W świąteczny poniedziałek usłyszeliśmy w "Wiadomościach" wygłoszone peany na rzecz koncepcji prywatyzacji więzień w Polsce. Padło wiele argumentów za. Podając przykład USA mówiono o niższych kosztach skutkujących ogromnymi oszczędnościami dla budżetu. O rzekomym burzliwym rozwoju regionów, w których powstają te prywatne anzle (to stały argument i padał też, kiedy mówiono o instalacji w Polsce baz obcej armii). O pracy dla bezrobotnych w, powstających jak grzyby po deszczu wokół więzień, przedsiębiorstwach kooperantów. W różnych firmach budowlanych, cateringowych, fryzjerskich czy innych salonach kosmetycznych. Na koniec pokazano krótki reportaż z prywatnej więziennej farmy, gdzie pan Kraśko opowiadał, jak sielsko płynie tu życie. W tle za korespondentem TVP widać było rzekomo więźniów, z których część brykała radośnie na koniach, a pozostali zabawiali się z psami w ich ulubioną zabawę - aport. Kraśko wychwalał system i zapewniał, jak prywatne więzienia zbawiennie wpływają na resocjalizację amerykańskich skazanych, na którą w USA już dawno położono lachę. Na koniec padł stały, koronny argument dla poparcia polityki prywatyzacji. Czyli coś w stylu: prywatne więzienia są lepsze, bo są prywatne i lepsze. To argument o takiej samej mocy jak to, że tanie wino jest dobre, bo jest dobre i tanie. Całość wyglądała trochę jak reklamówka jakiegoś hotelu i zabrakło tylko zaproszenia: "Wstąp i zatrzymaj się u nas!... na rok, na dwa - na całe życie?" Promując ideę prywatnych więzień, na jej poparcie nie tylko w telewizji, ale ostatnio i w prasie, podaje się zawsze przykład Stanów Zjednoczonych. Przyjrzyjmy się przez chwilę w tym względzie ojczyźnie postępu i cnót wszelakich.
System karny USA to jeden z najbardziej brutalnych i represyjnych systemów na świecie. Tam idzie się do pudła za byle co. Stany Zjednoczone to państwo, w którym wymiar sprawiedliwości ma na swoim koncie największą liczbę pomyłek sądowych. Niewinnie skazanych, w tym na karę najwyższą - karę śmierci. USA to kraj, którego rząd bezprawnie porywa, a następnie trzyma w zagranicznych więzieniach ludzi uznanych przez nich za terrorystów, ze sławetnym Guantanamo na czele. Tysiące ludzi bez przedstawienia jakichkolwiek zarzutów, bez pomocy prawnej, całymi latami przebywa w tych obozach koncentracyjnych, o których i u nas coraz głośniej, bo prawdopodobnie i tu mieściły się tajne więzienia CIA. W więzieniach tych panuje nieludzki terror, na porządku dziennym stosuje się tortury, dawno już zakazane w cywilizowanych krajach poprzez różne konwencje międzynarodowe.
Prywatne wiezienia w USA powstały na początku lat 80-tych, w czasach rządów Reagana i ostrego neoliberalnego kursu na niszczenie i zawłaszczanie przez kapitał sfery, która od zawsze była sferą publiczną. Od tego czasu do dnia dzisiejszego ilość skazanych wzrosła aż trzykrotnie do poziomu 2 mln. Działo się to wszystko w czasie, gdy w USA poziom przestępstw cięższych miał tendencję spadkową. Amerykańskie więzienia nie są wypełnione w większości niebezpiecznymi przestępcami. Jak to możliwe, że przestępczość spada, a liczba uwięzionych rośnie? System karny USA ulega stałemu zaostrzaniu. Prywatne więziennictwo to dobry biznes. Niektóre wielkie korporacje więzienne są nawet notowane na giełdzie. Istnieje tam silne lobby wywierające nacisk na administrację do zaostrzania polityki karania. Większość wśród osadzonych stanowią ludzie odsiadujący wyroki za przestępstwa dotyczące narkotyków (posiadanie, handel, etc.) lub za takie przestępstwa, w których nie używali przemocy. Z przemysłem więzienniczym w USA, bo tak to już chyba należy określić, jest podobny problem jak z przemysłem zbrojeniowym. To też silne lobby. Za ciężkie pieniądze produkują narzędzia, które