Nieczajew, Łacis, Stalin i rzetelne badania historyczne
2009-09-04 04:06:11
Nieczajew, Łacis i Stalin - co łączy te postacie?
Odpowiedź na to pytanie wydaje mi się wciąż kluczem do zrozumienia sedna represji stalinowskich.

Tekst był pisany jeszcze w dobie LBC - był odpowiedzią na sugestie, że chcę cenzurowania historycznych tekstów powstałych w dobie stalinizmu, a może jestem inspiratorem rozłamu na portalu? Jedno i drugie należy włożyć między bajki. Nie jestem i nie będę apologetą zbrodni popełnionych w epoce stalinowskiej. Nie jestem jednak zdania by sam jeden Stalin byłby zdolny ich dokonać bez całej zgrai wykonawców. Wykonawcy owi nie zawsze byli pionkami, lecz często mimo powszechnej opinii o tym, że byli miernotami, okazują się niesamowicie utalentowanymi w dziedzinie intryg.
Przykładowo, inspiratorami czystki w Armii Czerwonej byli Woroszyłow i Jeżow. Czy Jeżow był nieukiem, zerem intelektualnym, jak twierdzono do tej pory? - jego niedawno wydana biografia czeka na swoją recenzję. Pokazuje ona energicznego i samodzielnego, zdolnego i przebiegłego, nie gardzącego książkami intryganta, umiejącego...manipulować samym Stalinem, który bez skrupułów wygryzł i doprowadził do zagłady swego poprzednika, który potrafił pięciokrotnie poprawiać list do genseka zanim go wysłał...

Jednak biografia przedstawiająca krótką lecz zawrotną karierę szefa NKWD jest ważna z jeszcze jednego powodu. Zawiera ona coś co umyka wszystkim tym, którzy starają się zwalić odpowiedzialność za zbrodnie na komunistów i bolszewików.

"Najwcześniejsze doświadczenia polityczne Jeżowa były doświadczeniami radykalnego robotnika sprzed rewolucji 1917 roku i w jej trakcie. Analiza dyskursu robotniczego tamtych czasów odsłania polityczny świat podzielony pomiędzy przyjaciół i wrogów, pomiędzy "tamtych" i "nas".
W roku 1917, nawet przed wprowadzeniem radzieckiego reżimu i długo przed tym, zanim Stalin doszedł do władzy, robotnicy stosowali terminy typu zdrajcy, wrogowie i renegaci. W języku przypominającym do złudzenia ten z roku 1937 mówili, że trzeba być "bezlitosnym dla wrogów ludu".
Dla tych robotników z 1917 roku "prawdziwa wolność wymag uciszenia głosów tych, którzy sprzeciwiają się walkom i żądaniom robotników, żołnierzy i chłopów
"[ J.Arch Getty, Oleg W.Naumow - Jeżow Żelazna pięść Stalina, wyd. Amber 2008, s.209 ].

To właśnie ten dyskurs odpowiedzialny jest za wszystkie wypaczenia późniejszego okresu - to on zrodził mniejszych lub większych Stalinów w połęczeniu z dogmatami Nieczajewa i poglądami mało dziś znanego Michajłowskiego, które nawet po latach krytykowała Nadieżda Krupska, czyniąc wyraźną aluzję do stalinizmu:

Kiedy w latach dziewięćdziesiątych zaczęły powstawać w środowisku studenckim kółka marksistowskie bardzo gorąco dyskutowano nad zagadnieniem roli jednostki w historii. Czytano artykuł Michajłowskiego "Bohaterowie a tłum". W tym okresie większość przodujących nawet działaczy uważała, że motorami postępu są krytycznie myślące jednostki, bohaterowie, za którymi podąża bezosobowa szara masa, tłum. Przy czym jeżeli chodzi o "tłum", to obojętną sprawą było, czy był to tłum robotników, chłopów, żołnierzy czy mieszczuchów. Po prostu nieoświecone masy. Masy te tylko naśladują, prowadzą je bohaterowie. Tłum - to coś ślepego. Tłum prowadzą za sobą ludzie, umiejący wywierać wrażenie na tłumie, hipnotyzować go i pociągać za sobą. Pamiętam, jak my młodzi marksiści, oburzaliśmy się na ten artykuł Michajłowskiego, na tę pogardę dla mas.”

[N.K.Krupska - Wspomnienia o Leninie, wyd.drugie uzupełnione, Książka i Wiedza, Warszawa 1971, s.639] .


