Stachura, Borejza: Student bierze kredyt...

[2006-04-24 11:10:35]

Nasza transformacja ustrojowa od początku stała przed poważnym wyzwaniem. Nie tylko musieliśmy wprowadzić wolny rynek z potrzebnymi mu instytucjami. Także cel, do którego dążyliśmy, zmieniał się. Bowiem rozwinięte kraje zachodu są w trakcie przechodzenia do gospodarki opartej na wiedzy, w której wykształcenie będzie odgrywać decydującą rolę. Przed naszym szkolnictwem wyższym zostało postawione wyzwanie zwiększenia liczby studentów i zmiany profilu kształcenia na odpowiadający wymaganiom rynkowym.

Ale jest także drugi aspekt kształcenia, o którym mówi się rzadziej. Jest nim wyrównywanie szans. W gospodarce rynkowej dochodzi do powstania nierówności dochodu. Zawody specjalistyczne i wymagające wysokiej wiedzy są opłacane znacznie lepiej. Edukacja ma rozdzielić związane z nimi korzyści według zdolności i pracy. I rzeczywiście, posiadanie dyplomu wyższej uczelni daje wymierne korzyści. Zróżnicowanie dochodów mierzone współczynnikiem Gini’ego wzrosło z 0,27 w 1989 roku do 0,32 obecnie, przy czym rosły płace kierowników i specjalistów, a w stosunku do średniej krajowej spadały robotników. Wzrosło bezrobocie, a posiadanie dyplomu wyższej uczelni jest wciąż najlepszym atutem na rynku pracy. Bezrobocie wśród absolwentów szkół wyższych kształtuje się znacznie poniżej średniej, a ich zarobki w 2002 roku wyniosły ponad 150 proc. średniej krajowej. W tej sytuacji zrozumiały jest edukacyjny zapał Polaków. Jak stwierdza CBOS, 93 proc. Polaków uważa, że warto zdobywać wykształcenie, w tym 76 proc. odpowiada, że warto zdecydowanie. Ponad 80 proc. chce wyższego wykształcenia dla swoich dzieci.

Różnice w dochodach są łatwiejsze do zaakceptowania, gdy są wynikiem różnic możliwości intelektualnych i nakładu pracy, gdy wyższe wykształcenie jest furtką umożliwiającą zmianę swojej sytuacji życiowej. Mierzy się to zwykle współczynnikiem ruchliwości pionowej między pokoleniami, który stwierdza, jak wiele osób zmieniło położenie w społecznym uwarstwieniu w porównaniu z położeniem swoich rodziców. Często powtarza się pogląd, że niska ruchliwość pionowa prowadzi energiczne i zdolne jednostki z niższych warstw społecznych do kontestacji istniejącego systemu i do buntu. Podkreślał rolę młodej kadry uniwersyteckiej w wydarzeniach roku 68-ego we Francji Pierre Bourdieu i wyjaśniał ją zablokowaniem możliwości awansu na uniwersytetach. O udziale polskich intelektualistów w ruchu Solidarności w podobnym duchu mówił Kazimierz Barcikowski, ówczesny członek KC PZPR. Jak twierdził, obsadzono już wtedy szczelnie wszystkie nomenklaturowe stanowiska.

Tymczasem bariery społeczne nadal występują. Najciężej wspiąć się po społecznej drabinie dzieciom rolników. 78,5 proc. dziedziczy zawód ojca mimo spadającego udziału tej kategorii zawodowej wśród ogółu pracujących ( obecnie 12,9 proc.), a także robotnikom niewykwalifikowanym. Z drugiej strony wśród inteligencji następuje dziedziczenie statusu, dzieci inteligentów szczególnie często zostają inteligentami, bądź przechodzą do kategorii drobnych przedsiębiorców. Według Henryka Domańskiego hierarchia społeczna zamyka się na obu krańcach. W tym kontekście nie dziwi brak akceptacji dla wzrastających nierówności w Polsce. Ze stwierdzeniem, że są one zbyt duże zgadzało się w 1999 r. 92 proc. Polaków. Jednocześnie rzadziej przejawiały orientacje egalitarne osoby z wyższym wykształceniem. Należy przy tym zaznaczyć, że zasada zróżnicowania dochodów w zależności od jakości pracy jest generalnie akceptowana.

