Harris: Wykluczenie

[2006-01-18 00:29:12]

Cały świat powinien się zjednoczyć i wykluczyć ze swojego grona Stany Zjednoczone.

"Wykluczenie" jest aktem celowego i zamierzonego unikania określonej osoby oraz wszelkich z nią związków. Formami wykluczenia są znane z historii ostracyzm i wygnanie. Obecnie, oficjalna forma wykluczenia jest praktykowana w obrębie zaledwie kilku religii. Tym niemniej w takiej czy innej postaci spotkać ją można w każdej społeczności ludzkiej. Celem wykluczenia jest ochrona danej społeczności przed tymi jej członkami, którzy działali na jej szkodę lub naruszyli jej zasady.

W niektórych grupach religijnych, wykluczenie jest postrzegane jako ostateczna forma odrzucenia jednostki przez grupę. W przeszłości praktykę tą stosowano często posługując się fałszywymi przesłankami, tym niemniej okazywała się ona czasami efektywnym narzędziem kontrolowania społecznych zachowań. Odgrywa ona rolę podobną do stosowanej w religii islamu amputacji prawej dłoni.

W czasach nowożytnych zdażały się przypadki, że jedno lub kilka państw decydowały się na "wykluczenie" innego państwa jako jedną z form wywierania wpływu na jego postawę. Przykładem na to mogą być amerykańskie embargo na Kubę, sankcje gospodarcze nałożone przez ONZ na państwa pokroju Libii i Iraku oraz kanadyjskie sankcje wobec RPA, zatwierdzone w końcu przez większość krajów Brytyjskiej Wspólnoty Narodów. Ten ostatni przykład pokazuje jak wiele może zdziałać potępienie kraju przez społeczność międzynarodową. Oczywiście nie tylko sankcje wymierzone w system Apartheidu spowodowały załamanie się tego systemu, były one jednak znaczącym pozytywnym sygnałem dla tych, którzy dążyli do zmian politycznych w RPA.

Ten artykuł jest poświęcony Stanom Zjednoczonym. Na wstępie chciałbym zaznaczyć, że świat zawdzięcza USA bardzo wiele osiągnięć na polu społecznym humanitarnym, artystycznym, naukowym i intelektualnym. Jednocześnie jednak społeczeństwo amerykańskie, z racji tego że jest rządzone przez ciągle tą samą wąską grupę ludzi (kleptokracja), jest klasycznym przykładem "psa, którym rządzi jego ogon". Chociaż Stany Zjednoczone stanowią stosunkowo niewielką część świata, postrzegają one wszystkich innych na świecie - podkreślam słowo WSZYSTKICH - jako swoje sługi, dostawców tanich dóbr i taniej siły roboczej, jako swój magazyn i pchli targ, oraz jako doskonałe miejsce do zabaw z bronią.

Zarówno Kanada jak i Meksyk mogą z pewną ostrożnością traktować Amerykę jako swojego najlepszego przyjaciela, choć jest ona również ich najgorszym wrogiem. Postaram się wykazać w tym artykule, że Stany Zjednoczone są wrogiem WSZYSTKICH państw świata. Sytuacja Kanady i Meksyku może być nieco trudniejsza niż innych państw, ponieważ Bestia z nimi sąsiaduje. Z drugiej jednak strony, pewnym pocieszeniem dla tych dwóch krajów może być fakt, że nie wkroczyły tam amerykańskie wojska. Póki co.

Pojawi się zaraz z pewnością kontrargument, że "nie wszyscy Amerykanie są tacy źli", który jest oczywiście prawdziwy. W Stanach Zjednoczonych żyje przynajmniej tylu przyzwoitych ludzi, co w każdym innym państwie. Jednak społeczeństwo, którego fundamentem jest zdanie "My, Naród ..." nie może uciekać od odpowiedzialności za czyny popełnione przez państwo w jego imieniu. Czyny Stanów Zjednoczonych są z definicji czynami całego społeczeństwa ... konstytucja amerykańska nie rozpoczyna się przecież słowami "My, nieliczni przedstawiciele narodu ...".

Ludzie żyjący poza granicami Stanów Zjednoczonych czekali długo i cierpliwie, aż kraj ten porzuci swoje młodzieńcze przestępcze nawyki. Mimo to, wciąż trudno w zachowaniu Ameryki dostrzec jakiekolwiek oznaki dojrzałości. Czekaliśmy długo i cierpliwie by ci dobrzy i przyzwoici obywatele Stanów Zjednoczonych powstrzymali działalność tych złych. Niestety, wciąż nie udaje im się tego dokonać. Dlatego teraz, gdy ci złoczyńcy, swoimi działaniami zagrażają pokojowi i bezpieczeństwu całej planety, najwyższy czas by wziąć sprawy w swoje ręce.

Cały świat powinien się zjednoczyć i wykluczyć ze swojego grona Stany Zjednoczone.

