Stanisławski: Smutny happy end
[2005-09-16 23:38:18]
Akcja sztuki rozgrywa się w 1919 roku w Chicago. Jak każde wielkie amerykańskie miasto, było ono owiane sławą mafii i gangsterów. Czołowym bohaterem jest Bill Cracker, grany przez Grzegorza Małeckiego. Twardy viceherszt jednej z band wzbudza wśród samczej braci respekt swą nieustępliwością i bezkompromisowością oraz – a jakże – ryzykanctwem i brawurą. Losy jego splatają się za sprawą przygodnego seksu, który zrodził prawdziwe uczucie, z Lilian Holliday – żołnierzem Armii Zbawienia w randze porucznika. Ich perypetie opisywane są – jak to w musicalowych przedstawieniach bywa – za pomocą znakomitych scenek rodzajowych, które bez trudu da się umieścić w kontekście polskiej rzeczywistości. Przy okazji tej historii Bertold Brecht i Kurt Weil (kompozytor wspaniałej muzyki) obnażają hipokryzję współczesnego sobie i nam społeczeństwa, a zwłaszcza dwóch instytucji -fundamentów dzisiejszego porządku – wolnego rynku i kościoła. Kochankowie są postaciami tragicznymi i tylko to (oprócz miłości) ich łączy. Poza tym, są totalnymi przeciwieństwami. Inny jest ich świat wartości i społeczne środowisko. Te różnice najlepiej pokazuje wzruszająca scena szczerej rozmowy pomiędzy Lilian i Billem, podczas której ten ostatni zaczyna zdawać sobie sprawę z beznadziejności sytuacji, w jakiej się znajduje. Miłość, oddanie, dobroć i, co najważniejsze, przenikliwa szczerość Lilian doprowadzają Billa najpierw do agresywnych reakcji i desperackich prób racjonalizacji, w dłuższej perspektywie jednak wywołują w nim trwalsza refleksję. Podczas ich rozmowy pada jeden z najważniejszych ideologicznych konceptów, na bazie których funkcjonuje dziś społeczeństwo. Chodzi o szczęście. Bill broni się sam przed sobą (i przed Lilian) wmawiając sobie na siłę, iż jest szczęśliwym człowiekiem. Przywołuje przy tym argumenty jakby ze spotu wyborczego Donalda Tuska czy Henryki Bochniarz. Uważa, iż cieszy się ogromnym szacunkiem i wiele potrzebuje czasu, by zrozumieć, że respekt i strach to dwie różne – przeciwstawne – rzeczy. Może bezkarnie krzywdzić innych, ale czy to rzeczywiście wystarczy, by czuć się spełnionym? Bill chwali się też, że jako „szanowany” gangster, może swobodnie zabawiać się z każdą prostytutką. Zanim zacznie się poważnie zastanawiać, jak bardzo iluzoryczna jest wartość tego przywileju, do porządku przywołuje go jego rozwścieczona szefowa. Cracker – pochłonięty rozważaniami – spóźnił się bowiem na… napad na bank. Wyjątkowa to doprawdy metafora. Doskonale pokazuje bowiem, jaką funkcję pełni na wolnym rynku ludzka praca. Nie jest jej rolą rozwijać jednostkę, lecz napychać kieszenie bandytom usadowionym na najwyższym szczeblu. Z drugiej strony, praca ma powstrzymywać przed jakimkolwiek zastanawianiem się nad sensem życia – grozi to bowiem antysystemową refleksją. Człowiek jest przydatny tylko wówczas, gdy spokojnie – od początku do końca swych dni – tkwi w ideologicznych ramach, pozwalających racjonalizować istniejącą sytuację. Bogaci też żyją w klatce – cóż z tego, że ze złota. Olbrzymią transformację przechodzi też Lilian. Zmierza ona jednak w innym kierunku, niż Polska od 15 lat. Przypadkowe spotkanie z Billem dało jej możliwość nie tylko spełnienia swoich elementarnych potrzeb (miłości fizycznej), ale pozwoliło też dać upust nagromadzonej frustracji. Lilian po kilku głębszych za-czyna zdawać sobie sprawę, że Armia Zbawienia tylko na pozór przeciwstawia się rzeczywistości. Faktycznie, jest jednym z filarów hipokryzji, na jakiej się ona opiera. Ideały wynoszone tam na piedestał szybko okazują się mieć wartość drugorzędną w stosunku do biurokratyczno-militarnego podporządkowania w organizacji. Lilian przekonuje się o tym, kiedy zostaje wyrzucona z Armii Zbawienia, ponieważ broni Billa, niesłusznie oskarżonego o morderstwo, przyznając przed policjantem, iż w momencie zbrodni spędzała z gangsterem czas „sam na sam”. Najpierw przełożona namawia ją do złożenia fałszywych zeznań. Robi to nader usilnie, bowiem Lilian stanowi dla organizacji bardzo cenny nabytek ze względu na umiejętność konstruowania na poczekaniu doskonałych propagandowo kazań. Gdyby skłamała i zaprzeczyła, jakoby towarzyszyła w tym czasie Billowi, puszczono by nawet w niepamięć nieprzyzwoitą piosenkę, na wykonywaniu której ją przyłapano! Lilian wybiera jednak prawdę. Ta zaś ją „kompromituje”. Jak się okazuje, prawdziwe przywiązanie do wartości w ówczesnym (i dzisiejszym) świecie jest niebezpieczne – łatwo stracić pracę. Mało tego, łatwo stać się też persona non grata w swoim środowisku. Oto bowiem Lilian i