P. Szumlewicz: Polacy chcą socjalistycznej lewicy

[2006-04-23 11:09:10]

Jeżeli istotnymi elementami projektu lewicowego jest walka z nierównościami, pomoc najuboższym i wykluczonym czy dążenie do demokratyzacji życia społecznego, to istnienie lewicy w Polsce stało się bardzo problematyczne. Lewicowe postulaty i argumenty nie są słyszalne ani w parlamencie, ani w sferze publicznej, a lewica, o ile istnieje, znajduje się w stanie głębokiego kryzysu.

Coraz częściej jednak pojawiają się postulaty stworzenia szerokiej koalicji lewicowej, która byłaby w stanie przeciwstawić się autorytarnym zapędom rosnącej w siłę prawicy. Po klęsce w wyborach parlamentarnych i prezydenckich środowiska kojarzone w opinii publicznej z lewicą poszukują nowej formuły działania, która pozwoliłaby im szybko odbudować społeczne zaufanie.

Politycznym podmiotem, kojarzonym z lewicowym programem społeczno-ekonomicznym, był do niedawna SLD, który przynajmniej deklaratywnie bronił interesów biednych i wyzyskiwanych, a ponadto, chociaż bardzo ostrożnie, wyrażał interesy grup pokrzywdzonych na innych od ekonomicznego polach działania. SLD miał też duży kredyt społecznego zaufania jako partia lewicowa. Niestety w ostatnich latach Sojusz zrezygnował z ideałów egalitarnych. Firmowanym przez SLD rządom Millera i Belki towarzyszyło zwiększanie się rozwarstwienia dochodów, stagnacja na rynku pracy, pogarszanie się sytuacji pracowników i związkowców. W tym czasie wzrosła ilość ludzi żyjących poniżej minimum socjalnego i egzystencjalnego, a dynamika wzrostu realnych płac była niska, pomimo dość szybkiego wzrostu PKB.

Zarazem kojarzony w opinii publicznej z lewicą rząd nie podjął żadnych działań na rzecz laicyzacji państwa, liberalizacji ustawy antyaborcyjnej czy też legalizacji związków homoseksualnych. Prowadząc konserwatywną politykę w sprawach światopoglądowych, przywódcy SLD nieustannie używali retoryki kompromisu i pokoju społecznego. Deklaratywnie lewicowe partie porzuciły głoszone w czasie kampanii wyborczej hasła emancypacji kobiet czy mniejszości seksualnych, biernie akceptując postępującą klerykalizację państwa.

Reakcją społeczeństwa na zwrot w polityce SLD był odwrót wyborców od tej partii i zmiana wizerunku Sojuszu w społeczeństwie. O ile jeszcze kilka lat temu SLD w powszechnej opinii był utożsamiany z egalitarnym i socjalnym modelem państwa, o tyle obecnie społeczeństwo dość jednoznacznie kojarzy SLD z liberalizmem ekonomicznym. Zgodnie z sondażem CBOS-u przeprowadzonym tuż przed ostatnimi wyborami parlamentarnymi SLD jest postrzegany jako jedna z najbardziej neoliberalnych partii (podobnie Polacy oceniają SdPl i Unię Pracy). Zdaniem badanych SLD w największym stopniu ze wszystkich uwzględnionych partii popiera szybką prywatyzację możliwie największej ilości przedsiębiorstw państwowych (aż 55 proc. respondentów tak uważa, najmniej Samoobrona – tylko 13 proc.). Z drugiej strony najmniej respondentów uważa, że SLD chce prywatyzować powoli i tylko niektóre przedsiębiorstwa państwowe (tylko 31 proc., LPR – 80 proc.) Największa ilość respondentów twierdzi, że dla SLD istnienie niewielkiego bezrobocia jest pożyteczne dla gospodarki (aż 26 proc.), a najmniejsza, że dla Sojuszu bezrobocie jest zawsze szkodliwym zjawiskiem, które należy bezwzględnie zwalczać (tylko 58 proc.). Prawie najmniejsza liczba osób kojarzy SLD z przekonaniem, że państwo powinno zapewnić obywatelom wysoki poziom świadczeń społecznych, takich jak opieka zdrowotna, szkolnictwo, itd. (52 proc. – o 1 proc. mniej PD, 56 proc. nawet PO!). Największa ilość osób kojarzy zaś SLD z przekonaniem, że to obywatele powinni dbać o zapewnienie sobie ochrony zdrowia, możliwości kształcenia się, itd. (aż 32 proc.). Jak podsumowują autorzy raportu, „w porównaniu z innymi ugrupowaniami dosyć silne jest w odbiorze respondentów odejście partii określanych jako lewicowe od modelu państwa opiekuńczego”. Innymi słowy Sojusz (ale też SdPl i UP) utracił w opinii publicznej wizerunek partii broniącej tradycyjnie lewicowych postulatów ekonomicznych.