Ameryka jako państwo naprawdę wierzy w to, że jest lepsza niż którykolwiek inny kraj; w to, że należy jej się tyle bogactw i surowców naturalnych tej planety ile tylko zapragnie i że nie ma przy tym znaczenia, czy spowoduje to cierpienie czy niedostatek innych; w to, że każde inne państwo jest jej wrogiem, jeśli tylko w jakiejkolwiek dziedzinie życia nie zatańczy tak jak Ameryka jemu zagra; w to, że ma prawo, a nawet obowiązek, wymusić swoją wolę gdziekolwiek i kiedykolwiek uzna to za stosowne i przy użyciu wszelkich dostępnych środków; w to, że posiada prawo do dokonania inwazji na suwerenne państwa jako sposób odwrócenia uwagi od wewnętrznych skandali politycznych, czy też jako sposób wypróbowania w akcji nowego rodzaju broni; w to, że śmierć obywateli innych państw nie ma żadnego znaczenia, ponieważ nigdy nie ma na nich okresów ochronnych ani limitów polowań; w to, że lubiące sobie postrzelać i nastawione militarstycznie społeczeństwo amerykańskie pod każdym względem dominuje na świecie.

Zadziwiające, że Amerykanom w swojej masie trudno jest przyjąć do wiadomości, że taka postawa może u innych wywoływać irytację.

Bomby i pociski

Rozważmy na początek amerykańskie przygody militarne. Stany Zjednoczone uważają się na naród miłujący pokój; formalnie Ameryka nie była w stanie wojny od zakończenia II Wojny Światowej. To znaczy z wyjątkiem swoich napaści na:
- Chiny (1945-46)
- Koreę (1950-53)
- Gwatemalę (1954, 1967-69)
- Kubę (1959-60)
- Kongo Belgijskie (1964)
- Wietnam (1961-73)
- Kambodżę (1969-70)
- Grenadę (1983)
- Libię (1986)
- Salwador (1980-92)
- Nikaraguę (1981-90)
- Panamę (1989)
- Irak (1991)
- Somalię (1993)
- Bośnię (1995)
- Sudan (1998)
- Jugosławię (1999)
- Afganistan (2001-02)
- plus spektakl nienawiści rozgrywający się obecnie w Iraku (od 2003)
- plus "wojna z narkotykami" w Kolumbii (wciąż trwająca), przewrót w Chile (1973) i liczne inne tajne zamachy i ataki bombowe przeprowadzone przez albo pod kierownictwem CIA.

Od 1945 roku do pierwszych lat dwudziestego pierwszego wieku, Stany Zjednoczone usiłowały obalić ponad czterdzieści obcych rządów i zdławić ponad trzydzieści ruchów społecznych walczących przeciwko krwawym dyktaturom. W tym samym czasie zbombardowały one 25 krajów, zabiły kilka milionów ludzi, a wielokrotnie więcej skazały na życie w nędzy, poniżeniu i rozpaczy. Aha, i obecnie podżegani przez Izrael szczują przeciwko Iranowi i, prawdopodobnie, przeciwko Korei Północnej. [Proszę mi wybaczyć, jeśli pominąłem tutaj którąś z amerykańskich eskapad militarnych, ale trudno śledzić wszystko na bieżąco. Przyznaję również, że rozpoczęcie wojen w Korei i w Iraku (1991) różni się od pozostałych tym, że dokonano ich pod egidą ONZ, nie przesłania to jednak oczywistego faktu, że Ameryka bardzo chętnie sięga po rozwiązania siłowe.]

Większość z tych operacji i wojen miała miejsce w czasie, gdy Stany Zjednoczone prezentowały rzekomo obronną postawę. W rzeczywistości Stany Zjednoczone nigdy nie przyjęły postawy obronnej. Ich krótka historia jest jedną wielką historią ekspansjonizmu i imperializmu, zrazu przez podbój Zachodniego Wybrzeża, a następnie poprzez gospodarcze podporządkowanie sobie reszty państw wchodzących w skład obu Ameryk, z których to zysk mógł być osiągany bez ponoszenia kosztów zarządzania tymi krajami.

Dokument ogłoszony we wrześniu 2002 roku przez George’a W. Busha, zatytułowany ‘The National Security Strategy of the United States of America’ (NSS) (Narodowa Strategia Bezpieczeństwa dla Stanów Zjednoczonych), nie pozostawia najmniejszych wątpliwości, że celem Ameryki jest ostateczne sprawowanie władzy nad światem. Doktryna ta zakłada bowiem, że Ameryka gotowa jest przeprowadzić jednostronny atak w każdym miejscu i momencie, i ta administracja pokazała już, że traktuje te słowa śmiertelnie poważnie. Uświadomiwszy sobie wrodzoną skłonność USA do testowania zaawansowanej technologicznie broni bezpośrednio na polu walki, czy powinno jeszcze kogokolwiek, w tym Amerykanów, dziwić, że inne narody czują przed nimi strach? I czy jest z ich strony rozsądnym, by myśleć, że ci, którzy się ich boją są zdolni do tego by darzyć ich szacunkiem i przyjaźnią?

Sprawa wydaje się jednak nieco bardziej skomplikowana, gdyż nie wszystkie kraje są w jednakowym stopniu narażone na amerykańskie bombardowania. O niektórych miejscach na ziemi Amerykanie myślą bardziej przychylnie. Przykładem może być Kanada, chociaż czasami można odnieść wrażenie, że uważają nas za bezczelnych typów, i że któregoś dnia nie pozostanie im nic innego jak tylko nas zdusić. Albo Wielka Brytania, choć może istnieć podejrzenie, że przyjazny stosunek Stanów Zjednoczonych wobec tego kraju wynika po prostu z tego, że wbrew zdrowemu rozsądkowi, rząd brytyjski uparcie wspiera wojenne wyprawy Busha.