Jednak, co optymistyczne, wykształcenie usuwa bariery pochodzenia. Jeśli dziecko pochodzi z rodziny inteligenckiej i nie zdobyło średniego wykształcenia, ma 1,7 razy większą szansę na zostanie inteligentem, niż gdyby pochodziło z rodziny rolników. Jeśli jednak konkurują ze sobą osoby o wykształceniu wyższym, pochodzenie traci całkowicie znaczenie.

Dlatego ważne jest wspieranie równego i powszechnego dostępu do edukacji uniwersyteckiej. Polskie nakłady na szkolnictwo w stosunku do PKB nie odbiegają od średniej OECD. Jednak dzieje się to w warunkach nasilonego popytu na wykształcenie wyższe i wyżu demograficznego. Dlatego wydatki na jednego studenta mierzone z uwzględnieniem różnic w cenach są w Polsce mniejsze niż połowa średniej OECD. Wielka edukacja młodych Polaków, która właśnie się dokonuje, jest przeprowadzana głównie za ich własne pieniądze.

Jednym z narzędzi, jakie postanowiono wykorzystać dla wyrównania szans edukacyjnych młodzieży było wprowadzenie, wzorowanych na zachodnim pomyśle (choć niestety już nie do końca na zachodnich rozwiązaniach), kredytów studenckich. Z założenia miały one być dostępne szczególnie dla najuboższych studentów i umożliwiać im podjęcie studiów pomimo trudności finansowych. Jednak system został skonstruowany w taki sposób, że praktycznie uniemożliwia korzystanie z niego - zwłaszcza tym najuboższym. Sprowadza się do tego, że pieniądze, które banki powinny przeznaczyć dla najbiedniejszych, często trafiają ich kosztem do średnio zamożnych studentów.

Dlaczego tak się dzieje? Powód jest bardzo prosty - źle pomyślana ustawa o pożyczkach studenckich. W okresie prac nad ustawą rozważano dwa modele udzielania kredytów. Jeden tzw. model pożyczek, w którym kredytów udziela się ze środków budżetowych, wykorzystując do rozdzielenia pieniędzy już istniejące uczelniane komisje ekonomiczne. I drugi, który przyjęto, mimo że już w okresie prac nad ustawą było wiadomo, że jest droższy i mniej skuteczny tzw. model poręczeń, w którym kredytów udzielają banki komercyjne, a państwo pokrywa odsetki i niekiedy spłaca niespłacone kredyty. W Polsce, na skutek przyjęcia modelu poręczeń, zamiast powszechnie dostępnych kredytów edukacyjnych dla mniej zamożnych stworzono system kredytów dla „średniozamożnych, którzy mają bardzo bogatych znajomych”. Dzieje się tak dlatego, że banki traktują je jak kredyty komercyjne i żądają dla nich identycznego jak dla kredytów komercyjnych zabezpieczenia (poręczenie kredytu stanowi weksel in blanco kredytobiorcy poręczony nawet przez 5 osób). Trudno im się zresztą dziwić, ponieważ inwestują własne środki, od których zgodnie z ustawą o pożyczkach studenckich otrzymują odsetki najpierw w wysokości 1,05 do 1,20 (zależnie od banku) a następnie połowy stopy redyskontowej NBP. Oznacza to, że opłacalność kredytu dla banku jest zdecydowanie mniejsza niż normalnego kredytu komercyjnego. W związku z tym śrubują wymagania, jakie muszą spełniać żyranci i osoby biorące kredyt. Robią to chroniąc po prostu swój interes. Co roku minimum 1000 osób odchodzi z banku z kwitkiem, ponieważ nie jest w stanie zapewnić odpowiedniego poręczenia. Zdarzają się też bardzo ciekawe sytuacje, jak np. udzielenie kredytu ze względu na zmianę sytuacji majątkowej studenta... na lepszą. Może się tak stać jeżeli student i jego rodzice uzyskają zdolność kredytową lub dochody pozwalające bankowi na przyjęcie poręczenia między 15 listopada do którego należy złożyć wniosek o przyznanie kredytu, a 28 lutego, kiedy należy podpisać umowę. Wiem, że jest to niezwykle zawiłe, ale taki niestety jest też w praktyce ten system.

