I rzeczywiście, w kontekście dominującej w Polsce retoryki medialnej, gdzie politycy, dziennikarze i ludzie nauki mówią jednym głosem w kwestiach prywatyzacji, wojny z Irakiem, uniwersalności i „naturalności” mechanizmu rynkowego, opinie zamieszczone w książce brzmią iście prowokacyjnie. Na przykład, zdaniem lingwisty i lewicowego pisarza politycznego Noama Chomskiego, prywatyzacja sektora publicznego to ekonomiczny absurd, zawoalowanym jej celem jest przesunięcie kolejnych dziedzin życia ze sfery publicznej - zatem podlegającej publicznej kontroli, w ręce prywatne - we władanie korporacji. Chomsky obala mit, jakoby prywatyzacja oznaczała wzrost wydajności, czy korzyści dla klientów. Uważa bowiem, że korporacje są nieefektywne, spowalniają wzrost gospodarczy, mają autokratyczne metody zarządzania, nie poddają się prawom konkurencji, ponieważ nawiązują ze sobą sojusze, by takowej uniknąć.
Chomsky uważa, że sektor prywatnych korporacji jest dużo bardziej zbiurokratyzowany niż sektor publiczny. Jako przykład podaje system prywatnej opieki medycznej w USA, którego koszty administracyjne są o wiele wyższe niż w publicznym systemie kanadyjskim. Jest to znamienny przykład w kontekście przekonań wielu Polaków odnośnie prywatyzacji służby zdrowia. Otóż niezadowoleni z jej obecnego stanu naprawdę czasem wierzą, że prywatyzacja oznaczałaby zbawienie, jeśli chodzi o poziom usług i koszty leczenia. Taka opinia wynika z afirmatywnego podejścia czołowych polityków oraz mediów do własności prywatnej jako takiej.
Poprawność intelektualna i polityczna w Polsce, to również sakralizacja rynku. Nawet premier lewicowego rządu w naszym kraju powtarzał publicznie, że „rynek ma zawsze rację”. Przekonanie takie zdaje się być poparte ideologicznie tezami o uniwersalności rynku oraz naturalizacji mechanizmów jego działania W tym kontekście laureat ekonomicznego Nobla z 2001 roku, Joseph Stiglitz, uznany powinien zostać za heretyka. W wywiadzie zamieszczonym w „Anty-Tinie” przytacza argumenty, z których wynika, ze ekonomia jest nauką społeczną. Obwieszcza, że nie ma uniwersalnego rynku, że rynek nie może działać bez ingerencji państwa. Obala przy tym mity gospodarki dziewiętnastowiecznej, którymi karmią nas współcześnie - jak ich nazywa - „fundamentaliści rynkowi”.
Stiglitz twierdzi, że nie jest prawdziwe przekonanie o” niewidzialnej ręce rynku” jako samoczynnym mechanizmie prowadzącym do równowagi rynkowej. Uważa on, że współcześnie uczestnicy rynku nie podejmują decyzji racjonalnie (bo nie mają takich możliwości), oraz że rynek to w istocie gra, która potrzebuje przepisów i arbitrów, a zatem świadomej ingerencji ludzkiej. Nie ma zatem ogólnospołecznego dobrobytu bez owej ingerencji, ponieważ nie jest prawdą bezmyślnie powtarzana teza Adama Smitha, że kiedy ktoś się bogaci, to przyczynia się do bogacenia innych. Zatem, aby unikać wzrostu nierówności społecznych, które zdaniem noblisty szkodzą i gospodarce, i polityce, należy stosować odpowiednie instrumenty, na przykład podatkowe.
Stiglitz uważa, że obniżanie podatków najzamożniejszym, przyczynia się do wzrostu nierówności, a w efekcie do załamań koniunktury, niepokojów społecznych. Ponadto krytykuje on obecny model globalizacji, która polega jego zdaniem na asymetrii. Korzyści z niej odnoszą bowiem kraje zamożne. Współczesnej globalizacji jest więc potrzebny ktoś na miarę Keynesa. Przekonanie, że procesy globalizacji powinny być ekonomicznie zaprojektowane, burzy tak dominujące u nas dogmatyczne przywiązanie do sloganów o wolnym - od ingerencji państw czy innych instytucji politycznych - rynku jako najwyższej formie ludzkiej działalności, wieńczącej dzieje. Należy przy tym dodać, że Stiglitz, podobnie jak Chomsky, udowadnia, podając konkretne przykłady, że obecnie „wolny rynek” to fikcja, a gospodarka i handel zostały tak skonstruowane, by przysparzać bogactwa wyłącznie krajom zamożnym.