Robienie interesów z Ameryką

Wystarczy zapytać jakikolwiek kraj, który wszedł w układy gospodarcze ze Stanami Zjednoczonymi o ewentualne odniesione korzyści z tej współpracy. Stany Zjednoczone prowadzą negocjacje zwykle z pozycji siły pomimo zapisów wprowadzonych przez George’a Busha do dokumentu NSS (drugi akapit): “W zgodzie z naszą tradycją i naszymi zasadami, nie stosujemy siły dla osiągnięcia jednostronnych korzyści”. Jak widać, George Bush nie może napisać dwóch akapitów bez uciekania się do łgarstwa.

Pozostaje faktem, że wszystkie rządzące światem instytucje finansowe – Światowa Organizacja Handlu, Bank Światowy i Międzynarodowy Fundusz Walutowy – są narzędziami w rękach amerykańskiej dyplomacji (używam tego określenia na wyrost, gdyż dyplomacja nigdy nie była i nie jest mocną stroną Ameryki). Ropa naftowa, ten najcenniejszy obecnie surowiec, jest magnesem dla amerykańskich eskapad militarnych, przyciągając je do siebie jak odór zwłok przyciąga roje much. Cenę ropy ustala się w dolarach amerykańskich, co daje Stanom Zjednoczonym niespotykaną przewagę handlową nad jakimkolwiek innym państwem. Poza tym, waluty większości krajów świata są sztywno powiązane z amerykańskim dolarem, pomimo jego chwiejnej pozycji odzwierciedlającej niestabilną sytuację gospodarczą USA. Jest zatem zrozumiałe, że z tego podporządkowania wynika ich duża podatność na wszelkie zmiany kursów i koniunktury gospodarczej.

Długa jest lista porozumień zawartych przez Stany Zjednoczone, które następnie zostały przez nie zignorowane, anulowane lub też pogwałcone, i w ostatnich latach rosła ona wykładniczo. Nie sięgając nawet poza Amerykę Północną można znaleźć wiele oburzających przykładów łamania przez Stany Zjednoczone podpisanych porozumień. Umowa o Wolnym Handlu (Free Trade Agreement (FTA)) oraz Umowa o Wolnym Handlu w Ameryce Północnej (North American Free Trade Agreement (NAFTA)) są smutnymi przykładami nagannego traktowania przez USA gospodarczych "partnerów". Ameryka standardowo ignoruje nieprzychylne dla siebie decyzje sądów arbitrażowych, znienacka wprowadza nieuzasadnione taryfy i cła wobec swoich partnerów okazując tym niebywały tupet. Oczekuje ona też, że inne państwa w pełni podporządkują się przyjętym ustaleniom, podczas gdy sama nie ma najmniejszego zamiaru tego robić.

Powyższe przykłady w oczywisty sposób powinny być ostrzeżeniem dla każdego państwa naiwnego do tego stopnia by myśleć, że może ono zawrzeć z USA umowę na zasadach partnerskich. Dla wszystkich powinno być jasne, że żadna umowa ze Stanami Zjednoczonymi nie opiera się na zasadzie obustronnych korzyści, lecz na założeniu, że to właśnie Ameryka dostaje cały zysk. Ociera się o patologię to, że USA nie potrafią zaakceptować stanowiska zakładającego korzyści dla wszystkich uczestników umowy, ponieważ oznaczało by to, że jakiś kawałek tortu nie trafił w ich ręce.

W niedalekiej przyszłości mają zostać zawarte dwa kolejne porozumienia: Umowa o Wolnym Handlu w Ameryce Centralnej (Central American Free Trade Agreement (CAFTA)) oraz umowa o utworzeniu strefy wolnego handlu na obszarze obu Ameryk (Free Trade Area of the Americas (FTAA)). Pomimo oczywistych wad układów FTA i NAFTA, państwa Ameryki Północnej i Południowej poważnie rozważają przystąpienie do porozumień handlowych ze Stanami Zjednoczonymi. Niektóre, w swej głupocie, już ratifikowały te umowy. Wystarczy tylko spojrzeć na to, jak Ameryka do tej pory przestrzegała uzgodnień z jej najbliższymi sąsiadami, by uświadomić sobie, że USA traktują resztę świata jako dostawcę tanich surowców oraz taniej siły roboczej, a także jako składowisko dla swoich nadwyżek i odpadów.

Traktowanie innych krajów

Jedną z najbardziej rozsądnych i pożytecznych inicjatyw podjętych przez kraje świata jest powstanie Organizacji Narodów Zjednodnoczonych. Jej problemy i słabości są ogromne, wynikają one jednak z czterech podstawowych przyczyn: bezsensownej koncepcji Rady Bezpieczeństwa, amerykańskiego przekonania, że wyłącznym celem ONZ jest działanie na rzecz wewnętrznych i międzynarodowych interesów Stanów Zjednoczonych, nie stosowania się USA do swoich zobowiązań wobec ONZ, a wreszcie z amerykańskiego przeświadczenia, że działania i dążenia innych państw członkowskich nie mają żadnego znaczenia jeżeli nie są one zgodne z punktem widzenia Stanów Zjednoczonych.

Gdyby wystawić Ameryce świadectwo szkolne oceniające jej działalność w ramach ONZ, dostałaby ona najniższy możliwy stopień, a nauczyciel stwierdziłby z pewnością, że Ameryka źle się odnosi do wszystkich swoich kolegów z klasy. Prawdę mówiąc, Stany Zjednoczone traktują innych jak powietrze. Wiele wskazuje na to, że nauczyciel zasugerowałby Ameryce fachową pomoc w celu wyleczenia jej z jawnie psychopatycznych skłonności.