Nieczajew, Łacis, Stalin i rzetelne badania historyczne


Na początek wypada powiedzieć kilka słów o moim stosunku do źródeł i opracowań historycznych. Podstawą jest krytyka źródła, zakładająca przede wszystkim skonfrontowanie go ze źródłami wszelkiego rodzaju, włączając w to najbardziej nawet kontrowersyjne opracowania.

Tu muszę odnieść się do wątku rzekomej cenzury na LBC odnośnie tekstów archiwalnych bądź recenzji przedstawiających bądź to stanowisko jednoznacznie bałwochwalcze ku czci Stalina, rozmaitych postaci z jego świty, bądź też omawiających cudze prace na ten temat.

Osobiście uratowałem przed zniszczeniem na niejednej krajowej makulaturze, w instytucjach, domach prywatnych bądź wykupiłem w antykwariatach niezliczoną ilość książek przeznaczonych na zniszczenie, w tym poświęconych Stalinowi i wymieniających jego imię nawet w środku każdego zdania wielką literą. Kierowały mną pobudki dwojakiego rodzaju.
Potępiałem i potępiam do tej pory decyzję o czystkach w bibliotekach publicznych jak też akademickich prowadzonych systematycznie pomiędzy 1989 a 1992 r. według odgórnie zarządzonego iście po stalinowsku prikazu zawierającego spis książek przeznaczonych do wycofania, czyli na przemiał. Brak mi słów oburzenia jeśli chodzi o te działania przypominające dokładnie to samo co dokonała w 1951 r. komisja KC przeprowadzając takie same czystki.

Jak wspomniałem oburzenie to ma dwie przyczyny. Pierwszą jest barbarzyńska bezmyślność i ciemnota ludzi, którzy unicestwiają bezcenne źródła historyczne do poznania i omówienia danej epoki. Do dziś czuję złość myśląc o ludziach, którzy pozbawili studentów piszących swe prace możliwości krytyki tych źródeł. Pierwsza przyczyna ma charakter bardziej ogólny-bo dotyczy także źródeł wybitnie tendencyjnych. Druga dotyczy tego-i tu moja złość przeradza się we wściekłość-że na równi z tendencyjnymi opracowaniami o charakterze bezmyślnej propagandy faktycznie niszczono także wartościowe i krytyczne opracowania jak np. książki Bożeny Krzywobłockiej, przedstawiające bardzo różne aspekty omawianych zjawisk czy materiały źródłowe.

Wyobraźmy sobie sytuację -mówię do tych którzy jej nie pamiętają- gdy rozwiązane zostają wszystkie placówki badawcze zajmujące się marksizmem, bezrefleksyjnie burzy się pomniki, zmienia nazwy ulic-i do tego przeprowadza czystki w bibliotekach. Nie kochałem i nie kocham PRL-u, a jednak jest mi po prostu wstyd. Przypomina to spalenie słynnej Biblioteki Aleksandryjskiej. Z braku lepszego źródła pod ręką zacytuję tu wikipedię:

„Podczas inwazji Cezara na Egipt (48/47 p.n.e.) od okrętów egipskich zajął się ogniem Pałac Królewski, a następnie ogień przeniósł się na bibliotekę (Brucheion). Prawdopodobnie nie wszystkie zbiory spłonęły, bo Serapeion został nienaruszony, ale na pewno spora ich część. W czasie pożaru spłonęło przypuszczalnie ok. 40 tys. woluminów. Według świadectwa historyka greckiego Plutarcha, wódz rzymski Antoniusz ofiarował królowej Kleopatrze tytułem rekompensaty 200 tys. woluminów z biblioteki w Pergamonie. W 391 r. patriarcha Teofil wykonując rozkaz cesarza Teodozjusza o niszczeniu świątyń pogańskich spalił część Serapeionu (tam znajdowały się także księgi pogańskie). Ostatecznie księgozbiór zniszczono w 642 r. na rozkaz kalifa Omara I, który polecił barbarzyńskim Arabom spalenie wszystkich ksiąg niewiernych. ”

Krytyczny stosunek nie upoważnia do wandalizmu. Źródła historyczne niezależnie od tego czy powstały w PRL i ZSRR, czy innych krajach demokracji ludowej nie powinny być odbierane badaczom przez zwolenników jakiejkolwiek jedynie słusznej opcji.