Bill, kiedy zjawiają się w bożonarodzeniową noc w jednym z przytułków prowadzonym przez Armię Zbawienia prosząc o pomoc, okazują się być „zbłąkanymi duszami, których tu nie chcemy”. Ich perypetie rozgrywają się na tle bandyckich porachunków i mafijnych intryg, które natychmiast przywodzą na myśl atmosferę rodem z zakładu pracy. W tej grze nie ma zwycięzców. Chwilowo dominuje jeden, potem pierwszeństwo odbiera mu inny i tak w koło Macieju. Każdy z gangsterów pełen jest dumy, gdy uda mu się – choćby iluzorycznie – wdeptać w ziemię innego (niejednokrotnie przyjaciela). Z uśmiechem na twarzy wyśpiewuje wówczas pieśni o tym, jaki jest wspaniały i jak „wielki ma łeb”, dzięki czemu może triumfować kosztem „tanich frajerów”, których to – jakże sprytnie – „załatwił”. Czyż nie jest to czasem dokładnie ten sam motyw społecznego postępowania, który od piętnastu lat funkcjonuje w Polsce? Oczywiście! Czyż świat mafijnego cwaniactwa i gloryfikacja siły oraz szczera uciecha z pokonania drugiego nie jest spełnieniem marzeń Tuska i Balcerowicza o prawdziwie wolnej konkurencji? O świecie gdzie „rzeczywista energia przedsiębiorców jest uwolniona”? W końcu - czy studentom nie przypomina to wydziałowego wyścigu szczurów po stypendia i oceny? Wszystko jednak kończy się – na pozór - dobrze. Bill i Lilian planują się zaręczyć, okrutna szefowa gangu odnajduje swojego utraconego męża i porzuca swoje dotychczasowe zajęcie, zaś pieniądze z napadu na bank, cokolwiek sfuszerowanego przez spóźnienie Billa, przekazane zostają… Armii Zbawienia. Czy jest to jednak prawdziwy „Happy End”? Nie bardzo. Do Armii Zbawienia wstępują zaraz inni członkowie gangu, a robią to wyłącznie po to, by być bliżej zrabowanych pieniędzy i odzyskać łup, przekazany na „charytatywny” cel. Nie kryją się nawet specjalnie z tym przed przywódczynią lokalnego oddziału Armii Zbawienia. Pani pułkownik jest tak wniebowzięta, pieszcząc worek z pieniędzmi, że nic jej to nie przeszkadza; w tym stanie uniesienia przyjmie każdego.. Pomimo bogobojnego nastawienia nie przeszkadza jej, że pieniądze pochodzą z kradzieży (przypominam siódme przykazanie!). Sam Brecht nie wiedział o tym, jak ślicznie i dokładnie odmalował w swej sztuce obraz dzisiejszego polskiego kleru. Najbardziej tragiczny jest los pary głównych bohaterów. Stają bowiem przed dość marnym wyborem. Albo będą żyli zasadami mafii, albo - hipokryzją Armii Zbawienia. Wybierają to drugie, tylko po to, by mniej ryzykować własnym życiem. Od rzeczywistości – pomimo najszczerszych, uczciwych chęci – nie ma ucieczki. Zaś wybory, które nam ona oferuje, są pozorne. Jakościowej różnicy próżno szukać pomiędzy drogami życia, które przeciętny człowiek może w kapitalizmie obrać. *** Wyrazy szczerego uznania należą się odtwórcom głównych ról – wspomnianemu już Grzegorzowi Małeckiemu oraz Katarzynie Kurylońskiej. Nie tylko za wspaniałą grę aktorską, ale i za brak typowego przy musicalach zadęcia podczas scen nieśpiewanych oraz za wyjątkową wręcz płynność i naturalność przy przechodzeniu od mowy do śpiewu. To robi wrażenie! Jak zresztą całe przedstawienie, na które po prostu koniecznie trzeba pójść. Teatr Narodowy, Bertolt Brecht, "Happy End", muzyka: Kurt Weill, reż. Tadeusz Bradecki, grają: Grzegorz Małecki, Katarzyna Kurylońska, Emilian Kamiński. Najbliższe przedstawienia odbędą się w dniach 11, 12 i 13 października 2005 r. w Teatrze Narodowym. |
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Syndrom Pigmaliona i efekt Golema
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Mury, militaryzacja, wsobność.
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Manichejczycy i hipsterzy
- Pod prąd!: Spowiedź Millera
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Wolność wilków oznacza śmierć owiec
- Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
- Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
- od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
- Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
- Kraków
- Socialists/communists in Krakow?
- Krakow
- Poszukuję
- Partia lewicowa na symulatorze politycznym
- Discord
- Teraz
- Historia Czerwona
- Discord Sejm RP
- Polska
- Teraz
- Szukam książki
- Poszukuję książek
- "PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
- Lca
24 listopada:
1957 - Zmarł Diego Rivera, meksykański malarz, komunista, mąż Fridy Kahlo.
1984 - Powstało Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych (OPZZ).
2000 - Kazuo Shii został liderem Japońskiej Partii Komunistycznej.
2017 - Sooronbaj Dżeenbekow (SDPK) objął stanowiso prezydenta Kirgistanu.
?