Tymczasem wszelkie sondaże opinii publicznej pokazują, że większość polskiego społeczeństwa ma bardzo egalitarne poglądy na gospodarkę. Aż 93 proc. Polaków uważa, że są zbyt duże różnice między bogatymi i biednymi, a 89 proc. nie akceptuje istniejących rozpiętości w dochodach. W podejściu zdecydowanej większości badanych ujawnia się też przekonanie o istotnej roli państwa w zmniejszaniu różnic dochodowych. 80 proc. opowiada się za interwencjonizmem na rzecz zrównywania dochodów. Tyle samo uważa, że zmniejszenie różnic między bogatymi i biednymi powinno być jednym z najważniejszych celów władz przez najbliższe 10 lat. Tylko 33 proc. Polaków uważa, iż jest sprawiedliwe, że „niektórzy ludzie są znacznie bogatsi od innych”, a aż 45 proc. jest przeciwnego zdania. Zdaniem 56 proc. respondentów pomoc społeczną otrzymuje w Polsce zbyt mało osób, a tylko 16 proc. twierdzi, że takich ludzi jest zbyt wiele. Aż 74 proc. Polaków uważa, że „w Polsce na pomoc osobom i rodzinom, które nie są w stanie sobie radzić samodzielnie wydaje się ze środków publicznych zbyt mało pieniędzy”. Przeciwnego zdania jest jedynie 7 proc. respondentów. 40 proc. respondentów uważa, że prywatyzacja jest szkodliwa dla gospodarki, a tylko 25 proc., że jest korzystna (27 proc. uważa, że w tym samym stopniu korzystna i niekorzystna).

Ten silnie prosocjalny trend wykorzystało w wyborach Prawo i Sprawiedliwość, zdobywając poparcie dzięki postulatom solidarności społecznej, walki z nędzą czy ograniczenia prywatyzacji. W ten sposób PiS przyciągnął do siebie część społeczeństwa, w tym ludzi o poglądach znacznie mniej konserwatywnych obyczajowo od tych deklarowanych przez liderów PiS-u. Okazało się, że głównym motywem decyzji politycznych Polaków są kwestie ekonomiczne i z tego względu PiS zwyciężył tak w wyborach prezydenckich, jak i parlamentarnych.

Równocześnie zwycięstwo PiS-u w wyborach wzbudziło niepokój wielu środowisk, obawiających się ofensywy konserwatywnego radykalizmu, ograniczania swobód obywatelskich i autorytaryzmu. Co najmniej od czasów niemieckiego faszyzmu wiadomo, że nędza i bezrobocie sprzyjają większemu przyzwoleniu społecznemu na rządy silnej ręki i ułatwiają kanalizację niezadowolenia społecznego w niechęci do mniejszości. W Polsce, mimo dość szybkiego wzrostu gospodarczego, od kilkunastu lat pogarszają się podstawowe wskaźniki jakości życia, coraz więcej ludzi żyje poniżej minimum socjalnego i egzystencjalnego, a bezrobocie utrzymuje się na bardzo wysokim poziomie. Zarazem kuleją instytucje obywatelskiej partycypacji i coraz więcej ludzi czuje, że nie ma wpływu na to, co się dzieje w kraju. Taka sytuacja niewątpliwie sprzyja rozprzestrzenianiu się nastrojów autorytarnych. Ludzie rozczarowani kolejnymi ekipami władzy zaczynają wątpić, czy demokracja jest systemem, który może pozwolić im na zaspokojenie podstawowych potrzeb.