Ci, którym wydaje się, że opowiadam się za wprowadzeniem cenzury bądź bezrefleksyjnego antystalinizmu nie popartego krytycznymi ale i sprawiedliwymi badaniami zdziwili by się mocno, dowiadując się, że nie przeszkadza mi nawet recenzja książki historycznej o młodym czy nawet znacznie starszym Stalinie-z jedną uwagą.

Sebag Montefiore w swojej książce napisanej rzeczywiście w ciekawy sposób, poświęcił wiele uwagi oszkalowaniu Lenina i Dzierżyńskiego - te fragmenty w jego pracy przechodzą w zwykłą beletrystyczną opowieść, którą można przyrównać do opisu mafijnej rodziny na kartach „Ojca Chrzestnego ” Mario Puzo, co w tym przypadku jest z korzyścią dla tezy, którą autor z góry założył, lecz ze stratą dla faktów. Oto zgwałcona przez takich mafiosów wrażliwość młodego Dżugaszwilego miała uczynić z niego automat do zabijania.

Rzeczywistość jest jednak zupełnie inna. Młody Stalin nie był bowiem całkowicie pod wpływem tych osobowości, które faktycznie mogłyby skierować go na zgoła inną drogę.
Jego buntownicza natura domagała się czegoś więcej.

Jak pisze Montefiore w okresie dojrzewania politycznego Stalina, powszechnie czytaną przez młodych bojowników o lepszy świat lekturą był „Katechizm rewolucjonisty” Siergieja Nieczajewa. Nie był on wprawdzie pierwszym radykałem w ruchu rewolucyjnym, jednak jego popularność wynikała z tego, iż był dobrym konspiratorem, którego ciężko było złapać policji co budowało jego romantyczną legendę. Po wtóre według wspomnień Feliksa Kona, urodzonego wprawdzie w 1864, lecz znającego dobrze historię rosyjskiego i polskiego ruchu robotniczego, to właśnie Nieczajew w latach 1868-1869 jako pierwszy w historii organizował robotników poprzez powołanie kilku organizacji studenckich, do których wcielał właśnie co wcześniej nie było czynione, przedstawicieli proletariatu.

Pozytywnego dorobku Nieczajewa polegającego na organizowaniu rewolucyjnych kadr nikt nie zamierza zakwestionować. Istnieje jednak drugi rodzaj spadku po tej legendzie-spadku który ukształtował psychikę ludzi takich jak Martyn Łacis czy Józef Stalin, choć warto wspomnieć by tu także Zinowiewa.

Przypomnę osławiony już i pojawiający się u nas na stronie niekiedy w postaci baneru cytat z „Katechizmu rewolucjonisty”:

„§ 1. Rewolucjonista to człowiek, który się poświęcił. Nie ma ani interesów osobistych, ani spraw, ani uczuć lub
upodobań, ani własności, a nawet nazwiska. Jest cały pochłonięty jedną jedyną i wyłączną sprawą, jedną
myślą i jedną pasją: rewolucją. § 2. W głębi swej istoty, nie tylko w słowach, ale w rzeczywistości, zerwał
wszelką więź z porządkiem społecznym i całym światem cywilizowanym, z powszechnie uznawanymi w tym
świecie prawami, zwyczajami, moralnością i umowami. Jest ich nieubłaganym wrogiem, a jeśli nadal żyje w tym
świecie, to tylko po to, aby bardziej niezawodnie go zniszczyć.”

Praktyka obala tezę Nieczajewa, uważającego że jedyną drogą walki z caratem mają być zabójstwa polityczne, w czym nie był rzecz jasna odosobniony, realizowane przez takich właśnie pokornych ludzi-automatów, którzy przeistoczą się w bezrefleksyjną maszynę do zabijania. Jeśli ktoś nie rozumie, że teoretycy mordu politycznego nie tylko podlegają surowym ocenom moralnym, lecz także małym zrozumieniem psychologii powinni przypomnieć sobie epizod z „Popiołu i diamentu” Jerzego Andrzejewskiego, w którym opisuje on jak ciężko wykonać wyrok śmierci młodemu żołnierzowi AK Maćkowi Chełmickiemu na lokalnym sekretarzu PPR Szczuce. W praktyce emocji jest aż nadto i nie każdy kto uważa nawet naiwnie że jest zdolny do takiego czynu, będzie w stanie go wykonać w rzeczywistości, bądź potem żyć dalej bez traumy. Odpowiedzialny za wiele morderstw popełnionych także własną ręką faktyczny zastępca Himmlera w SS Reinhard Heydrich strzelał niekiedy do własnego odbicia w lustrze, krzycząc : „Nienawidzę cię.”

