Z tekstu prof. Balcerowicza możemy dowiedzieć się o negatywnych skutkach, jakie wywołuje istnienie państwa socjalnego. O pozytywnych stronach takiego rozwiązania nie wspomina. Balcerowicz napisał:
„Żeby nie stać się obiektem manipulacji, nie sankcjonować cynizmu i głupoty oraz nie chwalić demagogów, trzeba ocenę moralną państwa socjalnego oprzeć na badaniach faktów i skutków, a nie na pobożnych chęciach ogłupiających ludzi. Jakie są skutki niektórych rozrośniętych form państwa socjalnego, takiego jak na przykład Polska?
Przynajmniej pięć:
• tworzenie długofalowego bezrobocia przyczyniającego się do degradacji rodziny, szkodliwie wpływającego na następne pokolenia;
• erozja norm etyki pracy i odpowiedzialności;
• potęgowanie postaw roszczeniowych, czyli sankcjonowanie sięgania do owoców cudzej pracy;
• wypieranie autentycznej solidarności, bo pomoc socjalna oparta na rozbudowanym przymusie państwowym nie jest solidarnością, lecz jej przeciwieństwem;
• deformowanie społeczeństwa i czynienie z niego politycznej klienteli demagogów, co prowadzi do obumierania społeczeństwa obywatelskiego.”
Zdaniem Leszka Balcerowicza wszystkie te stwierdzenia są niewątpliwe i poparte badaniami. Każdy, kto je podważa, jest niemoralny. Mimo to zaryzykuję. Zobaczmy, jak naprawdę jest w Polsce z opiekuńczością państwa. I czy to na pewno ona powoduje te problemy.
Tworzenie długofalowego bezrobocia przyczyniającego się do degradacji rodziny
Jednym z mitów, za pomocą którego próbuje się tłumaczyć brak przyzwoitych i bezterminowych zasiłków dla bezrobotnych jest twierdzenie, że odbierają one bodźce do szukania i podejmowania pracy. „Jeżeli się, na przykład, dostaje przez długi czas zasiłek dla bezrobotnych - na dodatek dość wysoki - to, jak pokazują badania, zmniejsza się intensywność poszukiwania pracy, a w związku z tym ludzie dłużej pozostają bezrobotni. I nie ma się co na to oburzać. Nie oburzamy się zwykle na to, że deszcz pada.” Na pierwszy rzut oka rzeczywiście wszystko się zgadza. Tyle tylko, że przeczy temu doświadczenie, wiele przykładów pochodzących z zagranicy, dorobek nauk społecznych i to, że gdy chodzi o Polskę to zasiłki nie są przyznawane na długi czas, nie są także wysokie.
Zakładając, że rozumowanie, któremu hołduje Leszek Balcerowicz jest słuszne, należałoby przyjąć, że najwyższe trwałe bezrobocie charakteryzuje państwa dobrobytu. Tymczasem tak nie jest. Zobaczmy jak wygląda statystyka w kilku krajach europejskich: w Szwecji bezrobotni dłużej niż 12 miesięcy to zaledwie 17% wszystkich bezrobotnych, we Francji – 41%, w Norwegii jedynie 9%.
Jak widać długotrwałe bezrobocie nie idzie w parze z państwem opiekuńczym. Zwłaszcza, że kraje mające być dla nas wzorem czyli Słowacja albo Irlandia prezentują się pod tym względem podobnie (do Francji i Niemiec) lub znacznie gorzej (w porównaniu z krajami skandynawskimi). W starym i nowym europejskim „tygrysie”, a więc w Irlandii i na Słowacji trwale bezrobotni to odpowiednio 33 i (aż) 60% ogólnej liczby ludzi pozostających bez pracy . Nie można pominąć jednej jeszcze rzeczy. W Irlandii prawo do zasiłku mają niemal wszyscy bezrobotni. Według standardów zarysowanych przez Balcerowicza to „rozdęte państwo socjalne”.