Badania CBOS-u niestety potwierdzają rosnące przyzwolenie na rządy autorytarne i coraz bardziej krytyczną ocenę demokracji. Polacy nadal są przekonani o wyższości demokracji nad innymi formami władzy, ale w coraz większym stopniu akceptują rządy autorytarne. Już tylko 45 proc. polskiego społeczeństwa uważa że demokracja to najlepszy sposób rządzenia, a aż 40 proc. twierdzi, że silny człowiek u władzy mógłby być lepszy niż rządy demokratyczne (w 1995 r. stosunek głosów wynosił 53:31). Coraz więcej Polaków utożsamia demokrację z bałaganem i chaosem. Już 31 proc. społeczeństwa w ten sposób ją postrzega (w 1995 r. tylko 19 proc.). Aż 77 proc. Polaków twierdzi, że w demokracji „za dużo jest niezdecydowania i gadania”. Zgodnie z raportem CBOS-u „poziom akceptacji rządów niedemokratycznych jest najwyższy od początku lat dziewięćdziesiątych.” Ponad połowa respondentów – aż 52 proc. uważa, ze rządy niedemokratyczne mogą być bardziej pożądane niż demokratyczne i procent respondentów mających taką opinię wzrósł od maja 2004 r. aż o 10 proc. Przeciwnego zdania jest tylko 27 proc. Polaków. Zgodnie z tym samym raportem „wraz ze wzrostem akceptacji rządów niedemokratycznych zmalało znaczenie demokracji w życiu Polaków.” Już dla połowy Polaków nie ma znaczenia, czy rządy są demokratyczne czy niedemokratyczne.

Wyniki wyborów, jak też sondaże opinii publicznej pokazują zatem, że Polacy są gotowi do częściowej rezygnacji ze swobód polityczno-prawnych, jak też ograniczenia demokracji, o ile miałoby to wiązać się z poprawieniem ich sytuacji materialnej. Jest więc zrozumiałe, dlaczego PiS zwyciężył w wyborach parlamentarnych i prezydenckich, mimo że jego przywódcy niekiedy wyrażali niechęć do części swobód obywatelskich. Stan świadomości większości polskiego społeczeństwa, w tym osób, które deklarują lewicowe poglądy, wskazuje, że oparcie programu politycznego na obronie swobód obywatelskich – wolności słowa czy zgromadzeń, a nawet równości wobec prawa nie daje szans na zdobycie większego poparcia społecznego. Elektorat podchodzi do nich coraz bardziej lekceważąco.

Taka sytuacja jasno wskazuje, że opieranie koalicji centrolewicowej przede wszystkim na obronie swobód obywatelskich byłoby politycznie bezzasadne i przyczyniłoby się do dalszej marginalizacji środowisk kojarzonych z lewicą. Demokracja pozbawiona treści ekonomicznej nie stanowi w Polsce istotnej wartości w odbiorze społecznym, a jeżeli jej obrona wiązałaby się z neoliberalnym programem gospodarczym, to poparcie dla niej mogłoby spaść jeszcze bardziej.

Z tej perspektywy jedyną drogą do stworzenia silnej i cieszącej się dużym poparciem społecznym partii lub koalicji lewicowej byłoby odwołanie się do silnie zakorzenionego wśród Polaków poczucia egalitaryzmu. Dopiero krytyka stosunków ekonomicznych mogłaby stać się punktem wyjścia do przezwyciężania konserwatyzmu społeczeństwa i rozbudzenia solidarności nie tylko z grupami wyzyskiwanymi ekonomicznie, ale też z jednostkami dyskryminowanymi ze względu na płeć, preferencję seksualną czy narodowość. W Polsce jednak jedynym mającym społeczne zaplecze obszarem potencjalnego buntu i walki o emancypację jest pole ekonomiczne i dlatego jedynie wokół niego mogłyby rozwijać się inne formy krytyki, dotyczące dyskryminacji kobiet, osób homoseksualnych czy ateistów.

