Drugi wariant zakłada, że propozycja ta nie była poważna i została złożona tylko po to, by Iran ją odrzucił. Negatywne stanowisko Iranu wzmocniłoby pozycję USA, które mogłyby się wówczas zwrócić do Rady Bezpieczeństwa ONZ z wnioskiem o podjęcie wobec rządu w Teheranie wspólnych i zdecydowanych działań (włączając w to atak militarny). Ta dosyć cyniczna interpretacja nie jest zupełnie nieprawdopodobna, gdyż przedstawiona Iranowi oferta stawia bardzo wymagające warunki wstępne. Stany Zjednoczone uzależniają przystąpienie do negocjacji od przerwania przez Iran procesu wzbogacania uranu, czyli dokładnie tego, czego mają dotyczyć rozmowy.
Jakiekolwiek cele przyświecają "irańskiej zagrywce" Departamentu Stanu, ostateczny rezultat nie zależy jedynie od kalkulacji Waszyngtonu. Wysiłki dyplomatyczne i nastawienie wszystkich stron do negocjacji i warunków będzie uzależnione od odpowiedzi Iranu oraz od rozwoju sytuacji w regionie, a zwłaszcza w Iraku.
Od początku kryzysu rząd w Teheranie bardzo umiejętnie i skutecznie prowadzi swoją politykę na arenie międzynarodowej i nie ma powodu przypuszczać, by w najbliższym czasie uległo to zmianie. W odpowiedzi na złożoną przez Rice propozycję przystąpienia do bezpośrednich negocjacji, Iran odpowiedział, że jest gotowy rozmawiać z każdym, ale bez warunków wstępnych. W odpowiedzi na przygotowany przez kraje europejskie projekt - przewidujący benefity za wstrzymanie wzbogacania uranu, ale grożący sankcjami w przypadku odmowy - rząd irański oświadczył, że jest gotowy poddać go poważnej analizie. Jednocześnie, zdając sobie doskonale sprawę z nastrojów społecznych w Iranie i innych państwach regionu, przywódcy Iranu zaostrzyli swoją retorykę wymierzoną w amerykańską i izraelską politykę bliskowschodnią.
Niezależnie od tego, jakiej ostatecznie odpowiedzi udzieli Teheran na wspólną propozycję Stanów Zjednoczonych i UE, jest mało prawdopodobne, by dostarczyła ona Amerykanom przekonujących argumentów - zwłaszcza wobec Rosji, Chin i może Francji - że rząd irański zamknął oto wszelkie możliwości prowadzenia dalszych rozmów i że należy zaostrzyć metody działania społeczności międzynarodowej. Nie da się zaprzeczyć, że traktaty międzynarodowe dają Iranowi prawo kontynuacji pokojowych badań nuklearnych, a przedstawiciele irańskiego rządu konsekwentnie zaprzeczają istnieniu jakiegokolwiek tajnego wojskowego programu nuklearnego.
Z drugiej strony, jest niemal pewne, że Iran zażąda bardzo wysokiej ceny za każde ustępstwo związane z programem atomowym. Rząd w Teheranie będzie domagał się zniesienia wszelkich warunków wstępnych przed bezpośrednimi negocjacjami z Waszyngtonem. Będzie też starał się uzyskać solidne gwarancje bezpieczeństwa i zapewnienie ze strony USA o woli znormalizowania stosunków dwustronnych z Iranem. Po trzecie wreszcie, jeżeli niedawny list wysłany przez prezydenta Ahmadineżada do prezydenta Busha może być jakąś wskazówką, Irańczycy będą próbowali rozwiązać inne zagadnienia regionalne, takie jak sytuacja w Iraku czy konflikt izraelsko-palestyński.
Sytuacja w Iraku będzie miała zasadnicze znaczenie dla postawy USA wobec Iranu. Do chwili obecnej rozwój wypadków w okupowanym kraju działa wyłącznie na korzyść strony irańskiej. Jest bardzo prawdopodobne, że to właśnie niemożność stabilizacji sytuacji w Iraku miała i ma znaczący wpływ na kształt polityki Białego Domu wobec Teheranu, gdyż skutecznie ogranicza dostępne warianty działania.
