Jaworski: Bardzo głodni roboty

[2006-09-13 18:24:35]

Kiedy powiedzieli żonom, że zamierzają głodować, kobiety, jak to kobiety - popłakiwały. W czasie głodówki zrzucili po kilka kilogramów. Po nocach śniły im się pieczone kurczaki, kiszki grały marsza.

W poniedziałek (28 sierpnia) dwaj spośród kilkunastu głodujących poczuli się źle. Mieli kłopoty z sercem. Lekarze zalecili przerwanie głodówki.

W Wożuczynie przeklinają swój los. – Kiedyś zablokowaliśmy holding w Zamościu.

Protestowaliśmy. Bo nikt nie chciał, żeby Niemcy kupowali polskie cukrownie. A takie były wtedy plany. No i tak jak chcieliśmy, mamy Polski Cukier, czyli Krajową Spółkę Cukrową - firmę o którą walczyliśmy. I teraz zarząd tej firmy mówi nam, że nie jesteśmy potrzebni, a naszą cukrownię trzeba zlikwidować. Szlag by to trafił – Leszek Mroczka nie kryje rozgoryczenia. Podobnie jak inni głodujący w świetlicy Cukrowni Wożuczyn.

Bo nie chcieli Niemca

Blokada holdingu, wtedy Lubelsko-Małopolskiej Spółki Cukrowej SA z siedzibą w Zamościu odbyła się siedem lat temu. Wtedy Rada Nadzorcza i prezes zarządu LMSC nie kryli przed cukrownikami, że prywatyzacja to jedyny sposób na uratowanie zakładów pracy. O udziały w cukrowniach w naszym regionie starał się m.in. niemiecki koncern Sudzucker. Niemcy prowadzili rozmowy z ministrami, wozili cukrowników oraz rolników za Odrę, aby ci zobaczyli, jak tam wyglądają plantacje buraków, cukrownie. Gościom z Polski niby się podobało. Bo trzeba powiedzieć, że nie wyglądało to źle. A nawet całkiem dobrze. Tylko, że po niemiecku. Ówczesny przedstawiciel firmy Sudzucker, Eugen Jary ubolewał, że ze strony polskiej są takie opory przed sprzedażą cukrowni. Wspominał jak to nieraz podczas rozmów o wykupie udziałów przywoływano czasy II wojny światowej.

On opowiadał o wydajności, limitach produkcji, potrzebie modernizacji zakładów, a słyszał o pacyfikacjach wsi, obozach, wywózkach do Niemiec Dzieci Zamojszczyzny. Zresztą, bywało i tak, że niektórzy wypominali mu, iż sam jakby zdradził ojczyznę, bo w końcu pochodzi z woj. opolskiego, a wysługuje się Niemcom. W Niemczech zresztą mieszka. Przy takich okazjach zdarzało się, że na koniec pracownicy cukrowni czy rolnicy odśpiewali „Rotę” i „Mazurka Dąbrowskiego”. Jak usłyszał, że “Nie będzie Niemiec pluł nam w twarz i dzieci nam germanił”, a na dokładkę “Jeszcze Polska nie zginęła” to oznaczało, że nie ma sensu prowadzić dalej pertraktacji.

Klimat tamtych czasów doskonale pamięta Leszek Mroczka, był wtedy szefem zakładowego związku pracowników cukrowni (związanego z Ogólnopolskim Porozumieniem Związków Zawodowych).

- Kiedy blokowaliśmy holding, zajęliśmy (w blokadzie uczestniczyli też działacze NSZZ „Solidarność” - przyp. red.) jeden pokój, a związkowcy z cukrowni Strzyżów – drugi – wspomina.

Niemcom udało się kupić udziały w cukrowni Strzyżów. Tylko dlatego, że ówczesny zarząd LMSC uznał ten zakład za najsłabszy. Ale Strzyżów dalej pracuje. A Wożuczyna może nie być już w tym roku.

- I po co nam to było? – dopytują cukrownicy z Wożuczyna.

- Już osiem lat nas likwidują – przypomina Mieczysław Gancarz. – Rządy się zmieniają, a my za każdym razem słyszymy, że jesteśmy niepotrzebni.

