Terror i bezprawie - metoda wyborcza burżuazji
2011-01-23 00:40:36
Ten tekst należałoby dedykować wszystkim, którzy kwestionują masowe represje władz II RP wobec rewolucyjnego ruchu robotniczego w Polsce.
Jest to najprawdopodobniej treść druku ulotnego KPP ze zbiorów archiwalnych PZPR . Podobnie jak raport na temat nagminnego stosowania tortur wobec przeciwników politycznych przeciw czemu protestowali także zagraniczni intelektualiści. Warto, by wszyscy niedowiarkowie i domorośli kinder antykomuniści poznali przynajmniej jakiś wycinek prawdy o opcji politycznej, którą uważają za "mniejsze zło". Przypominam, że na podstawie raportów śledczych Żeromski napisał watki dotyczące represji politycznych w swojej powieści "Przedwiośnie", wystawiając ciężki rachunek międzywojennej dyktaturze, więc niech nikt nie śmie dezawuować wartości tych materiałów, że są to dokumenty z pieczątkami archiwistów ich nielubianej partii. Zapewne rzucanie więźniem o ścianę aż do zabicia nie robi na nich wrażenia. Oto malutki wycinek Listu Otwartego z czerwca 1924 pisarzy, uczonych i polityków francuskich zaniepokojonych stosowaniem represji politycznych także wobec robotników, do których reżim ten strzelał, których przesłuchiwał i więził, a niekiedy podczas przesłuchań pozbawiał życia. List ten wymienia kilkadziesiąt rodzajów tortur i innych prześladowań stosowanych wobec opozycji.

W interpelacji klubu PPS z 18.V 1923 r. czytamy opis tortur stosowanych przez policję w czasie badania, które zakończyło się śmiercią kowala z folwarku Walikowszczyzna (powiat wołkowyski), Kozłowskiego. W interpelacji powiedziano: „Związano Kozłowskiemu ręce, wsunięto między nie kolana i włożono pod kolana między nogi i ręce żelazny drąg. Dwóch policjantów brało za drąg, podnosili K. do góry i rozmachawszy się, rzucali go o ścianę. K. odbijał się od ściany jak piłka, spadał na podłogę, od której również odbijał się w podobny sposób. Procedura ta ciągnęła się 15 minut. Potem nastąpił inny sposób badania...”. Kozłowski puszczony na wolność zmarł po trzech dniach w strasznych męczarniach. W „Trybunie” z dnia 13.V 1924 r. cenzura skonfiskowała całkowicie depeszę o trzech robotnikach zamordowanych na policji w Borysławiu. Trupy zamordowanych zakopano w nocy po kryjomu.




Terror i bezprawie - metoda wyborcza burżuazji



http://www.1917.cba.pl/cs/news.php?readmore=49


Rewolucyjny ruch robotniczy w Polsce wbrew konstytucji, poręczającej wolność osobistą wszystkim obywatelom Polski, jest skazany na żywot podziemny. Partia komunistyczna jest zabroniona, rewolucyjna prasa robotnicza jest prześladowana i gnębiona, tak że faktycznie istnieć może jedynie jako nielegalna. Z dobrodziejstw konstytucji korzysta jedynie znajdująca się pod specjalną opieką władz partia socjalugodowa (PPS).

Nie bacząc jednak na ciężkie warunki białego terroru, rewolucyjny odłam robotniczy postanowił wystąpić do walki wyborczej. W sierpniu 1922 r. grono radykalnych działaczy robotniczych utworzyło dla akcji wyborczej Związek Proletariatu Miast i Wsi, o czym doniosła ogółowi deklaracja podpisana imieniem i nazwiskiem przez kilkudziesięciu znanych w całym kraju działaczy robotniczych.


