Lektura kolejnego wydania tej pracy, opatrzonego interesującym wstępem Przemysława Wielgosza skłania do myśli ponurych. Obraz światowej sytuacji lewicy, ruchu pracowniczego, komunistycznego, socjalistycznego, socjaldemokratycznego, a przede wszystkim świata pracy, skłania do wniosku, że znalazł się on w ślepym zaułku. W porównaniu z tym, okoliczności, w których przyszło działać i myśleć Róży Luksemburg, były diametralnie odmienne i można by rzec, łatwiejsze - gdyby określenie to nie było niestosowne z powodu dokonania na niej bestialskiej zbrodni. Warunki dzisiejsze są, z powodów, o których niżej, znacznie trudniejsze. Z kilku powodów.
Nierównowaga sił
100 lat temu (przyjmijmy symbolicznie ten mityczny odstęp czasu), istniała - względna oczywiście - ale jednak równowaga między światem kapitału a światem pracy, wynikająca przede wszystkim z faktu, że naprzeciwko potężnych sił wyzysku stanęły w drugiej połowie XIX wieku potężniejące z każdym dziesięcioleciem, zorganizowane siły świata pracy, grupujące się w związki zawodowe, partie i stowarzyszenia. Owa względna równowaga wynikała w dużej mierze także z ówczesnego, ogólnie niskiego technologicznie poziomu środków przekazu, co sprawiało, że obie strony barykady dysponowały podobnymi przekaźnikami w postaci pism ulotnych, gazet, czasopism i książek. Nie istniały ani dzisiejsze media technologiczne, ani też nie miała miejsca podobna do dzisiejszej koncentracja kapitału medialnego w rękach międzynarodowej finansjery.
Sprawiła ona, że uzyskał on miażdżącą przewagę nad coraz słabszymi i coraz bardziej rozproszonymi rywalami. Dziś bowiem istotną, a może nawet decydującą rolę odgrywa właśnie elektroniczny, a zatem niesłychanie ekspansywny charakter najważniejszych współczesnych mediów, czyli przede wszystkim telewizji. Żadne bowiem inne medium, ani prasa, ani nawet radio, nie mają nawet części tej siły rażenia, jaką dysponuje telewizja. Jest ona w rękach światowego kapitału potężnym, bezkonkurencyjnym w swej sile walcem propagandowym.
Komercyjne, ale po części także publiczne stacje telewizyjne pełnią dwojaką rolę. Po pierwsze, wprost lub w sposób zakamuflowany wyrażają one interesy swych potężnych właścicieli. Po drugie, przez samą komercyjną, schlebiającą najniższym gustom, ogłupiającą treść i formę tej swoistej "pulp fiction" dokonują procesu masowego "odmóżdżenia", infantylizacji konsumentów. Skutkiem tego jest zanik poważnej refleksji, myśli, a nade wszystko debaty ideowej, poważnego dyskursu, które są podstawowym warunkiem właściwego funkcjonowania lewicy, ba, jej istnienia. O ile bowiem między infantylizacją przekazu społecznego a celami ogólnie rozumianej prawicy nie ma zasadniczej sprzeczności, która wynikałaby z samej definicji prawicy (co nie znaczy, że niektóre odłamy prawicy nie prowadzą poważnego dyskursu ideowo-intelektualnego), o tyle z uwagi na intelektualno-mentalną morfologię formacji lewicowej, infantylizacja i komercjalizacja społecznego dyskursu jest dla niej zabójcza.
W warunkach obecnej, gigantycznej przepaści między arsenałem medialnym wielkiego kapitału, a medialną słabością lewicy, w tym socjaldemokratycznej, ta ostatnia jest na straconej pozycji. Występuje tu bowiem proporcja jak pomiędzy wiadrem wody a wzburzonym oceanem. Ten stan jest jednocześnie skutkiem i przyczyną, rodzajem sprzężenia zwrotnego, z którego, jak się zdaje, nie ma obecnie wyjścia.
Błędy i winy realnego socjalizmu
Drugą fundamentalną przyczyną obecnego stanu głębokiego kryzysu są historyczne porażki realnego socjalizmu, zarówno w ZSRR, jak i w Europie Środkowo-Wschodniej. Z jednej strony, miało miejsce sprzeniewierzenie się ideałom Wielkiej Socjalistycznej Rewolucji Październikowej poprzez zainstalowanie represyjnego systemu stalinowskiego. Zaciążył on na realnym socjalizmie na lat ponad trzydzieści i odcisnął swoje piętno na całych siedemdziesięciu latach trwania tego ustroju, zakończonych upadkiem ZSRR.
Z drugiej strony, do jego upadku w Europie, w tym w Polsce, doszło za sprawą masowego ruchu pracowniczego ludzi rozczarowanych poziomem życia, porównywanym do poziomu życia świata pracy na Zachodzie. Także na kapitalistycznym Zachodzie zaczął się kryzys lewicowego projektu ideowego, który odgrywał tam ogromną rolę w od lat dwudziestych do końca lat siedemdziesiątych. Częściowa kompromitacja realnego socjalizmu w bloku radzieckim bardzo osłabiła siłę przebicia i popularność projektu lewicowego.
