Jedna z dwóch największych niemieckich partii politycznych ma już ponad 140 lat i z dumą mieni się najstarszym z istniejących w Niemczech ugrupowań. W swojej długiej historii przechodziła bardzo różne koleje - od chwil wielkiego triumfu do okresów upadku i prześladowań. Ostro zwalczana przez Bismarcka, stała się jednym z założycieli Republiki Weimarskiej. Szybko jednak przeszła do opozycji, zmagając się dodatkowo z coraz silniejszą konkurencją ze strony ówczesnych komunistów. Prześladowana w okresie III Rzeszy, stała się w powojennej Republice Federalnej jedną z dwóch głównych sił, choć przez wiele lat pozostającą w opozycji. Tymczasem w Niemieckiej Republice Demokratycznej zmuszona została do sojuszu z komunistami i rozpłynęła się w tamtejszej "partii władzy" - SED. Nigdy jednak w swojej długiej historii SPD nie przeżywała tak częstych zmian przewodniczącego jak w ostatnich kilkunastu latach. Słynąca niegdyś z wielkiej wewnętrznej stabilności, dziś kojarzy się raczej z chaosem i niepewnością - tak personalną, jak i programową.
Platzeck - epizod zamiast nowego początku
Matthias Platzeck został wybrany na przewodniczącego w sposób niespodziewany, po nagłej dymisji Franza Münteferinga, podczas negocjacji koalicyjnych z CDU/CSU. Ten premier Brandenburgii symbolizować miał wzmocnienie roli socjaldemokratów z dawnej NRD oraz swoiste zamknięcie ery Schrödera i siedmiu lat koalicji SPD z Zielonymi. Platzeck osiągnął niewiarygodny wprost wynik na zjeździe SPD, uzyskując poparcie ponad 99% delegatów. Szybko jednak okazało się, że brakuje mu wyrazistości, szczególnie z porównaniu z gwałtownie zyskującą na popularności Angelą Merkel. Platzeck chciał wprowadzić bardziej "miękki" styl rządzenia partią, w której przewodniczący ma być raczej "pierwszym spośród równych", a nie wszechwładnym liderem. Pierwsze miesiące nie dały wyraźnej odpowiedzi na pytanie, czy taki styl może przynieść niemieckiej socjaldemokracji sukces. Nagła dymisja tego polityka podyktowana miała być poważnymi problemami zdrowotnymi - kłopotami ze słuchem i układem krążenia. Platzeck przyznał, że przecenił własne siły i nie jest niestety w stanie kierować dalej SPD. Równocześnie jednak nie zrezygnował ze swojej drugiej dotychczasowej funkcji - posady premiera Brandenburgii - co wzmogło spekulacje, że za dymisją stać musiały również inne powody.
Beck - z Moguncji do Berlina
W ekspresowym tempie komisarycznym przewodniczącym wybrany został Kurt Beck. Jego wybór z pewnością oficjalnie potwierdzi najbliższy zjazd partii. Beck był naturalnym kandydatem z kilku powodów. Uważano go dotąd za najbardziej wpływowego ze wszystkich pięciu wiceprzewodniczących SPD. Od dwunastu lat rządzi Nadrenią-Palatynatem (ze stolicą w Moguncji), z której uczynił wręcz bastion socjaldemokracji, choć wcześniej przez wiele lat wybory wygrywała tam chadecja (z tego kraju związkowego pochodzi sam Helmut Kohl). Nadrenia-Palatynat ma dziś jedną z najniższych stóp bezrobocia w Republice Federalnej, znakomicie rozwiniętą infrastrukturę turystyczną i niską przestępczość. W marcu 2006 r. Beck zdobył dla swojej partii, dzięki olbrzymiej osobistej popularności, w mogunckim parlamencie absolutną większość, co już dawno nie udało się SPD w żadnym niemieckim landzie. Wreszcie Kurt Beck określany jest jako "człowiek środka", nienależący do żadnej z partyjnych frakcji. Równocześnie otwarty jest na współpracę z różnymi partiami, w tym z FDP, z którą przez wiele lat współrządził w Nadrenii-Palatynacie.