Taktyka rządu w stosunku do ZPMiW

Chcąc zachować na zewnątrz pozory legalności, rząd postanowił dopuścić ZPMiW do złożenia list wyborczych, uniemożliwić im za to faktyczne przeprowadzenie kampanii wyborczej. I tak listy Związku do sejmu i senatu zostały na ogół przez komisje wyborcze przyjęte, ale natychmiast po tym rozszalała się w stosunku do całego ZPMiW orgia białego terroru i najwymyślniejszych prześladowań. I tak przede wszystkim dla ułatwienia sobie roboty nazwa Związku została całkowicie bezprawnie zmieniona przez Centralną Komisję Wyborczą na wniosek PPS ze Związku Proletariatu Miast i Wsi na Komunistyczny Związek Proletariatu Miast i Wsi. Dodanie przydomku „komunistyczny” miało na celu, wobec nielegalności partii komunistycznej w Polsce, rzucenie od razu cienia nielegalności na Związek Proletariatu Miast i Wsi. W ślad za tym poszła orgia rewizji, aresztowań, konfiskat i wszelkiego rodzaju gwałtów policyjnych.


Rewizje i aresztowania

Atak policji skupiony został przede wszystkim na członkach komitetów wyborczych i kandydatach z list Związku Proletariatu Miast i Wsi. Na 79 komitetów wyborczych w całym państwie nie było ani jednego, którego lokal byłby ochroniony od parokrotnych brutalnych rewizji. Zabierano absolutnie wszystko, co wpadło w ręce - literaturę wyborczą, nawet przygotowane do głosowania białe kartki jedynie z cyfrą 5 (numer listy Związku Proletariatu Miast i Wsi). W wielu miejscowościach, jak na przykład w Piotrkowie, Białymstoku, Częstochowie, Łodzi, zabierano nie tylko pieczątki, ale nawet wszelkiego rodzaju materiały kancelaryjne, aby uniemożliwić działalność komitetów. Ze szczególnym upodobaniem polowano na prowincji na gotowe do złożenia listy wyborcze, starając się przechwycić i uniemożliwić ich złożenie. Tak na przykład skonfiskowane zostały przez policję gotowe już zupełnie do złożenia komisjom wyborczym listy w Łodzi, Piotrkowie, Radomiu i kilku innych miejscowościach, co zmusiło potem do zestawienia ich powtórnie i doręczenia komisjom wyborczym, zmyliwszy czujność policji. Niejednokrotnie trzeba było też uciekać się do podstępu, wysyłając listy przez nieletnie dzieci, gdyż pod lokalami wyborczymi czatowali szpicle i policjanci, gotowi każdej chwili aresztować znanych im działaczy robotniczych przy wejściu do lokalu oficjalnych rządowych komisji wyborczych. W szeregu miejscowości, jak np, w Łodzi, Zamościu, Częstochowie, Piotrkowie, Radomiu, Kielcach i wielu innych, lokale komitetów wyborczych ZPMiW zostały opieczętowane. Niemal u wszystkich członków komitetów wyborczych i kandydatów odbyły się rewizje. Aresztowano setkami. Aresztowano w pełnym składzie komitety wyborcze, kandydatów na posłów oraz pełnomocników list w Zamościu, Hrubieszowie, Łodzi, Nowo-Radomsku, Częstochowie, Radomiu, Włocławku, Piotrkowie, Tomaszowie, Pabianicach, Kaliszu, Zgierzu, Turku, Kole, Koninie, Rzeszowie, Kielcach, Suwałkach, Końskich, Żukowie, Siedlcach, Ciechanowie, Białymstoku, Samborze, Drohobyczu, Płocku, Rypinie, Zagłębiu Dąbrowskim, w Lidzie, Lwowie, Stanisławowie, Białej, w Grudziądzu, Toruniu, Kutnie, Kobryniu, Wilnie itd. Na nielicznych, którym udało się uchylić od aresztowań, spadał ciężar prowadzenia kampanii wyborczej z ukrycia. Terror policji ze szczególną siłą zwrócony był przeciwko pełnomocnikom i mężom zaufania list Związku. Przeszło 100 ich znalazło się za kratą. Niektórych z nich, jak np. pełnomocnika łódzkiego, policja starała się sterroryzować i zmusić do złożenia mandatu. W Warszawie wszyscy członkowie komitetu wyborczego zostali pociągnięci do odpowiedzialności sądowej. Poza tym odbywały się masowe rewizje i aresztowania u osób prowadzących akcję i ujawniających sympatię dla ZPMiW. W wielu miejscowościach, jak w Nowym Sączu, Koninie, Kole, w powiecie słupeckim, Białej, w Białymstoku, Grodnie itd., policja przeprowadziła rewizje u tych, którzy podpisali listę Związku Proletariatu Miast i Wsi i terroryzując groźbą aresztowania starała się zmusić do wycofania podpisów. W ten sposób w wymienionych miejscowościach aresztowano dziesiątki robotników, przetrzymywanych nieraz po kilkanaście dni za kratą. W posiadaniu Centralnego Komitetu Wyborczego są dane o kilkunastu tysiącach rewizji i około 10 tysiącach aresztowań, które miały miejsce w okresie wyborów. Rzecz prosta, że jest to tylko część faktycznej liczby represji rządowych.


