Dwudziestego ósmego czerwca tego roku przypada okrągła, 50. rocznica wypadków poznańskich z 1956 roku. Patronat nad uroczystościami objął prezydent Lech Kaczyński. Robotnicy z Zakładów imienia Cegielskiego zapowiedzieli protesty. Myślę, że warto dzisiaj przypomnieć, jakie idee przyświecały zrywowi robotników Poznania w czerwcu 1956 roku i zastanowić się, czy coś dzisiaj z tych wydarzeń przetrwało, czy wszystko zostało roztrwonione i zniszczone. Uważam, że warto poświęcić chwilę czasu i zastanowić się nad tym ważnym problemem.
W Polsce po śmierci Stalina zaczęły się przemiany określane mianem "odwilży". Odwilż została wywołana referatem, który Pierwszy Sekretarz KC KPZR Nikita Chruszczow wygłosił na XX zjeździe Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego w lutym 1956 roku. Referat ten potępiał stalinowskie zbrodnie i krytykował kult jednostki, jaki miał miejsce w ZSRR za rządów Stalina. Odsunięty od władzy został również najbliższy współpracownik Stalina - Ławrientij Beria. W niedługi czas potem wykonano na nim wyrok śmierci.
Zmiany zachodziły również w innych krajach komunistycznych, w tym w Polsce, gdzie zaczęto coraz śmielej krytykować wypaczenia ówczesnego, narzuconego nam bezprawnie za aprobatą Roosvelta i Churchilla, ustroju socjalistycznego. Oczywiście, że wydarzenia, do których doszło w Berlinie i Budapeszcie, miały również wpływ na nastroje panujące w polskim społeczeństwie, na coraz częstrzą i bardziej otwartą krytykę systemu.
W Polsce w 1956 roku inteligencja skupiona wokół Klubu Krzywego Koła krytykowała rządzące elity przy pomocy pióra. Robotnicy natomiast przyjęli bardziej radykalną postawę i w proteście przeciwko warunkom życia wyszli na ulicę. Rozumiejąc czym jest robotnicza godność, zaczęli się domagać od rządu przede wszystkim wypłat nagród pieniężnych dla ówczesnych przodowników pracy i likwidacji niesłusznie pobieranego od tychże przodowników przez okres trzech lat podatku. Drugim ważnym postulatem było poprawienie warunków bytowych obywateli. Najbardziej burzliwe i radykalne protesty wybuchły 28 czerwca 1956 roku w Poznaniu w największym zakładzie pracy, Hucie im. Cegielskiego. Po wstępnych negocjacjach prowadzonych przez robotników huty w Warszawie, władza z początku zgodziła się na postulaty, po czym wycofała się ze swoich wcześniejszych obietnic. Rozgoryczeni i wściekli robotnicy wyszli na ulice. Władze w odpowiedzi odgrodziły Poznań od reszty kraju i przy pomocy korpusu bezpieczeństwa wewnętrznego pod dowództwem Stanisława Popławskiego rozpoczęła się regularna pacyfikacja robotników, którym udało się wcześniej opanować więzienie i wypuścić na wolność 257 aresztowanych przez władzę robotników. Pacyfikacja trwała prawie dwa dni, były ofiary po obu stronach przysłowiowej barykady. Pomimo braku rzetelnej informacji o tych wydarzeniach, tego co działo się na poznańskich ulicach w czerwcu 1956 roku nie dało się przed społeczeństwem ukryć.
Robotnicy zawsze walczyli i walczą o zwykłego człowieka, o jego godność, poprawę warunków życia i prawdziwie chrześcijański etos pracy. To właśnie robotnicy protestują przeciwko pazerności władzy, która często patrzy z góry na zwykłych, szarych ludzi. Dzisiejsza demokratyczna władza stosuje dokładnie te same metody nacisku, co PZPR w 1956 roku. Najpierw składa dużo obietnic, a potem stosuje uniki. Dzisiaj, tak samo jak w 1956 roku, okrada się górników ciężko pracujących na zysk kopalni. Wypracowane pod ziemią zyski bezwzględnie im się należą i żaden rząd nie ma prawa położyć na nich swej wielkiej łapy. Dokładnie w ten sam sposób okradani są zwykli lekarze i pielęgniarki. Co stanie się z obiecanymi podwyżkami dla wyzyskiwanego "białego personelu", jeżeli od października powoła się innego ministra zdrowia, który zacznie realizować kolejne swoje chore pomysły na poprawę sytuacji pracowników służby zdrowia?
Przypadki poniżenia człowieka i jego pracy szczególnie widoczne są w hiper- i supermarketach. Dzieje się to przy aprobacie tej rządzącej pseudolewicowo-prawicowo-kościelnej kliki. Nikt z rządzących nie podjął do tej pory decyzji zmuszającej zagranicznych inwestorów do płacenia podatków w Polsce. Kończy się na pełnych obietnic frazesach. Co najmniej 70 procent zakładów pracy zostało bezczelnie i za bezcen sprzedanych i nie ma winnych. Nierzadko przeciw ludziom upominającym się o swoje prawa wysyła się uzbrojonych w pałki policjantów lub straszy przymusowym poborem do wojska.
Etos i osiągnięcia takich ruchów, jak czerwiec 1956 czy sierpniowa "Solidarność" z 1980 roku, upadły nie dlatego, że były złe czy niedopracowane. Przyczynili się do tego w największym stopniu tacy ludzie, jak Wałęsa i podobni jemu, bez względu na to, czy z lewa, czy z prawa. Zaprzedali swoje ideały władzy i pięniądzom, łatwo zapominając o robotnikach i zwykłych ludziach. A to przecież właśnie oni byli i pozostaną największą siłą tych ruchów. Przy "Okrągłym Stole" umówiły się ze sobą tylko kliki biznesowo-towarzyskie, dla których "koryto zawsze jest pełne - zmieniają się tylko świnie", a zwykły człowiek nigdy się nie liczył. A Danielów Podrzyckich i innych autentycznych przywódców, obrońców ludzi zawsze było mało i zawsze byli niewygodni dla każdej władzy.
Czy jest jakaś szansa na odgrzebanie z ruin robotniczego etosu? Jestem przekonany, że tak. W tym celu konieczne jest powstanie autentycznej lewicy, która nie zgodzi się na żadne pseudokompromisy. Szczególne zadanie do wypełnienia ma tu na przykład "Nowy Robotnik" a także inne autentycznie lewicowe media. To ich zadaniem jest przygotowanie duchowe ludzi do odbudowy świata wokół siebie samych i zbudowania na tym fundamencie lewicowego etosu. Jego podstawą musi być troska o los każdego człowieka - ta sama, na której opierała się pierwsza robotnicza rewolucja moralna mas przeciwko pazernej władzy, jaka miała miejsce w Poznaniu w czerwcu 1956 roku i potem - dopóty, dopóki przywódców nie zjadła ambicja - w sierpniu 1980 roku w Gdańsku w stoczni imienia Lenina. Odrodzenie tego etosu jest na pewno zadaniem trudnym, ale przy wzajemnym wsparciu i pomocy - bez wątpienia możliwym.
Marcin Antoniak
Autor jest historykiem, absolwentem Akademii Podlaskiej w Siedlcach.