Założenie o obiektywnej wyższości gospodarki rynkowej nad wszelkimi formami interwencjonizmu charakteryzuje całą polską klasę polityczną. Absolutna wiara w liberalne dogmaty nie pozwala na zauważenie i - przede wszystkim - uznanie społecznych preferencji. Odrzucając priorytety społeczeństwa, politycy milcząco wcielają w życie zasadę, że ciemny lud tak naprawdę nie wie czego chce. Mówiąc krócej i dosadniej - rządzą wbrew społeczeństwu, twierdząc, że to dla jego dobra.
Być może warto więc zajrzeć do badań Europejskiego Sondażu Społecznego, czy CBOS-u, które pokazują stosunek naszego społeczeństwa do wolnego rynku i wskaźniki akceptacji lub raczej jej braku dla podstawowych zasad liberalizmu gospodarczego.
Pozwoli to nieco inaczej spojrzeć na pojawiające się co jakiś czas w mediach stwierdzenie, że przeciwnicy stworzonego w Polsce modelu stanowią jedynie niewiele znaczący margines.
Ale, żeby nie być gołosłownym – zobaczmy jak wyglądają wyniki badań.
Laissez faire
Według Europejskiego Sondażu Społecznego (z 2002 r.) 50 proc. Polaków odrzuca podstawową dla liberalizmu (przynajmniej w wydaniu polskim) zasadę, że im więcej wolnego rynku, tym lepiej dla państwa. Z taką opinią zgodziło się jedynie 25 proc. respondentów.
Są to nieznacznie wyższe wskaźniki odrzucenia leseferyzmu niż średnia dla 21 państw europejskich, w których ESS przeprowadzono. Jednak wyraźnie niższe niż np. w Szwecji czy Holandii. Nie można więc uznać, że są to wyniki stanowiące jakiś ewenement. Raczej wpisują się one w krajobraz socjalnej Europy. A skoro tak, to tłumaczenie ich realnym socjalizmem raczej nie ma zbyt wiele wspólnego z rzeczywistością. Zwłaszcza, że wskaźniki odrzucenia polskiego modelu gospodarczego rosną z roku na rok. Polacy są socjalni w swoich przekonaniach, bo najwyraźniej nie odpowiada im wolnorynkowy model państwa. Zresztą widać to choćby w tym, że 50 proc. ankietowanych (CBOS, 2001) wyraża niezadowolenie z funkcjonowania gospodarki wolnorynkowej w Polsce. Zadowoleni, co zapewne nie dziwi, to bardzo nieliczna grupa.
Redystrybucja
W ESS zapytano między innymi także o stosunek do redystrybucji dochodów, dokonywanej za pośrednictwem państwa. 80 proc. Polaków zgodziło się z tezą, że państwo powinno aktywnie działać na rzecz redukcji nierówności dochodowych. Warto zwrócić uwagę, że także tutaj nasze społeczeństwo okazało się tylko nieco bardziej socjalne od pozostałych społeczeństw europejskich. W pozostałych krajach interwencję państwa poparło 74 proc. respondentów. Takie nastawienie rodaków nie może dziwić, jeżeli będziemy pamiętać, że nierówności dochodowe w Polsce należą do najwyższych w Europie i ciągle rosną. Negatywne skutki takiego stanu rzeczy są zauważalne gołym okiem. Nie ma chyba społeczeństwa, które akceptowałoby trzystukrotne różnice w zarobkach. Nie może zatem dziwić, że także Polacy nie akceptują takiej sytuacji.
Zadania państwa
Z badań można także odczytać sfery życia, w których działalność państwa jest nie tylko akceptowana, ale także silnie pożądana.
Polacy przypisują państwu odpowiedzialność za odpowiedni poziom życia ludzi starszych, zapewnienie powszechnej opieki zdrowotnej, zapewnienie pracy każdemu, kto chce pracować, także zapewnienie właściwego poziomu życia bezrobotnym oraz zmniejszanie różnic w dochodach. Najmniejsze poparcie spośród wymienionych zadań uzyskało ostatnie – ale i tak był to poziom 85 proc.. Wszystkie pozostałe oscylowały wokół 90 proc., niekiedy osiągając niemal 100 proc. wskazań.
Pozwala to spojrzeć nieco innym okiem na liberalny sposób myślenia o gospodarce. Wyraźnie widać, że forsowanie ciągłej liberalizacji dzieje się nie tylko obok społeczeństwa, ale przede wszystkim przeciw niemu. Oczywiście można twierdzić, że po 16 latach ludzie nie otrząsnęli się jeszcze na tyle, by potrafić ocenić rzeczywistość, w której muszą żyć. Tyle tylko, że takie założenie jest nie tylko głupie, ale także śmieszne. Nie potrafię znaleźć żadnego przekonującego argumentu za tym, że Hanna Gronkiewicz-Waltz lub Zyta Gilowska lepiej rozumieją świat Kowalskiego, niż sam Kowalski. Potrafię znaleźć za to sporo takich, które temu przeczą.
Co z tego wynika
Przede wszystkim warto uświadomić sobie, że Polacy w przeważającej większości popierają aktywną rolę państwa w życiu gospodarczym i społecznym. Oczywiście nie należy tego wiązać z gospodarką centralnie planowaną w radzieckim stylu lub jakimiś formami utopii. To nie są pobożne i absurdalne życzenia sfrustrowanego społeczeństwa. To opowiedzenie się za państwem, które nie zostawia przegranych samym sobie – za państwem socjalnym. Za modelem gospodarczym, który działa w Szwecji, Francji, Niemczech, i wielu innych krajach - a więc możliwym do zrealizowania i, sądząc po efektach, skuteczniejszym od wolnorynkowej utopii realizowanej od 16 lat w Polsce. I nie można tylko zrozumieć dlaczego ktokolwiek miałby uważać, że odwołanie się do sprawdzonych za granicą rozwiązań, mocno zakorzenionych także w polskiej tradycji (choćby wizje ustrojowe PPS) i społecznych oczekiwaniach, miałoby być niepoważne i ośmieszające.
Tego, że Polacy chcą zmiany retoryki i zasad działania swojego państwa dowiodły po części ostatnie wybory parlamentarne. Zrozumieli to eksperci od marketingu wyborczego (bo już nie politycy) Prawa i Sprawiedliwości. Wygrana PiS w wyborach to właśnie zasługa hasła i wizji Polski solidarnej. Odwołania się do społecznej sprawiedliwości i solidarności, które niezmiennie są mocno zakorzenione w polskim społeczeństwie. Tyle tylko, że wizja z programów wyborczych PiS była jedynie hasłem wyborczym i, na co wszystko wskazuje, nie zostanie zrealizowana.
Ale tym bardziej otwiera się droga dla lewicy, która może i powinna zacząć odwoływać się do rzeczywistych problemów ludzi, którymi chce rządzić. Na polskiej scenie politycznej nie potrzeba kolejnych partii centrowych czy centrolewicowych, które jako podstawę swojego działania uznają akceptację dla polskiego modelu transformacji.
Jak piszą Wieczorkowski i Machalica: „Polsce potrzebne jest stworzenie nowoczesnej partii socjalistycznej w europejskim wydaniu. Wyborcy pragną oddać swój głos na partię lewicy stojącą po stronie zwykłych ludzi, a nie rynków kapitałowych.”
Polsce potrzebna jest silna, wrażliwa na społeczną rzeczywistość i wartości oraz skuteczna w działaniu lewica – taka, która nie wstydzi się tego, że jest lewicą i potrafi skutecznie bronić swoich racji.
Tomasz Borejza
Artykuł ukazał się w dzienniku "Trybuna".