Fotogeniczna i błyskotliwa autorka „No logo” szybko stała się medialną gwiazdą. Najlepszym dowodem potwierdzającym tę tezę były poświęcone jej okładka i długi artykuł w „Wysokich Obcasach” na ładnych parę miesięcy przed polską premierą książki. Gdy wreszcie ta kultowa praca pojawiła się w polskich księgarniach, musimy przyznać, że wrzawa wokół niej czyniona nie była nieuzasadniona. Nie dość bowiem, że rzecz została świetnie napisana, że czyta się ją doskonale, to jeszcze w tak atrakcyjnej formie autorka serwuje nam potężną porcję wiedzy i krytyki społecznej. Tematem „No logo” jest dominująca dziś w świecie neoliberalna postać kapitalizmu. Klein zaczyna swą analizę od jej najbardziej efektownych przejawów. Przygląda się tym formom neoliberalizmu, które przenikają codzienne życie zwykłych ludzi. W tej właśnie roli występuje w jej książce tytułowe „logo”. Punktem wyjścia jest tu niezwykła kariera logo, czyli marki handlowej w ciągu ostatniej dekady.
Autorka opisuje kolejne etapy markowej ofensywy, która gruntownie przekształciła handel w latach 90. Ukazuje, jak wielkie koncerny w rodzaju Nike, GAP, czy Disneya postanowiły rozszerzyć swą ofertę i obok sprzedaży tradycyjnych towarów, takich jak sportowe obuwie, ubrania, czy filmy dla dzieci, oferować klientom też ometkowany styl życia. Nowe strategie marketingowe skierowane przede wszystkim do młodzieży miały przekonać odbiorców, że dopiero zakup markowego towaru pozwoli im być kimś wartościowym. Markowa konsumpcja miała być bramą do świata, w którym wszyscy są młodzi, piękni, cool i w porzo.
Komercjalizacja nie tylko zaatakowała subkultury młodzieżowe, ale też zaczęła je kreować. Sport, muzyka, kultura, sztuka, a także polityka, edukacja i medycyna stały się obiektami ingerencji koncernów. Wszechobecny sponsoring doprowadził do faktycznego uzależnienia każdej z tych dziedzin od woli korporacyjnych darczyńców. W ten sposób Ameryka lat 90. została skutecznie ometkowana. Skomercjalizowano niemal całą przestrzeń publiczną i niemal całe życie prywatne. Oznaczało to niebotyczny wzrost zysków właścicieli marek. Klein nie zatrzymuje się jednak na poziomie opisu markowej ofensywy.
Kanadyjska pisarka podkreśla, że tryskający kolorami i mieniący się szykownym blaskiem świat wielkich markowych sklepów to zaledwie krucha fasada, za którą ukrywa się zdecydowanie mniej przyjemna rzeczywistość.
Można zauważyć, że podporządkowane dogmatom neoliberalizmu społeczeństwo rozdzierane jest przez pewną zasadniczą sprzeczność. Z jednej strony mamy uwodzące bogactwo magicznego świata konsumpcji, z drugiej pogłębiające się problemy społeczne: bezrobocie, biedę, niepewność, polityczny nihilizm, przemoc. Sprzeczność ta jest jednak tylko pozorna. Klein zastanawia się, jak możliwa była ekspansja marek w świecie pogrążonym w kryzysie, jak możliwy jest rozbuchany konsumpcjonizm w sytuacji rosnącej niepewności zatrudnienia, malejących płac i powszechnej pauperyzacji klas średnich.