Represje wydawnicze

Ze szczególną zaciekłością polowała policja na literaturę wyborczą ZPMiW. Pomimo że wolność druku i wolność agitacji wyborczej poręczone zostały konstytucją oraz specjalną ustawą na czas wyborów - władze administracyjne i sądowe zarządzały systematycznie konfiskaty wszystkich wydawnictw wyborczych ZPMiW. Te zaś wydawnictwa, którym szczęśliwie udało się ujść konfiskacie (na przykład drukowane przez Centralny Komitet Wyborczy w Galicji, gdzie na zasadzie obowiązującego tam jeszcze ustawodawstwa austriackiego władze mogą konfiskować tylko poszczególne ustępy, które następnie opuszcza się, pozostawiając białe miejsce), były i tak skrzętnie przez policję na rewizjach wyłapywane i niszczone. Z kolporterami literatury wyborczej obchodzono się niezwykle brutalnie. Tak na przykład znany jest fakt zakucia w kajdany jednego robotnika w Stanisławowie za to, że znaleziono u niego podczas rewizji literaturę wyborczą ZPMiW. W Grodnie aresztowano i okrutnie skatowano 6 młodych robotników za rozdawanie kart wyborczych z numerem 5. Podobne fakty miały miejsce i w innych miejscowościach. W Warszawie 5 listopada aresztowano 42 robotników za kolportaż kart z numerem 5, 12 listopada za to samo aresztowano w Warszawie 25 robotników. Z zaciekłością polowano na kartki wyborcze z cyfrą 5, konfiskując je całymi masami. Bezczelność władz dochodziła do tego stopnia, że skonfiskowany został np. afisz, na którym absolutnie nic więcej nie było poza słowami: „Głosujcie do senatu na listę nr 5”. W umotywowaniu tej konfiskaty, potwierdzonej sądownie, ulotka została podciągnięta pod paragraf 129 kodeksu karnego, który mówi o drukach treści podburzającej przeciwko istniejącemu w państwie ustrojowi.

