Blum: Raport antyimperialny (luty)

[2006-03-03 01:04:10]

Jak spędziłem pięć minut sławy

Jeśli jeszcze nie wiecie, 19 stycznia nadano najnowszą taśmę z wiadomością od Osamy bin Ladena. Zadeklarował on w niej: "Jeżeli jest w was [Amerykanach] szczere pragnienie pokoju i bezpieczeństwa, to my na nie odpowiemy. A jeżeli Bush zdecyduje się kontynuować politykę kłamstwa i opresji, to wówczas dobrze by było gdybyście przeczytali książkę "Państwo Zła", gdzie we wstępie jest napisane ...". I następnie cytuje on wstęp do rozdziału, który napisałem (ukazał się on tylko w wydaniu brytyjskim, które zostało później przetłumaczone na język arabski). Przytoczę go w całości:

"Gdybym został prezydentem Stanów Zjednoczonych, w ciągu kilku dni doprowadziłbym do wstrzymania wszelkich ataków terrorystycznych wymierzonych w Amerykę. Na zawsze. Przeprosiłbym najpierw wszystkie wdowy i sieroty, ludzi poddawanych torturom i wpędzonych w nędzę, i wszystkich innych spośród milionów ofiar amerykańskiego imperializmu. Później ogłosiłbym, szczerze i całemu światu, że oto nastaje koniec amerykańskich interwencji na świecie. Poinformowałbym też Izrael, że nie jest już pięćdziesiątym pierwszym stanem USA, a - cóż za niespodzianka - niezależnym i suwerennym państwem. Następnie zredukowałbym budżet armii o przynajmniej 90 procent, a poczynione w ten sposób oszczędności przeznaczył na pomoc ofiarom amerykańskich inwazji i bombardowań. Środków z pewnością byłoby aż nadto. Czy jesteście świadomi ile kosztuje utrzymanie armii amerykańskiej? W skali roku. Koszt ten wynosi ponad 20 tysięcy dolarów na każdą godzinę licząc od momentu narodzin Jezusa Chrystusa.
To właśnie bym zrobił przez pierwsze trzy dni urzędowania w Białym Domu. Czwartego dnia zostałbym zamordowany".

W ciągu zaledwie kilku godzin zostałem wciągnięty w tryby medialnej machiny i wkrótce pojawiłem się w wielu znanych programach publicystycznych, licznych audycjach radiowych, Washington Post, Salon.com i inne gazety zamieściły moje życiorysy z opisem działalności publicystycznej. W ciągu ostatnich dziesięciu lat Washington Post odmówił publikacji wszystkich moich listów, które w większości wytykały błędy w prezentowanych przez tą gazetę informacjach na temat polityki zagranicznej. A teraz moje zdjęcie było na pierwszej stronie.

Większość dziennikarzy chciała ode mnie usłyszeć jak bardzo jestem oburzony "poparciem" udzielonym przez bin Ladena i że je bezwarunkowo odrzucam. Nie powiedziałem nic takiego, gdyż nie czułem się oburzony. Po kilku dniach wywiadów dopracowałem swoją odpowiedź na to pytanie. Brzmi ona mniej więcej tak:

"Chciałbym zwrócić uwagę na dwa zasadnicze elementy: Z jednej strony, całkowicie potępiam religijny fundamentalizm w każdej postaci i współczuję społeczeństwom znajdującym się pod jego rządami, przykładem Afganistan rządzony przez Talibów. Z drugiej jednak strony jestem działaczem ruchu, który postawił przed sobą szalenie ambitne zadanie spowolnienia, jeśli nie powstrzymania, działań Amerykańskiego Imperium polegających na bombardowaniach, inwazjach, obalaniu rządów i torturach. Aby przedsięwzięcie to odniosło jakikolwiek sukces, konieczne jest dotarcie z informacją do amerykańskiej opinii publicznej. Najłatwiej można tego dokonać poprzez obecność w środkach masowego przekazu. To co się stało traktuję zatem jako szansę na dotarcie do ludzi, do których w innym wypadku nigdy bym nie trafił. Dlaczego miałbym się z tego nie cieszyć? Jak mógłbym zmarnować taką okazję?"

Zostanie gwiazdą - największe osiągnięcie kulturalne współczesnej cywilizacji - jest zjawiskiem intrygującym. Tak naprawdę nie jest to jednak nic warte, jeśli nie można tego w jakiś sposób wykorzystać.