Nie oznacza to, że przyszła lewica powinna marginalizować groźby ograniczania wolności słowa czy zakazy demonstracji grup dyskryminowanych przez rządzącą prawicę. Ale krytyka autorytaryzmu i ataku na instytucje demokratycznego państwa prawa odnajdzie oddźwięk w społeczeństwie tylko wtedy, gdy będzie jej towarzyszyć prosocjalny program ekonomiczny. Przyszła koalicja lub partia lewicowa powinna pokazywać związek między poprawą warunków życia spauperyzowanych mas i możliwościami powszechnej partycypacji w życiu publicznym. Lewica musi więc zarazem bronić interesów bezrobotnych i bezdomnych, jak też praw kobiet, osób homoseksualnych czy Romów, czyli pokazywać, że jest możliwa pełniejsza demokratyzacja życia społecznego połączona z egalitarnymi rozwiązaniami gospodarczymi. Tymczasem obecnie partie kojarzone z lewicą bronią selektywnej demokratyzacji ograniczonej do praw obywatelskich, a w wymiarze gospodarczym nie mają społeczeństwu nic do zaoferowania i krytykują rząd z pozycji liberalnych.

Być może obiecującą formułą odrodzenia lewicy w Polsce byłaby koncepcja urzeczywistniana w latach 1991-1999, kiedy środowiska kojarzone w społeczeństwie z lewicą skupiały się wokół sojuszu różnych organizacji politycznych. W 1991 r. powstała koalicja polityczna, utworzona jako komitet wyborczy, w skład którego weszło kilkadziesiąt partii politycznych, związków zawodowych i organizacji społecznych, z Socjaldemokracją Rzeczpospolitej Polskiej (SdRP) na czele (między innymi też PPS, Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych, ZSMP, ZNP). W latach 1994-1997 ta szeroka koalicja współtworzyła rząd, który cieszył się sporym zaufaniem społecznym i miał kilka istotnych z lewicowej perspektywy sukcesów. Między innymi doprowadził do znacznego spadku bezrobocia i jedynego w latach 1989-2005 spadku ilości osób żyjących poniżej minimum socjalnego i egzystencjalnego. Ponadto odważniej bronił świeckości państwa i praw kobiet. Warto również zwrócić uwagę, że w tych latach Polacy znacznie wyżej wartościowali demokrację, a przyzwolenie na autorytaryzm było o wiele mniejsze niż dzisiaj. Na dodatek nacisk kładziony na prawa kobiet czy laicki charakter państwa prowadził do większego poparcia społecznego dla światopoglądowego liberalizmu.

Wraz z rozwiązaniem SdRP w 1999 roku powstała partia pod nazwą Sojusz Lewicy Demokratycznej, zrzeszająca większość działaczy dawnej koalicji. SLD stał się jednak scentralizowanym i jednolitym ugrupowaniem, w którym wszelka opozycja wewnętrzna została prędko stłumiona. Nowa formuła funkcjonowania środowisk postrzeganych jako lewicowe doprowadziła również do zmiany głoszonych przez nie poglądów. Negatywne konsekwencje tego posunięcia wyszły na jaw w 2001 roku, kiedy SLD przejęło władzę. Pozbawiona silnej wewnętrznej opozycji, nagłaśniającej postulaty lewicowe, partia dokonała radykalnego skrętu w prawo, szybko też tracąc poparcie społeczne.

Ewentualna koalicja różnych lewicowych organizacji jest więc być może szansą na odbudowę silnej lewicy w Polsce. Jednak musiałaby ona przybrać inny kształt organizacyjny niż w latach 1993-1997. SLD straciło bowiem zaufanie wyborców i wiarygodność jako partia lewicowa. Dlatego budowa koalicji lewicowej wokół tego ugrupowania nie rokuje szans na stworzenie środowiska politycznego, cieszącego się poparciem społecznym. Jeżeli zdecydowałoby się ono skręcić na lewo, mogłoby się stać elementem szerokiego porozumienia organizacji lewicowych, lecz nie jako podmiot uprzywilejowany. Wchodząc w szeroką koalicję przywódcy Sojuszu musieliby zrezygnować z dominującej roli swojej partii i zagwarantować silną pozycję innym organizacjom, które nie mają tak znacznego negatywnego elektoratu jak SLD.

