„Reforma czy rewolucja”, niewielka książka Róży Luksemburg, to jedna z najważniejszych publikacji w historii socjalizmu. Autorka po raz pierwszy dostrzegła w niej istnienie dwóch przeciwstawnych nurtów w myśli socjalistycznej – rewolucyjnego, będącego kontynuacją klasycznego marksizmu, oraz oportunistycznego (nazwanego później „reformizmem”), stanowiącego w istocie program przystosowania się do kapitalizmu.
Książka jest odpowiedzią na serię publikacji E. Bernsteina, wiodącego członka niemieckiej socjaldemokracji, który dowodził, że kapitalizm stopniowo, na drodze reform, można przekształcić w lepsze społeczeństwo socjalistyczne. Tymczasem w owym czasie, pod koniec XIX wieku, niemiecka SPD była partią, której program mówił o konieczności rewolucji pracowniczej. Lata nieprzerwanego wzrostu gospodarczego i podnoszenia standardu życia pracowników w połączeniu z możliwością legalnego działania SPD – startu w wyborach, rozbudowy aparatu partyjnego i związkowego - powodowały jednak, że rewolucyjny program stawał się tylko formalnością. Cel ostateczny – zdobycie władzy przez klasę pracowniczą poprzez obalenie klasy kapitalistycznej – był odkładanym w nieokreśloną przyszłość zaklęciem, niczym koniec świata u Świadków Jehowy, nie mającym przełożenia na codzienną działalność partii.
W tych okolicznościach publikacje Bernsteina, który ogłosił, że „cel ostateczny, czymkolwiek by był, jest dla mnie niczym, ruch - wszystkim” i postulował zajęcie się codzienną pracą reformatorską, bardzo pasowały do pozycji społecznej szeregu partyjnych i związkowych biurokratów.
POWIĄZANIE ŚRODKÓW I CELU
Zdaniem Luksemburg samo przeciwstawienie reformy i rewolucji jest błędne. Obie stanowią różne „momenty” walki klasowej, które się wzajemnie warunkują. Nie można ich wybierać, jak pisze, według gustu w bufecie historii, niczym gorących i zimnych parówek: „Czyż socjaldemokracja może być przeciwna reformie socjalnej? Albo czy może ona rewolucję socjalną (…)przeciwstawiać reformie(…)? Oczywiście, że nie. (…)Dla socjaldemokracji istnieje [między nimi] nierozerwalny związek (…), gdyż walka o reformę socjalną jest dla niej środkiem, przewrót socjalny natomiast - celem”.
Rezygnacja z tego celu, ze zniesienia systemu pracy najemnej oznaczałaby stoczenie się na pozycje „demokracji burżuazyjnej i burżuazyjnego radykalizmu”, przekształcających ruch pracowniczy w bezużyteczną łataninę mającą na celu ratowanie ustroju kapitalistycznego. Innymi słowy ten, kto opowiada się za drogą reform „zamiast i w przeciwieństwie do zdobycia władzy politycznej i dokonania przewrotu społecznego, (…)wybiera w rzeczywistości nie spokojniejszą, pewniejszą i powolniejszą drogę do tego samego celu, lecz inny cel.”
ŁAGODNIENIE KAPITALIZMU?
Bernstein argumentował, że kapitalizm stopniowo stępiał swoje wilcze zęby. Przede wszystkim dzięki różnym „środkom przystosowywania się”, jak rozwój kredytu i powstawanie związków przedsiębiorców, zniknąć miała jego tendencja do popadania w coraz głębsze kryzysy. Z drugiej strony poprawa bytu pracowników, umacnianie się związków zawodowych i demokracji politycznej pozwalać miały na stopniowe reformowanie systemu w kierunku socjalistycznym. Luksemburg po mistrzowsku rozprawiła się z argumentami, że kredyt czy kartele w jakikolwiek sposób przytępiają sprzeczności kapitalizmu. Jej zdaniem rzeczywistość wyglądała dokładnie odwrotnie: „Kartele stanowią (…), podobnie jak kredyt, określone fazy rozwoju, które powiększają anarchię świata kapitalistycznego oraz uwydatniają i doprowadzają do stanu dojrzałości wszystkie jego wewnętrzne sprzeczności”.
