Obserwując sferę publiczną we współczesnej Polsce, trudno nie dojść do ponurego wniosku, że coraz bardziej wyparowuje z niej duch racjonalności, a dominującą rolę przejmuje światopogląd odwołujący się do głęboko zakorzenionych przesądów, mitów i zabobonów. Kościół, który stał się jedną z najpotężniejszych sił w kraju, skutecznie zdominował edukację publiczną i opanował główne kanały przekazu. Jednocześnie coraz większą sympatią cieszą się poglądy odwołujące się do cnót patriotyzmu i rodzimości, względem których demokracja i tak zwane obyczajowe zepsucie stanowią poważne zagrożenie. Marek J. Siemek w swoim artykule „Oświecenie – polskie lekcje nieodrobione” podejmuje próbę wyjaśnienia źródeł owych zjawisk.
Według niego, aby zrozumieć przyczyny dzisiejszej ucieczki od racjonalizmu, należy cofnąć się kilka wieków wstecz, kiedy to zaczynała kształtować się europejska filozofia oświeceniowa. Najkrótszą i chyba najpopularniejszą jej definicję podał Immanuel Kant stwierdzając, że ”Oświeceniem nazywamy wyjście człowieka z niepełnoletniości, w którą popadł z własnej winy. Niepełnoletniość to niezdolność człowieka do posługiwania się własnym rozumem, bez obcego kierownictwa.” Według Kanta, nie ma nikogo poza samym człowiekiem, kto byłby odpowiedzialny za jego los. Oznacza to radykalne zerwanie z teologicznym myśleniem. Ludzka historia nie jest uzależniona od woli istoty wyższej, lecz stanowi pole dla realizacji wolności. Byłoby w niej wówczas możliwe pełne wykorzystanie ludzkiego intelektu do organizacji życia społecznego. Epoka Oświecenia, w którą wstępowała ludzkość w XVIII w., charakteryzowała się w odczuciu swoich piewców przede wszystkim przekraczaniem barier: zarazem tych wyznaczonych przez naturę, jak i stworzonych przez samego człowieka. Do tych ostatnich należały rozmaite instytucje feudalne, ograniczające rozwój jednostek i całego społeczeństwa.
W kontekście tych wszystkich przekształceń dokonywanych w krajobrazie ówczesnej Europy, Marek J. Siemek zadaje pytanie, w jakim stopniu można mówić o realizacji Oświecenia w Polsce? Jak wspomniałem, jego diagnoza jest pesymistyczna. Przyczyn obecnego stanu rzeczy doszukuje się on w historii państwa polskiego, gdzie wprawdzie w okresie Renesansu i reformacji dokonywały się pozytywne przemiany, ale zostały one w XVII w. powstrzymane przez katolicką kontrreformację. Skutkiem tego utrwalił się konserwatywny model państwa z silna rolą kościoła. Konsekwencję zrośnięcia się tego co świeckie i klerykalne stanowiło zahamowanie niszczenia struktur feudalnego społeczeństwa stanowego, które na zachodzie Europy rozpadało się wraz ze wzrostem znaczenia mieszczaństwa.
Jak pisze Siemek, „Rozwój kapitalizmu i ściśle z nim związane narodziny mieszczańskiego społeczeństwa obywatelskiego ominęły jednak szlachecko-feudalną Polskę, tak samo jak nie dotarła do niej nowożytna rewolucja naukowa.” To właśnie w tym dostrzega on przyczyny zacofania kraju pod względem nie tylko ekonomicznym, ale także kulturalnym. Według niego, Polskę ominął ferment związany z kształtowaniem się oświeceniowej myśli krytycznej nastawionej na piętnowanie tradycyjnych autorytetów, zwyczajów i wierzeń. Owa erupcja teorii nastawionych na zburzenie zmurszałych porządków monarchicznej Europy miała swoją kulminację w Wielkiej Rewolucji Francuskiej. W Polsce ów ruch nie miał możliwości rozwinąć w pełni skrzydeł, gdyż przeżywała ona w tym samym czasie głęboki kryzys państwowości, co związane było z rozbiorami.
Trudno jednak zgodzić się z Siemkiem, że kapitalizm nie przeniknął do Wschodnich rubieży Europy. Wręcz przeciwnie, w Europie dokonał się nie tyle podział na racjonalny „Zachód” i ciemny „Wschód”, co – typowy dla kapitalistycznego porządku światowego - podział na bogate centrum i zacofaną peryferię. Podział, jaki dokonał się w Europie, ma swoje podłoże historyczne oraz ekonomiczne i nie da się go wyjaśnić poprzez opozycję pomiędzy „siermiężną i zapyziałą nieudolnością” z jednej strony a tym co „dojrzałe, normalne i racjonalne” z drugiej.
Doskonałym komentarzem do tez postawionych przez Siemka jest artykuł Jerzego Kochana „(Nie)obecność oświecenia”, w którym postuluje on konieczność wyjaśniania polskiego charakteru Oświecenia poprzez sięgnięcie do „analiz specyfiki rozwoju średniowiecznej gospodarki na terenach na wschód od Łaby, uwzględnienie specyfiki ukształtowanej z latami polskiej gospodarki folwarcznej, zorientowanej na eksport towarów rolnych do coraz bardziej urbanizującej się i kapitalizującej Europy Zachodniej i import towarów luksusowych, głównie z bogatego Wschodu.” W konsekwencji nastąpiło zahamowanie rozwoju miast, rzemiosła i przemysłu a wzrosło panowanie gospodarki szlacheckiej i magnackiej a co za tym idzie osłabienie władzy państwowej.