Zdaje sobie sprawę, że w tym wypadku jeżeli fakty przeczą tezie to tym gorzej dla faktów. Mimo to napiszę dlaczego takie rozumowanie, zwłaszcza w odniesieniu do Polski, jest z gruntu błędne. Oczywiście może być tak, że wysoki i bezterminowy zasiłek dla bezrobotnych powoduje uzależnienie od pomocy socjalnej. Tylko, że to jest problem krajów takich jak Niemcy czy Francja, czyli znacznie bogatszych niż Polska i w przeciwieństwie do naszego kraju prowadzących rozbudowaną i dość skuteczną politykę socjalną.
W Polsce prawo do zasiłku ma jedynie 14% spośród zarejestrowanych bezrobotnych. Do tego zasiłki stoją na poziomie niepozwalającym na godne życie i są wypłacane najwyżej przez okres 12 miesięcy.
Kraje europejskie, także transformujące się, prowadzą politykę pomocy ludziom pozostającym bez pracy. Działania te płyną nawet nie z przekonania moralnego. U ich podstaw leży po prostu świadomość, płynąca z doświadczenia i znajomości dorobku nauk społecznych, że bezrobotni pozostawieni sami sobie ulegają marginalizacji i nie wracają na rynek pracy. Rzeczą najmocniej determinującą społeczne wykluczenie nie jest lenistwo, jest nią bieda i niepewność jutra. Mówiąc prościej – trudno znaleźć pracę gdy nie ma się na gazetę i bilet.
Erozja norm etyki pracy i odpowiedzialności oraz potęgowanie postaw roszczeniowych, czyli sankcjonowanie sięgania do owoców cudzej pracy
Efektywność pracy w opiekuńczych państwach UE wbrew powszechnym przekonaniom nie jest niska. Także wbrew powszechnym przekonaniom ciągle wzrasta. Nie ma bezpośredniej zależności między wysokim poziomem świadczeń socjalnych, a niską wydajnością pracy. Jeżeli już koniecznie musimy szukać tutaj zależności to będzie ona odwrotna. Niepewność zatrudnienia, możliwość pozostania bez środków do życia oraz znaczna przewaga pracodawcy nad pracownikiem (wynikająca z powszechnego łamania praw pracowniczych oraz wysokiego bezrobocia) wpływa na obniżenie efektywności pracy. Strach może być dobrym motywatorem, ale jedynie na krótką metę.
Teza o niskiej etyce pracy Polaków jest stereotypem. Widać to choćby w badaniach Henryka Domańskiego. Według nich znacząca większość Polaków opowiada się za samodyscypliną w wydatkach, systematycznym awansem, stałą kumulacją zysków i preferowaniem inwestycji kosztem konsumpcji. Jak widać bliżej nam do weberowskich protestantów niż leni, jakimi zdajemy się być według prof. Balcerowicza.
Jednak takie wyobrażenie o polskiej etyce pracy można łatwo wytłumaczyć. W końcu prezes NBP spędził ładne kilka lat na Wiejskiej...
Można tym wytłumaczyć także przekonanie o rzekomej postawie roszczeniowej Polaków. W końcu w 2002 roku nasz kraj wydał na jednego bezrobotnego 760 USD, w tym 41 USD na aktywne formy zwalczania bezrobocia (na jednego posła ok. 62 500 USD.). Na pomoc dla bezrobotnych, biorąc pod uwagę, że brak miejsc pracy jest największą plagą III RP, przeznaczamy stosunkowo niewielkie środki. Na dodatek wykorzystujemy je w fatalny sposób.
Polacy nie są roszczeniowi. Polacy są po prostu biedni, a państwo zostawia ich samych sobie. Nie żądają za dużo. Chcą jedynie żyć w normalnym kraju.