Ludzie dzwoniący do programów z moim udziałem, czasami nawet gospodarze audycji, jak również autorzy wielu emaili, powtarzali dwa główne argumenty przeciwko mnie:

(1) Gdzie jak nie w Stanach Zjednoczonych miałbym możliwość swobodnego przedstawienia swoich pogladów w ogólnokrajowych mediach?

Pomijając ich bezgraniczną ignorancję polegającą na nieświadomości tego, że w wielu innych krajach ludzie cieszą się przynajmniej taką samą wolnością słowa jak w Stanach Zjednoczonych (zwłaszcza po 11 września), to z tak postawionego pytania wynika, że moja wdzięczność za darowaną mi wolność słowa powinna być tak wielka, że nie powinienem z niej korzystać. Jeżeli to nie jest to, co chcą powiedzieć, ich słowa pozbawione są sensu.

(2) Ameryka zawsze obdarowywała świat wspaniałym rzeczami, od Planu Marshalla, poprzez obalenie komunizmu i Talibów, aż do odbudowy zniszczonych krajów i oswobodzenia Iraku.

Spotykałem się z takimi mitami i przeinaczeniami wielokrotnie w przeszłości. Podobnie jak subatomowe cząsteczki, zachowują się one inaczej gdy poddać je wnikliwej obserwacji. Na przykład w raporcie z ubiegłego miesiąca wykazałem, że te "zniszczone kraje" były zwykle obracane w gruz przez amerykańskie bomby, i że Ameryka nigdy tych krajów nie odbudowała. [1] W przypadku Talibów warto jest zdać sobie sprawę, że to Stany Zjednoczone obaliły świecki, dbający o prawa kobiet rząd w Afganistanie, co umożliwiło Talibom objęcie władzy. Dlatego raczej trudno jest nazwać chwalebną zasługą obalenie przez Stany Zjednoczone reżimu Talibów dziesięć lat później i zastąpienie go amerykańską okupacją, amerykańską prezydencką marionetką, rządami watażków wojennych i ograniczoną wolnością kobiet.

Nie jest łatwo wyjaśnić te wszytkie niuanse i szczegóły w ciągu tej jednej krótkiej minuty danej wam przez audycję radiową czy telewizyjną. Tym niemniej, sądzę, że udało mi się przekazać wiele informacji i myśli, będących często nowym nieznanym światem dla amerykańskiej świadomości.

Niektórzy z gospodarzy programów jak i wielu telewidzów i słuchaczy było najwyraźniej wzburzonych gdy mówiłem, że ataki terrorystyczne wymierzone Amerykę są odwetem za szkody wyrządzone w innych krajach przez politykę zagraniczną Stanów Zjednoczonych, a nie przez jakiegoś okrutnego, bezmyślnego szaleńca z kosmosu. [2] Wśród nich liczni zakładali, z dużą dozą pewności, choć bez żadnego powodu, że jestem sympatykiem Partii Demokratycznej i przystępowali do ataku na Billa Clintona. Gdy oznajmiałem im stanowczo, że w żadnym wypadku nie jestem zwolennikiem ani Demokratów ani Clintona, popadali w konsternację, by po kilku chwilach rozpocząć kolejny, równie nonsensowny wątek. Najwyraźniej nie zdają sobie oni sprawy, że istnieje jakiś alternatywny świat poza Republikanami i Demokratami.

Całkiem niedawno czytałem w amerykańskich mediach komentarze mówiące o tym jak beznadziejnie zacofane i opanowane przemocą muszą być te tłumy muzułmanów proestujące przeciwko karykaturom Mahometa opublikowanym w duńskiej gazecie Podobno nieśli oni transparenty wzywające od obcięcia głów tym wszystkim, którzy obrazili islam. Jeden z telefonujących do audycji radiowej ostrzegł mnie, że "powinienem mieć się na baczności", a jeden z setek nienawistnych emaili rozpoczynał się słowami: "Niech śmierć spadnie na ciebie i twoją rodzinę".

Oto jeden z moich ulubionych momentów:
Jestem gościem audycji radiowej i rozmowa dotyczy konfliktu izraelsko-palestyńskiego:
Gospodarz programu (z pretensją w głosie): "Cóż takiego złego uczynił Izrael Palestyńczykom?"
Ja: "Czy przez ostatnie 20 lat znajdowałeś się w stanie śpiączki?"

To pytanie mógłbym zadać wielu z tych, którzy przepytwali mnie wciągu kilku ostatnich tygodni. Choć w zasadzie bardziej właściwe byłoby pytać o 60 lat.