Na długie lata marksizm zepchnięty został na margines ideowego dyskursu, potraktowany jako ideologia z piekła rodem. Spektakularnym tego przejawem było zwycięstwo, zwłaszcza w USA i Wielkiej Brytanii, na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, prawicowego konserwatyzmu połączonego z neoliberalizmem ekonomicznym, a także wzmocnienie jego wpływów w innych krajach kapitalistycznych. Idee lewicowe zaczęły być w odwrocie. Godność człowieka pracy ustąpiła przed ideologią, w której pracownik stał się tylko trybikiem w machinie, przedmiotem wyzysku. Nie bez winy byli tu także sami socjaldemokraci, socjaliści czy nawet komuniści, którzy w poczuciu winy wywołanym porażkami ich środkowo-wschodnio-europejskich pobratymców, dokonali wylania dziecka z kąpielą. Niektórzy z nich bowiem, słusznie krytykując błędy i winy realnego socjalizmu, wyrzekli się de facto fundamentalnych idei i celów lewicy. Casus niedawnego nawrócenia Leszka Millera na wiarę neoliberalną, zgodnie z którą "rynek (czytaj: kapitał) ma zawsze rację" jest tylko lokalną, choć osobliwie jaskrawą, polską egzemplifikacją tego zjawiska.
Koniec socjalistycznego straszaka
Fundamentalnym skutkiem upadku ZSRR i realnego socjalizmu w krajach Europy Środkowo-Wschodniej było zniknięcie straszaka, który przez kilka dziesięcioleci determinował stosunek kapitału do świata pracy. Lęk przed czerwoną rewoltą zachodniego świata pracy był jednocześnie lękiem przed ZSRR i jego sojusznikami. Ten właśnie lęk stanowił jeden z filarów zgody światowego kapitału na budowę państwa opiekuńczego. Było ono haraczem zapłaconym światu pracy przez kapitał w zamian za bezpieczeństwo. Gdy zniknął czerwony starszak, kapitał na Zachodzie ostatecznie poczuł się bezkarny.
Ofensywa zwątpienia, irracjonalizmu i religii
Niebagatelną rolę w tych procesach odegrał kryzys duchowy w Europie i na świecie, fala zwątpienia w pomyślną, bardziej sprawiedliwą przyszłość. Wywołał on falę irracjonalizmu w obyczajach i kulturze, zauważalną już w latach siedemdziesiątych, ale wzmożoną w latach dziewięćdziesištych. Wstąpienie na tron papieski Karola Wojtyły, co niezmiernie istotne - Polaka z doświadczeniem życia w PRL, stanowiło potężny antysocjalistyczny impuls i spełniło funkcję katalizatora negatywnych procesów w sferze psychologii zbiorowej. Początkowo miało to miejsce przede wszystkim w Polsce, później jednak rozprzestrzeniło się także na inne kraje socjalistyczne.
Fideistyczny światopogląd katolicki, zawsze odgrywający potężną rolę w Polsce, został dodatkowo ogromnie wzmocniony, także w innych krajach, choć w żadnym tak mocno jak w ojczyźnie Jana Pawła II. Jego konserwatywny pontyfikat był bardzo polityczny i w pierwszej fazie nakierowany na zniszczenie "Imperium Zła". W drugiej fazie polski papież skoncentrował się na krzewieniu w świecie religii katolickiej, co wywołało pewne, ograniczone co prawda, skutki nawet w laickiej, racjonalistycznej Francji, gdzie doszło do pewnego renesansu fideizmu, nie tylko katolickiego.
Naszkicowane powyżej, bardzo lakonicznie, przyczyny potężnych tarapatów, w jakich znalazła się socjaldemokracja (czytaj, światowa lewica), a wraz z nią świat pracy, który znalazł się w głębokiej defensywie, nie wyczerpują złożoności zjawiska. Pokazują wszakże, że przyczyny nędzy dzisiejszej socjaldemokracji (czyli lewicy), jej głębokiego kryzysu, są dwojakie.
Część z nich powstała niezależnie od lewicy, niejako bez jej winy. Do tych należy rozwój technologiczny mediów. Reszta problemów jest zawiniona przez socjaldemokrację, czytaj lewicę, która upokorzona porażkami realnego socjalizmu schyliła głowę i oddała pole ideologiom prawicowym, poddała się wyrokowi wyrzucającemu ją na śmietnik historii i - co najgorzej - dała się zaszantażować, wpędzić w kompleksy, wyrzekając się w sporej mierze podstawowego kanonu zasad.
Symptomatycznym świadectwem tego stanu rzeczy był spór jaki rozgorzał we Francji i w innych krajach, w tym w Polsce, po publikacji tzw. "Czarnej księgi komunizmu", przygotowanej przez grono prawicowych historyków francuskich, na czele ze Stephane Courtois. Dokonane w niej potępienie stalinizmu stało się asumptem do akcji idącej znacznie dalej niż tylko niż tylko rozrachunki historyczne, bo w kierunku kompromitacji lewicy w ogóle. Była to dla wrogów lewicy doskonała okazja, by dokonać tego hurtem i bez oglądania się na niuanse. Lewica nie zareagowała na tę operacje propagandową z należyta energią. Zastraszona i zaszantażowana, poddała się. W Polsce przybrało to postać szczególnie zasmucającą.
Kryzys lewicy trwa. Pytanie, czy wydobędzie się ona ze swej obecnej, wielostronnej nędzy, jest jednym z fundamentalnych pytań politycznych na progu XXI wieku. Chodzi bowiem o los świata pracy, poddawanego coraz straszniejszemu wyzyskowi.
Róża Luksemburg, "Kryzys socjaldemokracji", wybór i wstęp Przemysław Wielgosz na podstawie tomów I i II "Wyboru pism" z 1959 r., Instytut Wydawniczy Książka i Prasa, Warszawa 2005 r.
Krzysztof Lubczyński
Recenzja ukazała się w "Impulsie" - dodatku do "Trybuny"