Okazuje się, że sytuacja ta nie była konsekwencją jakiejś ogólnej prosperity, ale praktyk monopolistycznych oraz zastępowania instytucji publicznych, w tym państwa, przez kapitał prywatny. Zasadniczą rolę odegrało tu ograniczenie ilości możliwych wyborów, rugowanie mniejszej konkurencji przez wielkie koncerny, korporacyjna monopolizacja rynku i utowarowienie coraz to nowych sfer życia jednostek. To nie popyt napędza zyski właścicielom wielkich marek. Co więcej, wzrost popytu, czyli wzrost powszechnej pomyślności, byłby dla nich zabójczy. Paradoksalnie żywią się oni przede wszystkim skutkami ogólnego kryzysu, który potrafią przekształcić w dyktaturę podaży. Monopolista wcale nie potrzebuje zasobnych konsumentów, wie bowiem, że także konsumenci biedni są na niego skazani.
Dla zawrotnej kariery marek nie trzeba było wzrostu płac potencjalnych nabywców, ale zniszczenia przestrzeni publicznej, prywatyzacji usług publicznych, bankructwa publicznej edukacji i opieki medycznej, likwidacji domów kultury i braku pieniędzy na inne instytucje kulturalne (teatry, muzea, kina). Neoliberalne spustoszenie oczyściło grunt przed ekspansją koncernów. Według Klein, proces ometkowania kultury wpisuje się zatem w ogólną tendencję do prywatyzacji przestrzeni publicznej. Mówiąc innym słowy, stanowi on część zjawiska zastępowania demokratycznych, czyli kontrolowanych i nakierowanych na realizację dobra wspólnego instytucji życia społecznego przez niekontrolowane firmy prywatne, które nastawione są wyłącznie na zysk. Inną neoliberalną zdobyczą generującą zyski tych firm są zmiany w stosunkach pracy, które wprowadzano od lat 80. pod ogólnym hasłem „liberalizacji kodeksów pracy”.
Najważniejszą z nich pozostaje, wedle Klein, uelastycznienie zatrudnienia. Zjawisko to jest kluczowe dla zrozumienia neoliberalnej formy kapitalizmu, więcej nawet, jego rozprzestrzenianie się karze mówić o nowej „kwestii robotniczej” (inaczej niż rewolucja technologiczna, która wbrew swym prorokom niczego w tej kwestii nie zmienia).
Masowe pojawienie się zatrudnionych w tzw. nieregularnych stosunkach pracy: w niepełnym wymiarze, na czas określony, na umowę o dzieło, samozatrudnionych, podwykonawców stworzyło nową kategorię pracowników. To pracujący biedacy.
Do niedawna posiadanie pracy wiązało się z gwarancją uczestnictwa w korzyściach z gospodarczego rozwoju. Mieć pracę znaczyło nie być biednym. Dziś już tak nie jest. Można pracować i jednocześnie cierpieć biedę. Można mieć pracę, a jednocześnie być wykluczonym. Dla jednej trzeciej zatrudnionych w Europie i USA oraz dla 60 proc. zatrudnionych w Trzecim Świecie praca jest właściwie już tylko formą represji, jaką kapitalistyczne państwo poddaje przedstawicieli klas podporządkowanych. Fakt ów karze podchodzić z rezerwą do rozmaitych statystyk bezrobocia. Mówią one, ilu ludzi ma pracę, ale nie mówią nic o jej jakości i treści społecznej.
Drugą stroną tego stanu rzeczy jest oczywiście uszczuplenie masy płacowej o wielkość, której przedsiębiorstwa nie muszą wypłacać swym zderegulowanym pracownikom (a zarabiają oni od 20 do 40 proc. mniej niż pracownicy regularni). Oto więc mamy rozwiązanie kolejnej tajemnicy wzrostu zysków przy jednoczesnym spowolnieniu rozwoju. W planie ponadnarodowym destabilizacja stosunków pracy uzupełniona została przez relokację produkcji. Pojęciem tym oznacza się tendencję do przenoszenia zakładów wytwórczych wielkich euroamerykańskich i japońskich firm do biednych krajów Południa. Odbywa się ona pod jakże pociągającymi hasłami inwestycji. W rzeczywistości jednak sprzyja nie rozwojowi, ale reprodukcji, a nawet pogłębianiu zacofania obszarów, na których relokuje się produkcję.