Wybory, o których nie uczą w szkołach

Każdemu mieszkańcowi Stanów Zjednoczonych wpaja się od dziecka ogromną wagę i niemal świętość wolnych wyborów: Nie można nazywać "demokracją" systemu, w którym nie ma "wolnych wyborów". I odwrotnie, wolne wybory są pojęciem niemalże równoznacznym z demokracją. A który kraj, jak nas uczono, daje światu najdoskonalszy przykład wolnych wyborów? Tak, to nasz nauczyciel, boskie państwo, stare, dobre Stany Zjednoczone.

Zapytajmy więc, co to boskie państwo robiło przez te wszystkie lata, gdy kazano nam wierzyć w tą niepodważalną prawdę? No cóż, to boskie państwo ingeruje i ingerowało w wolne wybory w praktycznie każdym zakątku świata. Poważnie.

Najnowszym przykładem są wybory w Palestynie, gdzie Amerykańska Agencja Rozwoju Międzynarodowego (USAID) wpompowała dwa miliony dolarów (co jest znaczną sumą w tym pogrążonym w nędzy regionie świata), po to by przechylić szalę zwycięstwa na korzyść Autonomii Palestyńskiej i jej politycznego skrzydła, Fatah i tym samym nie dopuścić do sytuacji, w której władzę obejmie radykalne ugrupowanie islamskie Hamas. Pieniądze te zostały przeznaczone na rozmaite programy społeczne oraz na organizację imprez mających zwiększyć popularność Fatah. Oczywiście żaden z tych projektów, mających niewiele wspólnego z rzeczywistą działalnością na rzecz rozwoju, nie był oficjalnie firmowany przez Stany Zjednoczone. Stany Zjednoczone wykupiły również powierzchnie reklamowe w palestyńskich gazetach w celu reklamy tych projektów - wszystko pod auspicjami Autonomii Palestyńskiej, o USAID nie wspomniano ani słowem.

"Przekaz społeczny jest prowadzony w taki sposób, by na każdym kroku podkreślać pozytywną rolę Autonomii Palestyńskiej, która działa na rzecz zaspokojenia potrzeb obywateli", napisano w raporcie na temat efektów działania tych projektów. "Planujemy organizację wielu imprez w trzecim tygodniu stycznia, tak by w tym krytycznym dla wyborów czasie w sposób nieprzerwany informować i nagłaśniać pozytywne wydarzenia w Autonomii".

Zgodnie z palestyńskim prawem wyborczym, partie i kandydaci startujący w wyborach nie mogą przyjmować pomocy finansowej pochodzącej z zagranicy. [3] Podobne prawo funkcjonuje zresztą w Stanach Zjednoczonych.

Wobec zwycięstwa Hamasu, Stany Zjednoczone dały jasno do zrozumienia, że nie uznają one tych wyborów jako zwycięstwa demokracji i że nie zamierzają one nawiązać normalnych kontaktów dyplomatycznych z tworzonym przez Hamas rządem. (Izrael przyjął dokładnie taką samą postawę, nie należy jednak zapominać, że to właśnie państwo izraelskie wsparło finansowo powstanie Hamasu, licząc, że stanie się on przeciwwagą dla Organizacji Wyzwolenia Palestyny oraz palestyńskich organizacji lewicowych).

Według moich szacunków, od zakończenia II Wojny Światowej Stany Zjednoczone przynajmniej 30 razy poważnie ingerowały w wybory przeprowadzane w innych krajach - od Włoch w 1948, przez Filipiny i Liban w latach pięćdziesiątych, aż to Nikaragui, Boliwii i Słowacji po roku 2000 - i to najczęściej na dużo większą skalę i w bardziej bezczelny sposób niż w przypadku wyborów w Palestynie. [4] Niektóre z tych metod zostały również wprowadzone na grunt amerykański, skutkiem czego formuła wyborów - niegdysiejszego powodu do dumy tak na arenie międzynarodowej jak i w kraju - przeistoczyła się nieodwracalnie z "jeden człowiek, jeden głos" w "jeden dolar, jeden głos".