Niedawno na forum ONZ rozważany był projekt zreformowania tej organizacji. Wśród społeczności międzynarodowej panuje zgoda, że ONZ posiada wady w swojej strukturze. Dlatego też wiele państw członkowskich opracowało dużym nakładem sił wstępny projekt naprawczy. W ostatniej chwili Stany Zjednoczone dokonały w tym dokumencie wielu zmian, grożąć, że bez ich uwazględnienia nie zaakceptują one tego projektu. Fragmenty, które pozostały nienaruszone, są w istocie frazesami, rzeczami pozbawionymi realnego znaczenia oraz takimi, które nie niosą ze sobą żadnych zobowiązań i nie grożą konsekwencjami. Z kolei zakwestionowane przez Stany Zjednoczone zapisy dotyczą praktycznie wszystkich najistotniejszych globalnych problemów, które są przedmiotem zaciętego sporu między Ameryką a większością państw. Ostatecznie powstał dokument warty co najwyżej tyle, ile papier, na którym go wydrukowano. Nie spowoduje on zatem długo oczekiwanej reformy tej niesprawnej i tracącej zwolna na znaczeniu organizacji. W tej sytuacji nie powinno dziwić, że prezydent Wenezueli Hugo Chávez wzywał niedawno do przeniesienia ONZ poza terytorium USA.

Przytoczmy ponownie słowa prezydenta Busha: "W zgodzie z naszą tradycją i naszymi zasadami, nie stosujemy siły dla osiągnięcia jednostronnych korzyści”. Trudno sobie wyobrazić by ktokolwiek i gdziekolwiek, również w Stanach Zjednoczonych, był w stanie wypowiedzieć te słowa patrząc innym prosto w oczy. Gdy Ameryce nie udaje się uzyskać od innych państw tego co chce, ucieka się do zastraszenia. Zaczyna się to zwykle od wyważonych słów i gestów, by w krótkim czasie osiągnąć poziom sankcji ekonomicznych czy nawet groźby akcji wojskowej. Przeciwstawienie się Stanom Zjednoczonym wymaga dużej odwagi i tylko kilka państw jest na tyle potężnych czy bezczelnych, by przyjąć taką postawę (Chiny i Kuba mogą być odpowiednimi przykładami).

Jednak pierwotną przyczyną istnienia tych trudności jest to, że Stany Zjednoczone nie dopuszczają do siebie myśli o kompromisie z kimkolwiek. Oto słowa prezydenta Busha: "Albo jesteś z nami, albo jesteś sprzymierzeńcem terrorystów". To ograniczone czarno-białe podejście (dobrze charakteryzujące USA) nie dopuszcza żadnego kompromisu jak też nie uznaje postawy neutralnej. Jest to sposób rozwiązywania problemów charakterystyczny dla dręczycieli ze szkolnego podwórka.

Kolejnym jaskrawym przykładem jest postawa Ameryki wobec Trybunału Międzynarodowego. Stany Zjednoczone odmawiają uczestnictwa w tej instytucji, gdyż nie chcą dopuścić do sytuacji, w której ich obywatele mogliby być sądzeni przez obce sądy. Wyrażają w ten sposób przekonanie, że prawo międzynarodowe ma zastosowanie do wszystkich innych ale nie do nich samych: byli i są gotowi sądzić Trzecią Rzeszę w Norymberdze, Manuela Noriegę (po tym jak przestał być im już potrzebny), Saddama Husseina i wielu innych, odmawiając przy tym prawa sądu do rozpatrywania spraw, w których oskarżeni byliby obywatele Stanów Zjednoczonych.

Amerykańska wolność

Stany Zjednoczone czerpią dumę z tego, że są wolnym krajem. W pewien sposób mieszkańcy Ameryki są przekonani, że wolność obejmuje również ich, mimo że każdy przybysz z zewnątrz z łatwością dostrzeże, że jedyną wolnością w Ameryce jest wolność elit w dążeniu do coraz większego bogactwa. Zasadą działania Ameryki jest "wolny rynek dla biednych i socjalizm dla bogatych" - doskonały wręcz obraz mentalności opartej na prawie dżungli. Bogate elity cieszą się w USA ogromnymi przywilejami i czerpią z życia pełnymi garściami, podczas gdy biedniejsze grupy społeczne muszą troszczyć się same o siebie.

Jest to naród, w skład którego, obok bezgranicznego wręcz dobrobytu i przywilejów, wchodzą pozostawieni sami sobie ludzie ubodzy i nieszczęśliwi. Najbardziej aktualnym przykładem tego zjawiska jest oglądana przez nas wszystkich, wywołująca przerażnie i konsternację tragedia ludzi dotkniętych Huraganem Katrina. Jest absolutnie jasne, że mimo wszystkich dostępnych środków oraz licznych wcześniejszych ostrzeżeń Ameryka nie była przygotowana na tą katastrofę. Z pewnością nie umknął też niczyjej uwadze fakt, że opieszałe i niemrawe działania administracji Busha w obliczu tej katastrofy miały związek z kolorem skóry jej ofiar.

