Tej reklamy nie spotka się w rejonach miasta zamieszkałych przez przedstawicieli klasy średniej, gdyż celem prowadzonej przez Nestle kampanii promocyjnej są ludzie biedni, którym ten tani produkt prezentuje się jako przysmak kupowany tylko i wyłącznie na specjalne okazje.
Przez długi czas wielkie ponadnarodowe koncerny ignorowały biedną część społeczeństwa, uznająć, że jej dochody są zbyt niskie by zawracać sobie nimi głowę. Jednak ostatnio, w obliczu stagnacji obserwowanej coraz wyraźniej wśród innych grup konsumentów, postawa ta uległa zasadniczej zmianie. Nestle nie jest jedyną dużą korporacją, która zdała sobie sprawę z tego, że można osiągnąć przyzwoity zysk sprzedając towar tanio i w dużych ilościach ludziom najbiedniejszym z biednych.
Zdaniem C.K. Prahalada, profesora na wydziale biznesu Uniwersytetu w Michigan, do tej kategorii można dzisiaj zaliczyć dwie trzecie ludności globu, około czterech miliardów ludzi. Uważa on, że jako grupa konsumencka, są oni "potencjalnie największą w historii szansą na rozwój rynku". Co więcej, dobrą wiadomością (przynajmniej dla biznesu) jest to, że liczebność tej grupy rośnie w zawrotnym tempie, i w 2040 roku może osiągnąć sześć miliardów.
Osoby biedne, choć pojedynczo nie mogą kupić zbyt wielu towarów, mogą być jednak bardzo zagorzałymi i wiernymi konsumentami. Mają oni dostęp do telewizji, oglądają reklamy i widzą, jak żyje klasa średnia. Nie powinno zatem dziwić, że dążą oni do wyższego standardu życia, choćby miało to być tylko chwilową ułudą.
W Wietnamie handlarze pływają łodziami od wioski do wioski sprzedając właścicielom lokalnych sklepików kostki mydła Lifebuoy i saszetki szamponu Sunsilk. Arijit Ghose z firmy Unilever Wietnam powiedział ostatnio w wywiadzie udzielonym magazynowi "Time", że był w wietnamskich wioskach, w których nie było elektryczności i bieżącej wody, ale na półkach można było znaleźć Sunsilk czy Omo.
Ludzie młodzi, spośród wszystkich masowo produkowanych towarów, najbardziej pragną posiadać telefon komórkowy. W Brazylii żyje 81 milionów młodych ludzi, z których, co zdumiewające, 70% - w tym wielu żyjących w ubogich rodzinach - ma telefony komórkowe.
Gilberto Dumas, który zajmuje się zagadnieniami biedy i globalizacji, twierdzi, że telefon komórkowy zaspokaja pewnego rodzju emocjonalną potrzebę. "Jak pokazują badania, największym marzeniem 15-20 letnich Brazylijczyków jest własny samochód. Ponieważ jednak jest to często marzenie poza wszelkim zasięgiem, ci młodzi ludzie robią wszystko, by zdobyć rzecz będącą na drugim miejscu listy marzeń - telefon komórkowy", pisze Dumas.
Na całym świecie producenci telefonów komórkowych chcą zagarnąć możliwie największy obszar rynku. W kampaniach reklamowych osoba nie posiadająca komórki przedstawiana jest jako odmieniec, ktoś zdecydowanie gorszy. Oczekuje się, że w ciągu następnych dziesięciu lat, telefony komórkowe kupi kolejne dwa miliardy ludzi.
Już dzisiaj w wielu krajach rozwijających się, na położonych na odludziu stacjach beznynowych znajdują się punkty, gdzie ludzie nie mający elektryczności w swoich domach mogą - za niewielką opłatą - naładować swoje komórki. W Ameryce Łacińskiej właściciele sklepów wynajmują telefony komórkowe na minuty ludziom, którzy są tak biedni, że nie stać ich na kupno własnego. Stawki są oczywiście astronomiczne.
Co powinniśmy o tym myśleć? Z jednej strony wzruszające jest spotkać młodą kobietę, która odbyła długą podróż autobusem ze swojej zapadłej wioski w lasach amazońskich do miasta Redencao, po to by wynając telefon komórkowy. Właściciel sklepu, na jej prośbę, robi zdjęcie jej i jej małemu dziecku, które natychmiast wysyła matce dziewczyny, mieszkającej w Sao Paulo – oddalonego o trzy tysiące kilometrów.
Z drugiej jednak strony, popyt wśród biedoty na produkty takie jak Coca-Cola czy Levi’s jest tworzony sztucznie, poprzez agresywne kampanie reklamowe. W konsekwencji absorbowane są w ten sposób środki, które mogły by posłużyć dla zaspokojenia bardziej podstawowych potrzeb.
Zdaniem Prakalada, zainteresowanie ponadnarodowych koncernów ludźmi ubogimi jest kolejną odłoną "rozwiązywania problemu ubóstwa przy pomocy wolnego rynku". Jest prawdą, że nieliczni z farmerów wykorzystają telefony komórkowe do negocjacji korzystniejszych cen swoich produktów.
Ale to jest rzadkość. W przeważającej większości biedota kupuje tanie produkty, których nie chce albo nie może wykorzystać dla zwiększenia swoich dochodów. Proces ten prowadzi do dalszej akumulacji kapitału i koncentracji dochodów w rękach ludzi zamożnych, w żaden sposób nie zmieniając położenia ludzi żyjących w ubóstwie, jeszcze bardziej pogłębiając istniejące na świecie nierówności.
Sue Brandford
tłumaczenie: Sebastian Maćkowski
Artykuł ukazał się w piśmie "New Statesman".