Tak wysoki rejting UE spowodowany jest kilkoma czynnikami, ale najważniejszy z nich to oczywiście totalny brak zaufania do rządzących i tyleż desperacka co iluzoryczna chęć doprowadzenia do sytuacji, w której bułgarską politykę będą kształtowali zachodni mądrale, a nie lokalni notable niezdolni w ogóle do kierowania państwem. Ci ostatni zresztą zdają sobie z tego sprawę i także prą ku UE nie oglądając się na nic.
Rezultat takiego dążenia łatwo przewidzieć. Bułgarskie władze zgodziły się praktycznie na wszystkie wymogi stawiane jej przez unijnych emisariuszy. Taktykę tę łatwo zobrazować w następujący sposób. Wyobraźmy sobie, że na dachu wysokiego wieżowca stoi jakieś żywe indywiduum. Nie wie co robić, gdyż zewsząd nadchodzi niebezpieczeństwo, zatem skacze w nadziei, że jednak się nie zabije. Osiągnąwszy poziom powiedzmy trzeciego piętra otwiera oczy, przestaje krzyczeć, rozgląda się i mówi sobie: „jak na razie wszystko w porządku”. Wszyscy zdrowo myślący wiedzą jednak jak drastyczne będzie spotkanie z lądem. Ekwiwalentem tegoż w materii bułgarskiej polityki są takie zjawiska jak na przykład zgoda na zamknięcie elektrowni atomowej w Kozloduju, której funkcjonowanie umożliwia dostarczanie obywatelom i instytucjom stosunkowo taniej energii elektrycznej, która w tym kraju jest naczelnym paliwem. Prąd dostarczać będzie francuskie konsorcjum.
Społeczeństwo to widzi, ale cokolwiek bardziej przejmuje się czymś innym. Przede wszystkim tym, że zamieszkałe przez nich państwo dryfuje niczym rozbita tratwa, której nikt nie kontroluje. Z nadzieją patrzy na włodarzy spod złotogwiezdnej obręczy trzepoczącej na granatowym sztandarze, licząc, że znajdzie w nim doświadczonego kapitana. Niestety przyszłość Bułgarii nie wygląda w Unii tak różowo jak malują to różnorakie lokalne media. Zwłaszcza, że ta rzekomo kolorowa i wspaniała perspektywa może się oddalić. Całkiem niedawno bułgarscy rządzący zostali w bardzo bezpardonowy sposób przywołani do porządku. Wytknięto im bowiem, iż stali się zakładnikami struktur mafijnych, które są w stanie pokrzyżować każde ich plany.
Trudno się z tym nie zgodzić. Bułgarskie ulice – w odróżnieniu od Polskich na przykład – nie roją się od tępawych osiłków szukających możności dokonania rozboju i nie w każdym tramwaju czy autobusie zainstalowany jest dyżurny kieszonkowiec. Niemniej zjawisko, które zwykło się określać jako „przestępczość zorganizowana” kwitnie w najlepsze, a jego symbioza ze światem oficjalnej polityki (czy też niektórymi jego frakcjami) dokonała się już dawno temu. Sytuacja ta wytworzyła sprzeczność, która ostatnimi czasy ujawnia się tyleż drastycznie, co spektakularnie. Ostatnią jej manifestacją – ósmego kwietnia - była próba wysadzenia w powietrze dziennikarza śledczego jednej ze znanych ogólnokrajowych telewizji. W mieszkaniu gdzie zdetonowano podłożony ładunek wybuchowy znajdowały się dwie osoby z rodziny tegoż, które „cudem” – jak podkreślano – nie odniosły żadnych poważnych obrażeń. Oczywiście jest to tylko kolejny wypadek z tej samej serii. Od połowy lat dziewięćdziesiątych przypadków zamachu na życie dziennikarzy było co najmniej kilkanaście, a wachlarz metodologiczny jest olbrzymi: od ciężkich pobić, po zalewanie kwasem siarkowym. Żadne z tych przestępstw (z wyjątkiem jednego, najmniej groźnego, związanego z pogróżkami przez telefon) nie zostało ukarane. Nie znaleziono żadnych winnych.