Co zupełnie naturalne, osoby, które potrzebują pieniędzy najbardziej mają najmniejsze możliwości zdobycia akceptowalnego przez banki zabezpieczenia kredytu. O ile nie mieszkają na terenach wiejskich i nie mają jednocześnie dochodów na osobę w rodzinie pozwalających na korzystanie z pomocy społecznej, lub nie są sierotami (o dochodach na poziomie 40 proc. kwoty określonej przez MENiS – w tym roku 640 zł) mają bardzo małe szanse na zakwalifikowanie się do kredytu studenckiego. Jest tak, ponieważ niezwykle ciężko zdobyć poręczenie, które zadowoliłoby bank. By w 2004 roku kredyt mogli żyrować rodzice, dochód na osobę w rodzinie musiał wynosić mniej więcej 1,2 tys. zł netto (kwoty różniły się w zależności od banku i okresu kredytowania). Jednak to nie wystarczało bowiem zgodnie ze stawkami jakie określa MENiS dochód na osobę w rodzinie nie mógł przekroczyć 1,6 tys. zł. Tak więc, by dostać kredyt opierając się jedynie na poręczeniu rodziców, dochód na osobę w rodzinie musiał przekraczać 1 tys zł. netto na osobę w rodzinie, ale jednocześnie nie przekraczać 1,6 tys. W tym roku jest podobnie. Jednocześnie niektóre banki przy obliczaniu zdolności kredytowej żyranta biorą pod uwagę dochody rodziców. Od studentów, których rodzice zarabiają mniej, żądają poręczycieli o wyższych dochodach. Niektóre banki potrafią do zdolności kredytowej poręczyciela, który może być osobą zupełnie niespokrewnioną, wliczać koszty utrzymania studenta. Jak z tego widać niezwykle trudno jest spełnić wymagania. Pomijając już oczywiście kwestie tego, czy właśnie osoby, które są w stanie je spełnić to te, które najbardziej potrzebują pożyczek. Należy do tego dodać jeszcze to, że rodzice muszą być w odpowiednim wieku. W większości banków suma wieku poręczyciela, okresu kredytowania, karencji i spłat nie może przekroczyć 75 lat. Policzmy: przy wzięciu kredytu na pierwszym roku studiów, 5 lat kredytowania plus 2 lata karencji plus 10 lat spłaty, co daje 17 lat. Odejmując to od 75 otrzymujemy 58 lat, jeżeli więc choć jeden z rodziców jest starszy, poręczenie rodziców nie zostanie przyjęte. Tak samo nie zostanie zaakceptowany żyrant mający zbyt wiele lat.

Ustawodawca sądził, że zapewnił możliwość zabezpieczenia kredytu dla najuboższych zapewniając poręczenie Banku Gospodarstwa Krajowego. Popełnił jednak duży błąd, na który już w 2001 roku wskazywał NIK (wskazówka oczywiście nie została uwzględniona kiedy w 2004 roku nowelizowano ustawę o pożyczkach studenckich). Zasady poręczania kredytów są nie tylko skomplikowane, ale też nieefektywne. Poręczenie BGK obejmuje jedynie 70 proc. kwoty kredytu (student musi płacić od niego prowizje w wysokości 1,5 proc. poręczanej kwoty), jednak banki mimo niego potrafią żądać takiego samego poręczenia, jakby go nie było. Żądając mimo uzyskania zabezpieczenia 70 proc. kredytu przez BGK, podpisania przez poręczycieli deklaracji wekslowych na całą kwotę. Oczywiście nie zawsze i nie wszystkie banki stosują tego typu „zabezpieczenia”. Jest to jednak praktyka na tyle częsta, że z pewnością wpływająca na dostępność kredytów. Dodatkowo dla BGK, mimo poręczenia jedynie 70 proc., należy wystawić weksel in blanco na całą kwotę. Za weksle płaci oczywiście student. Coś, co zostało ponoć stworzone, by chronić interes najuboższych, w tym konkretnym wypadku chroni jedynie interes banku.