Wypieranie autentycznej solidarności, bo pomoc socjalna oparta na rozbudowanym przymusie państwowym nie jest solidarnością, lecz jej przeciwieństwem
Nie bardzo wiem czym miałaby być w tym rozumieniu autentyczna solidarność i dlaczego państwo ma jej przeszkadzać. Wydaje się, że Leszkowi Balcerowiczowi chodzi o to, że tam gdzie wkracza państwo tam zanika aktywność obywatelska. Tylko, że to znowu nie prawda. W Europie do państw w których zaangażowanie w inicjatywy pozarządowe znajduje się na bardzo wysokim poziomie należą takie kraje jak Finlandia czy Szwecja. Nie wydaje mi się żeby można było mówić, że aktywność jest tam wywołana niedostatkiem państwowej interwencji. Poza tym gdy spojrzymy na Polskę to jasno widać, że sfer w których nasze państwo interweniuje (zwłaszcza skutecznie) jest niewiele. Za dużo jest za to takich, które zbyt mocno reguluje. I należy do nich nie wątpliwie działalność III sektora.
W naszym kraju sfer, w które państwo musi wkraczać, jest wiele. Między innymi na skutek polityki prowadzonej przez Leszka Balcerowicza. Na konieczność interwencjonizmu tam, gdzie obywatele nie radzą sobie sami wskazują nie tylko socjaliści. Robią to także komunitarianie, robi to nauka społeczna Kościoła. Wreszcie oczekują jej sami ludzie na co, z kolei, wskazują liczne badania społeczne. Jedynie polscy liberałowie odmawiają Polakom prawa do pomocy.
Jeżeli mierzyć „autentyczną” solidarność stopniem zaangażowania w społeczne inicjatywy, to jej brak nie jest wynikiem tego, że nasz kraj rozwiązuje za nas nasze problemy. Jest to przede wszystkim wynik „zabiegania” - w końcu pracujemy najwięcej w Europie – oraz braku wsparcia finansowego i instytucjonalnego dla takich działań. Wreszcie biedy. Większość ludzi musi myśleć jak pomóc sobie, nie zostaje już wiele czasu na innych.
Deformowanie społeczeństwa i czynienie z niego politycznej klienteli demagogów
Jeżeli ktoś lub coś uczyniło z Polaków klientelę demagogów to z pewnością nie zasiłki. Raczej ich brak, zwłaszcza w sensownej wysokości i formie. Zresztą należałoby poza przerzucaniem winy na innych zauważyć, że od 15 lat stale rosną wskaźniki skrajnej biedy, wzrastają nierówności dochodowe, płaca minimalna jest stale niższa od minimum socjalnego, a bezrobocie utrzymuje się na wysokim lub bardzo wysokim poziomie.
Być może to nie zasiłki, ale to, że jedyną rzeczą, która w naszym kraju działa sprawnie jest emigracja, skłania ludzi do bycia „klientem” demagogów.
Mimo, że liberalna recepta zaaplikowana Polsce nie sprawdziła się i nie sprawdza się nadal, nie psuje to dobrego humoru jej propagatorom. Mało tego potrafią oni twierdzić, że Polska jest państwem zbyt opiekuńczym, i stąd wszystkie nasze problemy. Takie twierdzenie w oczywisty sposób rozmija się z prawdą. W swojej wierze zapominają oni o rzeczywistości, a jedyną receptą jaką potrafią sformułować jest więcej tego samego. Jednak nie jest to pierwszy raz, kiedy rządzący Polską nie potrafią wyjść poza własne schematy myślenia.
„Sumując ocenę przyczyn obecnego kryzysu w naszym kraju, podkreślić należy, że nie wynikają one z zasad ustrojowych gospodarki kapitalistycznej, lecz przeciwnie z naruszenia tych zasad, nieprzestrzegania obiektywnych prawidłowości, lekceważenia praw ekonomicznych oraz niewykorzystania możliwości stwarzanych przez system kapitalistyczny, a w szczególności przez gospodarkę wolnorynkową”.
Pod takimi słowami podpisałby się zapewne każdy polski liberał AD 2006. Jednak żaden z nich nie jest autorem tych zdań. Kto nim jest? Wystarczy w miejsce słów kapitalistyczne podstawić socjalistyczne i uzyskamy podsumowanie Rządowego raportu o stanie gospodarki z 1980 r. Raportu sygnowanego przez rząd Wojciecha Jaruzelskiego.
Tomasz Borejza
Artykuł ukazał się w dzienniku "Trybuna".