Jednak takich skrupułów wydaje się nie mieć Martyn Łacis, spadkobierca koncepcji Nieczajewa odnośnie wychowania dużej grupy ludzi-automatów, pozbawionych emocji i realizujących ideę mordu politycznego według wyznaczonych z góry parametrów, nie zaś rodzaju przestępstwa. Był on zastępcą Dzierżyńskiego w Czece i od początku zabiegał tam o wprowadzanie w życie polityki mającej na celu wymordowanie ludzi, których jedyną winą jest choćby posiadanie delikatnych rąk. Przypomina to pewien smutny epizod w historii, a mianowicie moment upadku Komuny Paryskiej z 1871 r. Wówczas żandarmeria tłumiąca bezkrwawą niemal do ostatnich chwil rewolucję i działając w ramach rozkazu reakcyjnego rządu Thiersa, także masowo oglądała dłonie ludzi na ulicach-po to by rozstrzelać tych o najbardziej spracowanych.

Łacis twierdził, że pochodzenie aresztowanego do kilku pokoleń wstecz musi decydować o jego dalszym losie. Mimo to do sierpnia 1918 Leninowi i Dzierżyńskiemu udało się powstrzymać to co ten ostatni w rozmowie z przywódczynią partii lewicowych eserowców Marią Spirydonową określił dobitnie „krwiożerczymi instynktami w szeregach.” Intrygi Łacisa w połączeniu z ambicjami lewicowych eserowców doprowadziły jednak do konfrontacji .Po powstaniu lewicowych eserowców krwiożercze instynkty biorą wreszcie górę. Dzierżyński składa dymisję. Łacis i Peters, obaj zastępcy „Żelaznego Feliksa” wcielają za niego w życie politykę represji, które można by zrozumieć, gdyby odpowiadały tylko na biały terror. Jeszcze raz po zamachu na Lenina i ogłoszeniu czerwonego terroru po 30 września 1918 Dzierżyński opuści posterunek, wyjeżdżając do żony i syna przebywających w Szwajcarii. Wie już czego powstrzymać nie zdoła. Czeka pod kierownictwem Łacisa stała się
na wskroś samodzielnym narzędziem represji. Jak pisze rosyjski historyk Leonow przedstawiciele tego nurtu, który zakładał nie obronę lecz kultywowanie zabójstw politycznych na szeroką skalę, sabotowali nawet niejednokrotnie polecenia Lenina.

Przykładem może być konflikt jaki wybuchł pomiędzy Łacisem i Leninem.
Konflikt ten wywołały min. takie oto wypowiedzi Łacisa z jesieni 1918 r.mające pełnić rolę instruktażu dla śledczych:

„Nie szukajcie w sprawie obciążających dowodów na to, czy powstał on [wróg]
przeciw Radzie zbrojnie czy słowem. Po pierwsze, powinniście go zapytać do jakiej klasy należy, jakiego jest pochodzenia, jakie jest jego wykształcenie i jaki zawód. Te pytania powinny zdecydować o losie oskarżonego.”

Czarna księga komunizmu zyskała dzięki rozlicznym wypowiedziom ,okólnikom i artykułom Łacisa pozornie silny materiał dowodowy wykorzystywany do dziś w celu udowodnienia nieodłącznych rzekomo od komunizmu bestialstw. Jednak jej autorzy przeoczyli że Lenin odpowiedział Łacisowi, nazywając jego szalony projekt dochodzeniem do absurdów, polegającym na karaniu obwinionych bez uzyskania dowodu ich winy bądź niewinności, podkreślając też, że zrezygnowanie z wykorzystania tych ludzi dla budownictwa państwowego jest ogromnym głupstwem.