Cukrownicy przypominają jeszcze, że za rządów SLD w Wożuczynie mówiono tak: “Przetrzymaliśmy Hitlera, przetrzymamy i Millera (Leszka, b. premiera – przyp. red.)”. Mniej optymistyczna wersja porzekadła mówiła o tym, że za Millera zakład upadnie. Sprawdziło się to pierwsze. Teraz szanse na uratowanie cukrowni są jednak mniejsze niż wtedy.

Ministrze - pomocy!

Gdy w Wożuczynie zorientowali się, że to koniec żartów, postanowili działać. Był strajk (nieoficjalnie mówi się, że za to został odwołany dyrektor Andrzej Pras), były prośby wysyłane do ministerstw i parlamentarzystów. Pracownicy cukrowni w ciągu kilku dni zebrali ponad 18 tys. podpisów pod listem w sprawie obrony zakładu. Na nic. Do Wożuczyna przyjeżdżali przedstawiciele Krajowej Spółki Cukrowej SA. Za nic nie chcieli przyjąć do wiadomości, że cukrownia zatrudniająca ok. 200 osób, to jedyny zakład w okolicy, że zwolnieni pracownicy nie mają szans na znalezienie pracy. Bo niby gdzie? Dorywczo w prywatnych firmach za 600 zł miesięcznie? I za to mieliby utrzymać rodziny? Zresztą mało kto spośród pracowników Wożuczyna wierzy, że pracę dostanie. – Ani żyć, ani umierać – kwituje Mirosław Wronka. Aby ratować zakład przed likwidacją, załoga pokornie zgadzała się na bezpłatną pracę w piątki, ludzie brali po dwa tygodnie bezpłatnego urlopu. Robiono wszystko, aby ograniczyć koszty. Cukrownia od lat nie przyjmuje nowych pracowników. – Średnia wieku w zakładzie to 50 lat. Jeden z pracowników ma 37 lat. Ale tylko jeden taki jest. Reszta, to ludzie dużo starsi – ubolewa Mirosław Wronka.

I to nie pomogło. Podobnie jak niewiele dała blokada drogi Tomaszów Lubelski – Hrebenne. Na nic zdała się też pikieta. W ub. tygodniu do Warszawy pojechało trzema autokarami ok. 150 pracowników cukrowni Wożuczyn. Rozmawiał z nimi Paweł Piotrowski, podsekretarz stanu w Ministerstwie Skarbu Państwa. Powiedział, że jedynym wyjściem jest restrukturyzacja. Czyli zwolnienia.

- Z Warszawy, aż do Ryk eskortował nas policyjny radiowóz. Jak przestępców – z goryczą opowiada Leszek Mroczka.

Chudniemy w oczach

Głodówka w zakładowej świetlicy w Wożuczynie rozpoczęła się 28 sierpnia. Do akcji protestacyjnej przystąpiło 8 osób. Następnego dnia dołączyło do nich jeszcze trzech pracowników.

- Może być nas więcej – zapowiadali w ub. czwartek głodujący. Gotowość rozpoczęcia takiej formy strajku zadeklarowało bowiem ok. 30 pracowników cukrowni Wożuczyn.

Głód zabijali papierosami. Ale nie wszyscy palili. – Za to wszyscy piją – próbował żartować Mieczysław Gancarz. – Wodę i soki – precyzował.

Głodującymi opiekowali się lekarze z Rachań i Wożuczyna (Anna Łysiak, Tadeusz Terlecki, Krzysztof Salamoński) i pielęgniarka - Teresa Glińska.

- Codziennie mierzyli nam ciśnienie. Pobierali krew. Niedużo, z palca. Mierzyli poziom cukru. Raz było badanie ekg – opowiada Mirosław Wronka.

Najgorszy był pierwszy dzień – wspomina Jan Mac. - W nocy koncert był konkretny, kiszki marsza grały. Sami z siebie się śmialiśmy.

- Po trzecim dniu minęło uczucie głodu – pociesza się Mieczysław Gancarz. Teoretycznie, bo wszystkim chciało się jeść okrutnie.