W 2003 r. architekci inwazji na Irak odpierali argumenty "realistów" sprzeciwiających się wojnie, twierdząc, że wojna w Iraku stworzy nową "rzeczywistość" na Bliskim Wschodzie, kontrolowaną całkowicie przez Stany Zjednoczone. Przekonywali, że przyniesie ona same korzyści i da strategiczną przewagę Ameryce oraz jej sojusznikom (głównie Izraelowi). Wielu było skłonnych przyjąć ten punkt widzenia, w tym także Irańczycy, którzy być może słusznie obawiali się, że następnym po Bagdadzie celem Stanów Zjednoczonych będzie Teheran.
Sytuacja jednak bardzo się zmieniła. "Rzeczywistość" Bliskiego Wschodu w następstwie inwazji i okupacji Iraku pozostaje poza wszelką kontrolą, nikt nad nią nie panuje, a zwłaszcza USA. Region ten jest bardzo niestabilny, a jedynym krajem, który skorzystał na amerykańskiej agresji jest Iran, który znacznie wzmocnił swoje wpływy nie tylko w Iraku - gdzie zdobyły władzę wspierane przez Teheran partie szyickie - ale w całym regionie. Ponadto, niewielkie ale znaczące sukcesy Iranu doprowadziły do zjednoczenia tego zwykle podzielonego społeczeństwa wokół jednego narodowego dążenia - które z całą pewnością zawiera w sobie determinację dalszego prowadzenia programu nuklearnego w celu zapewnienia bezpieczeństwa w obliczu kolejnych gróźb ze strony Stanów Zjednoczonych i Izraela. Program atomowy pozwoli też Iranowi utrzymać silną pozycję w tym niestabilnym regionie.
W Waszyngtonie dla odmiany, załamanie się amerykańskiej strategii w Iraku skutkuje głębokimi podziałami, wzajemnymi oskarżeniami oraz powszechną niepewnością co do dalszego sposobu działania. Złożona Iranowi przez Rice oferta bezpośrednich rozmów jest tego dokładnym odzwierciedleniem (budzi ona zapewne sprzeciw wielu "jastrzębi" w Białym Domu i Pentagonie). Mimo to wydaje się, że gdyby propozycja złożona Iranowi miała odzwierciedlać słabą pozycje Stanów Zjednoczonych, administracja Busha powinna była pójść na jeszcze większe ustępstwa.
Można wymienić trzy czynniki, stojące na przeszkodzie dalszym ustępstwom strony amerykańskiej, które mogłyby doprowadzić do rozwiązania kryzysu przy stole negocjacyjnym. Po pierwsze prezydent Bush myśli ograniczonymi kategoriami swojej "wojny z terrorem", używając retoryki - podchwytywanej przez większość amerykańskich mediów - pro-izraelskiej i anty-irańskiej. Po drugie, wydaje się, że Bush nie potrafi albo nie chce przyjąć do wiadomości faktu, że jego polityka na Bliskim Wschodzie znacznie osłabia pozycję USA w negocjacjach z Iranem. Po trzecie Bush wydaje się przekonany, podobnie jak Cheney i większość urzędników administracji, że każde rozwiązanie, nawet wojna z Iranem, jest lepsze niż Iran posiadający broń nuklearną.
Jest zatem prawdopodobne, że nawet jeśli złożona przez Rice propozycja jest poważną ofertą, i jeśli odpowiedź Iranu będzie rozsądna i konstruktywna, i nawet jeśli pozycja Stanów Zjednoczonych na Bliskim Wschodzie będzie dalej słabnąć, to ta najnowsza inicjatywa dyplomatyczna i tak zakończy się fiaskiem. Jej niepowodzenie uczyni perspektywę militarnej konfrontacji z Iranem - której plany Pentagon opracowuje od długiego czasu - dużo bardziej realną. Jest to scenariusz, który z pewnością wzbudza duży niepokój.
Tom Porteous
tłumaczenie: Sebastian Maćkowski
Artykuł ukazał się w portalu Agence Global - www.agenceglobal.com