W Polsce, którą Kochan trafnie nazywa „peryferyjnym krajem zależnego kapitalizmu”, ideały oświeceniowe wprowadzać zaczął na początku XX w. lewicowy ruch robotniczy. W ten sposób nałożyły się na siebie dwie epoki: jedna związana z Rewolucją Francuską i wyzwalaniem się z feudalizmu i okres walki z kapitalistycznymi niesprawiedliwościami. Jednak lewicowy ruch zaszczepiania wartości laickiego państwa czy walki o powszechną edukację, który zaczął się w Polsce rozwijać w okresie międzywojennym, swoje zwieńczenie miał dopiero w czasach PRL. To właśnie wówczas zaczęto urzeczywistniać konkretne oświeceniowe postulaty, takie jak oddzielenie Kościoła od państwa czy walka z analfabetyzmem.
Owo późne przyswajanie tradycji epoki świateł nie było pozbawione trudności. Wprowadzanie na grunt polski myślicieli z okresu Rewolucji Francuskiej w momencie tworzenia socjalistycznego państwa stanowiło ciekawe połączenie dwóch koncepcji politycznych, ale jednocześnie ujawniało czasami pewną schematyczność w podejściu do takich filozofów jak Kant czy Hegel. Tak czy owak, jak zauważa Kochan, po roku 1989 wraz z restauracją kapitalistycznych porządków Oświecenie stało się nad wyraz niewygodne. Wraz z wyrzucaniem zdobyczy socjalistycznych dewastowano równocześnie tradycję oświeceniową zastępując ją różnego typu ideologiami religijnymi. Nie działo się tak przypadkiem, gdyż dla kapitalizmu racjonalnie wyedukowane i walczące o realizację równościowych ideałów społeczeństwo może stanowić poważne zagrożenie. To właśnie dlatego transformacja ustrojowa charakteryzuje się tak niebotycznym wzrostem znaczenia Kościoła, który otrzymując finansowe i moralne wsparcie od państwa kanalizuje społeczne niezadowolenie w jałowych rytuałach religijnych.
W tym kontekście ciekawie prezentuje się artykuł Sebastiana Michalika p.t. „Oświecenie a idea krytyki społecznej”, gdzie określa je jako „tę szczególną formację myślową, która zdobywa samowiedzę na gruncie własnej aktualności, nie odwołując się do takich zewnętrznych kryteriów, jak tradycja, religia, autorytet. (...) buduje swoja tożsamość wokół myślenia krytycznego, kiedy inauguruje ową słynną <
Zdaniem Michalika, jedną z zasadniczych wad oświeceniowej formacji był brak refleksji nad „relacjami panowania w obrębie przestrzeni językowej”. Jak stwierdza dalej, nawiązując do Marksa: „sfera dyskursu publicznego oraz stosunków komunikacyjnych pomiędzy ludźmi musi być potraktowana jako symboliczny efekt układu sił osadzonego w praktyczno-ekonomicznych warunkach reprodukcji porządku społecznego. Dlatego nawet całkowicie uwolniony od cenzury dyskurs prasowy okazuje się bezradny w konfrontacji z materialnymi siłami, interesami i stosunkami dominującymi w polu praktyki gospodarczej”. Trudno nie dostrzec wyjątkowej aktualności tych zdań. Przecież sam fakt nieistnienia oficjalnej cenzury bynajmniej nie gwarantuje pełnego pluralizmu w dziedzinie prezentacji idei na arenie społecznej. Wystarczy cofnąć się do niedalekiej przeszłości, kiedy wybuchła tzw. „afera Rywina”, aby zauważyć, że nawet nieśmiałe projekty mające na celu ograniczyć monopolistyczne pokusy wielkich koncernów medialnych skazane są z góry na porażkę, gdyż sprzeciwiają im się siły reprezentujące wielki kapitał.
Konflikt pomiędzy klasami, który toczy się na płaszczyźnie życia materialnego, dotyczy więc w równym stopniu sfery debaty publicznej. Dostrzeżenie hegemonicznej roli, którą sprawują w dyskursie publicznym dominujące grupy społeczne, nastawione na przedstawianie swoich partykularnych interesów jako ogólnospołecznych, nie musi oznaczać kapitulacji. Świadomość walki toczonej w obrębie porządku symbolicznego powinna stanowić impuls do tego, że myśl krytyczna będzie „wdzierać się w sferę dyskursu publicznego z pozycji kontr-języka, który nie tyle będzie odtwarzał dominujący porządek, co konsekwentnie go dekonstruował, przedrzeźniał i kompromitował.”
W książce pod redakcją Piotra Żuka znajduje się jeszcze wiele ciekawych tekstów, w których Oświecenie jest szeroko analizowane i wcale nie traktowane jednoznacznie pozytywnie. Autorzy – jak przywoływany Michalik – często krytykują płonne nadzieje i naiwne metody racjonalności oświeceniowej. Niezależnie jednak od jej wad i przewin, w dzisiejszej Polsce daje się odczuć palący brak tego typu myślenia, czego świadectwem są chociażby ostatnie pomysły rządu, by wprowadzić odpłatność za wyższe studia na uniwersytetach – podczas gdy likwidacja barier w dostępie do edukacji stanowiła jedną z podstaw oświeceniowej teorii. Zaległa lekcja Oświecenia, nadrabiana w okresie PRL, podczas transformacji uległa przerwaniu, skutkiem czego Polska nie tyle stoi w miejscu, co cofa się w rozwoju. Przy tak dużych zapóźnieniach niezbędna okazuje się powtórna edukacja od samych podstaw.
Piotr Żuk (red.), „Dogmatyzm, rozum, emancypacja.
Tradycje Oświecenia we współczesnym społeczeństwie polskim”,
Wydawnictwo Naukowe Scholar, Warszawa 2005 r., str. 260.
Recenzja ukazala się w "Impulsie" - dodatku do "Trybuny"