- Spać nie można – narzekał Bogusław Kuzdra. Kuzdrze w nocy śnił się kurczak na rożnie. – Widać takie są objawy głodówki. Kuzdrę bardzo to stresowało i niechętnie o tym mówił. Żeby niepotrzebnie nie drażnić kolegów, a i sobie chciał zaoszczędzić nerwów. Przed rozpoczęciem głodówki ważył 105 kg. Ubyło mu jakieś 4 kilogramy. Każdy po jednym dniu głodówki był lżejszy o kilogram. Strajkujący skrupulatnie sprawdzali ile ważą (w świetlicy była waga). Wyniki, podobnie jak spostrzeżenia lekarzy, wpisywano do specjalnie na tę okazję założonego zeszytu.

- Żadnego oszustwa, żadnego picu nie ma. Gdybyśmy jedli, zaraz byłoby to widać po wynikach. Podniósłby się poziom cukru – przekonywał Mirosław Wronka. - Zresztą, nie po to zaczęliśmy głodówkę, żeby oszukiwać. Nie będziemy tacy, jak ci z Krajowej Spółki Cukrowej. U nas wszystko jest uczciwie.

Mieczysław Gancarz ma cukrzycę. Z tego powodu lekarze ostrzegali go, że głodówka może skończyć się śpiączką. Andrzej Przykaza - po zawale. Medycy wytłumaczyli, że kilka dni na głodzie wystarczy, aby serce odmówiło posłuszeństwa. - Widać zmiany – Jan Młynarczyk bacznie obserwował głodujących kolegów. Ze smutkiem popatrywał na Mariusza Capko. Ten, kiedy zaczął głodować, na twarzy miał rumieńce. Po dwóch dniach na głodzie bardzo pobladł. Jak na oko Młynarczyka, bardzo źle znosi głodówkę Tadeusz Czekirda. - I Tadzia zjemy najpierw – Mieczysław Gancarz nie tracił dobrego humoru.

Głodem ich nie wzięli

Strajkujący zabijali czas czytaniem gazet, oglądaniem telewizji, słuchaniem radia.

- Gramy w karty, w tysiąca – dopowiadał Jan Mac. Jednak tak naprawdę nie chodziło o wypełnienie nudy, ale o to, żeby się czymś zająć. Nie myśleć o tym, co jest w domu na obiad.

Wszyscy kibicowali Wiśle Kraków, która w ub. czwartek grała w Pucharze UEFA. Na szczęście Wisła wygrała z austriackim SV Mattersburg (1:0). Strajkującym nastroje się poprawiły.

Rozrywek dostarczali koledzy, którzy odwiedzali głodujących. Po godz. 15 przychodziły rodziny. Dzieci dopytywały się, kiedy ojcowie wrócą do domów. A oni sami nie wiedzieli kiedy to nastąpi.

Leszek Kurylak zapewniał, że nikt nie odpuści i głodować będą do skutku. – Nie wyjdziemy stąd z własnej woli – obiecywał. - No, chyba że nogami do przodu. Bo jakie mamy wyjście? Większość z nas mieszka w blokach, obok cukrowni. Pola nie mamy, z czego będziemy żyli, jak zamkną cukrownię?

W ub. czwartek głodujący czekali na wieści z Warszawy. Na negocjacje z Zarządem Krajowej Spółki Cukrowej pojechali Jacek Monsiel, przewodniczący zakładowej „Solidarności” i Andrzej Kawałko, szef Związku Zawodowego Pracowników Cukrowni Wożuczyn. Ok. godz. 21. 30 Mirosław Wronka zadzwonił do kolegów, aby dowiedzieć się o wynik rozmów. Okazało się, że przedstawiciele KSC nadal są nieugięci i nie zmienią planów. Rozmowy miały toczyć się dalej. W Wożuczynie martwili się o kolegów, bo ci przecież rozpoczęli głodówkę razem z nimi i dalej głodowali.

- Może ci z KSC chcą ich przetrzymać, liczą na to, że jak głodni, to w końcu przestaną upierać się przy swoim i zakończymy protest – rozmyślali protestujący.

