W latach 80-tych działając w ramach demokratycznej opozycji, można było zostać uznanym za przedstawiciela sił niebezpiecznych dla społeczeństwa. Oczywiście szczególną troską darzono młodzież, która we właściwym swojemu wiekowi idealizmie, mogła naiwnie przyjąć „z pozoru słuszne” idee. Któż bowiem byłby przeciwko takim rozwiązaniom, jak samorząd pracowniczy, czy zniesienie cenzury – a takie właśnie były m.in. postulaty pierwszej „Solidarności”. Idee słuszne i piękne, przyznawał to wówczas każdy – nawet niektórzy przedstawiciele ówczesnej władzy. Problem polegał na tym, że za słusznymi ideami stały „określone siły”, które pragnęły wykorzystać je instrumentalnie dla swych niecnych celów. Trzeba było więc chronić klasę robotniczą i – jak się rzekło – również młodzież, przed zgubnymi skutkami niecnych knowań tychże sił.
26 lat minęło. Do władzy doszła kolejna grupa „doradców” pomagających wówczas strajkującym robotnikom. O robotników nowa władza raczej się nie troszczy, wprost przeciwnie - zamierza obniżyć podatki tym, którzy żyją z ich wyzysku. Jednak o młodzieży nowa władza nie zapomniała. Jak przed laty zamierza chronić ją przed „z pozoru słusznymi” ideami. Idee te jednak tylko z pozoru są słuszne, za piękną – dla niedoświadczonych młodzieńczych serc i umysłów – formą, kryje się treść zwodnicza i okropna. Jakie to idee są tak niebezpieczne dla młodzieży? Czy jest samorząd pracowniczy? Nie, chociaż ten postulat pierwszej „Solidarności” nowe elity wyniesione do władzy na robotniczych plecach, jako pierwszy wyrzuciły do kosza.
Zamiast samorządu pracowników wybrali samodzierżawie pracodawców. Czy jest to walka z cenzurą? Nie, parę lat na to trzeba będzie jeszcze poczekać. Co więc tak rozsierdziło nową władzę? Może wzywanie do zbrojnej walki przeciwko rządowi? Nie! Wprost przeciwnie. Ideami zagrażającymi „bezpieczeństwu uczniów” według nowej władzy jest pacyfizm! Czy tylko? Oczywiście, że nie. Ten ziejący siarką smok ma trzy głowy. Prócz pacyfizmu to również ruch ekologiczny i antywojenny. One również grożą bezpieczeństwu edukacyjnemu. Są to idee z pozoru niegroźne, jednak treść, jaka za nimi się kryje, może mieć charakter wielce destrukcyjny. I znów usłyszeliśmy o „określonych siłach” czających się, by chytrze i podstępnie, ukrywając się pod skądinąd słusznymi ideami, jak pokój i ekologia, sprowadzić młodzież na manowce z „jedynie słusznej drogi”.
A oto prosty i zawsze skuteczny przepis jak zostać „określoną siłą”.
Wystarczy konsekwentnie mówić, że władza niezależnie od koloru i ideologii powinna wsłuchiwać się w głos społeczeństwa i służyć obywatelom. Właśnie to mówiliśmy w latach 80-tych i to mówimy również obecnie. Wystarczy być wiernym swoim ideałom, a nie środowisku, z którym się jest związanym. Wystarczy w końcu stale domagać się, by do głosu w decyzjach politycznych, wpływających na życie nas wszystkich, brane były pod uwagę oczekiwania, potrzeby i dążenia większości, a nie tylko i wyłącznie interes wąskiej elity. Oczywiście elity się zmieniają, aspiracje społeczne pozostają jednak niezmienne. W końcu obecnie pracownicy walczą o te samy sprawy, o które w latach 80-tych walczyli robotnicy na Wybrzeżu.
Skoro więc zostaliśmy już określoną siłą, to czujni przedstawiciele władzy na pewno nas wytropią i publicznie napiętnują. Czynił to systematycznie i - trzeba przyznać - elokwentnie Jerzy Urban. Po szesnastu latach jego pilnym uczniem okazał się minister Zieliński. Czujnie demaskujący określone siły wśród pacyfistów i ekologów. Naśladownictwo co prawda mierne, ale rzeczywiście gorliwe.
Czasy się zmieniają, język władzy pozostaje bez zmian. Nie zmienia się również stosunek do wszystkich ruchów społecznych władzy niemiłych. Co ciekawe, jest on w pewnym sensie uniwersalny. Kolejnym przykładem jest chociażby Francja, gdzie studenci walczą przeciwko liberalizacji kodeksu pracy. Walczą rzeczywiście we właściwym tego słowa rozumieniu. I walczą skutecznie. Dlatego też francuski rząd sięgnął po arsenał środków propagandowych, znanych również Polakom, którzy byli świadkami walki studentów w marcu 1968 roku. Wtedy również do studenckich manifestacji dołączyły „elementy chuligańskie”, wszczynające rozróby i naruszające porządek publiczny. Francuskie władze na pozór dobrze odrobiły lekcję z historii PRL-u. Jednak tak naprawdę nie musiały tego czynić. Same miały swój rok 1968 i musiały stawić czoła studenckiej rewolcie. Również na płaszczyźnie propagandowej. Wzorzec był już więc stworzony, trzeba go było tylko dostosować do nowych warunków.
Nie wszyscy niewolniczo czerpią z przeszłości; są tacy, którzy twórczo rozwijają dawne metody propagandy. Do takich zaliczają się z pewnością dziennikarze tygodnika „Wprost”. Są oni zresztą propagandystami wybitnymi, chociaż mówiąc oględnie - dość siermiężnymi. Przykład takiej właśnie siermięgi dali przy relacjonowaniu walki francuskich studentów. Tytuł brzmiał „Paryskie mięczaki”. Co więc francuscy studenci powinni zrobić, aby w oczach dziennikarzy „Wprost” zasłużyć na miano twardzieli? Przyjechać do Warszawy i wysadzić w powietrze pewien biurowiec przy Alejach Jerozolimskich? Niech to pytanie pozostanie bez odpowiedzi, bo zna ją zapewne tylko dwóch mało śmiesznych panów, co tydzień sprowadzających polskie życie polityczne do poziomu anegdot o Chucku Norrisie.
Polska się zmienia, a obserwacje dotyczące zachowania elit politycznych pozostają nadal aktualne. Zawsze, gdy władza usiłuje zbudować system autorytarny, bądź go obronić, zaczyna posługiwać się językiem propagandy, w którym roi się od rożnych „określonych sił” i „pozornie słusznych idei”.
Celem tych działań jest podzielenie i zantagonizowanie społeczeństwa. Ma to w efekcie obniżyć naszą odporność na autorytarny wirus władzy. Czas najwyższy, abyśmy zaczęli szukać szczepionki!
Maciej Wieczorkowski
Bartosz Machalica
Artykuł ukazał się w dzienniku "Trybuna".