Nie jestem i nigdy nie byłem dziennikarzem sportowym. Ale bywam czasem na stadionie Legii, gdzie nie zasiadam dostojnie w loży prasowej, lecz obok zwykłych, jak ja, kibiców. Piłkę nożną oglądam więc z innej niż koledzy redaktorzy perspektywy. Dlatego właśnie dziwię się ich „dogłębnym” analizom mundialowej przygody. Po środowej konferencji prasowej Pawła Janasa dochodzę do wniosku, że nasze dziennikarstwo sportowe nie odbiega zbytnio od poziomu polskich piłkarzy. Głównym problemem stała się dymisja Janasa, to on ma stać się łupem, na który rzuciły się wszystkie media. Kto pierwszy ten lepszy, komu trener powie: "tak, odchodzę", ten będzie miał dobry tytuł na czołówkę gazety. To zwykłe molestowanie przypomina podobne z programu „Teraz my” (TVN 24), gdy Tomasz Sekielski robił wszystko, aby posłanka Joanna Senyszyn właśnie w jego audycji przeprosiła za cytowanie papieża. Obie sytuacje były równie żałosne.
Ja jednak, prosty kibic, pamiętać będę, że polska reprezentacja narodowa przez 16 lat w ogóle nie potrafiła zakwalifikować się do finałów mistrzostw świata! A na dwóch kolejnych Mundialach (czyli za wyklinanej przez wszystkich prezesury Listkiewicza) polscy piłkarze jednak byli. Inna sprawa, że ich zapał wygasał zaraz po eliminacjach. To ważna kwestia – dlaczego nasi piłkarze (ale przecież i my wszyscy) po osiągnięciu jakiegoś celu pośredniego zapominają, że coś jeszcze jest do ugrania. Najważniejsze, po awansie, staje się dla nich skonsumowanie sukcesu. Te wszystkie kontrakty reklamowe, to wyjeżdżanie do jakiegokolwiek klubu (choćby i katarskiego), byle tylko zaliczyć na koncie trochę więcej kasy. Przecież tak było i tym razem, mało który reprezentant kraju zastanawiał się, jak zmiana barw klubowych wpłynie na jego pozycję sportową, liczył się tylko dobry kontrakt. Zasilali więc kluby zachodnie, często drugoligowe, w których grzali ławę. A wspaniałe ligi, w których mieli się rozwijać, okazywały się zwykłą europejską przeciętnością. Dlatego właśnie zawiedli Krzynówek, Żurawski, Szymkowiak, Jop i pozostali. Spisał się jedynie Smolarek, ale on wychował się na zachodzie, nie ma nic z polskiej mentalności. Kompletnemu blamażowi zapobiegli ci, którzy w eliminacjach nie grali: Boruc, Jeleń, Bosacki... Jeżeli więc szukać przyczyn porażki, to ja umiejscowiłbym je właśnie w sferach mentalnych.
Nie chcę bronić Janasa, mało mnie też obchodzi, kto ewentualnie zajmie jego miejsce. Każdy następny trener skazany będzie na porażkę, dopóki nie dorobimy się piłkarzy chcących walczyć o wyższe niż tylko awans do Mundialu cele.
Wiesław S. Dębski
Artykuł pochodzi z dziennika "Trybuna".