z inicjatywy komunistów powstała Antyfaszystowska Rada Wyzwolenia Narodowego Jugosławii (AVNOJ).

1968 - Na wniosek Polski, Konwencja ONZ wykluczyła przedawnienie zbrodni wojennych.

1968 - W Berlinie zmarł Arnold Zweig, niemiecki pisarz pochodzenia żydowskiego, socjalista, pacyfista.

1989 - Założono Bułgarską Partię Socjaldemokratyczną.

2006 - Rafael Correa zwyciężył w II turze wyborów prezydenckich w Ekwadorze.

2015 - António Costa (Partia Socjalistyczna) został premierem Portugalii.


?
Lewica.pl na Facebooku