W ciągu trzech tygodni najgorętszej kampanii wyborczej władze odmawiały pozwolenia na wyjście w świat centralnego organu ZPMiW, „Proletariatu”, motywując to tym, że o takiej samej nazwie wychodziło w swoim czasie nielegalne wydawnictwo partii komunistycznej. Było to zwykłe kłamstwo, gdyż wydawnictwa nielegalnego partii komunistycznej o podobnej nazwie w ogóle nie było, natomiast w swoim czasie, w roku 1883, pod powyższą nazwą wychodził organ partii „Proletariat", pierwszej masowej partii robotniczej w Polsce, której przywódcy powieszeni zostali na szubienicy przez rząd carski. Kiedy nareszcie, włócząc się po wszelkich instancjach, udało się CKW przełamać sabotaż władz, „Proletariat” po 3 numerach, z których wszystkie były skonfiskowane, został sądownie zamknięty. Represje wydawnicze najlepiej ilustrują dzieje platformy wyborczej CKW. Początkowo platforma ta nie była skonfiskowana i policja jedynie bezprawnie wyłapywała ją (np. konfiskata 3 tys. egzemplarzy platformy w Poznaniu 26 września). Kiedy w 3 tygodnie po wyjęciu spod prasy platformy CKW ZPMiW oddał do druku jej przekład żydowski, Komisariat Rządu na m. Warszawę natychmiast skonfiskował nakład żydowski. Po długich korowodach udało się Komisariatowi Rządu wytłumaczyć, że nie może być nielegalne po żydowsku to, co jest legalne po polsku. Konfiskata z nakładu żydowskiego została zdjęta, ale tylko po to, aby w parę dni potem, dnia 6 października, w ogóle platforma została ogłoszona za skonfiskowaną. Charakterystyczne jest przy tym, że wielu robotników zostało sądownie skazanych za rozpowszechnianie platformy jeszcze przed 6 października, a więc wtedy, kiedy była ona prawnie najzupełniej legalna. W celu zdemaskowania polityki represyjnej rządu w stosunku do wydawnictw ZPMiW Centralny Komitet Wyborczy uciekł się do następującego kroku. Oddał mianowicie do druku pewien ustęp z legalnie rozpowszechnianej platformy wyborczej PPS, zaopatrując go podpisem Związku Proletariatu Miast i Wsi. Ulotka oczywiście została natychmiast przez komisarza rządu na m. Warszawę skonfiskowana jako druk antypaństwowy. Oprócz zwykłych konfiskat stosowano na szeroką skalę terror w stosunku do właścicieli drukarń, starając się ich zmusić do nie drukowania wydawnictw ZPMiW. Funkcjonariusze policji i defensywy (np. urzędnik Komisariatu Rządu - Krieger) obchodzili drukarnie grożąc właścicielom drukarń wszelkimi represjami. Tak np. właściciel drukarni, gdzie ukazywał się „Proletariat” - Jabłczyński, został wzięty do defensywy i zmuszony do podpisania deklaracji o niedrukowaniu „Proletariatu”.


Dławienie akcji wiecowej

Niemniej brutalnie dławiona była akcja wiecowa Związku. Niezależnie od konstytucji, gwarantującej wolność zgromadzeń, całkowita swoboda wieców przedwyborczych była poręczona specjalną ustawą z dn. 5 sierpnia 1922 r., wszelkie zaś wiece wyborcze zwolnione zostały spod obowiązku uzyskiwania pozwolenia policji. Pomimo to jednak policja w praktyce zaprowadziła przymus uzyskiwania pozwoleń, w olbrzymiej większości wypadków odmawiając ZPMiW pozwolenia na wiece. A i w tych wypadkach, kiedy pozwolenie udzielone zostało formalnie, wiece rozpędzane były siłą pod lada błahym powodem, czemu towarzyszyły z reguły liczne aresztowania mówców i uczestników (w Wilnie - 180 osób itp.).