Jedynym skutkiem tej krytyki, było że Łacis przeprosił Lenina, tłumacząc że użył nieostrożnego słowa, po czym dalej realizował swoją politykę, na co pozwalało mu zajmowane stanowisko. W tym samym mniej więcej czasie konflikt pomiędzy Leninem a Łacisem miał jeszcze inną odsłonę, którą nieostrożnie odkrył przed nami...wielki manipulator i dawny przyboczny sowietolog Reagana, człowieka który nim został prezydentem USA, w połowie lat 50tych uczestnicząc w tzw.komisji Mac Carthy'ego doprowadził do zniszczenia wielu talentów hollywoodzkich , siejąc nienawistną i oszczerczą kampanię antykomunistyczną. Pisał on o Leninie:
„Wstrząśnięty notatką w piśmie „Jeżeniedlielnik WCzK” domagającą się wprowadzenia tortur, nakazał zamknięcie organu Lacisa, choć jego samego nazywał wybitnym komunistą.
6 listopada 1918 roku Czekę poinstruowano, aby wypuściła na wolność wszystkich więźniów, przeciwko którym nie postawi się zarzutów w ciągu dwóch tygodni. Zakładnicy mieli być także zwolnieni , z wyjątkiem przypadków, gdy „zachodziła konieczność."

( Richard Pipes – Rewolucja rosyjska, autoryzowany przekład z angielskiego Tadeusz Szafar, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 1994, s.656) .

Oczywiście nie wymagajmy od Pipesa by podał kontekst wypowiedzi Lenina o Łacisie jako wybitnym komuniście, ani okoliczności amnestii.

Pamiętajmy jednak,że Łacis nie był wcale odosobniony w swoim zapale unicestwiania .
Na uwagę zasługuje też przypadek Gieorgija Zinowiewa, który administrując Piotrogrodem, przyczynił się do zintensyfikowania egzekucji. O ile Dzierżyński czy Lenin odnosili się ze zrozumieniem do licznych interwencji wielkiego rosyjskiego pisarza Maksyma Gorkiego na rzecz uwięzionych nie zawsze słusznie ludzi-i często sami starali się pomóc komu tylko mogli, zwracając nawet uwagę na młody wiek aresztowanych lub twierdząc że zgodnie ze swym „rewolucyjnym sumieniem” uważają, że dane osoby są niewinne-o tyle Zinowiew rozumował dość podobnie jak Łacis, dowodząc:

„Musimy pociągnąć za sobą dziewięćdziesiąt ze stu milionów mieszkańców Rosji Radzieckiej. Jeśli idzie o pozostałych, nie mamy im nic do powiedzenia. Muszą zostać zlikwidowani.”


W przyszłości Zinowiew, jak niegdyś Łacis przyczyniając się do wybuchu powstania lewicowych eserowców, miał sprowokować swą polityką wybuch powstania w Kronsztadzie w r.1921.

Tę wypowiedź Zinowiewa w zniekształconej formie przypisywano potem Leninowi.

Historia lubi powracać jako tragiczna farsa i pewnym paradoksem jest że zarówno Łacis jak i Zinowiew, mimo swej wielkiej gorliwości w tropieniu wrogów ludu -rzeczywistych i urojonych-zostali rozstrzelani przez plutony egzekucyjne uruchomione na rozkaz człowieka, który tak wiele się od nich nauczył. Józef Stalin odebrał dobrą szkołę mówiącą, że bezmyślne automaty wychowane w stylu Nieczajewa, Zinowiewa, Łacisa, a także i Sawinkowa nie mają prowadzić uczciwych śledztw. W myśl dewizy wyrażonej przez byłego eserowca Andrieja Wyszyńskiego realizował zasadę : „Dajcie mi człowieka, a paragraf sam się znajdzie.”

Do realizacji swych celów potrzebował postaci, które będą zimnymi bezmyślnymi narzędziami do zabijania. Jak powiedział kiedyś w prywatnej rozmowie jego szwagier niegdyś bliski współpracownik Dzierżyńskiego Stanisław Redens: „Dzierżyński rozstrzelałby nas za sposób w jaki teraz pracujemy.” Zachwalane przez Łacisa tortury zostały zalegalizowane, obejmując nieletnich. Jednocześnie wielki reżyser tych działań pozostał mistrzem socjotechniki, nigdy oficjalnie nie okazując, że ma coś wspólnego z procesem represji. Nawet podczas procesów siedział za oszkloną gablotą, czyniącą go niewidocznym. Czynił to z takim samym cynizmem jak wtedy, gdy w okresie poprzedzającym śmierć Lenina, starając się pozyskać jak najwięcej sojuszników, kreował się na partyjnego centrowca i liberała, wybaczającego winy heretykom komunizmu.