Podobnie bezkarna pozostaje gigantyczna korupcja, która jest tu do tego stopnia wszechobecna, że doprawdy dziw bierze, iż w Bułgarii nie ma ani jednej osoby skazanej za praktyki korupcyjne. Tymczasem wszystkie instytucje międzynarodowe zajmujące się monitoringiem tej materii od dawna biją na alarm. Powróćmy jednak do działań widowiskowych. Średnio raz na miesiąc w Bułgarii dochodzi do publicznego rozstrzelania jakiejś ważnej i bogatej persony. Studenci w Sofii zaczynają robić zakłady, kto zostanie zlikwidowany w kwietniu. W marcu padł jeden z największych bułgarskich przedsiębiorców. Warto dodać, że jego egzekucja nastąpiła w centrum Sofii i to w dniu, gdy przebywał tam prezydent Turcji i ochrona policyjna – w związku z tym - w całym mieście była wyjątkowo duża. Zamachowcy zaparkowali swój samochód na uboczu i gdy zobaczyli nadjeżdżającego Jeepa z właściwą zawartością, wpakowali w niego kilka serii z karabinów maszynowych. Świadkowie opowiadają, że mordercy byli weseli, nie używali masek, a w oczekiwaniu na akcję opowiadali sobie kawały. Nie maskowali samochodu, nie kamuflowali się… Po prostu wiedzieli, że włos z głowy im nie spadnie. Wcześniej trupem położono właściciela jednego z największych bułgarskich banków.
Od czasu do czasu rutyna zostaje jednak zakłócona. W lutym dokonano tragicznej masakry dwóch dziewcząt z miejscowości Pazardżik. Ich prawie zmielone ciała znaleziono niedaleko za miastem. Śledztwo utknęło w miejscu ponieważ, laboranci zapomnieli właściwie zabezpieczyć próbki DNA i szanse na jakikolwiek rozwój sprawy w kierunku wykrycia sprawców jest nader wątpliwy. Do tego dochodzi olbrzymia ilość procesów, które od lat nie mogą ruszyć z miejsca: defraudacji gigantycznych sum przy prywatyzacji bułgarskiej telekomunikacji, ustalenia winnych bezprawnego przekazania w prywatne ręce Symeona Sache-Coburg-Gotha wielu budynków użyteczności publicznej oraz olbrzymich obszarów ziemi, niewyobrażalnych malwersacji przy budowie autostrady „Trakja”, doprowadzenia do ruiny jednego z najlepiej prosperujących avio-przewoźników w byłym boku wschodnim – linii BALKAN, której sukcesorka dysponuje obecnie czterema samolotami… Można by tak wyliczać jeszcze długo.
Na sam koniec wypada wspomnieć o jeszcze dwóch perełkach. Sofijskie lotnisko jest wyjątkowo małe. Do budowy drugiego, wielkiego terminalu przystąpiono już dość dawno. Opóźnienie było – jak na lokalne standardy – niewielkie. Początkowo miano je oddać do użytku we wrześniu zeszłego roku, ale okazało się, że przed pierwszym kwietnia bieżącego konstruktorzy nie zdążą. I wszystko było już prawie gotowe, i już „witał się gąską…”. Pod koniec marca nowy port lotniczy pojechał wizytować premier Sergiej Staniszew wraz ze swoją świtą, by dumnie przejść się po przybytku, który niedługo spuści poddanym. Niestety wizytacja okazała się raczej nieudana, ponieważ w trakcie jej trwania… zawaliła się część dachu. „Ofiar niestety nie było” komentują Bułgarzy.
Przysłowiową kropką nad „i” zaś niechaj będzie fakt, iż jeden z kandydatów na urząd prezydenta Bułgarii, ma w tej chwili szansę wygrać najnowszą edycję znanego i w Polsce show pt. „Big Brother” (sic!!!). Szczególnej popularności przysparza mu fakt, otwartego deklarowania nieodpartej chęci ciągłego sypiania z różnymi kobietami, którą to realizuje, gdyż w innym wypadku – jak sam stwierdził – „musiałby umrzeć”. Cóż… Nie będziemy chyba trzymać kciuków…
Najtrafniej bodaj obecną kondycję Bułgarii w sensie tworu politycznego, społecznego i ekonomicznego określił pewien emeryt, który zagadnął autora niniejszej publikacji, w kolejce do kasy przyjmującej opłaty za ogrzewanie. Powiedział ów co następuje: „naszym problemem nie jest kwestia czy ta szklanka jest do połowy pusta, czy do połowy pełna, ale to, że jest trująca”. Unia Europejska stanowi marne antidotum… Bułgaria czeka po prostu na lewicową alternatywę.
Bojan Stanisławski
Artykuł pochodzi z portalu internetowego socjalizm.org.