Dziś zdecydowanie za wcześnie spekulować, czy to właśnie Beck zostanie kandydatem SPD na kanclerza w następnych wyborach do Bundestagu. Wydaje się być jednak silną osobowością, która z jednej strony kontynuować będzie zainicjowaną przez swego poprzednika programową debatę w partii, a równocześnie cieszy się wyrazistością i aurą "ojca Nadrenii-Palatynatu", którą spróbuje rozszerzyć na inne regiony państwa. Członkowie socjaldemokracji muszą mieć nadzieję, że z wyborem tego polityka kończy się wreszcie na pewien okres nieustanna karuzela stanowisk, która wprowadziła wielki zamęt w SPD. Tymczasem ugrupowanie to, mimo lepszego niż spodziewany wyniku w ostatnich wyborach federalnych, ma przed sobą bardzo wiele pracy. W ostatnich sondażach wypada zdecydowanie niekorzystnie na tle chadecji, oscylując wokół poziomu 30% poparcia. Musi bardziej odróżniać się od swojego koalicjanta i lepiej eksponować własnych ministrów, pozostających zdecydowanie w cieniu Angeli Merkel. Ważnym testem dla SPD będą wrześniowe wybory lokalne w mieście-landzie Berlin oraz Meklemburgii-Pomorzu Przednim. W obu tych krajach związkowych socjaldemokraci współrządzą, wystawiając swoich premierów, a zatem będą bardzo chcieli zachować swój stan posiadania.
Najważniejszym zadaniem stojącym przed Beckiem jest debata programowa wewnątrz partii. Nowy kompleksowy program, zastępujący dotychczasowy z 1989 r., powinien zostać przyjęty na jesieni przyszłego roku. Beck rozumie wyzwania związane z globalizacją i niezbędnymi reformami, ale opowiada się wyraźnie w duchu socjaldemokracji za kluczową rolą państwa w zapewnianiu obywatelom bezpieczeństwa socjalnego. Jakkolwiek akceptuje konieczność zmian, przestrzega przed nadmierną prywatyzacją. Kluczowe znaczenie widzi w zwiększeniu inwestycji, przede wszystkim w edukację, transport i nowe technologie. Nie waha się twierdzić, że czas obniżania podatków dobiegł końca, a państwo musi mieć środki dla wypełniania swych zadań. W związku z tym Beck kilkakrotnie wygłosił kontrowersyjne tezy o konieczności podnoszenia niektórych podatków w przyszłości, czym oczywiście wywołał gorące spory. W ten sposób próbuje on z pewnością odróżnić się od chadecji, która oficjalnie głosi wolę obniżania podatków, chociaż w praktyce nie zawsze w ten sposób postępuje.
Beck - ostatnia nadzieja?
Nowy przewodniczący socjaldemokracji nie jest postacią, którą można by określić mianem charyzmatycznej. To bardziej polityczny rzemieślnik - skuteczny, ale przewidywalny. Ponadto podnoszą się, szczególnie wśród reformatorskiego skrzydła SPD, głosy obawy, iż Beck będzie nie dość otwarty na potrzebę zmian w przeciwieństwie do poprzedniego przewodniczącego i raczej zahamuje niż ożywi dyskusję wśród socjaldemokratów. Jednak pozycja Becka wydaje się w najbliższych miesiącach absolutnie niezagrożona. Powodem takiej sytuacji jest dramatyczny brak liderów, na jaki cierpi SPD. Beck jest uważany za ostatniego polityka "wagi ciężkiej" tej partii po odejściu z polityki Schrödera i skoncentrowaniu się Münteferinga na pracy tylko w rządzie. Typowany na przyszłego kanclerza Platzeck bardzo szybko zniknął z pierwszej linii. Nowych nazwisk i twarzy jest jak na lekarstwo - żadna z nich nie odgrywa na razie większego znaczenia w SPD. Nic dziwnego zatem, że z Beckiem wiąże się wielkie nadzieje. Na pewno świeżo upieczony przewodniczący spróbuje powtórzyć na arenie ogólnokrajowej sukces, jaki osiągnął w Nadrenii-Palatynacie. Czeka na niego jednak wiele trudnych wyzwań. Socjaldemokracja straciła część wyborców na rzecz nowej Partii Lewicy, powstałej z połączenie sił postkomunistycznej PDS i byłych działaczy SPD z zachodnich krajów związkowych. Pozycja partii w wielu krajach związkowych pozostaje bardzo słaba, a odpływ członków nie ustaje. Dość powiedzieć, że socjaldemokracja pod koniec lat siedemdziesiątych miała ich około miliona, a dziś już poniżej 600 tys. Zatem optymizm Becka, który często prezentował w ostatnich tygodniach, z pewnością okaże się potrzebny...
Cezary Kowanda
Artykuł pochodzi z portalu internetowego psz.pl.