System utrudnia także zdobycie kredytu przez osoby pochodzące z rodzin patologicznych. Niektóre banki żądają bowiem obligatoryjnie poręczenia rodziców (nawet jeżeli student przedstawi innych poręczycieli), przedstawiając im jednocześnie do podpisu dokumenty, na których wartość poręczenia znacznie przekracza sumę kredytu. Oczywiście zdarza się, że kredytobiorcy nie są o tym fakcie informowani wcześniej, a podanie można złożyć tylko w jednym banku, więc kiedy dowiadują się o tym wymogu jest już za późno na zmianę (tak działo się np. w krakowskim oddziale jednego z banków udzielającego kredytów studenckich). Łatwo wyobrazić sobie rodziców, którzy odmówią podpisania dziecku poręczenia sumy np. 50 tys. zł (w wypadku podpisania umowy kredytu opiewającej na sumę 18 tys zł, jeden z banków żąda podpisania zgody na wystawienie bankowego tytułu egzekucyjnego na sumę 36 tys. zł, chociaż 70 proc. kredytu zabezpiecza BGK). Taki wymóg wyklucza kolejną grupę, do której kredyt studencki powinien być skierowany.

Poważnym problemem jest także to, że system przyznawania kredytów nie jest jasny, a terminy, w których wnioski są rozpatrywane, są zbyt długie. Student pierwszego roku ubiegający się o kredyt, dowiaduje się o progu dochodów, do którego posiada uprawnienie do otrzymania kredytu, dopiero na przełomie grudnia i stycznia. Podczas gdy studiuje - a więc także ponosi koszty utrzymania - od października. Pozostaje więc przez trzy miesiące jakby w zawieszeniu, nie tylko nie otrzymując pieniędzy, ale nie wiedząc nawet, czy je otrzyma. Jest to sytuacja szczególnie dotkliwa, gdy kredyt ma być ważną pozycją w budżecie.

Obecny system, wynikający z ustawy o pożyczkach studenckich z 1998 roku, uniemożliwia korzystanie z kluczowego dla upowszechnienia edukacji narzędzia szerokim grupom ludności, i praktycznie wszystkim go potrzebującym. Narzędzie, które miało zapewnić możliwość podjęcia studiów wielu osobom, praktycznie nie istnieje. Dzieje się tak, ponieważ nie uwzględniono kilku ważnych czynników. Tworząc prawo, zapomniano wziąć pod uwagę rzeczywistość. Ustawodawcy nie potrafili spojrzeć na problem z pozycji tych, dla których tworzyli projekt, ustanawiając kilka przepisów, które nie tylko nie ułatwiają korzystania z kredytów edukacyjnych, ale czynią go praktycznie niemożliwym.