Stany Zjednoczone powstały na fundamencie demokracji, na jej republikańskiej odmianie, upłynęło jednak już wiele lat od czasu, gdy stosowano w tym kraju reguły demokracji lub przynajmniej uważano, że tak należy czynić. Wszyscy wiemy, że wybory są opartym na niesprawiedliwości i nierówności wyścigiem bogatych z bogatymi, w którym dozwolone są wszelkie nieczyste zagrania, byle tylko zwyciężyła właściwa osoba. Podobnie wiadomym jest, że zwycięzców istaluje się tylko i wyłącznie w celu napełnienia ich kieszeni oraz kieszeni wszystkich tych, którzy udzielili im poparcia.

Mimo to, Stany Zjednoczone okrążają świat w celu rzekomego szerzenia "demokracji", używając siły i przemocy jeśli tego wymaga konieczność. Szerzą "demokrację" nawet wówczas, gdy spotyka się to z otwartą niechęcią mieszkańców danego regionu. To niesienie całemu światu amerykańskiej "wolności" i "demokracji" ma wszelkie znamiona religijnego nawrócenia i mesjanizmu. Jednak mówiąc wprost, inne narody są traktowane przez Amerykę wyłącznie jako źródło tanich surowców i siły roboczej oraz jak wielkie targowiska. Trudno jest też znaleźć przykłady oporu Stanów Zjednoczonych wobec dyktatorów, którzy byli skłonni ochoczo podporządkować się amerykańskim interesom (na przykład Arabia Saudyjska).

Plan szerzenia "demokracji", przynajmniej w wydaniu obecnej administracji, ma z pewnością charakter orwelowski, w którym nie ma miejsca dla niczym nie zakłóconych rządów ludzi. W takich nominalnych demokracjach istnieje ogromna przepaść pomiędzy rządzącymi elitami a resztą populacji. W neokonserwatywnym świecie przywódcy z zasady nie dotrzymują obietnic przedwyborczych i zdradzają interes społeczeństwa w imię zaspokojenia potrzeb korporacji, dzięki którym udało im się zwyciężyć. W żadnym jednak kraju nie osiągnęło to tak wielkiej skali jak w Stanach Zjednoczonych, gdzie system ten doprowadzony został do perfekcji.

Proces powolnej erozji demokracji w Ameryce, który dokonywał się od długiego już czasu, doznał znacznego przyspieszenia pod rządami obecnej administracji. Ustawa Prawo Patriotyczne (The Patriot Act) i jej udoskonalony następca zlikwidowały gwarantowane konstytucyjnie prawa jednostki. W sądach (zwłaszcza w Sądzie Najwyższym) umieszczono posłusznych prawicowych sędziów, co zagraża niezawisłości sędziowskiej i prawom konstytucyjnym. Panuje oficjalne przyzwolenie na korupcję podczas wyborów, a system kontoli i nadzoru osób sprawujących władzę uległ poważnemu osłabieniu.

Zabijanie pozostałych przy życiu

Ameryka jest miejscem zanieczyszczonym i zaśmieconym. Pomimo milionów kilometrów kwadratowych powierzchni, dopuszczono w niej do tego, by przemysł obrócił naturalne środowisko człowieka w szambo. Rzeki i strumienie są ściekami, żywność jest nasączona tak nieumyślnie jak i celowo licznymi dodatkami chemicznymi, w wielu miejscach powietrze ma taki odór, że uniemożliwia oddychanie. Choć oczywiście Stany Zjednoczone nie są na tym polu przypadkiem odosobnionym, udział tego przenikniętego konsupcyjnym stylem życia społeczeństwa w ogólnym zanieczyszczeniu środowiska jest porażający.

Rządy amerykańskie, ze szczególnym uwzględnieniem obecnej administracji, nie przyjmują do wiadomości dowodów oczywistych nawet dla ucznia szkoły podstawowej. Naukowcy z całego świata, wyłączając rzecz jasna tych nielicznych, którzy są na liście płac firm - trucicieli, przewidywali katastrofalne skutki ocieplenia klimatu przynajmniej od 1962, kiedy to Rachel Carson wydała książkę "Silent Spring". Jednak zdaniem USA nie istnieje coś takiego jak efekt cieplarniany, a jeśli nawet istnieje, to nie ma on nic wspólnego z działalnością człowieka. Warte zauważenia jest następujące rozdwojenie jaźni występujące często wśród amerykańskich przywódców. Polega ono na selektywnym prezentowaniu wyników prac badawczych, ograniczonym do tego, co jest zgodne z obowiązującą linią polityczną. Poglądy naukowców, które jej nie odpowiadają są bezpardonowo ignorowane.

Reszta świata jest świadoma faktycznego stanu rzeczy. Dlatego borykając się z licznymi trudnościami i problemami opracowano dokument nazwany Protokołem z Kioto. Pomimo wielu błędów i niedociągnięć tej umowy jest to jednak pierwszy i absolutnie konieczny krok w kierunku ratowania środowiska naturalnego człowieka, gdy jeszcze jest czym oddychać i co pić. Odpowiedź Ameryki: Niech szlag trafi resztę świata, nikt im nie będzie mówił, co należy robić.

Większość państw świata przyznała, choć często niechętnie, że jest podłą rzeczą stosowanie min przeciwpiechotnych. Mogły mieć one znaczenie militarne w czasach gdy żołnierze jeździli konno czy poruszali się pieszo. Obecnie ich wartość polega jedynie na terroryzowaniu ludności cywilnej. Ogromna większość ofiar min przeciwpiechotnych to mieszkańcy rejonów opuszczonych już przez wojsko, które poszło się bawić gdzie indziej. Żołnierze nigdy nie usuwają tych min, zatem tkwią one zakopane w ziemi czekając na jakiegoś Bogu ducha winnego wieśniaka czy dziecko. Spotkanie kończy się śmiercią albo oderwaniem jednej czy dwóch kończyn.

