Mamy na linii profesora Petrasa, dzień dobry panie profesorze. Moje pierwsze pytania dotyczą szczytu w Córdobie. Co się na nim wydarzyło? Jak pan ocenia przyszłość "Mercosuru"? Dlaczego Tabaré Vázquez wyszedł, zanim zakończył się szczyt? Jaka była odpowiedź uczestników szczytu, którą udzielili Danilo Astoriemu? Czy Mercosur ma możliwość zamienić się w ośrodek polityki antyimperialnej wobec Stanów Zjednoczonych?
Dzień dobry. Szczyt w Córdobie był raczej ceremonią, aniżeli formułowaniem konkretnych planów. Mówiło się przeważnie o handlu między krajami należącymi do Mercosur, szczególnie teraz, kiedy Wenezuela tworzy część wspólnoty. Trzeba sobie zdać sprawę, że w obecnej sytuacji, w jakiej znajduje się Ameryka Łacińska, nie omawiano problemów biedy czy nierówności społecznych, jakie poszczególne kraje cały czas pogłębiają. Z punktu widzenia pracowników czy osób wykluczonych szczyt nic nie znaczył. Nie mówiono nic o płacach czy niwelowaniu nierówności społecznych.
Natomiast pojawili się na nim Fidel Castro i Hugo Chávez, co symbolicznie oznacza, że jest presja, aby prowadzić politykę, która przeciwstawia się imperializmowi amerykańskiemu. Podchodząc do problemu poważnie, należałoby przestawić inwestycje i rynki na inne tory. Tak się nie dzieje, gdyż Brazylia i Argentyna jest zdominowana przez banki zagraniczne oraz kapitał zagraniczny, który został zainwestowany w sektory strategiczne.
W tym znaczeniu, istnieją ograniczenia, które Mercosur nie jest w stanie znieść. Z tego powodu Mercosur nie może przyczynić się do rzeczywistej integracji Ameryki Łacińskiej. Integracja rynków oczywiście ma miejsce, ale główne przedsiębiorstwa w krajach, które należą do Mercosur, nie są własnością państwową.
Opuszczenie szczytu przez prezydenta Vazqueza (prezydent Urugwaju) jest kolejnym potwierdzeniem, że dla niego przyszłość to Stany Zjednoczone, w mniejszym stopniu Unia Europejska, ale na pewno nie wiąże przyszłości swojego kraju z państwami Ameryki Łacińskiej. Prezydent Vazquez oraz jego minister Danilo Astori (minister finansów Urugwaju) są bardzo źle oceniani przez Brazylię, która skarży się na nich, z powodu artykułowania punktu widzenia Stanów Zjednoczonych. Argentyna też nie spogląda przyjaźnie w stronę Urugwaju, odkąd weszła w konflikt, w sprawie fabryk celulozy. Wenezuela nie jest mile widziana w Urugwaju, ze względu na jej krytyczny stosunek do USA. Nie ma porozumienia między członkami Mercosur. Vazquez wyszedł, ponieważ nie ma nic do zaoferowania i nie ma ochoty negocjować.
Tylko postawa Wenezueli, która próbuje wywrzeć presje na państwach członkowskich Mercosuru, aby ich polityka była mniej poddańcza wobec USA, zasługuje na miano polityki antyimperialnej.
Jednak trudno jest zmienić postawę Luli i Duarte (prezydent Paragwaju), których kraje posiadają wielkie bazy amerykańskie czy, nawet Boliwii, która poszukuje rynku zbytu dla swoich produktów w USA. Trudno jest mówić w takiej sytuacji o polityce antyimperialnej. Dobrze, że jest przynajmniej jeden głos, który przeciwstawia się USA. Nie sądze, aby Kirchner, Vazquez czy Lula zmienili swoją politykę, chociaż zapowiedzieli, że poprą kandydaturę Wenezueli na członka Rady Bezpieczeństwa w ONZ. To przynajmniej jest krokiem naprzód.
Zostało nam niewiele czasu, moje ostatnie pytanie będzie się tyczyć agresji Izraela na Liban. Jak pan ocenia ten konflikt, panie profesorze?
Maszyna śmierci Izraela zmusiła 500.000 osób do opuszczenia kraju, niszczy wszystko. W tym samym czasie Izraelczycy i Waszyngton mówią o „precyzyjnych rakietach”, które w rzeczywistości niszczą budynki mieszkalne oraz całą infrastrukturę społeczną Libanu - mosty, szpitale, drogi. W Waszyngtonie kongres uchwala rozporządzenia zwiększające dostawy broni dla Izraela. Jeżeli do tego dodamy lobby żydowskie w Waszyngtonie, które w stu procentach jest za niszczeniem Libanu, za masakrą ludności cywilnej, to możemy nawiązać do starej tradycji stalinowskiej lat trzydziestych.
Sądzę, że Waszyngton będzie popierał agresje jeszcze przez dwa tygodnie lub więcej, a później będzie starał się narzucić stacjonowanie sił ONZ w tym kraju w celu rozbrojenia Hezbolahu. Liban zamieni się w pół kolonie. Cały problem w tym, że Hezbolah wcale nie ma zamiaru się rozbroić. Nie ma zamiaru też poprzeć procesu pokojowego i oddać południowej częśći kraju Izraelowi. W tym kontekście propozycje ONZ są odzwierciedleniem polityki zagranicznej Izraela, państwa żydowskiego, które chcę zniszczyć wszystko, co zostało w Libanie. Izrael zrujnował ekonomię, zniszczył infrastrukturę, doprowadził do ucieczki pół miliona osób - chrześcijan, muzułmanów, którzy musieli opuścić kraj. Na początku zaapelował do ludności, aby wyszli ze swoich domów, opuścili miasta, a później bombardował ich w czasie ewakuacji.
Przypomina mi się "Noc Kryształowa" w nazistowskich Niemczech, kiedy pewien Żyd zastrzelił nazistę, a następnie naziści wzięli odwet na ludności żydowskiej niszcząc ich witryny sklepowe i mordując setki osób. "Noc Kryształowa", w porównaniu do terroryzmu izraelskiego, to malutki incydent.
Porównując te dwie sytuacje możemy powiedzieć, że naziści przed 1940 rokiem byli bardziej wyrozumiali od dzisiejszego Izraela, oczywiście później po 1940 roku to się zmieniło. Dzisiaj, Izrael bierze przykład z nazistów w swojej ekspansywnej polityce, jaką prowadzi.
Dziękuję za rozmowę, panie profesorze.
tłumaczenie: Patryk Kisling
James Petras jest profesorem socjologii na Uniwersytecie Binghamtońskim w stanie Nowy Jork, specjalistą w zakresie stosunków i ruchów społecznych i politycznych w Ameryce Łacińskiej, działaczem społecznym, autorem 49 książek. Wywiad ukazał się na stronie www.rebelion.org.