Wkrótce w Waszym kraju (lub mieście)

W swojej przeogromnej, nieodgadnionej mądrości, Stany Zjednoczone uznały za konieczne wysłać 13 stycznia bezzałogowy samolot Predator w kierunku położonej na odludziu pakistańskiej wsi i wystrzelić pocisk Hellfire w zespół budynów mieszkalnych, gdzie rzekomo przebywali "źli faceci". Kilka domów zostało zrównanych z ziemią, śmierć poniosło 18 osób, włączając w to nieznaną liczbę "złych facetów". Późniejsze raporty wskazywały, że ta nieznana liczba jest bliska zeru, i że nie ma wśród ofiar drugiego człowieka Al Kaidy Aymana al-Zawahiri, który był głównym celem tego ataku. Reakcje senatorów amerykańskich były typowym przykładem amerykańskiego oburzenia:
"Jest nam niezmiernie przykro, ale myślę, że dzisiaj zrobilibyśmy dokładnie to samo", powiedział senator John McCain z Arizony. "Jest to smutna sytuacja, ale cóż innego możemy zrobić?, powiedział senator Evan Bayh z Indiany. "Według moich informacji, atak ten był ze wszechmiar uzasadniony", powiedział senator Trent Lott z Mississippi. [5]

Podobne wcześniejsze ataki spotykały się z ostrymi reakcjami mieszkańców i przywódców Afganistanu, Iraku, Jemenu. Nie jest również czymś nowym, że zniszczenia były tak ogromne, że niemożliwe jest ustalenie ani kto zginął, ani ile dokładnie osób zostało zabitych. Amnesty International składała skargi w administracji Buszewików po każdym ataku Predatora. Z kolei raport ONZ poświęcony atakowi, do którego doszło w 2002 roku w Jemenie, określił go mianem "alarmującego precendensu i przypadkiem bezprawnego zabójstwa", niezgodnym z prawem międzynarodowym. [6]

Czy można sobie wyobrazić, że władze amerykańskie zbombardują dzielnicę mieszkaniową w Paryżu, Londynie czy Ottawie na podstawie podejrzeń, że ukrywa się w niej wysoki rangą członek Al Kaidy? Nawet wtedy, gdy jego obecność byłaby absolutnym pewnikiem a nie tylko wątłą spekulacją, tak jak w przypadku opisanych powyżej ataków przy użyciu Predatorów? Najprawdopodobniej nie, ale z drugiej strony czy można cokolwiek wykluczyć, gdy się ma do czynienia z przesyconym mocarstwowością, arogancją i agresją kowbojem na sterydach? Zwłaszcza po tym, jak dokonali oni czegoś podobnego w Filadelfii? Trzynastego maja 1985 roku bomba zrzucona w stolicy Pensylwanii przez helikopter policyjny zniszczyła cały zespół mieszkalny, około 60 domów. Zginęło wówczas 11 osób, w tym dzieci. Policja, biuro burmistrza i FBI prowadziły tam akcję mającą na celu eksmisję członków organizacji MOVE, którzy zamieszkiwali w jednym z domów.

Ofiarami byli oczywiście ludzie o czarnym kolorze skóry. Postawmy zatem pytanie inaczej. Czy można sobie wyobrazić, że władze amerykańskie zbombardują dzielnicę mieszkaniową w Beverly Hills czy na górnym Manhattanie? Czas pokaże.

"Zmaganie człowieka z tyranią jest walką pamięci ze sklerozą". Milan Kundera

Spotykam się czasami z zarzutem, że skupiam się na negatywnej stronie działalności Stanów Zjednoczonych na arenie międzynarodowej. Pytają mnie, dlaczego wciąż zajmujesz się brudnymi sprawami, a nie dostrzegasz działań pozytywnych?

No cóż, przyznaję, że jest to niewdzięczna robota, ale ktoś to musi robić. Poza tym za każdy krytyczny artykuł dostaję od Al Kaidy 500 dolarów. Wreszcie Osama reklamujący moje książki ... rzecz bezcenna.

Nowy film dokumentalny autorstwa Eugene Jarecki, "Why We Fight", który na Sundance Festival zdobył główną nagrodę jury, pokazuje, że dążenie do jak największych zysków ze strony producentów broni i innych amerykańskich korporacji przyczyniło się w znacznie większym stopniu do licznych wojen prowadzonych przez Stany Zjednoczone po II Wojnie Światowej niż umiłowanie demokracji i wolności. Nieoczekiwanym bohaterem filmu jest Dwight Eisenhower, którego słynne ostrzeżenie przed niebezpieczeństwami związanymi z powstaniem "sojuszu wojskowo-przemysłowego" jest głównym motywem tej produkcji.