służą wyłącznie do niszczenia i zabijania. Popyt na ten sprzęt zwiększa się tylko wtedy, gdy się go używa. Przemysł ma się dobrze wtedy, gdy rząd USA ustawicznie morduje kogoś na świecie. Czas pokoju to czas kryzysu dla firm z tej branży. W ich interesie jest każda wojna. Tak samo w interesie korporacji więziennych jest surowa polityka karania, włącznie z karą śmierci. Na pierwszy rzut oka wydaje się to absurdalne, ale takie nie jest. W celach śmierci skazani latami oczekują na swój wyrok. Średni koszt utrzymania skazanego na karę śmierci do czasu wykonania wyroku wynosi, bagatela, około 3 mln dolarów! To naprawdę dobry biznes. Badania w USA wskazują, że koszty utrzymania więźnia w placówkach prywatnych nie są niższe niż te w publicznych. Różnice mieszczą się w granicach od 5 do 20 proc. Niektóre są nawet droższe od najtańszych zarządzanych przez władze stanowe lub federalne. Argument z rzekomymi tańszymi kosztami utrzymania jest wobec tego zupełnie nietrafiony. Jeśli spojrzeć na więziennictwo jako interes, to z powodzeniem można go porównać do kapitalistycznego przedsiębiorstwa. W interesie liczą się zyski. Zyski zwiększa się redukcją kosztów. Dla prywatnych przedsiębiorstw oznacza to zwolnienia i coraz większe obciążanie mniejszej liczby pracowników większą liczbą obowiązków i dłuższym dniem pracy, przy jednoczesnym obniżaniu poziomu wynagrodzeń. Granicą tej redukcji jest wkurwienie załogi, która może zastrajkować. W więzieniach jest inaczej. Ta granica wkurwienia to bunt, który można przecież łatwo i krwawo spacyfikować. Bo co? Jak więźniowie się wkurzą, to wyjdą na demonstrację pod URM? Nie! Ich stać co najwyzej na strajk okupacyjny. Pole do oszczędności też jest wielkie. Mniejsza liczba i poziom zatrudnionych strażników, mniejsze cele, rzadsze kąpiele, spacery etc. Wszystko nie celem potanienia kosztów, jakie ponosi społeczeństwo na utrzymanie więzień, bo te koszty - jak pokazuje praktyka - wcale nie muszą spadać - spadać będzie poziom życia i opieki zdrowotnej nad więźniami - ale celem zwiększania zysków prywatnego właściciela pierdla. W Polsce robiono już takie próby w ramach tzw. partnerstwa publiczno-prywatnego. W niektórych więzieniach powierzono pralnie i stołówki prywatnym przedsiębiorcom. Próby wypadły negatywnie. Koszty wzrosły, a poziom usług nie (nie zdziwiłbym się, gdyby daniem dnia w więziennym menu serwowanym przez prywatna firmę, była brukiew w sosie własnym). Tak samo będzie z kosztem i poziomem usług medycznych. Tak przecież jest w Stanach. Widziałem niezależne filmy dokumentalne dotyczące prywatnych więzień w USA. Może warto, by obejrzał to ktoś ze sfer rządowych. Najczęstszą terapią aplikowaną przez więziennych lekarzy jest tam chyba lewatywa i naprawdę musi być z człowiekiem bardzo źle, by lekarz go w ogóle przyjął. Dla przykładu kobietom, u których wykryto raka piersi, powszechnie odmawiano specjalistycznych badań mammografem i pozwalano na rozwój choroby. Nierzadkie są tam wypadki, że po odbytym wyroku skazany wcale nie wychodzi na wolność. Czasem nie ukrywa się tego nawet pozorami praworządności dając jakiś wyrok przedłużający pobyt, za przewinienie rzekomo popełnione w trakcie odbywania kary, ale zwyczajnie siedzi dalej, bo przynosi zyski, a nikt się o niego nie upomina. Dlatego również argument o rzekomo lepszych warunkach panujących w amerykańskich więzieniach to czysta demagogia i tupet liberalnej prasy i telewizji. Warunki te były wiele razy potępiane przez Amnesty International i inne organizacje i grupy zajmujące się prawami ludzi jako niezgodne z międzynarodowymi standardami. To nikogo u nas nie interesuje. Obraz więzień w USA to dziś w polskiej telewizji pieski i koniki oraz żyjący z nimi w harmonii i szczęściu skazani.