Oto garść faktów najbardziej jaskrawych z praktyki wiecowej ZPMiW. Dnia 17 września w Warszawie policja aresztowała na parę godzin właściciela lokalu, w którym miał się od-być wiec. W imieniu tegoż właściciela na lokalu wywiesiła policja ogłoszenie, że właściciel odmawia sali, po czym, opierając się już na tym, rozpędziła gromadzących się robotników. Plakaty zawiadamiające o wiecach zostały przez policję pozdzierane pod pozorem, że na rozlepianie na mieście plakatów „trzeba mieć koncesję”. Dnia 24 września w lokalu, w którym miał się odbyć wiec ZPMiW w Warszawie (teatr Kamińskiego), nagłe na rozkaz policji popsuła się elektryczność, co posłużyło za pretekst do rozpędzenia wiecu przez policję. Tegoż dnia w Kaliszu, Płocku, Łukowie i szeregu innych miejscowości policja rozpędziła po prostu wiece ZPMiW, powołując się na rozkaz władz wyższych. W Krakowie dnia 14 października policja nie pozwoliła właścicielowi na otwarcie lokalu, w którym miał się odbyć wiec, gromadzącą się zaś publiczność rozpędziła. To samo miało miejsce w Poznaniu i wielu innych miejscowościach. Wobec masowego terroryzowania właścicieli lokalów przez policję ZPMiW postanowił zwołać w Warszawie wiec pod otwartym niebem. Chociaż jednak wiec był formalnie zgłoszony w policji, na co organizatorzy posiadali pokwitowanie komisariatu policyjnego, wiec został brutalnie przy pomocy kolb przez policję rozpędzony. Policja powoływała się przy tym na rozkaz komisarza rządu. Stałą metodą policji było aresztowanie mówców na wiecach i wytaczanie im spraw sądowych. We wszystkich wypadkach interwencji u władz wyższych ministrowie itp. odpowiadali delegatom Związku, że rząd do wyborów się nie miesza, że jest bezstronny itp. Pomimo to jednak pod wpływem wskazań idących z góry od rządu całe państwo w ciągu tych paru tygodni wyborczych było widownią niesłychanych gwałtów i rozszalałej orgii białego terroru.


Za akcję wyborczą na katorgę

Epilogiem całej tej bohaterskiej walki radykalnego odłamu ruchu robotniczego było kilkadziesiąt procesów sądowych, zakończonych w swej większości wyrokami skazującymi działaczy ZPMiW na długie lata katorgi. Jako curiosum należy przy tym podać, że niejednokrotnie jedne sądy skazywały za należenie do komitetów wyborczych lub kandydowanie na listach ZPMiW na 2, 4 i więcej lat katorgi, gdy inne sądy uwalniały oskarżonych o to samo, wychodząc z tych założeń, że nie mogą być karani za akcję wyborczą, skoro listy zostały legalnie złożone. Działo się to nawet w jednych i tych samych okręgach apelacyjnych, jak np. w warszawskim okręgu apelacyjnym, gdzie w Piotrkowie proces ZPMiW zakończył się całkowitym uniewinnieniem, a w Siedlcach wyrokiem skazującym wszystkich oskarżonych na 4 lata ciężkiego więzienia. Do dzisiejszego dnia wielu działaczy ZPMiW z okresu wyborów przebywa za kratą, odsiadując długoletnie wyroki.

Z długiego korowodu represji sądowych wybieramy parę przykładów najbardziej drastycznych:

W roku 1923 sąd okręgowy łódzki skazał prezydium komitetu wyborczego ZPMiW na 4 lata ciężkiego więzienia, bez zaliczenia rocznego więzienia prewencyjnego. Wszyscy wymienieni byli jednocześnie członkami Centralnego Komitetu Wyborczego i kandydatami na posłów z listy ZPMiW w Łodzi. Dwóch członków prezydium dopiero w roku przyszłym ujrzy światło wolności. Trzeci, Kałuża Roman, nie ujrzy jej już nigdy, bowiem został na śmierć zadręczony we Wronkach. Za udział w akcji wyborczej ZPMiW skazani zostali również między innymi w Łodzi robotnik-włókniarz na 4 lata ciężkiego więzienia oraz 2 inni robotnicy, przeciwko którym jedynym dowodem obciążającym były znalezione podczas rewizji kartki wyborcze z numerem 5, na 3 lata ciężkiego więzienia.

