Piłka nożna, „zaraza emocjonalna” [1] dla jednych, „radosna namiętność” [2] dla innych, jest sportem międzynarodowym numer jeden. Bezspornie jest to jednak coś więcej niż tylko sport. „Całościowy fakt społeczny”, mówił o nim wielki eseista i socjolog Norbert Elias, odwołując się do pojęcia wypracowanego ongiś przez Marcela Maussa, którego uważa się za ojca antropologii francuskiej. Można by również powiedzieć, że stanowi on metaforę doli człowieczej, gdyż – zdaniem antropologa Christiana Brombergera – pozwala dostrzegać niepewność statusów indywidualnych i zbiorowych, jak również ryzyko szczęścia i losu [3]. Sprzyja refleksji o roli jednostki i pracy zespołowej oraz pozwala na namiętne debaty o symulacji, oszustwie, samowoli i niesprawiedliwości.
Podobnie jak w życiu, w piłce nożnej przegrywających jest więcej niż wygrywających. Dlatego zawsze był to sport ubogich, którzy, świadomie lub nie, widzą w nim odbicie swojego własnego losu. Wiedzą również, że kochać swój klub znaczy pogodzić się z cierpieniem. W przypadku przegranej ważne jest, aby zostać razem. Dzięki tej pasji dzielonej z innymi ma się pewność, że nigdy nie będzie się izolowanym. „You will never walk alone” (nigdy nie będziesz chodził sam), śpiewają kibice Liverpoolu FC – angielskiego klubu proletariackiego.
Piłka nożna jest sportem par excellence politycznym. Sytuuje się na skrzyżowaniu takich kapitalnych kwestii, jak przynależność, tożsamość, kondycja społeczna, a nawet – ze względu na swój aspekt ofiarniczy i na swoją mistykę – religia. Dlatego stadiony tak dobrze nadają się do ceremonii nacjonalistycznych, kultywowania lokalizmów i wybuchów tożsamościowych czy „plemiennych”, które nieraz prowadzą do aktów przemocy między fanatycznymi kibicami. Z tych wszystkich względów – i niewątpliwie wielu innych, bardziej pozytywnych i radośniejszych – sport ten fascynuje masy. Te zaś interesują nie tylko demagogów, ale przede wszystkim agencje reklamowe, bo dziś piłka nożna jest nie tyle praktyką sportową, ile widowiskiem telewizyjnym z bardzo drogimi gwiazdami dla ogromnej publiczności.
Kupno i sprzedaż piłkarzy dobrze odzwierciedlają stan rynku w dobie globalizacji neoliberalnej: bogactwa znajdują się na Południu, ale konsumuje się je na Północy, bo tylko ona ma środki na ich zakup. Ten rynek (często jest to rynek złudzeń) stwarza nowoczesne formy handlu ludźmi. Zaangażowano w to szalone środki finansowe. Gdyby Francja zakwalifikowała się do finału, cena trzynastosekundowego spotu reklamowego w telewizji osiągnęłaby 250 tysięcy euro (czyli tyle, ile przez 15 lat zarobiłaby osoba zatrudniona we Francji za płacę minimalną). Międzynarodowa Federacja Piłki Nożnej zarobi co najmniej 1,172 miliarda euro za same prawa do transmisji telewizyjnych i patronaty mistrzostw świata. Z drugiej strony ocenia się, że łącznie środki zainwestowane w związku z tymi mistrzostwami w reklamę przekroczą 3 miliardy euro. Taka masa pieniędzy każe wariować. Wokół okrągłej piłki kręci się cała fauna aferzystów. Ona kontroluje rynek transferów piłkarskich. Ona również kontroluje rynek zakładów sportowych. Niektóre drużyny, chcąc zapewnić sobie zwycięstwo, nie wahają się oszukiwać. Stwierdzonych przypadków oszustw jest cała masa, co potwierdza skandal wstrząsający obecnie Włochami. Może on sprawić, że mityczny klub turyński Juventus, oskarżony o przekupywanie sędziów, zostanie zdegradowany do niższej ligi.
Tak wygląda ten fascynujący sport, rozdarty między niezrównanymi splendorami a upodleniem, którego efekt czasami jest podobny do efektu błota umieszczonego w wentylatorze. Wszyscy są opryskani.
Przypisy:
[1] J.-M. Brohm, La tyrannie sportive: Théorie critique d’un opium du peuple, Paryż, Beauchesne 2006.
[2] P. Boniface, Football et mondialisation, Paryż, Armand Colin 2006.
[3] Ch. Bromberger, Football, la bagatelle la plus sérieuse du monde, Paryż, Bayard 1998.
Ignacio Ramonet
tłumaczenie: Zbigniew M. Kowalewski
Artykuł pochodzi z polskiej edycji miesięcznika "Le Monde Diplomatique".