Nędzę znamy dobrze; towarzyszy nam ona ciągle po świecie – od kołyski do grobu; siedzi u progu chat naszych, strasząc ustawicznie głodem, zimnem, chorobą. Wiemy także, co znaczy wyzysk panów – kiedy za marne kilka groszy musimy pracować od rana do nocy, jak prawdziwe bydlęta, znosząc wymyślania i zniewagi. Każdemu też myślącemu człowiekowi przychodzi często to do głowy, jak zupełnie inaczej wyglądałby ten świat i życie, gdyby nie było tego podłego wyzysku i tej nędzy; wiele by grzechów i cierpień ludzkich zniknęło wtedy, wiele by przybyło wesela, światła i cnoty.
Każdy też zastanawia się nad tym, skąd ta nędza pochodzi. Rzecz jasna, nie pochodzi ona stąd, że za mało jest bogactw na świecie, kiedy naokoło siebie widzimy rozległe pola uprawne, które by nas wszystkich mogły wykarmić, lasy, z których by dla wszystkich starczyło opału; kiedy po miastach stoją magazyny pełne żywności i towarów wszelakich, a liczne fabryki i warsztaty bezustannie wytwarzają niezliczone ilości tych wszystkich rzeczy, które dla dostatniego życia są potrzebne. Wtedy nawet, kiedy lud roboczy najwyższy głód cierpi, z kraju wywożą na sprzedaż ogromne zapasy zboża, jarzyn, ryb, bydła – dla zysku pieniężnego panów i kupców. Kiedy podczas mrozów zimowych dzieci nasze marzną i chorują – rządowe i pańskie lasy stoją nietknięte, a po miastach całe składy węgla opałowego i drzewa, pełne magazyny ciepłej odzieży i obuwia pozostają bez użytku. I bywa czasem takie dziwne widowisko, że wtedy właśnie, kiedy najwięcej ludzie potrzebują, kiedy całe masy robotników są bez pracy i w ostatniej nędzy – kupcy i fabrykanci uskarżają się, że nie ma odbytu na towary – i wobec pełnych spichrzów zboża, którego kupcy sprzedać nie mogą, wobec magazynów napełnionych żywnością i wszelkim bogactwem, ludzie umierają z głodu i zimna. Nędza zatem nie pochodzi stąd, że za mało na ziemi chleba i bogactw, bo tych aż nadto starczyło dla wszystkich.
I nie pochodzi także z lenistwa ludzi albo pijaństwa, jak to niektórzy twierdzą, bo widzimy przeciwnie, że ci, co najwięcej pracują – chłopi, robotnicy, parobcy – największą nędzę cierpią, podczas gdy próżniacy opływają w dostatku; widzimy tak samo ludzi trzeźwych, co nigdy nie piją i jak wół pracują, a mimo tego kawałka chleba często brakuje.
I nie z woli bożej nędza pochodzi, bo za nędzą idą największe grzechy i niedole ludzkie, więc byłoby myśleć, że to zło całe bierze swój początek od Boga, który jest dobrocią i miłością najwyższą.
Wszystko to są gadania obłudników, którzy dla własnego interesu chcą przed ludźmi zakryć prawdę. Ale prawda schować się nie da; jest ona zawsze jak słońce jasna i każdy, kto tylko zechce, zobaczyć ją potrafi. Nędza stąd pochodzi, że chociaż dużo jest bogactw na tej ziemi, ale te bogactwa należą do garstki panów, a nie do całego ludu; i chociaż Bóg dał wszystkim ziemie urodzajne, lasy, pastwiska i rzeki rybne, tak samo jak wszystkim dał słońce i powietrze, to jednak nie wszyscy mogą korzystać z tych darów bożych, bo panowie, kupcy, rząd, fabrykanci, położyli na nich swoją pieczęć, swoje prawo własności i dla siebie wyłącznie to wszystko zagarnęli. Stąd i nędza.
Jeżeli nam brak chleba, opału, pastwisk do wykarmienia bydła, to dlatego, że chleb i ziemia, lasy i pastwiska do panów należą, że są ich wyłączną osobistą własnością. A panowie korzystają z tego, żeby nas wyzyskiwać. Ponieważ my nic nie mamy albo mamy tak mało ziemi, że z niej wyżywić się nie można, więc u właścicieli szukamy zarobku, a bojąc się głodu i nędzy, musimy się godzić na takie warunki, jakie nam dają. Właścicielom zaś chodzi o to, żeby ze swego gospodarstwa mieć jak najwyższy zysk pieniężny, więc starają się jak najtaniej wynająć robotnika i jak najwięcej wydusić z niego pracy.
Z takiego położenia rzeczy wynika cała nasza bieda i zależność, w której jesteśmy. Musimy słuchać panów, znosić od nich krzywdy i obelgi, pracować na nich jak bydlęta, bo głód nas zmusza do tego, bo oni mają w swoich rękach to, co życie daje – chleb i ziemię. Jest to ta sama pańszczyzna, co była dawniej, tylko obłudnie zatajona, schowana przed światem.
Dawniej tylko jednym rozkazem i kańczugiem ekonomskim zmuszali nas panowie do posłuszeństwa i pracy, teraz zmusza nas do tego nędza. Dawniej byliśmy przez prawa zaprzedani panom, teraz zaprzedajemy się im sami z potrzeby, z obawy głodu. Zmienił się więc tylko pozór, a rzecz sama pozostała bez zmiany: jak dawniej, tak i teraz mamy życie bydląt roboczych, życie niegodne człowieka. I nie może być inaczej, jeżeli środki do życia, ziemia ze wszystkimi swoimi skarbami jest własnością jednej tylko małej cząstki ludzi, a inni nie mają żadnego prawa do niej. Nie może być inaczej, bo ten, który nie ma kawałka chleba, musi zaprzedać się temu, kto posiada bogactwa, a kto posiada bogactwa będzie zawsze dla swojej korzyści pieniężnej wyzyskiwał i gnębił tego, który mu swą pracę sprzedaje.
Cierpimy nędzę i wyzysk, bo nie mamy prawa korzystać z ziemi i bogactw, a nie mamy prawa korzystać dlatego, że panowie, fabrykanci, rząd przywłaszczyli sobie to, co do wszystkich należeć musi. Ażeby więc wyswobodzić się nędzy, trzeba ażeby ziemia i bogactwa wszelkie przestały być osobistą własnością tego lub owego człowieka, a stały się własnością wspólną całego ludu.
Edward Abramowski
Powyższy tekst jest fragmentem, wydanego w 1896 roku, artykułu Edwarda Abramowskiego pod tytułem „Czego chcą socjaliści”.
Wykorzystano wersję opublikowaną w zbiorze: Edward Abramowski „Rzeczpospolita przyjaciół”, Warszawa 1986.