Tworząc ustawę, popełniono szczególnie dwa bardzo poważne błędy. Pierwszy błąd polegał na tym, że skoro już zdecydowano się na model poręczeń, nie zapewniono 100-procentowego poręczenia dla kredytu ze środków państwowych, i to nie tylko dla najuboższych, ale dla wszystkich starających się o kredyt i spełniających warunki. I drugi, zdecydowanie ważniejszy, czyli powierzenie realizacji ustawy komercyjnym bankom, które mają udzielać kredytów na niekorzystnych dla siebie warunkach. Gdy przygotowywano ustawę, MEN zlecił przetłumaczenie broszury o tym, jak rozwiązano ten problem w krajach zachodnich, jednak najwyraźniej nie została ona przeczytana, bowiem wskazuje się w niej, że optymalnym rozwiązaniem jest współistnienie obu modeli. Zostało to jednak zignorowane, a za wprowadzeniem korzystniejszego dla studentów modelu pożyczek nie przemówiło nawet to, że w perspektywie kilku lat był on tańszy, a po 12 latach miał się zacząć sam finansować i odciążyć budżet. Był także łatwiejszy we wprowadzeniu, oraz jaśniejszy - chciano bowiem powierzyć jego realizacje uczelnianym komisjom ekonomicznym, które przyznawałyby kredyty na zasadzie zwrotnych stypendiów socjalnych. Dlaczego nie zdecydowano się na niego, skoro był tańszy i korzystniejszy, a wybrano model, który zamykał wielu ludziom dostęp do jednego z najpowszechniejszych (bo najtańszych dla budżetu) w krajach zachodnich narzędzi wyrównywania szans edukacyjnych, pozostanie tajemnicą ustawodawców. Jedynym domysłem jaki się nasuwa jest to, że model zły był tańszy w krótkiej perspektywie. A do krótkowzroczności naszych polityków chyba nikogo nie trzeba przekonywać.

Koniecznością, jak się wydaje, jest także zwiększenie i uelastycznienie procedury umorzeń. Przecież oceny (a w tej chwili uzależnia się umorzenie i to niewielkiego procenta kredytu jedynie od ocen) nie są jedynym wyznacznikiem pracy studenta.

Obecna ustawa o kredytach studenckich odcina od możliwości korzystania z nich znaczny procent zainteresowanych i potrzebujących. Pozwala bankom na nadmierne śrubowanie wymagań, co powoduje, że pieniądze trafiają często nie do tych, którzy ich potrzebują, a do tych którzy są w stanie spełnić wymagania. Na to, że system się zdecydowanie nie sprawdza wskazuje bardzo niewielka liczba udzielanych kredytów. Oscyluje ona między 20 a 30 tys. osób rocznie (przy czym rok w rok część zakwalifikowanych osób nie otrzymuje pieniędzy, ponieważ nie jest w stanie zapewnić poręczenia). Nawet 30 tys. w sytuacji olbrzymiego boomu edukacyjnego i niemal 2 mln studentów w Polsce, wydaje się liczbą śmiesznie małą. Żeby to zobrazować, na jednym tylko Uniwersytecie Jagiellońskim studiuje ponad 40 tys. osób.

Szczepan Stachura
Tomasz Borejza


Artykuł - w skróconej wersji - ukazał się w krakowskim "Dzienniku Polskim".

drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
76 LAT KATASTROFY - ZATRZYMAĆ LUDOBÓJSTWO W STREFIE GAZY!
Warszawa, plac Zamkowy
12 maja (niedziela), godz. 13.00
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca

Więcej ogłoszeń...


21 września:

1909 - Urodził się Kwame Nkrumah, polityk ghański, działacz ruchu panafrykańskiego w Europie i USA. Jeden z inicjatorów utworzenia OJA. 1957-60 premier, 1960-66 prezydent Ghany. Realizował koncepcję tzw. socjalizmu afrykańskiego. Obalony przez wojskowych.

1928 - Czterodniowy strajk 10 tysięcy włókniarzy łódzkich przeciwko nowemu regulaminowi pracy; zakończony zwycięstwem.

1976 - USA: Orlando Letelier, minister w rządzie Salvadora Allende, został zabity w Waszyngtonie przez bombę podłożoną przez tajnych agentów Pinocheta.

1997 - W wyborach parlamentarnych w Polsce zwyciężyła AWS - 33,8% (201 mandatów), przed SLD - 27,1% (164), UW - 13,4% (60), PSL - 7,3% (27) i ROP - 5,6% (6). UP, zdobywając 4,74 %, nie weszła do sejmu.

2009 - Obalony i wypędzony z Hondurasu były prezydent Manuel Zelaya potajemnie wrócił do stolicy kraju Tegucigalpy, gdzie schronił się w ambasadzie Brazylii.


?
Lewica.pl na Facebooku