FLASZKI LEMONIADY
Fantastyką jest także wizja stopniowego wprowadzenia socjalizmu przez związki zawodowe, spółdzielnie i demokracje parlamentarną. Jak zauważyła Luksemburg: „Działalność związków zawodowych ogranicza się (…) do walki o płace i skrócenie czasu pracy, tzn. jedynie do regulowania wyzysku kapitalistycznego w zależności od stosunków rynkowych.” Logika działalności związkowej nie wykracza poza system pracy najemnej. Wynika z tego, że walka związkowa - pomimo że jest bardzo istotne, aby pracownik otrzymywał płacę możliwie wysoką w określonym stanie rynku - „zmienia się wskutek obiektywnego rzeczy w społeczeństwie kapitalistycznym w swego rodzaju pracę syzyfową”.
Bernsteinowską „zasadę spółdzielczości”, określoną mianem „najbardziej rozwodnionego wywaru socjalistycznego celu ostatecznego” Róża poddała druzgocącej krytyce. W kapitalizmie warunkiem trwania przedsiębiorstwa jest opanowanie procesu wytwórczego przez interesy kapitału, „znajduje to wyraz w konieczności uczynienia pracy możliwie najbardziej intensywną, skracania względnie przedłużania jej zależnie od sytuacji rynkowej, przyciągania lub odpychania i wyrzucania na bruk siły roboczej zależnie od wymagań rynku, słowem – stosowania wszystkich dobrze znanych metod, które czynią przedsiębiorstwo kapitalistyczne zdolnym do konkurencji.” Każde przedsiębiorstwo – także spółdzielnię.
„W spółdzielni wytwórczej wynika stąd dla robotników, aby sami zarządzali własnym absolutyzmem, by wobec siebie samych odgrywali rolę kapitalistycznego przedsiębiorcy.”
Przy tej okazji – omawiania wiary we wprowadzanie socjalizmu zakład po zakładzie – warto przytoczyć opinię Róży o całej „metodzie oportunizmu”. Jak pisze: „Idea Fouriera, aby przez system falansterów przemienić wodę morską na całej kuli ziemskiej w lemoniadę, była bardzo fantastyczna. Ale idea Bernsteina, by przez dolewanie flaszkami socjalreformistycznej lemoniady przekształcić morze kapitalistycznej goryczy w morze socjalistycznej słodyczy, jest tylko bardziej trywialna, ale ani o włos mniej fantastyczna.”
Fantastyczna, ale do dziś brana pod uwagę – i to nie tylko przez „oportunistów”, ale także przez anarchistów - jako „droga na skróty” do lepszego społeczeństwa. Wystarczy przyjrzeć się współczesnym debatom w ruchu alterglobalistycznym…
DEMOKRACJA PARLAMENTARNA
O ile związki zawodowe i spółdzielnie były według Bernsteina ekonomicznym oparciem reform socjalistycznych, ich politycznym gwarantem miała być demokracja parlamentarna. Luksemburg kpi z zanegowania systemu pracy najemnej poprzez ustawy wskazując, że kapitalizm nie opiera się na ustawach, lecz na niezadeklarowanej władzy kapitału nad pracą. Prawo porządkuje jedynie ramy, by władza ta była sprawnie realizowana. Wiara w obalenie kapitalizmu w parlamencie oznacza zatem pomylenie formy demokracji z jej treścią:
„Sprzeczność występująca w istocie państwa występuje tym jaskrawiej w nowoczesnym parlamentaryzmie. Wprawdzie parlamentaryzm, jeśli chodzi o swą formę, służy do tego, aby w organizacji państwowej znalazły wyraz interesy całego społeczeństwa. Z drugiej jednak strony wyraża on tylko społeczeństwo kapitalistyczne, tj. społeczeństwo, w którym miarodajne są interesy kapitalistyczne. Instytucje demokratyczne pod względem swej formy stają się zatem pod względem swej treści narzędziem panujących interesów klasowych. Znajduje to odbicie w fakcie, że gdy tylko demokracja wykazuje tendencję do wyparcia się swego charakteru klasowego i przekształca się w narzędzie prawdziwych interesów ludu, burżuazja i jej przedstawicielstwo państwowe natychmiast poświęca formy demokratyczne.”