Sąd okręgowy siedlecki skazał na 4 lata ciężkiego więzienia instruktora wyborczego ZPMiW, członka Centralnego Komitetu Wyborczego i kandydata na posła z listy ZPMiW, oraz siedmiu członków miejscowego komitetu wyborczego. Po dwu latach więzienia prewencyjnego sąd apelacyjny w Warszawie wyrok zatwierdził bez zaliczenia prewencji, tak że oskarżeni odbywać będą karę po lat 6.

Tak samo na katorgę od lat 2 do.6 skazani zostali członkowie komitetu wyborczego i kandydaci na posłów z listy ZPMiW w Wilnie. Sąd apelacyjny wyrok zatwierdził.

W Zamościu trzej kandydaci na posłów ZPMiW skazani zostali na 5 lat ciężkiego więzienia, dwaj członkowie komitetu wyborczego na 3 lata ciężkiego więzienia, jeden na półtora roku ciężkiego więzienia.

W Łodzi redaktor żydowskiego pisma pt. „Unzere Cajtung" skazany został na 3 lata ciężkiego więzienia za zamieszczenie w swym piśmie platformy wyborczej ZPMiW. Do wyroku przesiedział 13 miesięcy, co nie zostało mu zaliczone.

Sekretarz ZPMiW w Zagłębiu Dąbrowskim skazany został przez sąd okręgowy w Sosnowcu i apelacyjny w Warszawie na 2 i pół roku ciężkiego więzienia.

Podane tu przykłady stanowią zaledwie część ogólnych represji sądowych. Dziesiątki robotników, skazanych za akcję wyborczą ZPMiW, do dzisiejszego dnia przebywa w więzieniach Rzeczypospolitej.


Terror w akcjach wyborczych do Rad Miejskich i Kas Chorych

Podobnie jak w akcji wyborczej do parlamentu, również, i akcja wyborcza ZPMiW do Rad Miejskich i Kas Chorych podlegała bezwzględnym prześladowaniom burżuazji. Tak na przykład za udział w akcji wyborczej do Rady Miejskiej w Łodzi skazani zostali: Maria Eiger, kandydatka na radną z listy ZPMiW - na 2 lata twierdzy, Franciszek Łęczycki, instruktor wyborczy Komitetu Centralnego ZPMiW - na 3 lata twierdzy, pełnomocnik listy, Flegel - na 1 rok ciężkiego więzienia, Sobolewski, właściciel lokalu, w którym mieścił się publicznie i legalnie Komitet Wyborczy - na 1 rok ciężkiego więzienia. Za udział w tejże akcji wyborczej skazani zostali następnie: Tybura Stanisław, Kaliszewski Franciszek, Libera Piotr, Muszyński Władysław - na 3 lata ciężkiego więzienia, Sobol i Lipszycówna - na 2 lata ciężkiego więzienia. W kwietniu 1924 w Żyrardowie akcja wyborcza ZPMiW do Rady Miejskiej została zupełnie udaremniona, platforma wyborcza i odezwy skonfiskowane, wiece zabronione. Kiedy pomimo to Związek w głosowaniu uzyskał największą liczbę głosów i w ten sposób magistrat żyrardowski po raz pierwszy w historii ruchu robotniczego w Polsce znalazł się w rękach ZPMiW, władze unieważniły wybory i rozpędziły Radę Miejską.

W maju 1924 roku unieważniono listę ZPMiW przy wyborach do Kasy Chorych w pow. błońskim i aresztowano członków Komitetu Wyborczego i czołowych kandydatów, Taki sam los spotkał listę lewicy związków zawodowych przy wyborach do Kasy Chorych. Władze rozpętały formalną orgię rewizji i aresztowań, a gdy pomimo to związek zdobył bezwzględną większość w Radzie Kasy Chorych, wybory zostały unieważnione, najwybitniejsi członkowie Rady z listy ZPMiW wsadzeni do więzienia i zasądzeni na długie lata katorgi.


Z materiałów KPP
Warszawa, 1925 r.

poprzedninastępny komentarze