W konsekwencji, kraje świata postanowiły zaprzestać ich stosowania i produkcji oraz zadeklarowały chęć usunięcia tych min, o których było im wiadomo. Odpowiedzią Ameryki była odmowa podpisania jakichkolwiek umów zakazujących lub ograniczających stosowanie min przeciwpiechotnych i brak zgody na usunięcie tych, które zostały przez amerykańską armię zakopane w różnych zakątkach świata. Co więcej, w ostatnich latach Stany Zjednoczone wznowiły produkcję tej śmiertelnej i niehumanitarnej broni, najprawdopodobniej z zamiarem jej użycia. Niech szlag trafi resztę świata.

Stany Zjednoczone ogłaszają wszem i wobec potrzebę wprowadzenia kontroli nad arsenałami nuklearnymi. Jednak złożony niedawno w ONZ projekt porozumienia w tej sprawie nie pozostawia najmniejszych złudzeń, jeśli jeszcze takie były, że Ameryka zainteresowana jest jedynie kontrolowaniem innych państw, a nie siebie. Nie ma ona zamiaru podjęcia wysiłków rozbrojeniowych czy zredukowania swojego arsenału, powinno to jednak zrobić każde inne państwo. Najważniejszym zaś punktem projektu jest zapis uniemożliwiający innym krajom uzyskanie broni atomowej. Możliwość i prawo do obrócenia świata w perzynę powinny być zatem wyłączną domeną lokatora Białego Domu. Niech szlag trafi resztę świata.

Amerykańcy żołnierze zrzucali bomby ze zubożonym uranem od 1991 roku. Jest to broń śmiertelna i choć jej wybuch nie charakteryzuje się spektakularną chmurą w kształcie grzyba, jest to bezsprzecznie bomba atomowa. Jest ironią historii, że Stany Zjednoczone dokonały w 2003 roku inwazji na Irak oskarżając ten kraj o posiadanie ogromnych zasobów broni masowego rażenia (BMR), po to by w niedługi czas potem przyznać się do błędu i stwierdzić, że Irak nie posiadał takiej broni. Stany Zjednoczone postanowiły zatem same zastosować swoją BMR w Iraku, w postaci bomb kasetonowych ze zubożonym uranem.

Stany Zjednoczone mają długą historię wytwarzania, magazynowania, sprzedawania i stosowania BMR. Istnieją niepodważalne dowody na to, że od czasów Drugiej Wojny Światowej Stany Zjednoczone zastosowały kilka substancji chemicznych, które w świetle dzisiejszych amerykańskich norm są BMR. Najbardziej znanym większości z nas przypadkiem masowego użycia przez Amerykę BMR jest Czynnik Pomarańczowy oraz napalm stosowane podczas wojny w Wietnamie. Amerykanie używali także Czynnika Białego, Niebieskiego, Purpurowego, Różowego i Zielonego.

Wszystkie te substancje są herbicydami, uzyskanymi w latach czterdziestych i użytymi w Wietnamie w celu pozbawienia drzew liści, co miało zlikwidować kryjówki wroga. Stosowanie tych substancji w silnie skoncentrowanych dużych dawkach spowodowało poważne problemy zdrowotne wielu ludzi, którzy mieli z nimi kotakt, włączając w to żołnierzy armii amerykańskiej.

Napalm, czyli galaretowate paliwo, był również stosowany w Wietnamie, jednak w przeciwieństwie do Czynników, działał on w ten sposób, że wypalał rośliny i zabijał przez zwęglenie. I nie było to ani pierwsze ani ostatnie użycie tej broni. Bomby z napalmem zostały zrzucone na Japonię przez wojska sojusznicze w czasie II Wojny Światowej. Później napalm wykorzystały wojska ONZ w wojnie w Korei, a więc zanim jeszcze napalm przeżył swój "złoty wiek" w Wietnamie. Pomimo tego, że Organizacja Narodów Zjednoczonych zakazała w 1980 roku używania napalmu, Stany Zjednoczone nie ratyfikowały tego porozumienia. Niech szlag trafi resztę świata.

Stany Zjednoczone twierdzą, że do 2001 roku zniszczyły wszystkie zapasy napalmu, jednak jest to raczej wybieg semantyczny niż twierdzenie zgodne z rzeczywistością. Dostępne dzisiaj dowody potwierdzają, że broń chemiczna została przez Amerykę użyta w 2003 roku w Iraku. Raport zamieszczony 10 sierpnia 2003 roku w ’The Independent" cytuje słowa pułkownika Jamesa Allesa, dowódcy 11 Zgrupowania Wojsk Powietrznych: "Zrzuciliśmy napalm na oba te mosty. Niestety byli tam ludzie ... widać ich na filmie nakręconym kamerą pokładową. To byli iraccy żołnierze. Generałowie kochają napalm. Ma on ogromny efekt psychologiczny."

Stany Zjednoczone zaprzeczają oskarżeniom o stosowanie napalmu ale tylko dlatego, że zmienili oni dystylat ropopochodny zmieniając również nazwę końcowego produktu na "bomba zapalająca M77". Ofiary tej broni z pewnością docenią te szczegółowe wyjaśnienia.