NATURA PAŃSTWA
Sprzeczność między formą a treścią dotyczy samej instytucji państwa. Zdaniem Róży fakt, że państwo odgrywa w gospodarce coraz większą rolę nie oznacza stopniowego wprowadzania socjalizmu, ale zaostrzenie sprzeczności kapitalizmu. Rosnąca „kontrola społeczna” w kapitalizmie tylko formalnie przypomina rzeczywistą kontrolę społeczną, ponieważ „obecne państwo nie jest żadnym „społeczeństwem”(…), ale przedstawicielem społeczeństwa kapitalistycznego, a więc państwem klasowym.” Dlatego też realizowana przez nie reforma socjalna stanowi „kontrolę organizacji klasowej kapitału nad procesem wytwórczym kapitału.”
Zniesienie tej różnicy między formą a treścią nie jest możliwe bez zdobycia władzy politycznej przez pracowników. Samo upaństwowienie nie jest więc aktem socjalistycznym. Inne postrzeganie sprawy przez Bernsteina, czyli przeniesienie pojęcia „kapitalista” ze „sfery stosunków produkcyjnych do sfery stosunków własnościowych”, jest „bardzo prostym, wulgarno – ekonomicznym, błędem”:„Dla Bernsteina kapitalista oznacza nie kategorię produkcji, lecz kategorię prawa własności, nie jednostkę gospodarczą, lecz jednostkę podatkową, a kapitał – nie pewną samodzielną całość produkcyjną, lecz z po prostu majątek pieniężny.”
Znaczenia tego „wulgarno – ekonomicznego błędu” w XX wieku, gdy znaczna część lewicy uznała upaństwowienie w Bloku Wschodnim (i nie tylko) za dowód na obalenie kapitalizmu, Róża nie mogła sobie wyobrazić.
POZA 1899 R.
Mimo, że „Reforma czy rewolucja” napisana została ponad 100 lat temu z perspektywy wydarzeń, które miały miejsce w kolejnych dziesięcioleciach, do jej treści można mieć tylko dwie uwagi. Po pierwsze, dla Luksemburg krach kapitalizmu jest nie tylko nieuchronny, ale wydaje się bardzo bliski. Bez wątpienia podejście do tego ustroju jako systemu historycznego, który nie będzie trwał wiecznie i ostatecznie zrodzi z siebie – jak to ujęła Róża kilkanaście lat później – albo socjalizm, albo barbarzyństwo - jest „kamieniem węgielnym socjalizmu naukowego”.
Inaczej niż sądziła Luksemburg, system jednak przetrwał. Stało się to bynajmniej nie dzięki bersteinowskim „środkom przystosowania”. Militaryzm wciąż był nie tylko „chorobą” (i wyrazem nadciągającej I Wojny Światowej, której nieuchronność Róża już wtedy widziała), ale także „siłą napędową” kapitalizmu.
Po drugie, nowy trend oportunizmu w ruchu pracowniczym uznawała ona za powierzchowny i krótkotrwały wybryk, z którym wystarczy się rozprawić poprzez niszczącą polemikę. Teoria Bernsteina miała być „pierwszą a zarazem ostatnią próbą stworzenia teoretycznych podstaw oportunizmu.” W praktyce reformizm miał realne korzenie społeczne. O jego sile sama autorka przekonała się już po kilkunastu latach, gdy niemiecka socjaldemokracja poparła I Wojnę Światową, a następnie tępiła rewolucję, która wybuchła w Niemczech pod koniec tej wojny.
Dopiero pod koniec tragicznie zakończonego życia Luksemburg uznała, że nie wystarczy intelektualnie zwalczać oportunizm wewnątrz socjaldemokracji, ale trzeba zerwać z tą partią organizacyjnie. W praktyce reformizm będzie istniał tak długo, jak kapitalizm. Z tego też powodu „Reforma czy rewolucja” jeszcze przez jakiś czas – oby jak najkrótszy – będzie nie tylko tekstem historycznym, ale zaskoczy swoją aktualnością w codziennych debatach.
Róża Luksemburg, "Kryzys socjaldemokracji", wybór i wstęp Przemysław Wielgosz na podstawie tomów I i II "Wyboru pism" z 1959 r., Instytut Wydawniczy Książka i Prasa, Warszawa 2005 r.
Filip Ilkowski
Recenzja ukazała się w listopadowym numerze "Pracowniczej Demokracji"