Zacznijmy jednak od przeszłości. Wśród liberalnych ekonomistów modne jest obarczanie ciężarem większości narosłego długu mitycznego już winowajcę - ekipę Gierka. A jaka jest prawda? W kwocie 109,8 mld euro długi zaciągnięte w latach siedemdziesiątych stanowią tylko 10 mld euro. Trzeba też być świadomym, że gdyby nie kredyty zaciągnięte przez ekipę Gierka, polska gospodarka stanowiłaby dziś prawdziwy skansen w Europie, nasze przestarzałe produkty nie miałyby żadnych szans na rynkach eksportowych. Dzięki pożyczonym pieniądzom powstało kilkaset, nowoczesnych jak na tamte czasy przedsiębiorstw, które napędzając krajową gospodarkę dały utrzymanie i podniosły poziom życia milionom rodzin. To właśnie prywatyzacja tych firm po 1990 r. dała wielomiliardowe wpływy do budżetu umożliwiające łatanie dziur i wprowadzenie kilku reform, które nie przyniosły oczekiwanych rezultatów.
Dziś posiadamy co prawda sporą rezerwę walutową w wysokości ponad 38 mld euro, ale stanowi ona gwarancję stabilności polskiej gospodarki w przypadku wycofywania się z Polski zagranicznych kapitałów spekulacyjnych. A jest to możliwe np. w skutek zamachu terrorystycznego czy braku stabilności politycznej w kraju. Jeśli inwestorzy zagraniczni zwęszą, że skala ich zysków jest zagrożona, po prostu ulokują swój kapitał gdzie indziej, zostawiając dotychczasowy rynek swoich operacji niczym szarańcza opustoszałe pole upraw. Spektakularną ucieczkę kapitałów krótkoterminowych ma za sobą np. Argentyna, gdzie mieliśmy do czynienia z mini-rewolucją. Dlatego pomysły polityków Samoobrony przejedzenia rezerw walutowych są skrajnie nieodpowiedzialne i niebezpieczne dla całego społeczeństwa.
Co nas czeka?
W 2006 r. czekają nas kolejne spłaty rat i odsetek oraz sfinansowanie deficytu budżetowego. Skąd wezmą się na to pieniądze? Najwięcej z naszego eksportu, ale także z napływu bezpośrednich inwestycji i kolejnych, nowo zaciąganych kredytów. Wynika z tego, że zadłużenie rządowe wzrośnie o kilkanaście miliardów euro! W dalszym horyzoncie czasowym perspektywy są jeszcze bardziej nieciekawe. Rząd Marcinkiewicza nie ma żadnej wizji zmniejszania zadłużenia, a cała strategia sprawujących władzę doskonale wpisuje się w słynną przed laty wypowiedz polityka ZChN Henryka Goryszewskiego - "Nie ważne, czy Polska będzie bogata, czy biedna. Byle była katolicka!".
Niepokojąco wygląda też sytuacja w Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych, któremu już dzisiaj brakuje na wypłaty 2 mld złotych miesięcznie. Deficyt samego Funduszu Ubezpieczeń Społecznych w ciągu najbliższych 5 lat może wynieść od 155 do 190 mld zł. W nadchodzących latach niekorzystnie zmieniać się będzie struktura wiekowa Polaków. Od 2010 r. na emeryturę zaczną przechodzić osoby z powojennego wyżu demograficznego, a prawdziwy dramat braku pieniędzy na emerytury szykuje się w latach 2015-2025. Społeczeństwo polskie systematycznie starzeje się, od 2001 r. mamy ujemny przyrost naturalny. Efektem tego jest to, że coraz mniej obywateli pracować będzie na coraz większą grupę emerytów. Działający w ramach ZUS Fundusz Rezerwy Demograficznej mający uchronić przyszłych emerytów przed kłopotami wynikłymi z wahań demograficznych, jest pomysłem dobrym, tyle, że jak na razie okazał się niewypałem.
Czy przed groźbą załamania systemu emerytalnego uratuje nas podniesienie składek i podatków, nie wiadomo. Ale już dziś pojawiają się pomysły, że w przyszłości nie obejdzie się bez dużych redukcji wysokości przyznawanych emerytur a nawet wstrzymania ich wypłacania. Niesie to za sobą groźbę niespotykanych dotychczas protestów, których finału nie da się dziś przewidzieć.
Rządzący politycy prawicy tak bardzo chlubiący się prawością, nie mają żadnego godnego uwagi pomysłu na Polskę XXI wieku. Zamiast inwestować w edukację, w unowocześnienie przedsiębiorstw i duże inwestycje infrastrukturalne, pieniądze wydawane są na łatanie dziur budżetowych, obsługę administracyjną kraju i zawsze łasy na podarki kościół. Prezydent kraju, zamiast w swoim majestacie stworzyć ponadpartyjny program wyjścia naprzeciw narastającym zagrożeniom, pracuje wytrwale nad spadkiem zaufania do swojej osoby. Nie dziwi więc, że liczba młodych Polaków wyjeżdżających za granicę w poszukiwaniu pracy szybko rośnie. Szukają jednak nie tylko pracy i pieniędzy, ale perspektyw na swój rozwój i dalsze życie. Bez złudzeń, nie zatrzymają ich modlitwy na lednickich polach ani pielgrzymki wysokich dygnitarzy kościelnych. Po prostu, w biednym i katolickim kraju nie widzą już dla siebie miejsca.
Piotr Musiał
Autor jest przewodniczącym Unii Lewicy III RP. Artykuł ukazał się w "Trybunie".