Ameryka wciąż pozostaje jedynym państwem, które użyło wobec nieprzyjaciela bomby atomowej. W ciągu ostatnich 15 lat Stany Zjednoczone czterokrotnie prowadziły wojnę nuklearną stosując bomby zawierające zubożony uran: na Bałkanach, W Afganistanie oraz podczas obu wojen w Zatoce Perskiej.

Stosowanie zubożonego uranu łamie wszystkie ustalenia, umowy i rezolucje międzynarodowe, co więcej jest to też niezgodne z prawem amerykańskim dotyczącym BMR. Ignorując wszystkie te umowy międzynarodowe i swoje własne ustawy, Stany Zjednoczone w dalszym ciągu stosują tą niszczącą broń, z pełną świadomością, że może to spowodować powolne unicestwienie wszystkich gatunków żyjących na ziemi, włączając w to człowieka. Niech szlag trafi resztę świata.

Imperium zła

Wielu z nas pamiętać będzie słowa prezydenta Ronalda Reagana określające były Związek Radziecki mianem "imperium zła". Jest to jednak jaskrawy przykład sytuacji, w której krytykujący ma w rzeczywistości dużo więcej na sumieniu niż krytykowany.

Polityka USA w dziedzinie zubożonego uranu ma znaczenie absolutnie zasadnicze, nie można go przecenić. Zubożony uran jest w świetle przyjętej przez Amerykę definicji "bronią masowego rażenia". I choć Stany Zjednoczone dopuszczają się inwazji na suwerenne państwa pod pretekstem, że państwa te "mogą" posiadać BMR i że "mogą" tej broni użyć, w rzeczywistości to właśnie Ameryka tą broń bezkarnie stosuje. I to stosuje ją z zupełnym brakiem poszanowania dla życia i zdrowia ludzi i narodów, które stają się jej ofiarami, jak również dla życia i zdrowia żołnierzy swojej własnej armii czy armii sprzymierzonych. Na tej podstawie rodzi się poważna wątpliwość kto tak naprawdę zasłużył sobie na to mało zaszczytne miano "Imperium Zła".

Stany Zjednoczone są obecnie najsilniejszym państwem na ziemi w każdym tego słowa znaczeniu, wyłączając jednak aspekt moralny. Fundamentem moralności prezentowanej przez Amerykę są beczka pełna prochu i stojak z karabinami. Cały świat, włączając w to jej przyjaciół, odczuwa strach przed Ameryką, która szczerze jest rozczarowana faktem, że inni nie darzą jej bezwarunkowym uwielbieniem i miłością.

Większość Amerykanów żyje w głębokim przeświadczeniu, że Stany Zjednoczone są przykładem niewarygodnego wręcz sukcesu. Najprawdopodobniej tylko człowiek z zewnątrz jest w stanie dostrzec co zostało z Ameryki i jak niezmiernie rzadko stan ten odpowiada wpojonemu Amerykanom wizerunkowi własnego kraju. Żyjące w ułudzie społeczeństwo amerykańskie nie jest zdolne dostrzec katastrofy będącej jego udziałem, jak też koszmaru, którego groźba staje się z każdym kolejnym dniem coraz bardziej realna.

Stany Zjednoczone chylą się ku upadkowi, społeczeństwo jest w zaawansowanym stadium rozkładu. Wielki amerykański eksperyment zwany demokracją bezpośrednią nie zachwyca nawet samych mieszkańców USA, którzy coraz liczniej rezygnują z możliwości oddania swojego głosu w wyborach. Amerykańskie umiłowanie wolności raz po raz było i jest używane jako uzasadnienie dla akcji zbrojnych na terytorium wielu obcych krajów, akcji, których wynikiem są niezliczone rzesze ofiar wśród ludności tych państw. Amerykańskie dążenie do ochrony wolności jednostki za wszelką cenę przyniosło skutek w postaci nasączonego przemocą i będącego moralnym bankrutem społeczeństwa. W swoim dążeniu do sprawowania władzy nad światem, Ameryka przetoczyła się przez ziemię i przeświadczona o swojej boskości nie uznała za konieczne by okazać szacunek dla praw i potrzeb innych ludzi, oraz dla ich życia.

Stany Zjednoczone bez żadnych skrupułów szukają coraz lepszych sposobów na usuwanie z powierzchni ziemi swoich wrogów siłą rażenia przerastającą wszelkie granice. Co gorsza, towarzyszy im ślepe przekonanie, że mają do tego wszelkie prawo.

Sąsiedzi

6 stycznia 1941 roku, w przemówieniu nazwanym Przemówieniem Czterech Wolności, prezydent Franklin D. Roosevelt powiedział: “Naszym marzeniem jest świat oparty na czterech podstawowych wolnościach. Pierwszą jest wolność słowa i swoboda wyrażania poglądów w każdym miejscu na ziemi. Drugą jest swoboda oddawania czci Bogu przez każdą osobę zgodnie z jej upodobaniem. Trzecią jest wolność od biedy ... w każdym miejscu na ziemi. Czwartą jest wolność od strachu ... w każdym miejscu na ziemi”.

Bardzo prosto i dosadnie wyrażone. A przy tym bardzo rozsądne. Jednak w tamtym czasie była to tylko desperacka próba ratowania przez Roosevelta swojego wizerunku nadszarpniętego poważnie przez kompletny upadek założeń swojej prezydentury.