Jednym z elementów strategii odbudowania zaufania do lewicy mogłoby być nadanie dużej roli w koalicji lewicowej związkom zawodowym. Warto zwrócić uwagę, że Polacy w większości opowiadają się za silną rolą związków zawodowych w gospodarce. Ponad połowa badanych (54 proc.) uznała, że „zasady wynagradzania pracowników powinny być ustalane centralnie pomiędzy związkami zawodowymi, państwem i pracodawcami”. Tylko 19 proc. jest przeciwnego zdania. Aż 71 proc. twierdzi, że wszystkie ważne decyzje gospodarcze powinny być konsultowane ze związkami zawodowymi (tylko 8 proc. ma przeciwne zdanie). Niezależnie od często słusznej krytyki, która spotyka OPZZ z pozycji lewicowych, wydaje się, że nadanie mu silnej roli w koalicji lewicowej byłoby gwarancją jej większej troski o prawa pracownicze niż jednolitej partii (zresztą prawdopodobnie OPZZ zyskałby większe zaufanie społeczne, gdyby uniezależnił się od SLD). Oczywiście pożądana byłaby obecność w nowym lewicowym podmiocie innych, mniejszych organizacji związkowych. Związki zawodowe cieszą się bowiem sporym zaufaniem jako organizacje reprezentujące interesy pracowników. Silna reprezentacja związkowców mogłaby doprowadzić do ponownego skrętu na lewo środowisk związanych z SLD i byłaby straszakiem przeciwko groźbie rezygnacji z postulatów socjalnych. Lewicowa koalicja powinna mieć w siebie wpisane mechanizmy wewnętrznej kontroli, które dawałyby gwarancję, iż nie dokona się ten sam skręt na prawo, który nastąpił, gdy SLD przejęło władzę w 2001 r.

Podobny mechanizm kontrolny mógłby zostać wprowadzony również odnośnie kwestii światopoglądowych. Niewątpliwie przyszła koalicja lewicy miałaby bardziej lewicowy wizerunek w kwestiach światopoglądowych i cieszyłaby się większym zaufaniem społecznym, gdyby istotną rolę odgrywały w niej organizacje koncentrujące swoją działalność przede wszystkim na ochronie praw dyskryminowanych grup i obronie świeckiego charakteru państwa. Dobrze by się więc stało, gdyby w nowej formacji lewicowej istotną rolę odgrywały np. organizacje feministyczne, broniące praw gejów i lesbijek czy walczące o świecki charakter państwa. Partie kojarzone z lewicą od lat deklarują poparcie dla emancypacyjnego programu w kwestiach światopoglądowych, lecz go nie realizują. Przyznanie istotnej roli w mediach i na listach wyborczych organizacjom bezpośrednio zainteresowanym tym kwestiom dawałoby większą szansę na dotrzymanie obietnic wyborczych i konsekwentną realizację lewicowych postulatów. Wzrosłaby w ten sposób wiarygodność społeczna lewicy. Dowartościowanie organizacji pozarządowych byłoby też przejawem wysiłku koalicji na rzecz demokratyzacji życia publicznego i mogłoby przyczynić się do osłabienia nastrojów autorytarnych w społeczeństwie.

Oczywiście powyższe rozważania są w znacznej mierze hipotetyczne i niewiele wskazuje, aby w najbliższym czasie powstała lewicowa alternatywa dla rządzącego obozu prawicy. Wniosek z nich płynący jest jednak jasny. Polska stoi na rozstaju dróg. Albo powstanie koalicja lewicowa odwołująca się do konsekwentnie egalitarnych, socjalistycznych ideałów, albo dominacja prawicy będzie narastać, a Polska stopniowo, lecz konsekwentnie będzie pogrążać się w mrokach konserwatywnego autorytaryzmu.

Piotr Szumlewicz


Tekst jest fragmentem raportu na temat stanu i perspektyw polskiej lewicy przygotowanego dla Fundacji Róży Luksemburg. Skrócona wersja artykułu ukazała się także w dzienniku "Trybuna".

drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca

Więcej ogłoszeń...


24 listopada:

1957 - Zmarł Diego Rivera, meksykański malarz, komunista, mąż Fridy Kahlo.

1984 - Powstało Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych (OPZZ).

2000 - Kazuo Shii został liderem Japońskiej Partii Komunistycznej.

2017 - Sooronbaj Dżeenbekow (SDPK) objął stanowiso prezydenta Kirgistanu.


?
Lewica.pl na Facebooku