Spowodowane jest to przede wszystkim półniewolniczymi stosunkami pracy (12 – 16-godzinny dzień pracy), przerażająco niskimi płacami, które stanowią główny atut przyciągający „inwestorów” na Południe (mniej niż dolara za godzinę – przy czym często zdarza się, że owo mniej oznacza 13 centów za godzinę harówki w nieludzkich warunkach) oraz ultraliberalnymi przepisami pozwalającymi korporacjom przez wiele lat nie płacić żadnych podatków w krajach, gdzie proceder ów się odbywa. Jakikolwiek postęp w tych dziedzinach oznaczałby ich natychmiastowe odejście. Dlatego miraż rzekomych korzyści z napływu kapitału skłania lokalne rządy do brutalnego powściągania wszelkich demokratycznych zapędów taniej siły roboczej, a nawet do dalszego obniżania jej kosztów. Dzięki tak sprzyjającym okolicznościom korporacje w rodzaju Nike mogą sprzedawać swe produkty po cenach przekraczających koszty nawet o kilkadziesiąt razy.
Analiza przedstawiona w książce Naomi Klein nie pozostawia wątpliwości co do charakteru neoliberalnej restrukturyzacji gospodarek na przełomie XX i XXI w. Wbrew wielu powierzchownym interpretacjom jej krytyczne przesłanie
wzywa nie tylko do porzucenia konsumpcyjnej fascynacji ometkowanymi towarami, która czyni z nas niewolników marek. W rzeczywistości Klein kreśli projekt radykalnego ruchu politycznego. Jego celem nie ma być walka z kulturowymi skutkami neoliberalizmu, ale z jego polityczno-klasowymi fundamentami. Tak właśnie należy rozumieć przedstawione i jednoznacznie rewindykowane przez kanadyjską autorkę formy społecznego ruchu oporu przeciw globalizacji neoliberalnej.
Klein podkreśla jego różnorodność, ale też odmienność od pluralistycznej polityki lewicy postmodernistycznej, do której sama w przeszłości należała. Jeżeli bowiem ta ostatnia skupia się prawie wyłącznie na kwestiach obrony rozmaitych mniejszości, nie stawiając w polu swych zainteresowań wyzysku, państwa, struktury klasowej, imperializmu, to alterglobaliści odzyskali je w uprawianej przez siebie krytyce neoliberalizmu.
„No logo” było krokiem milowym w tym procesie. Perspektywa, jaką kreśli Klein, a wraz z nią inni autorzy alterglobalistyczni, tacy jak Noam Chomsky, Walden Bello, Wandana Shiva, Samir Amin, nie ogranicza się do jakże słusznego hasła „wyloguj się”. Ukazuje bowiem daremność wszelkich prób ucieczki od presji ometkowanego świata. Ani obrona zagrożonej suwerenności kultur lokalnych, ani tym bardziej tzw. alternatywny styl życia (który zawsze jest tylko konsumpcjonizmem inaczej) nie są dla Klein żadnym rozwiązaniem. Nie wystarczy bojkotować buty Nike’a, omijać bary McDonald’sa, nie tankować benzyny na stacjach Shella i starać się nie używać oprogramowania Microsoftu, chociaż zachowania takie są godne rozpropagowania już choćby dlatego, że stanowią skuteczną metodę wywierania nacisku na kierownictwa firm ponadnarodowych (o czym przekonały się i Shell, i McDonald’s). Bardziej etyczne podejście do konsumpcji to jedynie pierwszy etap odzyskiwania ometkowanej przestrzeni publicznej. Rzeczywistym wyjściem jawi się natomiast radykalna zmiana stosunków społecznych. Tylko ona będzie w stanie stworzyć warunki dogodne dla skutecznego odłączenia się od wszędobylskich macek markowego Matriksa.
Naomi Klein „No logo”, przeł. Hanna
Pustuła, wydawnictwo Świat Literacki 2004, str. 507
Przemysław Wielgosz