W 1933 roku, w czasie swojej pierwszej inauguracji, przyjął on i określił Doktrynę Dobrego Sąsiada. Podstawy tej doktryny zawierały się w siedmiu prostych i jasno sformułowanych punktach, realizacja których pozwoliła by uczestniczyć Ameryce w życiu wspólnoty międzynarodowej nie narażając jej jednocześnie na obniżenie swoich standardów i oczekiwań.

Zasada Pierwsza: Pierwszym krokiem niezbędnym by zostać dobrym sąsiadem jest skończenie z byciem złym sąsiadem.
Zasada Druga: Polityka międzynarodowa naszego państwa powinna być związana z szerzej pojętym interesem Ameryki. Poprawienie efektywności polityki zagranicznej i szansa na zdobycie dla niej poparcia społecznego mogą zostać zapewnione poprzez powiązanie jej z reformami wewnętrznymi, takimi jak poprawa bezpieczeństwa, jakości życia i podstawowych praw obywatelskich.
Zasada Trzecia: Biorąc pod uwagę, że nasz interes narodowy, bezpieczeństwo i społeczny dobrobyt połączone są z położeniem innych ludzi, polityka zagraniczna Stanów Zjednoczonych powinna być oparta na wzajemności, a nie na dążeniu do dominacji, na ogólnym dobrobycie, a nie na zabójczym współzawodnictwie, na współpracy, a nie na konfrontacji.
Zasada Czwarta: Jako największe mocarstwo świata, Stany Zjednoczone skorzystają więcej na odpowiedzialnym przywództwie i partnerstwie, aniżeli na dążeniu do zapewnienia sobie globalnej dominacji.
Zasada Piąta: Polityka bezpieczeństwa musi być oparta na dwóch podstawach. Po pierwsze na dobrze wyszkolonej armii zdolnej do odparcia ewentualnego ataku na nasz kraj oraz, po drugie, na aktywnym zaangażowaniu w poprawę narodowego i osobistego bezpieczeństwa poprzez działania pozawojskowe i współpracę międzynarodową.
Zasada Szósta: Rząd Stanów Zjednoczonych powinien wspierać trwały rozwój, tak w kraju jak i poza jego granicami poprzez swoją politykę makroekonomiczną, handlową, inwestycyjną i charytatywną.
Zasada Siódma: Świat oparty na pokoju i dobrobycie wymaga efektywnych rządów na szczeblu narodowym, regionalnym i międzynarodowym. Cechami efektywnego zarządzania powinny być odpowiedzialność, przejrzystość i reprezentatywność.

Z perspektywy historii widać, że wygłaszając Przemówienie Czterech Wolności, Franklin D. Roosevelt nie miał zamiaru przekonywać narodu amerykańskiego do poglądu, że Ameryka powinna być częścią światowej społeczności. Arogancja i pycha, te dwie siły napędowe Ameryki, już dawno temu doprowadziły do zanegowania faktu, że życie innych ludzi ma jakiekolwiek znaczenie i że mają oni prawo do swojego miejsca pod słońcem. Zadaniem Stanów Zjednoczonych jest sprawowanie władzy nad światem, choć dopiero od czasów II Wojny Światowej Ameryka zaczęła eksportować swoją potęgę militarną by mieć pewność, że to właśnie ona będzie panem świata.

Żegnaj Hollywood

Świat nie potrzebuje już Ameryki. Nadszedł czas, by zacząć ignorować Stany Zjednoczone i zająć się swoimi sprawami bez uczestnictwa tego globalnego dręczyciela. Przez większą część swojej historii Ameryka prowadziła politykę izolacjonizmu (przykładem późne zaangażowanie się w obie wojny światowe). Nadszedł czas, by cały świat przyjął postawę izolacjonizmu wobec USA i wykluczył ten kraj ze społeczności międzynarodowej. Wówczas Stany Zjednoczone będą mogły szkodzić tylko sobie samym.

Ameryce zagraża poważne niebezpieczeństwo zawalenia się. Jedynym sposobem uniknięcia skutków takiego wydarzenia przez inne kraje jest wycofanie się poza obszar kontaktów politycznych i gospodarczych z USA.

I jak wysyła się niegrzeczne dziecko do swojego pokoju, by w spokoju przemyślało swoje złe postępowanie i wyciągnęło z tego wnioski na przyszłość, tak jest prawdopodobnym, że któregoś dnia Stany Zjednoczone przyznają się do winy i zadeklarują poprawę. Jednak do czasu gdy to nastąpi, powinno się Amerykę wykluczyć.

Paul Harris
tłumaczenie: Sebastian Mackowski


drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca

Więcej ogłoszeń...


13 listopada:

1887 - Burzliwe demonstracje bezrobotnych i krwawe starcia z policją na Trafalgar Sq. w Londynie.

1904 - W Warszawie na placu Grzybowskim doszło do starcia między robotnikami, a carską policją usiłującą zdobyć sztandar PPS, niesiony w czasie demonstracji przez S. Okrzeję.

1918 - PPS zorganizowała w Warszawie wielką demonstrację przeciwko rządom Rady Regencyjnej.

1923 - Komunista Daisuke Nanba dokonał nieudanego zamachu na życie japońskiego następcy tronu księcia Hirohito.

1945 - We Francji gen. de Gaulle utworzył rząd w którym znalazło się po pięciu komunistów (PCF), socjalistów (SFIO) i postępowych katolików (MRP).

2016 - Igor Dodon (PSRM) wygrał w II turze wybory prezydenckie w Mołdawii.


?
Lewica.pl na Facebooku