W wielu wywiadach opublikowanych w „Anty-TINIE” ma miejsce krytyka wojny w Iraku. W kontekście istnej retoryki wojny wygłaszanej – znowu - ustami polskich polityków i dziennikarzy, poglądy zamieszczone w książce to prawdziwa demaskacja oficjalnych argumentów prowojennych. Przede wszystkim, obala się tam już na pierwszy rzut oka oczywisty paradoks (jednakże zawoalowany pod hasłami interwencji humanitarnej) polegający na tym, że czołgi i bomby nie mogą wprowadzić w jakimś kraju demokracji. Mówi o tym zarowno spekulant George Soros, jak i politolog Benjamin Barber. Podkreślają oni, że decyzja o wojnie jest konsekwencją ideologicznego zacietrzewienia neokonserwatystów z administracji Busha, którzy są przekonani, iż misją Ameryki jest jej supremacja i krzewienie darwinistycznego modelu rynkowego w świecie. Dodają przy tym, że to wojna przyczynia się do eskalacji terroryzmu i w efekcie do załamywania się bezpieczeństwa międzynarodowego.
Zygmunt Bauman z kolei twierdzi, że tak zwana „wojna z terroryzmem” jest zjawiskiem wpisanym w szerszy kontekst społeczny związany z dekonstrukcją państw opiekuńczych. W okresie epoki swoistej umowy społecznej między światem pracy i kapitału, czego efektem były państwa typu welfare state, władza polityczna była legitymizowana poprzez swoje zabiegi dotyczące korygowania społecznych efektów wynikających z działalności mechanizmu rynkowego. Działo się to poprzez konstrukcję sfery socjalnej. W dobie obecnej natomiast ludzie nie mogą liczyć na bezpieczeństwo socjalne, zatem władza musi poszukiwać nowych obszarów legitymizacji. Wybory wygra więc ten, kto skuteczniej przekona społeczeństwo, że jest w stanie obronić je przed rosnącą przestępczością, a obecnie również przed terrorystami. Ale ta walka z przestępczością i terroryzmem jest oczywiście bezskuteczna, bowiem te same decyzje, które powodują demontaż państwa opiekuńczego oraz ekspansję neoliberalizmu w inne kręgi kulturowe, jednocześnie sprzyjają wzrostowi przestępczości i wylęganiu się terroryzmu.
Naomi Klein nie ma wątpliwości, że wojna Iraku i towarzyszące jej jako skutek terrorystyczne akty odwetu mają związek z szerzeniem się zasad neoliberalizmu, które stanowią urzeczywistnienie interesów ponadnarodowych korporacji. Argumentuje to faktem, że zaraz po zdobyciu Bagdadu sprowadzono tam z Europy wschodniej(!) specjalistów od prywatyzacji i liberalizacji, nie pytając Irakijczyków w ogóle o zdanie w tej kwestii. Ponadto, administratorem Iraku uczyniono nie przez przypadek Bremera, który jest biznesmenem. A neoliberalizm i oddanie gospodarki korporacjom w kraju podbitym oznacza kolonizację tejże, oraz darwinistyczne stosunki społeczne. Korporacje bowiem dążą do bezwzględnej maksymalizacji zysków.
Klein uważa, że wojna w Iraku jest wpisana w obecny model globalizacji. Współczesny kapitalizm to jej zdaniem globalizacja na rzecz korporacji, a w rezultacie globalizacja biedy, nierówności i konfliktów. Procesów globalnych nie da się powstrzymać, ale należy walczyć o inny ich kształt. Obecnie ma miejsce równanie w dół społeczeństw zamożnych, spychanie pracowników do poziomu ludzi z biednych krajów. Kapitał bowiem przenosi się tam, gdzie jest tańsza siła robocza; ten, kto pozostaje w kraju, zatrudnia tańszych pracowników –imigrantów. W rezultacie świat pracy społeczeństw zachodnich przyzwyczajony do wysokich płac i standardów socjalnych musi godzić się pracować na coraz mniej dogodnych warunkach. Wydaje się, że rozumowanie autorki „No logo” zdaje się podzielać społeczeństwo Francji. Świadczy o tym odrzucenie traktatu konstytucyjnego. W Polsce propaguje się przekonanie, że to obecna konstrukcja UE, tańsza siła robocza w Polsce mogą stanowić dla nas szansę, bowiem nasz kraj będzie przyciągał inwestorów. Klein jednakże nie ma wątpliwości, że bazując na konkurencyjności kosztów pracy nie zbuduje się dobrobytu, nie pokona zapaści cywilizacyjnych. Dlatego należy walczyć o globalizacje zgodną z interesem obywateli, nie korporacji, i domagać się, by w raz z otwarciem granic zachowano godne płace, warunki pracy, ochronę socjalną.