Jedną z ofiar swej naiwnej wiary w te obietnice padł Dzierżyński. Przypłacił to załamaniem nerwowym, które najprawdopodobniej nie bez pomocy trucizny doprowadziło go do śmierci. Ten sam cynizm kazał Stalinowi uczynić kolejną komedię dla naiwnych w postaci postawieniu po śmierci Dzierżyńskiego na czele OGPU człowieka o podobnej doń konstrukcji moralnej i osobowościowej Wiaczesława Mienżyńskiego, po to by nieoficjalnie kolejnymi kampaniami terroru kierował Gienrich Jagoda. Jak widać przypomina to przypadek podwójnego kierownictwa WCzK -OGPU przez Dzierżyńskiego i Łacisa. Ostatecznie Jagoda, którego powszechnie podejrzewano o otrucie Lenina i Dzierżyńskiego, w 1934 r. wykorzystał swą znaną specjalizację w dziedzinie produkcji trucizn pozorujących śmierć z powodu wylewu, zawału, nowotworu i innych nieuleczalnych chorób pozbywając się na polecenie wodza niepotrzebnego już Mienżyńskiego, czego nie omieszkano mu potem z perfidią wypomnieć formując zarzuty do procesu , na którym on sam zasiadł w ławie oskarżonych -oczywiście bez uczciwego powiedzenia kto nakazał mu popełnienie tej zbrodni.

Mimo,że przytoczyłem tu zaledwie wycinek strasznego dorobku, który suma sumarum spowodował iż wielu ludzi uwierzyło w niereformowalność komunizmu i znienawidziło go , chcę zaznaczyć, że nie uważam, że wobec postaci, które żądały bezrefleksyjnego terroru ( „kilkadziesiąt tysiecy więcej-nieważne kto”-pouczał Stalin organa śledcze ) realizowanego przez wychowanych przez nich ludzi-automaty należy stosować inne standardy niż wobec słynnych od starożytności morderców od Aleksandra Wielkiego poczynając, którego okrucieństwo wcale nie ustępowało Stalinowi czy Hitlerowi , jak też Cezara, Kaliguli, Napoleona Bonapartego i innych polityków splamionych krwią.

Badamy dziś historię dokonań tych kontrowersyjnych postaci przy uwzględnieniu wszystkich aspektów. Tak samo obiektywnie my marksiści winniśmy podejść do spuścizn po Łacisie, Stalinie, Bermanie czy Żdanowie. Ci, którzy uważają mnie za zwolennika bezrefleksyjnego potraktowania postaci związanych ze zbrodniami stalinizmu, być może po prostu jeszcze nie do końca zmierzyli się z rozmiarem tragicznej prawdy i zrozumieli źródła czarnej legendy komunizmu, mające de facto więcej wspólnego z naturą wielu ludzi niż samego komunizmu.

Literatura lat 50tych to cenna pamiątka historyczna. Lecz szkoła Tadeusza Daniszewskiego nie może być jedynym źródłem badań. Przekłamania w niej zawarte wynikają nie tylko z ideologicznego upiększania faktów, lecz także z tego, że jak przyznają kształcący się wówczas historycy, do 1956 r. źródła były prohibitem, do którego tylko nieliczni mieli dostęp.
Stąd zanotowane przeze mnie w ustnej relacji dalekiego krewnego Dzierżyńskiego nauczanie w niektórych szkołach, że Dzierżyński był robotnikiem pochodzącym z Łodzi lub powtarzana do lat 70tych historia o tym, że rzucił on szkołę dla sprawy rewolucyjnej, podczas gdy został z niej usunięty za serię krnąbrnych zachowań wynikających ze społecznej i narodowej, ale też czysto ludzkiej wrażliwości. Nawet najpiękniej wyglądające opakowanie propagandowe opada prędzej czy później, a prawda wygląda na światło dzienne. Jeśli nie patrzymy jej w oczy stajemy się tylko komunistycznymi samochwalcami, czyli więźniami sloganów, przed czym przestrzegał Lenin w „Zadaniach Związków Młodzieży " w r.1920.
Gdy czytam te słowa napisane przed 88 laty, przeraża mnie jak trafnie przewidział on rozwój wypadków i w jaką stronę pójdzie komunizm. Czy wiele się od tego czasu nauczyliśmy?
Przecież alternatywą nie jest bezrefleksyjny trockizm, lecz wyciąganie wniosków z historii.

Jak pisał kiedyś Janusz Korczak : „Kto ucieka od historii, tego historia dogoni.”






poprzedninastępny komentarze