Oto fragment wywiadu jakiego Jarecki udzielił Washignton Post:
Post: Dlaczego nakręciłeś film "Why We Fight?"
Jarecki: Odpowiedź jest prosta: Eisenhower. Zafascynował mnie. Wydaje się, że mógłby on dzisiaj wiele powiedzieć o naszym społeczeństwie i wpojonym w nas militaryzmie. Waszyngton i środki masowego przekazu wręcz promieniują agresją. ... Głos doświadczonego człowieka może okazać się korzystny dla zneutralizowania tej wybuchowej mieszanki.
Post: Jak byś określił swoje poglądy polityczne? Pojawiają się zarzuty o to, że jesteś lewicowcem.
Jarecki: Jestem radykalnym centrowcem ... Jeżeli Dwighta Eisenhowera uznajemy za lewicowca, to ja też nim jestem. [7]

Czyż to nie wspaniałe, że film pokazujący ciemną stronę układów między przemysłem a armią, wzbudza takie zainteresowanie? I że możemy przy okazji podziwiać byłego amerykańskiego prezydenta? Czy tak było zawsze? Znowu muszę wtrącić swoje trzy grosze.

Eisenhower, niezależnie od tego co mówił opuszczając Biały Dom, nie stanowił najmniejszej przeszkody na drodze amerykańskiego militaryzmu i imperializmu. W czasie jego trwających osiem lat rządów, Stany Zjednoczone prowadziły akcje wojskowe w wielu miejscach globu, obalając rządy w Iranie, Gwatemali, Laosie, Kongo, Gujanie Brytyjskiej, i próbując uczynić to samo w Kostaryce, Syrii, Egipcie i Indonezji. Stworzono wówczas również polityczne i wojskowe podwaliny dla holokaustu mającego nawiedzić Indochiny.

Używający często moralizatorskich porównań Sekretarz Stanu John Foster Dulles, następująco podsumował pojmowanie świata przez administrację Eisenhowera, której sam był członkiem: "Rozróżniamy na świecie dwa rodzaje ludzi: chrześcijan, którzy wspierają wolny rynek i wszystkich pozostałych". [8]

Przypisy:
[1] http://lewica.home.pl/?dzial=teksty&id=757
[2] esej na ten temat: http://www.cup.uni-muenchen.de/pc/mackowski/WilliamBlum/terroryzm.html
[3] Washington Post, 22 i 24 stycznia 2006
[4] Państwo Zła, rozdział 18.
[5] Associated Press, 15 stycznia 2006
[6] Los Angeles Times, 29 stycznia 2006
[7] Washington Post, 12 lutego 2006, s.N3
[8] Roger Morgan, "Stany Zjednoczone i Republika Federalna Niemiec, 1945-1973" (1974), s.54

William Blum
tłumaczenie: Sebastian Maćkowski


William Blum jest autorem książek:
Killing Hope: US Military and CIA Interventions Since World War 2
Rogue State: A Guide to the World’s Only Superpower (polskie wydanie www.panstwozla.pl)
West-Bloc Dissident: A Cold War Memoir
Freeing the World to Death: Essays on the American Empire
Więcej informacji o Autorze dostępnych jest na stronie www.killinghope.org

drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca

Więcej ogłoszeń...


23 listopada:

1831 - Szwajcarski pastor Alexandre Vinet w swym artykule na łamach "Le Semeur" użył terminu "socialisme".

1883 - Urodził się José Clemente Orozco, meksykański malarz, autor murali i litograf.

1906 - Grupa stanowiąca mniejszość na IX zjeździe PPS utworzyła PPS Frakcję Rewolucyjną.

1918 - Dekret o 8-godzinnym dniu pracy i 46-godzinnym tygodniu pracy.

1924 - Urodził się Aleksander Małachowski, działacz Unii Pracy. W latach 1993-97 wicemarszałek Sejmu RP, 1997-2003 prezes PCK.

1930 - II tura wyborów parlamentarnych w sanacyjnej Polsce. Mimo unieważnienia 11 list Centrolewu uzyskał on 17% poparcia.

1937 - Urodził się Karol Modzelewski, historyk, lewicowy działacz polityczny.

1995 - Benjamin Mkapa z lewicowej Partii Rewolucji (CCM) został prezydentem Tanzanii.

2002 - Zmarł John Rawls, amerykański filozof polityczny, jeden z najbardziej wpływowych myślicieli XX wieku.


?
Lewica.pl na Facebooku