Na temat globalizacji wypowiadają się też Soros i Barber. Dostrzegają potrzebę zmiany jej reguł, uważają bowiem, że obecny jej kształt jest przyczyną biedy i niesprawiedliwości w krajach mniej rozwiniętych. Jednakże uwagę swoją koncentrują na stosunkach międzynarodowych. Przyświeca im idea uczynienia świata bezpieczniejszym. Sądzą, że konieczne jest budowanie demokracji w krajach, pozbawionych tego mechanizmu. Postulują konkretne działania, które miałyby służyć demokratyzacji krajów dotychczas rządzonych w sposób mniej lub bardziej dyktatorski. Soros zakłada sieć fundacji na rzecz społeczeństwa otwartego, Barber postuluje, by wysyłać z Zachodu pieniądze i ludzi, którzy zajęliby się budową społeczeństw obywatelskich.
Z tych pomysłów wyziera jednak przekonanie o wyższości modelu zachodniej liberalnej demokracji nad innymi porządkami społecznymi. Tymczasem kraje takie jak Kuba czy Białoruś gwałcą demokratyczne normy i gnębią opozycję, ponieważ obawiają się importu na jej barkach kapitalizmu. I Soros i Barber wspominają o konieczności wprowadzenia mechanizmów, które zaowocują sprawiedliwszą globalizacją, jednak nie wspominają, czy demokratyzacja mogłaby iść w parze jednocześnie z nierynkowymi, alternatywnymi wobec kapitalizmu rozwiązaniami gospodarczymi. A przecież można mieć wątpliwości, czy w pomarańczowej rewolucji na Ukrainie chodziło rzeczywiście o zniesienie autokratycznych rządów, czy też o otwarcie się tego kraju na kapitał zachodni. Można również zastanawiać się, czy gdyby Białoruś przeprowadziła prywatyzację swojej gospodarki, Łukaszenko byłby postrzegany jako dyktator. Współcześnie dzieje się tak, że to kraje nie włączające „zielonego światła” dla inwestorów uważane są za łamiące demokratyczne normy. W kontekście postulatu demokratyzacji należałoby uczciwie powiedzieć, czy decyzję o modelu gospodarczym pozostawi się autonomicznemu wyborowi społeczeństw, czy też wciągnie się demokratyzowane kraje w procesy globalnego kapitalizmu odgórnie.
Krytyczni wobec globalizacji rozmówcy Żakowskiego w istocie nie postulują radykalnej zmiany porządku społecznego. Najbardziej bezkompromisowi - Chomsky i Klein - wierzą w konieczność obrony rynku i demokracji przed totalitaryzmem rządów wielkich korporacji. Naomi Klein, która wzorem Roży Luksemburg dowodzi związku wojen z imperializmem krajów kapitalistycznych, zauważa, iż wojna w Iraku jest konsekwencją konieczności ekspansji neoliberalizmu. Wierzy ona jednak, iż należy ocalić rynkowy model gospodarczy poddając go demokratycznej kontroli i oprzeć go na zasadach sprawiedliwości społecznej. Mówi ona przy tym, iż nie należy ufać ideologiom - czy to marksizmowi, czy fundamentalizmowi rynkowemu, na którym opiera się neoliberalizm.
Jakże inaczej brzmi na tym tle wywiad z Oskarem Niemeyerem, znanym brazylijskim architektem. Rozmówca Żakowskiego stwierdza wprost, że wierzy w rychły wybuch rewolucji komunistycznej. Dodaje, że życie bez całościowej wizji rzeczywistości społecznej, opartej na ideałach równości i wolności, nie miałoby dla niego sensu. Niemeyer zatem krytykując globalizację pozostaje wierny ideologii. Status quo bowiem jest zbieżne z tym, co przewidywał Marks odnośnie koncentracji kapitału, a ucisk świata pracy i całych społeczeństw stwarza sytuację rewolucyjną, dającą nadzieję na stworzenie innego świata, opartego na zupełnie innych wartościach.
W tym kontekście pojawiają się ważne pytania odnośnie intelektualnego klimatu na Zachodzie. Czy intelektualiści sprzeciwiający się globalizacji wyzbyli się na zawsze wiary w ideologię i walczą już tylko o pewne zasady? Czy uważają, że demokracja jest nierozerwalnie związana z rynkiem, czy też możliwa jest na przykład w połączeniu z socjalistycznym modelem gospodarczym? Sądzę, że te pytania są istotne również dla konsolidującego się w naszym kraju ruchu alterglobalistycznego. Koniecznie należy zdać sobie sprawę, czy walczy się jedynie o globalną korektę, czy też traktuje reformistyczne postulaty jako preludium dla stworzenia społeczeństwa socjalistycznego.
Jacek Żakowski, Anty TINA. Rozmowy o lepszym życiu, myśleniu i świecie, wyd Sic!, Warszawa 2005
Ewa Groszewska