W negocjacjach uczestniczyli m.in.: poseł Prawa i Sprawiedliwości Sławomir Zawiślak, senator Adam Biela (LPR), doradcy ministra rolnictwa Andrzeja Leppera. Ministerstwo Skarbu Państwa reprezentował podsekretarz stanu Paweł Piotrowski, a KSC - m.in. prezes zarządu spółki Krzysztof Kowa. Rozmowy zakończyły się przed północą. Jak wyjaśnia Jacek Monsiel, ze strony zarządu KSC nie padły żadne konkretne propozycje. W tym tygodniu rozmowy będą kontynuowane.

Tydzień bez jedzenia

W ub. piątek (25 sierpnia) w cukrowni Wożuczyn zebrał się Komitet Strajkowy. Uznano, że skoro Zarząd KSC nie jest skory do zmiany decyzji, głodówka będzie kontynuowana.

W cukrowni Wożuczyn głodują: Andrzej Kawałko, Jacek Monsiel, Mieczysław Gancarz, Andrzej Przykaza, Tadeusz Czekirda, Dariusz Kargol, Leszek Mroczka, Bogusław Kuzdra, Leszek Kurylak, Krzysztof Mandziarz, Mariusz Capko, Janusz Mac, Mirosław Wronka, Krzysztof Żołądek.

Listy do premiera Kaczyńskiego

W cukrowni Wożuczyn pracuje ok. 200 osób. Większość z nich mieszka w blokach, obok zakładu. Jeżeli ten upadnie, nie będzie dla nich przyszłości. KSC obiecuje odprawy (maksymalnie 67 tys. zł) dla osób, które zrezygnują z zatrudnienia w zakładzie.

- I co zrobimy z tymi pieniędzmi? Trzeba bronić miejsc pracy – dowodzą protestujący. – Dopóki nikt się nie wyłamie, nie zgodzi się na odprawę, nic nam nie zrobią. Cukrownia zostanie.

Przedstawiciele KSC przekonują, że cukrownię należy zamknąć. W Wożuczynie nie bardzo rozumieją dlaczego. Przecież zakład przynosi zyski.

- Ci z KSC mówią nam, że jak cukrownia Wożuczyn nie zostanie zlikwidowana, cała spółka wpadnie w kłopoty – opowiada Mieczysław Gancarz.

W Wożuczynie nikt w to nie wierzy. Podobnie jak w to, że w KSC tak bardzo liczą się z kosztami.

- Przyjechało do nas dwóch ludzi z KSC. Dwoma samochodami. W dodatku jeden z przedstawicieli KSC miał szofera. To jak oni tam oszczędzają? – dopytują cukrownicy.

Do szefów KSC mają żal o to, że ci nawet nie biorą pod uwagę takiej możliwości, aby w Wożuczynie produkować z buraków cukrowych bioetanol. Chociaż w Europie Zachodniej taki wariant jest rozważany na poważnie. Na inwestycje potrzebne do uruchomienia tego typu produkcji są przeznaczane ogromne pieniądze (np. we Francji - miliard euro).

- Oficjalnie wszyscy są z nami i nas wspierają. Cały czas otrzymujemy faksem listy kierowane przez organizacje związkowe różnych zakładów pracy w powiecie (i nie tylko) do premiera Jarosława Kaczyńskiego. Pomocy udzieliły nam OPZZ i NSZZ “Solidarność”. Związki zawodowe dały nam pieniądze na napoje, przekazały materace - mówią w cukrowni Wożuczyn.

Adam Jaworski


Tekst ukazał się w regionalnym piśmie z Zamojszczyzny "Kronice Tygodnia" z 29 sierpnia 2006 r.

***


Obecnie w cukrowni głoduje 12 osób. Od początku w strajku głodowym wzieło udział 30 pracowników zakładu.

drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca

Więcej ogłoszeń...


24 listopada:

1957 - Zmarł Diego Rivera, meksykański malarz, komunista, mąż Fridy Kahlo.

1984 - Powstało Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych (OPZZ).

2000 - Kazuo Shii został liderem Japońskiej Partii Komunistycznej.

2017 - Sooronbaj Dżeenbekow (SDPK) objął stanowiso prezydenta Kirgistanu.


?
Lewica.pl na Facebooku