Z lansowanym u nas kapitalizmem, wśród jego apologetów, nieodłącznie lansuje się wolny rynek i wolną konkurencję. Teoretycznie, bo praktycznie niekoniecznie, te dwie tzw. wolności powodują spadek kosztów i podnoszenie poziomu usług. No tak, ale to może działać w branży hotelarskiej. Trudno mi sobie wyobrazić, by pensjonariusze ZK wybierali sobie miejsce, w którym chcieliby odbywać karę pozbawienia wolności. Bezkonkurencyjnie wygrywałyby te położone w miejscowościach nadmorskich, na Mazurach czy w górach. A co z Wronkami? Puchy i zwolnienia służby więziennej. Pomijając już nawet aspekty moralne i funkcje społeczne, jakie powinien spełniać pobyt w zakładzie karnym, nasi rządzący nic sobie nie robią z nieudanych eksperymentów komercjalizacji usług w więzieniach. Minister Ziobro już zapowiedział, że w ramach tego partnerstwa więzienia będą budowane przez prywatnych przedsiębiorców a państwo będzie z nich korzystać na zasadzie leasingu. Następnym zapowiadanym etapem prywatyzacji ma być przekazywanie zarządu nad tymi zakładami prywatnym biznesmenom, czyli całego procesu wykonania kary pozbawienia wolności. A potem co panie Ziobro? Może prywatne sądy? Czemu nie? Wierzę, że te akurat mogą sprawniej i szybciej działać od tych państwowych, zapewniając stały wzrost liczby kuracjuszy w prywatnych kazamatach. Służy już temu zapowiadane przez ministra zwiększenie represyjności, długotrwałości i liczby przestępstw zagrożonych karą pozbawienia wolności. Oznacza to większe zapotrzebowanie na cele i wzrost koniunktury w tym biznesie. Znacznie mają wzrosnąć wyroki za drobne przestępstwa. Będzie tak jak w tych ulubionych przez elyty Stanach. Za znalezionego skręta z trawką będzie się trafiać do pudła i interes będzie się kręcił. Oczywiście nikomu nie przychodzi do głowy zastanawiać się, skąd się bierze przestępczość i jak jej wzrost jest proporcjonalnie powiązany z coraz większym ekonomicznym uciskiem i nędzą, które ich system produkuje. Po co zajmować się przyczynami, które są systemowe i mogą prowadzić do niebezpiecznych wniosków, skoro lepiej walczyć ze skutkami obowiązywania tego nieludzkiego systemu i dalej pozwalać bogacić się bogatym i ubożeć biednym.
Prywatnymi więzieniami są już zainteresowani polscy biznesmeni i międzynarodowe korporacje więzienne. Są już tacy, co mówią, że będą przy tych zakładach otwierać zakłady produkcyjne. Nawet wedle obowiązujących w Polsce przepisów można w nich zatrudniać więźniów za połowę minimalnego wynagrodzenia. Z kwalifikacją skazanych może nie być najlepiej, ale to tylko kwestia wyboru rodzaju produkcji, a rekompensatą i źródłem zysku będą niższe koszty płacowe, zerowe standardy bhp i zerowa groźba strajku, bo więźniowie nie będą się mogli zrzeszać w związki zawodowe. Tu też przykład płynie z "ojczyzny demokracji".
Prywatne korporacje, takie jak Eddie Bauer i Lexus Cars, angażują do swym niewolniczych prac więźniów. Więźniowie nie posiadają tam zgodnych z prawem praw do organizowania się w związkach zawodowych czy prawa do strajku. Nie posiadają też minimalnych gwarancji dotyczących ich pensji (pracuja nawet za kilka centów za godzinę), jak i odpowiednio gwarantowanych zabezpieczeń BHP. Więźniowie nie posiadają prawa do skarg, a odmówienie wykonania prac kończy się zazwyczaj surowymi karami. Formalnie według polskiego prawa (które z czasem też można dostosować, a PiS już o to zadba) nie można odbywających karę pozbawienia wolności przymuszać do pracy. Ale praktycznie form nacisku może być wiele. Ilość widzeń z rodziną, kąpieli, spacerów itd. Prywatne więziennictwo to w USA taka nowa forma niewolnictwa, za którą tęsknią nasi przedsiębiorcy. Nikt się też nie zastanawia jakie konsekwencje będzie to miało dla polskiej gospodarki i pracowników, w kraju w którym szaleje bezrobocie. Tak jak wielkie korporacje przenoszą produkcję na Daleki Wschód, bo tam jest tania niewolnicza siła robocza, tak konsekwencją możliwości korzystania z taniej niewolniczej siły roboczej w prywatnych polskich więzieniach, będzie przenoszenie produkcji do pudła i nowi bezrobotni na wolności. Po co te wszystkie pozory? Panie Ziobro! Brakuje miejsc w więzieniach? Otwórz pan Auschwitz, sprywatyzuj, odmaluj hasło na bramie i jadziem z tym interesem!
Jarosław Augustyniak