Argumenty przedstawiane przez francuski rząd dla uzasadnienia nowelizacji prawa pracy były z punktu widzenia ekonomistów racjonalne i logiczne: Im łatwiej będzie pracodawcy zwolnić pracownika, tych chętniej będzie on zatrudniał nowych ludzi, co spowoduje spadek bezrobocia. Dlaczego zatem na ulicach Paryża zapłonęły samochody?
Powszechne w języku korporacji pojęcie "uelastycznienia" - będące prawem do swobodnego zwalniania ludzi - oznacza dla pracownika życie w ciągłym zagrożeniu zwolnieniem, co wiąże się z brakiem bezpieczeństwa i często prowadzi do biedy. Francuscy studenci rzucający w policję koktajlami Mołotowa nie chcieli stać się elementem "Kleenex generacji", ludźmi wykorzystanymi, pomiętymi i wyrzuconymi na śmietnik, gdy tylko pracodawca uzna, że nadszedł czas by odmłodzić personel.
Łatwo rozpoznać w sposobie myślenia rządu francuskiego klasyczne argumenty pojawiające się za każdym razem, gdy niektóre środowiska w Stanach Zjednoczonych domagają się podwyższenia płacy minimalnej czy wstrzymania redukcji kosztów związanych z emeryturami pracowniczymi czy ubezpieczeniem zdrowotnym. "Co takiego?!", rozlega się natychmiast wrzask powiązanych z pracodawcami ekonomistów. "Jeżeli uczynicie cokolwiek co zaszkodzi bądź rozczaruje waszych pracodawców, mogą oni w rewanżu odmówić wam dalszego zatrudnienia! Skutkiem będzie wzrost bezrobocia, a ty pracowniku - pozbawiony opieki zrowotnej i innych przwyilejów zapewnianych obywatelom przez państwo francuskie - bardzo szybko stoczysz się w głód i nędzę".
Takie przedstawienie problemu nie zabrzmiało przekonująco dla francuskiej młodzieży, prawdopodobnie dlatego, że są oni świadomi, do czego może doprowadzić "model anglosaski" jeżeli ustąpi się w sprawach dotyczących bezpieczeńśtwa zatrudnienia. Jaki może być kolejny krok? Czy pewni siebie i zachęceni odniesionym sukcesem pracodawcy nie zaczęliby się domagać zniesienia regulacji dotyczących na przykład bezpieczeństwa i higieny pracy? Czy nie zaczną żądać, by pracownicy czyścili im buty, jedząc im jednocześnie z ręki posmarowane masełkiem croissanty? Francuscy studenci powiedzieli tym wszystkim pomysłom zdecydowanie "NIE".
Oczywiście trzeba zaznaczyć, że nie jest do końca słuszne nazywanie zaproponowanych przez rząd francuski przepisów krokiem w kierunku "modelu anglosaskiego". Obawę protestujących budzi przede wszystkim model istniejący w Stanach Zjednoczonych.
W czasie gdy we Francji trwały protesty, przebywałam w Anglii, gdzie w czasie wykładu jeden z słuchaczy zapytał mnie, jak to możliwe, że o zwolnieniu człowieka może decydować wyłącznie dobra lub zła wola pracodawcy. W Wielkiej Brytanii każda osoba, która uważa, że została zwolniona niesłusznie, ma prawo zgłoszenia swojej sprawy do rozpatrzenia przez sąd pracy czy sądy cywilne. Musiałam długo wyjaśniać, że w Stanach Zjednoczonych pretektem do wyrzucenia pracownika może być najmniejsza błahostka: "niewłaściwa postawa", śmieszny wyraz twarzy, czy "niepasowanie do zespołu".
Wiele lat temu wśród amerykańskiej lewicy panował pogląd, że szansa na protest społeczny i walkę o swoje prawa będzie rosnąć w miarę obniżania się standardu życia ludzi. Jednak okazuje się, że im bardziej sytuacja w Stanach Zjednoczonych ulega pogorszeniu, tym trudniej sobie wyobrazić protest społeczny w jakiejkolwiek formie. Groźba zwolnienia z pracy bez podania przyczyn wymusza wśród pracowników milczące posłuszeństwo. Co więcej, ponieważ utrata pracy wiąże się z utratą prawa do opieki zdrowotnej, pracownik przyjmuje wobec pracodawcy postawę na swój sposób masochistyczną: Możesz mnie sponiewierać, poniżyć, zwiększyć zakres obowiązków, ale na boga, nie zwalniaj mnie!
Nie nawołuję bynajmniej do palenia samochodów czy rozbijania szyb wystawowych. Ale zastanawia mnie, dlaczego amerykańskich studentów stać tylko na jedzenie czipsów i picie taniego piwa, gdy administracja Busha obcięła program kredytów studenckich o 12.7 miliarda dolarów.
Czy ktoś słyszał o oburzeniu społecznym z powodu grupowych zwolnień zapowiadanych i wprowadzanych w życie przez Forda, Hewlett-Packard, i tuzin innych wielkich przedsiębiorstw?
I czy żyjąca w biedzie jedna czwarta mieszkańców Stanów Zjednoczonych jest zbyt zestresowana rosnącymi kosztami życia i zaganiana pracując często w kilku miejscach, by protestować przeciwko obniżeniu świadczeń społecznych i i tak już skadalicznie niskich dopłat do czynszów?
W porównaniu z tymi „uległymi małpiszonami" wyglądmy jak sterta pomiętych i zużytych Kleenexów.
Barbara Ehrenreich
tłumaczenie: Sebastian Maćkowski
Artykuł pochodzi z amerykańskiego magazynu "The Progressive".